W pierwszej części naszego kopernikańskiego cyklu żeśmy wystawili młodość Retyka oraz przyczyny i cyrkumstancyje, cależ nie naukowej natury, co go do podróży pchnęły, w tem i tej najważniejszej: do Fromborka... We wtórej żeśmy samego Kopernika młodość opisali; pora rzec w jakiemż też momencie Kopernikowego żywota mu ten młodzianek, luterski matematyk z wizytą zjechał niespodzianą... Rzec by można zrazu, że w jak najgorszym, aliści by tegoż pomiarkować, przyjdzie się jednak krztynę cofnąć w czasie.
Siedem pierwszych lat po powrocie z Italijej zeszło Kopernikowi na sekretarzowaniu biskupowi, czyli wujowi własnemu Łukaszowi Watzenrodemu, zatem przepędził ich w zamku biskupów warmijskich w Lidzbarku Warmińskim. Nie jest to może zajęcie dla ambitnego mężczyzny i edukowanego, jako byśmy dziś rzekli: na kilku fakultetach. Z drugiej jednak strony posada ta z pewnością zapewniała względnie dostatnie i wygodne życie i bodaj nie była zbyt wysoką ceną, jeśli się miało zainteresowań inszych i insze priorytety. A przecież już gdzieś wtedy musiał zrębów swej teoryi opracować, lub też pomiędzy 1510 rokiem, gdy opuścił wuja i przeniósł się na stałe do Fromborka*, a 1514 rokiem, gdy w Krakowie Maciej Miechowita inwentaryzacyi swej biblioteki poczynił. Z czegóż to wnosim?
Ano z tego, że wówczas Miechowita odnotował posiadanie "rękopisu z sześciu kart objaśniającego teorię autora, który utrzymuje, że Ziemia porusza się, podczas gdy Słońce pozostaje nieruchome"
Traktacik ten, dziś znany jako "Commentariolus", rozesłany został przez Kopernika kilku zaledwie osobom w rękopisie i, najpewniej bez wiedzy i woli autora, począł żyć życiem własnem, krążąc w odpisach po Europie, podobnie jak się to stało z następnym (i jedynym przed "De revolutionibus...") traktatem astronomicznym Kopernika, który właściwie był listem do przyjaciela, Bernarda Wapowskiego, a ściślej listowną odpowiedzią na pytanie onego cóż o konceptach norymberskiego astronoma, Johannesa Wernera, sądzi. Owe dwa drobiażdżki, "Commentariolus" i "List przeciwko Wernerowi" latami krążyły po Europie, zapowiadając niejako kopernikowskie dzieło życia główne, najwięcej przy tem osobliwe to, że Kopernik chyba był tegoż rękopisów swoich żywota wtórego nieświadom zupełnie, bowiem Wapowski pomarł, nim go uwiadomił, że rzeczy w sekrecie nie zatrzymał.
Przez ćwierć wieku Kopernik się trudził wkoło spraw kapituły, szpitalika, którego doglądał, zajmował monetarnemi sprawami i administrował czas jaki olsztyńskiemi kapituły dobrami. Od jednak 1531 roku narastać poczęły wkoło niego turbacyje, które go wpędziły w niełaskę biskupów kolejnych. Zachował się list z lipca 1531 do biskupa Maurycego Ferbera, w którem ów się wielce pokrętnie tłumaczy (i najpewniej kłamliwie) z tego, że nocowała u niego dawna gospodyni. Niechybnie któryś z pozostałych piętnastu kanoników doniósł o tem biskupowi, a zda się że nie tylko o tem, bo biskup raczej nie dał wiary wyjaśnieniom astronoma, że Anna Schilling, bo to o nią najpewniej idzie, jeno się tam zatrzymała w drodze z targu w Królewcu do Gdańska, przy tem miała jej towarzyszyć jej obecna chlebodawczyni, rzecz zatem była zgoła niewinną, choć może i niezbyt stosowną dla duchownego, z czego się Kopernik sumitował wielce.
Ferber miał jednak dobre źródło, jak mawiają w wywiadzie, i wiedział, że rzecz nie była ani incydentalną, ani tak błahą, jak utrzymywał Kopernik. Ciekawe zaś przy tem jest i to, że każdy biskup warmiński, Ferbera nie wyłączając, musiał być przódzi kanonikiem fromborskim, tedy i Ferber był nim...od 1507 roku. Znali się zatem z Kopernikiem wybornie, ale nie posądzałbym ja Ferbera o hipokryzję, że póki biskupem nie został, rzecz mu nie przeszkadzała. Primo, że ów objął biskupstwo w 1523, a nie wiemy tak naprawdę od kiedy się nasz astronom z Anną Schilling związał... Wspominany list z lipca 1531 jest tegoż związku pierwszym śladem, ale i w niem samem mamy arcycennej wskazówki ("...otrzymałem list, który Wasza Przewielebność ZNOWU własnoręcznie raczył do mnie napisać..."), że to nie pierwsze takie było napomnienie. Są i insze dokumenta, które świadczą, że się biskup naszemu kanonikowi wielce naprzykrzał, bo przódzi jeszcze, w lutym żądał odeń, by ów święceń nareście wyższych dopełnił i stał się xiędzem pełną gębą... Czy to związek miało z Anną i służyć miało zdyscyplinowaniu kanonika? Czy jeno szło o pełnię jurysdykcji nad niem? Trudnoż orzec, wiemy jedynie, że Kopernik odmówił, co mnie osobiście zda się niemałej miary odwagą, bo tem się niejako ujawniał, że cele Kościoła niekoniecznie są z Kopernikowymi zbieżne, przy tem dla człeka cichego i nie łaknącego ni zaszczytów, ni sławy czy kariery, zdałoby się, że dla kłopotów uniknięcia łacniej byłoby się zgodzić... Skoro zaś miast kluczyć i odwlekać, jako to w sprawie Anny czynił, jednoznacznie rzekł "nie", przyczyny wcale nie musiały być tejże samej romansowej natury...
Jeszcze jest pytanie zasadne, czemuż Ferber tak w tej mierze nastawał, gdy niemało inszych duchownych, a i xięży nawet całkiem jawnie niewiasty jakiej trzymało, czasem i z dzieciaczków czeredką? Ano najpewniejszą przyczyną były nagłe wkoło Reformacyi tryumfy... Znają wszytcy, że się Anno Domini 1525 Albrecht Hohenzollern na krakowskiem rynku przed królem Zygmuntem ukorzył, zasię i państwo zakonne w świeckie księstwo odmienił... Warmia tedy wkoło przez luterańskie ziemie okrążoną została, to i nie dziwota, że nowinek i tam chętnie słuchano, a biskup, jeśli mu Kościół własny leżał na sercu, musiał jako przeciw tej zarazie działać...
Najpewniej też i jego zamysłem było własnych z potencjalnych odstępców oczyścić szeregów, a Kopernik, żyjący z niewiastą i odmawiający przyjęcia święceń, po prostu musiał się biskupowi wydać jednym z podejrzanych najpierwszych...
Zda się jednak, że Opatrzności ów romans kanonika nie zawadzał nadmiernie, bo wielce starannie, choć brutalnie, czuwała nad tem, by go jeszcze lat parę nie przerywano...:) Z końcem bowiem tegoż samego jeszcze roku Ferber był zaniemógł i wezwał listem do się Kopernika, by ów go jako medyk ratował... Czy to uśmierzenie boleści było jaką przyczyną, że biskup od egzekwowania swoich żądań względem kanonika odstąpił, trudnoż osądzić. Kopernik już i gdzie jesienią najpewniej z części swych obowiązków zrezygnował, takoż z dwóch intratnych prebend, może być zatem że i to póki co zadowoliło biskupa, że przez lat następnych kilka, do swej śmierci w 1537, już nie nastawał tak zajadle. Z drugiej jednak strony, w 1535 napomniał Kopernika, że winien swego wskazać następcy, co trudnoż inaczej sądzić, niż co najmniej znów naciskiem jakiem, luboż i szantażem niewypowiedzianem, boć jeśli się komu o następcy przypomina, snadź nie sądzi się o niem, by miejsca swego długo jeszcze zagrzał.
Opatrzność jednak, póki co, Ferbera wolała powołać ku sobie, tedy zdałoby się, że z początkiem 1537 mógłby Kopernik odetchnąć, osobliwie, że następcą biskupa został ...Dantyszek, człek światowy, prawdziwy humanista, przy tem Kopernikowi osobiście znajomy i nie tylko temuż, że i ten się między kanoników liczył fromborskich... Dokażem jak zwodnicze by to były (jeśli były) nadzieje, póki co zaś na jednego jeszcze człeka zwrócić bym uwagi Lectorów Miłych pragnął, bo i na naszej historii on zaważy wielce. Idzie mi o człeka, co Albrechta Hohenzollerna do luterańskiej przekonał nauki, ergo mógłby sobie za zasługę poczytać całej tej krainy pruskiej "nawrócenie". Ów teolog, myśliciel i reformator zwał się Andreas Osiander, zaś książę Albrecht spotkał go był w Norymberdze, gdy w 1522 Niemcy przemierzał, poparcia przeciw królowi polskiemu żebrząc...
Zdałoby się, że ów, zwłaszcza, że i Norymberga dzięki niemu przy Lutrze stanęła, winien się cieszyć wielgiem u Lutra i Melanchtona poważaniem i zaufaniem. A jednak dla nieznośności jego charakteru, Osiandera bodaj nikt nie lubił, nie kochał, a i poważano pozornie, tak że z końcem lat trzydziestych był on w Norymberdze człekiem wręcz niemile widzianym i będąc tego świadomym, szukał dla się jakich pól nowych, na których by gwiazda jego podupadła znów zabłysnąć mogła. I takim go właśnie spotkał był nasz z pierwszej części znajomy: Jerzy Joachim Retyk...
Coraz to i więcej person światowego zgoła ówcześnie formatu się w tej naszej pojawiać poczyna opowieści, jakoby i samego Kopernika było przymało... Aleć i prawda, żem rzeczy studiując, odczuwał coś na kształt radości ogrodnika, któremu dzieło nareście kwitnące i owocujące, trud wielomiesięczny wynagradza. Tak i mnie, gdym te supełki wiązać z sobą począł, te persony przeróżne w cyrkumstacyjach rozlicznych i uwikłaniach wzajemnych postrzegać, wszytkich znów zasię mieć jako mróweczki w mrowisku Historii, smaganem wichrami i chłostanem burzami dziejowych wstrząśnień, trudnoż się i nie radować, gdy zdarzenia z pozoru niezrozumiałe, z inszej oświetlone strony, z nagła sensu mieć poczynają, zasię persony nibyż i znane, barwniejszego dostają portretu, nieznane zaś i przepomniane radują się w blasku światła stanąwszy...
Tako też i u nas, gdyśmy wyprowadzając z cienia Osiandera, a i spomniawszy Dantyszka, krąg tych person, co na żywocie i dziele Kopernikowem zaważą, powoli domykamy. O Dantyszku nibyż słyszał każdy, ale jak mniemam, zaledwie spomnianego między humanistami inszemi, tedy poświęcim mu słów parę, by barwność tej postaci ukazać.
Porodził się w Gdańsku, w domu piwowara jako Johann van Hoefen, którego wołali Flachsbinder , a którego wszytcy mają za niemieckiego. Mnie owe”van” zastanawia, czy to nie jednak jaki Olędrów potomek, już w Gdańsku zniemczony, ale to rzecz mniejsza. Ważniejsze, że ociec majętny dość, by syna (piętnastoletniego, na co zwrócić uwagi sobie nie bez kozery pozwolę :) na Akademiję posłać Krakowską, gdzie ów w lat dziesięć po Koperniku począł swej wiedzy budować zrębów. Wtedy też i odmienił swego naźwiska, widno pragnąc się między Polakami nie obnosić z niemczyzną. Podobnie jak Retyk się nazwał Rheticus od łacińskiego miana prowincyi, z której się wiódł, tak i nasz syn piwowara się nazwał Dantiscus, a co Polacy na Dantyszka wrychle spolszczyli. Zapachniała mu w tych studiach wojaczka, tedy się Anno Domini 1502 z wyprawą na Tatary i Wołoszę zabrał, ale zda się, że tem rzemiośle nie zagustował, bo na Akademiję powrócił i onej z Rokiem Pańskiem 1503 pokończył. Człek to, zdałoby się najostatniejszych skrajności, bo po studiach wrychle z pielgrzymką do Jerozolimy ruszył, gdzie niemal dwóch lat zabawił, co by mogło być prognostykiem pobożności przyszłej, przecie oddawszy swe pióro, umysł i osobę w służby królewskie** stał się jednem z filarów dyplomacyi Zygmunta I. Był i sekretarzem królewskiem i extraordynaryjnym posłannikiem do Prus, co by raczej funkcji jakiego wywiadowcy bliższem było, zasię posłem na dworze cesarskiem, pierwej u Maksymiliana I, zasię u Karola V, jako ten po dziadku po austryjackie sięgnął dziedziny... Wszędy ulubieniec, dla swych poetyckich talentów, wszędy za pan brat z najmożniejszymi tego świata: od Maksymiliana nadgradzany w poetyckich konkursach, od Karola nawet i jakiem nadaniem ziemskiem w Hiszpanijej obdarzony, wszędy też, jako to Koestler w „Lunatykach” ujmuje, zajmował się „poezją, kobietami i towarzystwem uczonych mężów, w tej właśnie kolejności”. Czytaliśmy w nocie wtórej wyimek jegoż relacyj, gdy Lutra zapoznał... Dodać pora, że znał i osobiście króla Angielczyków Henryka VIII, tego co to nie miał szczęścia do żon i dziedzica, i przez to się nowe narodziło wyznanie, takoż i licznych inszych w Europie władców i dworskich znakomitości. Słowem, człek absolutnie światowy, przy tem kochliwy niezmiernie; najmniej o dwóch jego kochankach wiemy z imienia: niejakiej Grinei z Innsbrucku i o Hiszpance Isabel Delgada, z którą nawiasem miał córki Dantiski, o czem extraordynaryjnie dla Vulpiana Jegomości donoszę...:)
I taki to człek czwarty ledwo krzyżyk na karku mając, rzuca to wszytko w diabły i się do stanu duchownego przenosi, pewno, że nie jakie tam leda probostwo mając na względzie. Toć przecie on do pańskości nawykniony, to i mierzy wysoko... A wpodle diecezji warmińskiej przyjęło się, że nim tam biskupem, przódzi być trza kanonikiem fromborskiem, zasię zwykle przychodziło ubożuchne biskupstwo chełmińskie, i nareście cztery razy większe i bogatsze warmińskie.
Kanonikiem został Dantyszek w 1529 roku, biskupem chełmińskim w rok później, choć oficyjalnej sakry dwóch lat mu jeszcze czekać przyszło. Ano i po tych dwóch leciech jest z 1532 zachowany arcypiękny list do Kopernika, w którem tenże biskup nowy z diecezji sąsiedniej, go do siebie, do Lubawy zaprasza. Prosił też i Feliksa Reicha, wtórego kanonika ówcześnie najstarszego, co assumpt daje do myśli, że ich obu poparcia szukał, jako Ferber pomrze i biskupstwo warmińskie wakować będzie... Obaj się w grzecznych słowach wymówili mnogością obowiązków, co mogło i być prawdą, a być i może, że w dobie zatargu już jawnego z Ferberem nie chcieli oba ostentacyjnie u spodziewanego następcy gościć...
Jako jednak Ferber pomarł***, a kapituła wybrała Dantyszka i król go zatwierdził, tak ów od września był już biskupem oficyjalnem, aliści do formalnego objęcia diecezji zbrakło objazdu tejże przez biskupa nowego, a to przez jaką chorobę Dantyszka nieznaną, w której mu już w Lidzbarku Kopernik swą medyczną służył pomocą. Do tegoż objazdu doszło w rok niemal po wyborze i znów Reich i Kopernik są temi, co z ramienia kapituły biskupowi towarzyszą. Jack Repcheck w swojem „Sekrecie Kopernika” utrzymuje, że to wtedy się Dantyszek o Annie Schilling dowiedział, co podług mnie chyba nie jest możliwem. Któż by mu bowiem miał o tem w inszych miastach diecezyi donieść? Rzecz mogła być we Fromborku tajemnicą poliszynela, przecie nie w Olsztynie, czy Braniewie...
Zaliżby się sam Kopernik wygadał, luboż i Reich może? Wykluczyć nie sposób, aliści to znów by assumpt był, by mniemać, że się oba w Dantyszkowem towarzystwie czuli wielce swobodnie, do niemałej zapewne konfidencyi przypuszczeni, ani śmieli zapewne mieć obaw jakich, że to biskup tak światowy i uczony, przeciw nim wykorzysta. Akurat latem tegoż roku z odległej Hiszpanii słała mu listy Isabela uwiadamiając go o zaręczynach córki, co wiemy, że wielce uradowało Dantyszka. Może gdzie i przy jakiej z winem wieczerzy wyznali sobie nawzajem swoich sekretów?
Dość, że wrychle potem przyszło Kopernikowi może i pożałować tej konfidencji, bo Dantyszek wielekroć srożej jeszcze niźli Ferber począł na kanonika naciskać. Nawet jeśli znał prawdy wcześniej, najwidniej mu ona nie przeszkadzała, dopokąd nie został biskupem. Biskupem diecezji niemal z każdej strony okrążonej przez luteran, oskarżających przecie Kościół ustawicznie właśnie o wszelkie niegodne postępki. Stąd też i zapewne owe ostre w słowach dla Kopernika nakazy, by niewiasty z domu swego usunął.
Biedny Kopernik zwłóczył jak mógł. W listopadzie najsolenniej obiecywał biskupowi, że to już jeno do Godów trwać będzie ta przyczyna zgorszenia, w czem łgał aż się kurzyło, bo w styczniu 1539 Dantyszek stracił cierpliwość i nakazał Reichowi, by ten pozwał Kopernika przed sąd kapituły i doprowadził do konfrontacji. Reich, postawiony w nader niezręcznych wobec przyjaciela cyrkumstancyjach, wywijał się jak piskorz:) A to zwrócił listy, które miał na kapitule odczytać pod pozorem, że są w nich imiona pomylone, a to znów mu szkodziło, że nie wszyscy kanonicy są we Fromborku przytomni, a na koniec jeszcze uczynił Dantyszkowi i tej siurpryzy, że wziął i złośliwie pomarł 1 marca 1539, zlecenia biskupiego nie dopełniwszy...
Zdałoby się, że znów Fortuna ów romans uchroniła, przecie nie na długo. Z marca końcem inszy z kanoników, niejaki Płotowski, nawiasem konkurent Dantyszka na stolec biskupi, donosi biskupowi, że spośród fromborskich kanoników aż trzech żyje w związkach niegodnych, w tem wymienił oprócz Kopernika i Leonarda Niederhofa także Aleksandra Skulteta, postać przy której zatrzymać nam się chwilę przyjdzie. Ów bowiem od lat był z Dantyszkiem w konflikcie, gdyż ten przed laty jego nominacyję na kanonika fromborskiego blokował. Dla odmiany Skultet, gdy już nim jednak został, począł co przewąchiwać wkoło beneficjów Dantyszkowych z oczywistym zamiarem utrącenia przyszłemu biskupowi dochodów, co już było samo w sobie ówcześnie skandalem, a przy tem i głupotą, bo cechą Dantyszkową o której żem dopotąd nie spomniał, byłoż graniczące ze skąpstwem umiłowanie grosza i ustawiczne za niem dążenie. Człowiekowi, co się swemu skarbnikowi kazał wyliczać z opłat za przesyłane listy, musiało działanie Skulteta dopiec do żywego i usposobić go jak najbardziej wrogo.
Co gorsza jeszcze, Skultet sobie wrychle nowego narobił wroga, postać znów w przyszłości głośną, a to Stanisława Hozjusza. Ów kardynał słynny, przyszły, „młot na heretyków”, importer jezuitów do Polski i zdecydowany kontrreformacyi wódz, nim sam został biskupem warmińskim****, w 1538 się właśnie o kanonię wystarał fromborską, a jednym z tych co mu w tem szkodowali wielce, był właśnie Aleksander Skultet. Wybór jednak nie zakończył sporu, a przeciwnie przeniósł go na płaszczyznę inszą, najwięcej właśnie z dochodami adwersarzy obu związaną. Nie wchodząc w szczegóła sporów, w których się strona jedna po protekcyję udawała do króla, wtóra zasię do Rzymu*****, dość rzec będzie, że wiosną 1539, Dantyszek Skulteta oskarżył o coś na kształt kradzieży, czyli o lnu do kapituły należącego przedanie dla intraty własnej. Przy tem wypłynął i ów list Płotowskiego, przy tem i król się kazał Skultetowi przed obliczem swem stawić i wytłomaczyć ze związku z niewiastą, dziecięcia nieślubnego, najwięcej zaś z oskarżeń o przynależność do sakramentalistów, którzy (podobnie jak luteranie) nie wierzyli w przemienienie w czasie mszy chleba i wina w ciało i krew Chrystusową.
Tego już widno Skultetowi nadto było, by poczuć, że się mu pod zadkiem pali i przyszły reformator sławny, historyk, jeograf i patron Miejskiej Bliblioteki w Tczewie, dał drapaka, a nie oparł się aż w Rzymie, snadź licząc na jakie dawniejsze amicycje swoje. We Fromborku tem zaś czasem domu jego przeszukano i iście naleziono pism, co między luteranami krążyły. Tego było już i nadto wiele i królowi, a i dawniejszym Skulteta protektorom w Rzymie i ów trafił za kratę, jak się później pokazało, nie po raz ostatni...
To nam wszytko nibyż margines, przecie o tyleż ważki, że Skultet się z Kopernikiem przyjaźnił, a teraz po śmierci Reicha, odejściu Giesego na biskupstwo chełmińskie i ucieczce Skulteta, ów został we Fromborku sam, bez przyjaciół, następny w kolejce do oskarżeń o związek naganny, a któż wie, czy i nie o dla Reformacyi sympatie... Trudnoż by chyba naleźć momentu gorszego, by się do przerwanej wziąć naukowej roboty, orbit badać i dzieła życia kończyć, a przecie to w tem właśnie momencie do drzwi kanonika zapukał z Norymbergi przybysz nieznany: Jerzy Joachim Retyk...
_______________________
* jeśli nie liczyć pięciu lat przepędzonych w Olsztynie, gdy go kapituła wybrała zarządcą swych dóbr tamtejszych. W temże właśnie charakterze występował, gdy w 1520 tegoż Olsztyna przed Krzyżakami bronił.
** jeszcze przed pielgrzymką zdążył się przetrzeć jako pisarz w kancelarii Aleksandra Jagiellończyka
***z początkiem lipca 1537 roku, a do przejęcia majątku, papierów i skarbca biskupiego kapituła wyznaczyła właśnie Reicha i Kopernika.
**** utartą i już opisaną drogą, po śmierci Dantyszka w 1548 roku biskupem został dotychczasowy biskup chełmiński, wielki Kopernika przyjaciel, Tiedemenn Giese, którego też i Dantyszek próbował użyć, by Kopernikowi przemówił do rozumu w sprawie Anny, a stolec po Giesem wziął właśnie Hozjusz. Po zaś śmierci Giesego i Hozjusz się przeprowadził z Lubawy do Lidzbarka.
***** Skultet, zdaje się, studiował w Rzymie za młodu, a co najmniej bawił tam dość długo, by sobie jakich pożytecznych in futuram wyrobić znajomości. Najzabawniejsze w tem to, że jako za ingerencyją króla Skulteta uwięziono, tak uwolniono go za ...Bony wstawiennictwem:)
Siedem pierwszych lat po powrocie z Italijej zeszło Kopernikowi na sekretarzowaniu biskupowi, czyli wujowi własnemu Łukaszowi Watzenrodemu, zatem przepędził ich w zamku biskupów warmijskich w Lidzbarku Warmińskim. Nie jest to może zajęcie dla ambitnego mężczyzny i edukowanego, jako byśmy dziś rzekli: na kilku fakultetach. Z drugiej jednak strony posada ta z pewnością zapewniała względnie dostatnie i wygodne życie i bodaj nie była zbyt wysoką ceną, jeśli się miało zainteresowań inszych i insze priorytety. A przecież już gdzieś wtedy musiał zrębów swej teoryi opracować, lub też pomiędzy 1510 rokiem, gdy opuścił wuja i przeniósł się na stałe do Fromborka*, a 1514 rokiem, gdy w Krakowie Maciej Miechowita inwentaryzacyi swej biblioteki poczynił. Z czegóż to wnosim?
Ano z tego, że wówczas Miechowita odnotował posiadanie "rękopisu z sześciu kart objaśniającego teorię autora, który utrzymuje, że Ziemia porusza się, podczas gdy Słońce pozostaje nieruchome"
Traktacik ten, dziś znany jako "Commentariolus", rozesłany został przez Kopernika kilku zaledwie osobom w rękopisie i, najpewniej bez wiedzy i woli autora, począł żyć życiem własnem, krążąc w odpisach po Europie, podobnie jak się to stało z następnym (i jedynym przed "De revolutionibus...") traktatem astronomicznym Kopernika, który właściwie był listem do przyjaciela, Bernarda Wapowskiego, a ściślej listowną odpowiedzią na pytanie onego cóż o konceptach norymberskiego astronoma, Johannesa Wernera, sądzi. Owe dwa drobiażdżki, "Commentariolus" i "List przeciwko Wernerowi" latami krążyły po Europie, zapowiadając niejako kopernikowskie dzieło życia główne, najwięcej przy tem osobliwe to, że Kopernik chyba był tegoż rękopisów swoich żywota wtórego nieświadom zupełnie, bowiem Wapowski pomarł, nim go uwiadomił, że rzeczy w sekrecie nie zatrzymał.
Przez ćwierć wieku Kopernik się trudził wkoło spraw kapituły, szpitalika, którego doglądał, zajmował monetarnemi sprawami i administrował czas jaki olsztyńskiemi kapituły dobrami. Od jednak 1531 roku narastać poczęły wkoło niego turbacyje, które go wpędziły w niełaskę biskupów kolejnych. Zachował się list z lipca 1531 do biskupa Maurycego Ferbera, w którem ów się wielce pokrętnie tłumaczy (i najpewniej kłamliwie) z tego, że nocowała u niego dawna gospodyni. Niechybnie któryś z pozostałych piętnastu kanoników doniósł o tem biskupowi, a zda się że nie tylko o tem, bo biskup raczej nie dał wiary wyjaśnieniom astronoma, że Anna Schilling, bo to o nią najpewniej idzie, jeno się tam zatrzymała w drodze z targu w Królewcu do Gdańska, przy tem miała jej towarzyszyć jej obecna chlebodawczyni, rzecz zatem była zgoła niewinną, choć może i niezbyt stosowną dla duchownego, z czego się Kopernik sumitował wielce.
Ferber miał jednak dobre źródło, jak mawiają w wywiadzie, i wiedział, że rzecz nie była ani incydentalną, ani tak błahą, jak utrzymywał Kopernik. Ciekawe zaś przy tem jest i to, że każdy biskup warmiński, Ferbera nie wyłączając, musiał być przódzi kanonikiem fromborskim, tedy i Ferber był nim...od 1507 roku. Znali się zatem z Kopernikiem wybornie, ale nie posądzałbym ja Ferbera o hipokryzję, że póki biskupem nie został, rzecz mu nie przeszkadzała. Primo, że ów objął biskupstwo w 1523, a nie wiemy tak naprawdę od kiedy się nasz astronom z Anną Schilling związał... Wspominany list z lipca 1531 jest tegoż związku pierwszym śladem, ale i w niem samem mamy arcycennej wskazówki ("...otrzymałem list, który Wasza Przewielebność ZNOWU własnoręcznie raczył do mnie napisać..."), że to nie pierwsze takie było napomnienie. Są i insze dokumenta, które świadczą, że się biskup naszemu kanonikowi wielce naprzykrzał, bo przódzi jeszcze, w lutym żądał odeń, by ów święceń nareście wyższych dopełnił i stał się xiędzem pełną gębą... Czy to związek miało z Anną i służyć miało zdyscyplinowaniu kanonika? Czy jeno szło o pełnię jurysdykcji nad niem? Trudnoż orzec, wiemy jedynie, że Kopernik odmówił, co mnie osobiście zda się niemałej miary odwagą, bo tem się niejako ujawniał, że cele Kościoła niekoniecznie są z Kopernikowymi zbieżne, przy tem dla człeka cichego i nie łaknącego ni zaszczytów, ni sławy czy kariery, zdałoby się, że dla kłopotów uniknięcia łacniej byłoby się zgodzić... Skoro zaś miast kluczyć i odwlekać, jako to w sprawie Anny czynił, jednoznacznie rzekł "nie", przyczyny wcale nie musiały być tejże samej romansowej natury...
Jeszcze jest pytanie zasadne, czemuż Ferber tak w tej mierze nastawał, gdy niemało inszych duchownych, a i xięży nawet całkiem jawnie niewiasty jakiej trzymało, czasem i z dzieciaczków czeredką? Ano najpewniejszą przyczyną były nagłe wkoło Reformacyi tryumfy... Znają wszytcy, że się Anno Domini 1525 Albrecht Hohenzollern na krakowskiem rynku przed królem Zygmuntem ukorzył, zasię i państwo zakonne w świeckie księstwo odmienił... Warmia tedy wkoło przez luterańskie ziemie okrążoną została, to i nie dziwota, że nowinek i tam chętnie słuchano, a biskup, jeśli mu Kościół własny leżał na sercu, musiał jako przeciw tej zarazie działać...
Najpewniej też i jego zamysłem było własnych z potencjalnych odstępców oczyścić szeregów, a Kopernik, żyjący z niewiastą i odmawiający przyjęcia święceń, po prostu musiał się biskupowi wydać jednym z podejrzanych najpierwszych...
Zda się jednak, że Opatrzności ów romans kanonika nie zawadzał nadmiernie, bo wielce starannie, choć brutalnie, czuwała nad tem, by go jeszcze lat parę nie przerywano...:) Z końcem bowiem tegoż samego jeszcze roku Ferber był zaniemógł i wezwał listem do się Kopernika, by ów go jako medyk ratował... Czy to uśmierzenie boleści było jaką przyczyną, że biskup od egzekwowania swoich żądań względem kanonika odstąpił, trudnoż osądzić. Kopernik już i gdzie jesienią najpewniej z części swych obowiązków zrezygnował, takoż z dwóch intratnych prebend, może być zatem że i to póki co zadowoliło biskupa, że przez lat następnych kilka, do swej śmierci w 1537, już nie nastawał tak zajadle. Z drugiej jednak strony, w 1535 napomniał Kopernika, że winien swego wskazać następcy, co trudnoż inaczej sądzić, niż co najmniej znów naciskiem jakiem, luboż i szantażem niewypowiedzianem, boć jeśli się komu o następcy przypomina, snadź nie sądzi się o niem, by miejsca swego długo jeszcze zagrzał.
Opatrzność jednak, póki co, Ferbera wolała powołać ku sobie, tedy zdałoby się, że z początkiem 1537 mógłby Kopernik odetchnąć, osobliwie, że następcą biskupa został ...Dantyszek, człek światowy, prawdziwy humanista, przy tem Kopernikowi osobiście znajomy i nie tylko temuż, że i ten się między kanoników liczył fromborskich... Dokażem jak zwodnicze by to były (jeśli były) nadzieje, póki co zaś na jednego jeszcze człeka zwrócić bym uwagi Lectorów Miłych pragnął, bo i na naszej historii on zaważy wielce. Idzie mi o człeka, co Albrechta Hohenzollerna do luterańskiej przekonał nauki, ergo mógłby sobie za zasługę poczytać całej tej krainy pruskiej "nawrócenie". Ów teolog, myśliciel i reformator zwał się Andreas Osiander, zaś książę Albrecht spotkał go był w Norymberdze, gdy w 1522 Niemcy przemierzał, poparcia przeciw królowi polskiemu żebrząc...
Zdałoby się, że ów, zwłaszcza, że i Norymberga dzięki niemu przy Lutrze stanęła, winien się cieszyć wielgiem u Lutra i Melanchtona poważaniem i zaufaniem. A jednak dla nieznośności jego charakteru, Osiandera bodaj nikt nie lubił, nie kochał, a i poważano pozornie, tak że z końcem lat trzydziestych był on w Norymberdze człekiem wręcz niemile widzianym i będąc tego świadomym, szukał dla się jakich pól nowych, na których by gwiazda jego podupadła znów zabłysnąć mogła. I takim go właśnie spotkał był nasz z pierwszej części znajomy: Jerzy Joachim Retyk...
Coraz to i więcej person światowego zgoła ówcześnie formatu się w tej naszej pojawiać poczyna opowieści, jakoby i samego Kopernika było przymało... Aleć i prawda, żem rzeczy studiując, odczuwał coś na kształt radości ogrodnika, któremu dzieło nareście kwitnące i owocujące, trud wielomiesięczny wynagradza. Tak i mnie, gdym te supełki wiązać z sobą począł, te persony przeróżne w cyrkumstacyjach rozlicznych i uwikłaniach wzajemnych postrzegać, wszytkich znów zasię mieć jako mróweczki w mrowisku Historii, smaganem wichrami i chłostanem burzami dziejowych wstrząśnień, trudnoż się i nie radować, gdy zdarzenia z pozoru niezrozumiałe, z inszej oświetlone strony, z nagła sensu mieć poczynają, zasię persony nibyż i znane, barwniejszego dostają portretu, nieznane zaś i przepomniane radują się w blasku światła stanąwszy...
Tako też i u nas, gdyśmy wyprowadzając z cienia Osiandera, a i spomniawszy Dantyszka, krąg tych person, co na żywocie i dziele Kopernikowem zaważą, powoli domykamy. O Dantyszku nibyż słyszał każdy, ale jak mniemam, zaledwie spomnianego między humanistami inszemi, tedy poświęcim mu słów parę, by barwność tej postaci ukazać.
Porodził się w Gdańsku, w domu piwowara jako Johann van Hoefen, którego wołali Flachsbinder , a którego wszytcy mają za niemieckiego. Mnie owe”van” zastanawia, czy to nie jednak jaki Olędrów potomek, już w Gdańsku zniemczony, ale to rzecz mniejsza. Ważniejsze, że ociec majętny dość, by syna (piętnastoletniego, na co zwrócić uwagi sobie nie bez kozery pozwolę :) na Akademiję posłać Krakowską, gdzie ów w lat dziesięć po Koperniku począł swej wiedzy budować zrębów. Wtedy też i odmienił swego naźwiska, widno pragnąc się między Polakami nie obnosić z niemczyzną. Podobnie jak Retyk się nazwał Rheticus od łacińskiego miana prowincyi, z której się wiódł, tak i nasz syn piwowara się nazwał Dantiscus, a co Polacy na Dantyszka wrychle spolszczyli. Zapachniała mu w tych studiach wojaczka, tedy się Anno Domini 1502 z wyprawą na Tatary i Wołoszę zabrał, ale zda się, że tem rzemiośle nie zagustował, bo na Akademiję powrócił i onej z Rokiem Pańskiem 1503 pokończył. Człek to, zdałoby się najostatniejszych skrajności, bo po studiach wrychle z pielgrzymką do Jerozolimy ruszył, gdzie niemal dwóch lat zabawił, co by mogło być prognostykiem pobożności przyszłej, przecie oddawszy swe pióro, umysł i osobę w służby królewskie** stał się jednem z filarów dyplomacyi Zygmunta I. Był i sekretarzem królewskiem i extraordynaryjnym posłannikiem do Prus, co by raczej funkcji jakiego wywiadowcy bliższem było, zasię posłem na dworze cesarskiem, pierwej u Maksymiliana I, zasię u Karola V, jako ten po dziadku po austryjackie sięgnął dziedziny... Wszędy ulubieniec, dla swych poetyckich talentów, wszędy za pan brat z najmożniejszymi tego świata: od Maksymiliana nadgradzany w poetyckich konkursach, od Karola nawet i jakiem nadaniem ziemskiem w Hiszpanijej obdarzony, wszędy też, jako to Koestler w „Lunatykach” ujmuje, zajmował się „poezją, kobietami i towarzystwem uczonych mężów, w tej właśnie kolejności”. Czytaliśmy w nocie wtórej wyimek jegoż relacyj, gdy Lutra zapoznał... Dodać pora, że znał i osobiście króla Angielczyków Henryka VIII, tego co to nie miał szczęścia do żon i dziedzica, i przez to się nowe narodziło wyznanie, takoż i licznych inszych w Europie władców i dworskich znakomitości. Słowem, człek absolutnie światowy, przy tem kochliwy niezmiernie; najmniej o dwóch jego kochankach wiemy z imienia: niejakiej Grinei z Innsbrucku i o Hiszpance Isabel Delgada, z którą nawiasem miał córki Dantiski, o czem extraordynaryjnie dla Vulpiana Jegomości donoszę...:)
I taki to człek czwarty ledwo krzyżyk na karku mając, rzuca to wszytko w diabły i się do stanu duchownego przenosi, pewno, że nie jakie tam leda probostwo mając na względzie. Toć przecie on do pańskości nawykniony, to i mierzy wysoko... A wpodle diecezji warmińskiej przyjęło się, że nim tam biskupem, przódzi być trza kanonikiem fromborskiem, zasię zwykle przychodziło ubożuchne biskupstwo chełmińskie, i nareście cztery razy większe i bogatsze warmińskie.
Kanonikiem został Dantyszek w 1529 roku, biskupem chełmińskim w rok później, choć oficyjalnej sakry dwóch lat mu jeszcze czekać przyszło. Ano i po tych dwóch leciech jest z 1532 zachowany arcypiękny list do Kopernika, w którem tenże biskup nowy z diecezji sąsiedniej, go do siebie, do Lubawy zaprasza. Prosił też i Feliksa Reicha, wtórego kanonika ówcześnie najstarszego, co assumpt daje do myśli, że ich obu poparcia szukał, jako Ferber pomrze i biskupstwo warmińskie wakować będzie... Obaj się w grzecznych słowach wymówili mnogością obowiązków, co mogło i być prawdą, a być i może, że w dobie zatargu już jawnego z Ferberem nie chcieli oba ostentacyjnie u spodziewanego następcy gościć...
Jako jednak Ferber pomarł***, a kapituła wybrała Dantyszka i król go zatwierdził, tak ów od września był już biskupem oficyjalnem, aliści do formalnego objęcia diecezji zbrakło objazdu tejże przez biskupa nowego, a to przez jaką chorobę Dantyszka nieznaną, w której mu już w Lidzbarku Kopernik swą medyczną służył pomocą. Do tegoż objazdu doszło w rok niemal po wyborze i znów Reich i Kopernik są temi, co z ramienia kapituły biskupowi towarzyszą. Jack Repcheck w swojem „Sekrecie Kopernika” utrzymuje, że to wtedy się Dantyszek o Annie Schilling dowiedział, co podług mnie chyba nie jest możliwem. Któż by mu bowiem miał o tem w inszych miastach diecezyi donieść? Rzecz mogła być we Fromborku tajemnicą poliszynela, przecie nie w Olsztynie, czy Braniewie...
Zaliżby się sam Kopernik wygadał, luboż i Reich może? Wykluczyć nie sposób, aliści to znów by assumpt był, by mniemać, że się oba w Dantyszkowem towarzystwie czuli wielce swobodnie, do niemałej zapewne konfidencyi przypuszczeni, ani śmieli zapewne mieć obaw jakich, że to biskup tak światowy i uczony, przeciw nim wykorzysta. Akurat latem tegoż roku z odległej Hiszpanii słała mu listy Isabela uwiadamiając go o zaręczynach córki, co wiemy, że wielce uradowało Dantyszka. Może gdzie i przy jakiej z winem wieczerzy wyznali sobie nawzajem swoich sekretów?
Dość, że wrychle potem przyszło Kopernikowi może i pożałować tej konfidencji, bo Dantyszek wielekroć srożej jeszcze niźli Ferber począł na kanonika naciskać. Nawet jeśli znał prawdy wcześniej, najwidniej mu ona nie przeszkadzała, dopokąd nie został biskupem. Biskupem diecezji niemal z każdej strony okrążonej przez luteran, oskarżających przecie Kościół ustawicznie właśnie o wszelkie niegodne postępki. Stąd też i zapewne owe ostre w słowach dla Kopernika nakazy, by niewiasty z domu swego usunął.
Biedny Kopernik zwłóczył jak mógł. W listopadzie najsolenniej obiecywał biskupowi, że to już jeno do Godów trwać będzie ta przyczyna zgorszenia, w czem łgał aż się kurzyło, bo w styczniu 1539 Dantyszek stracił cierpliwość i nakazał Reichowi, by ten pozwał Kopernika przed sąd kapituły i doprowadził do konfrontacji. Reich, postawiony w nader niezręcznych wobec przyjaciela cyrkumstancyjach, wywijał się jak piskorz:) A to zwrócił listy, które miał na kapitule odczytać pod pozorem, że są w nich imiona pomylone, a to znów mu szkodziło, że nie wszyscy kanonicy są we Fromborku przytomni, a na koniec jeszcze uczynił Dantyszkowi i tej siurpryzy, że wziął i złośliwie pomarł 1 marca 1539, zlecenia biskupiego nie dopełniwszy...
Zdałoby się, że znów Fortuna ów romans uchroniła, przecie nie na długo. Z marca końcem inszy z kanoników, niejaki Płotowski, nawiasem konkurent Dantyszka na stolec biskupi, donosi biskupowi, że spośród fromborskich kanoników aż trzech żyje w związkach niegodnych, w tem wymienił oprócz Kopernika i Leonarda Niederhofa także Aleksandra Skulteta, postać przy której zatrzymać nam się chwilę przyjdzie. Ów bowiem od lat był z Dantyszkiem w konflikcie, gdyż ten przed laty jego nominacyję na kanonika fromborskiego blokował. Dla odmiany Skultet, gdy już nim jednak został, począł co przewąchiwać wkoło beneficjów Dantyszkowych z oczywistym zamiarem utrącenia przyszłemu biskupowi dochodów, co już było samo w sobie ówcześnie skandalem, a przy tem i głupotą, bo cechą Dantyszkową o której żem dopotąd nie spomniał, byłoż graniczące ze skąpstwem umiłowanie grosza i ustawiczne za niem dążenie. Człowiekowi, co się swemu skarbnikowi kazał wyliczać z opłat za przesyłane listy, musiało działanie Skulteta dopiec do żywego i usposobić go jak najbardziej wrogo.
Co gorsza jeszcze, Skultet sobie wrychle nowego narobił wroga, postać znów w przyszłości głośną, a to Stanisława Hozjusza. Ów kardynał słynny, przyszły, „młot na heretyków”, importer jezuitów do Polski i zdecydowany kontrreformacyi wódz, nim sam został biskupem warmińskim****, w 1538 się właśnie o kanonię wystarał fromborską, a jednym z tych co mu w tem szkodowali wielce, był właśnie Aleksander Skultet. Wybór jednak nie zakończył sporu, a przeciwnie przeniósł go na płaszczyznę inszą, najwięcej właśnie z dochodami adwersarzy obu związaną. Nie wchodząc w szczegóła sporów, w których się strona jedna po protekcyję udawała do króla, wtóra zasię do Rzymu*****, dość rzec będzie, że wiosną 1539, Dantyszek Skulteta oskarżył o coś na kształt kradzieży, czyli o lnu do kapituły należącego przedanie dla intraty własnej. Przy tem wypłynął i ów list Płotowskiego, przy tem i król się kazał Skultetowi przed obliczem swem stawić i wytłomaczyć ze związku z niewiastą, dziecięcia nieślubnego, najwięcej zaś z oskarżeń o przynależność do sakramentalistów, którzy (podobnie jak luteranie) nie wierzyli w przemienienie w czasie mszy chleba i wina w ciało i krew Chrystusową.
Tego już widno Skultetowi nadto było, by poczuć, że się mu pod zadkiem pali i przyszły reformator sławny, historyk, jeograf i patron Miejskiej Bliblioteki w Tczewie, dał drapaka, a nie oparł się aż w Rzymie, snadź licząc na jakie dawniejsze amicycje swoje. We Fromborku tem zaś czasem domu jego przeszukano i iście naleziono pism, co między luteranami krążyły. Tego było już i nadto wiele i królowi, a i dawniejszym Skulteta protektorom w Rzymie i ów trafił za kratę, jak się później pokazało, nie po raz ostatni...
To nam wszytko nibyż margines, przecie o tyleż ważki, że Skultet się z Kopernikiem przyjaźnił, a teraz po śmierci Reicha, odejściu Giesego na biskupstwo chełmińskie i ucieczce Skulteta, ów został we Fromborku sam, bez przyjaciół, następny w kolejce do oskarżeń o związek naganny, a któż wie, czy i nie o dla Reformacyi sympatie... Trudnoż by chyba naleźć momentu gorszego, by się do przerwanej wziąć naukowej roboty, orbit badać i dzieła życia kończyć, a przecie to w tem właśnie momencie do drzwi kanonika zapukał z Norymbergi przybysz nieznany: Jerzy Joachim Retyk...
_______________________
* jeśli nie liczyć pięciu lat przepędzonych w Olsztynie, gdy go kapituła wybrała zarządcą swych dóbr tamtejszych. W temże właśnie charakterze występował, gdy w 1520 tegoż Olsztyna przed Krzyżakami bronił.
** jeszcze przed pielgrzymką zdążył się przetrzeć jako pisarz w kancelarii Aleksandra Jagiellończyka
***z początkiem lipca 1537 roku, a do przejęcia majątku, papierów i skarbca biskupiego kapituła wyznaczyła właśnie Reicha i Kopernika.
**** utartą i już opisaną drogą, po śmierci Dantyszka w 1548 roku biskupem został dotychczasowy biskup chełmiński, wielki Kopernika przyjaciel, Tiedemenn Giese, którego też i Dantyszek próbował użyć, by Kopernikowi przemówił do rozumu w sprawie Anny, a stolec po Giesem wziął właśnie Hozjusz. Po zaś śmierci Giesego i Hozjusz się przeprowadził z Lubawy do Lidzbarka.
***** Skultet, zdaje się, studiował w Rzymie za młodu, a co najmniej bawił tam dość długo, by sobie jakich pożytecznych in futuram wyrobić znajomości. Najzabawniejsze w tem to, że jako za ingerencyją króla Skulteta uwięziono, tak uwolniono go za ...Bony wstawiennictwem:)
O matuchno - jak mówi Pietrek w Ranczu - a któżby to wszystko spamiętał? Z pewnością nie białogłowa...
OdpowiedzUsuńA ja znalazłam taki wierszyk Dantyszka, który on napisał po rozstaniu z "piękną Teutonką" Grineą:
"Jużem postanowił, zgodnie z moim stanem
I wiekiem, być pobożnym i czystym kapłanem.
Wszystko w tym życiu naszym tak szybko się kończy
Miłośc tylko ku Bogu z wiecznością nas łączy..."
I jeszcze:
Po śmierci Jana Dantyszka, w jego papierach znaleziono plecionkę z jasnych włosów - ostatnią, a najpewniej jedyną pamiątkę po Grinei..."
- za Danutą Szmit-Zawieruchą z ksiązki "Gdzie w Warszawie straszy"?
Reasumując - biedni okrutnie i nieszczęśliwi ci biskupi byli...
Pozdrawiam.
A któż spamiętania wymaga?:) Na tom spisał, a mędrsi przede mną, by memoryi psować nie było potrzeby...:) A z temi włosami, to bym pewnym nie był, zali to nie córy pukiel na pamiątkę zabrany... I z tą biedą bym nie przesadzał, jakoby takie to iście było nieszczęście, nie pchaliby się na ten urząd jeden przez drugiego...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Podtrzymuję, że nieszczęsny był bardzo ten Jan Dantyszek albowiem po smierci Grinei zaczą cierpieć na bezsenność. I straszyła go ta Grinea razem z Izabelą del Garda.
UsuńA córką to się Dantyszek zupełnie nie interesował. Z głodu razem z matką przymierała.
A w poprzednim komentarzu to zapomniałam usmieszek z przymrużeniem oka dopisać do tych biskupów nieszczęsliwych i biednych..;)
A swoją drogą czy widział ktos kiedyś mizernego biskupa?
Szanowni uczestnicy tej cnej konwersacyi.
UsuńMam ci ja zapytanie w kwestii formalnej: Czy ta Isabell nazywała się Delgada, czy też Del Garda? Ma to dla mnie istotne znaczenie, gdyż nowa wersja nazwiska zmienia całe moje wyobrażenie o tej szczupłej, eterycznej, istocie*
Pozdrawiam
Krzysztof z Gdańska (Dantiscum zwanego)
* delgada znaczy po Ispansku "szczupła" stąd moje zapytanie ;)
W książce o której wspominam w swoim pierwszym komentarzu podane jest- Izabella del Garda. /co nie znaczy że jest to poprawne/
UsuńI jeszcze autorka książki pisze, że ta Izabella była urodziwa, ale niezbyt mądra, nudna i bezbarwna.
Pozdrawiam Krzysztofa z Gdańska :)
Dziękuję za informację.
UsuńPanna urodziwa mogła być jednocześnie szczupłą (co zważywszy na osobliwe skąpstwo imć Dantyszka było by nawet zrozumiałe) jednak w owych czasach ideały kobiecej urody różniły się nieco od współczesnych, więc z tą szczupłością panny Delgada/Del Garda sprawa ciągle nie jest wyjasniona :(
Pozdrawiam
Krzysztof z Gdańska
Podług tych źródeł, do których żem ja miał dostępu, to wszytkie przywołują miano Isabel Delgada, z którą miał mieć córkę Juanę Dantiscę i syna Juana, choć ten wtóry dwóch leciech nie przeżył...
UsuńZ tegoż małżeństwa córki, z którego tak się radował nasz biskup dzieci przyszło kolejnych nawet kilkanaście, z których czworo Dantyszkowych wnuków do niemałego przyszło w Iszpanijej znaczenia: Antonio Gracián był zaufanym sekretarzem i bibliotekarzem królewskim Filipa II; Jeronimo Gracián był teologiem, pisarzem mistycznym, reformatorem zakonu Karmelitów i spowiednikiem świętej Teresy z Avila; Lucas Gracián jako pisarz zasłużył się dla literatury hiszpańskiej adaptacją Il Cortigiano Giovanniego della Casa (El Galateo Espanol), był także nadwornym kapelanem i notariuszem królewskim; Thomas Gracián był sekretarzem królewskim i tłumaczem z języka francuskiego. A jako komu szczegółów ciekawo, to tu ich więcej najdzie, jeno przódzi by się zdał jaki pomagier iszpańskojęzyczny:)
http://www.obta.uw.edu.pl/pl-131
Kłaniam nisko:)
Biografowie, Stokrotko, dość enigmatycznie sprawy te familijne opisują, że tam jakich nieporozumień była moc i że choć przódzi przez lat niemało Dantyszek i łożył i za pośrednictwem jakich przyjaciół miał o tę familię staranie, tak po owych "nieporozumieniach" stosunki uległy zerwaniu. Gdyby od początku się wykręcał sianem, rozumiałbym, że niegodziwiec, ale tak przecie nie było... Skoro zatem łożył, dzieci uznał (czego najlepszym dowodem nazwisko), to mniemam, że nic by nie stało na przeszkodzie, by tego czynił nadal, osobliwie, że mu dochody przecie rosły, nie malały... Musiała mu czem owa Isabel dopiec wielce i to jest dopiero ciekawe pytanie: czem?:)
UsuńKłaniam nisko:)
A się to ładnie komplikuje, a zarazem wiąże! :)
OdpowiedzUsuńKomplikować to się to dopiero zaczyna...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tak też właśnie zawsze sądziłem (to odnośnik do informacji o Dantisce), że co innego purpuraci mówili, a co innego z zamiłowaniem robili.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Generaliter masz słuszność całkowitą, choć w tem, konkretnym, Dantyszka przypadku, przypomnę, że ów do stanu duchownego nabożeństwa poczuł już PO córki spłodzeniu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak ktoś był zadeklarowanym psem na baby, a na starość, kiedy mu zaczęło chłódnąć, poczuł powołanie do stanu kapłańskiego, to wybacz, ale mojego szacunku nie ma.
UsuńPozdrawiam
Gdański ród Ferberów znany był mi dotąd zgoła z innych zasług niźli pilnowanie moralności, a już na pewno nie Kopernika :D Dokładam zatem cegiełkę wiedzy, z której niedługo, dzięki Waszej Miłości, zbuduję mur wysoki niczym ferberowy dom! Oby ten mój nie był naznaczony mocą diabelską jak oryginalny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA to ja z kolei i jakie cegiełki upraszać będę, bom nijakich diabelskich zaszłości tegoż domu nieświadomy...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Polecam iBedeker i opis legend przez mojego ulubionego gdańskiego przewodnika p. Aleksandra Masłowskiego :)
Usuńhttp://ibedeker.pl/obiekty/dom-ferberow/#axzz309lxalwQ
Pozdrawiam ;)
Bóg Zapłać i kłaniam WMPani nisko:)
UsuńPowieść w odcinkach po prostu. :) Przyznaję, że dla mnie to właściwie wszystko nieznane i miło się czyta.
OdpowiedzUsuńDonoszę również, że polecana książka już jest w czytaniu. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Wielce miło mi czytać o tem:) Odcinek kolejny we wtorek:)
UsuńKłaniam nisko:)
To jeszcze bardziej może się pokomplikować??! A ja już chciałam spokojnie poczekać na rozwiązanie zagadek. Poczekam nad wierszami Dantyszka, bo akurat dawno nie czytałam. Jest okazja do przypomnienia. Upraszam o wybaczenie, że "De revolutionibus ..." czytać nie będę ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Jak mawiał dobry wojak Szwejk: "Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej!":)
UsuńKłaniam nisko:)
:-O ! Ciekawe....
OdpowiedzUsuńJak wszystko z pogranicza kultur:))
UsuńKłaniam nisko:)