Tymczasem zaś owi po primo w przemarszach ani jej dźwigać myśleli, bo na cóż ramię męczyć, skoro owa póki co może wygodnie z tyłu na wozach z pachołkami jechać, chyba że pochód jest paradny jaki, gdzież owa asysta za czyim pogrzebem jedzie, ślubem czy gościa witać ma dostojnego, a to i proszę... natenczas owa kopia jest niczem gala banderowa pełna na okręcie, której przecie nikt do bitwy nie podnosi... Jest i ta jeszcze możność, że oto pochód idzie przez kraj już wojną ogarnięty i w każdej gdzie chwili idzie czekać z wrogiem przeprawy, a to na to i słuszna, by kopijej mieć w pogotowie, aliści nawet i wtedy nią ręki nie męczono, bo na to służył wytok właśnie...
Nim przecie do wytoku przejdziemy, o inszem koncepcie tejże kopijej "odchudzenia" i zarazem nie tylko odciążenia, ale i wręcz znakomitego jej walorów poprawienia napiszmy. Owoż macie poniżej przekrojonej jakoby (od lewej) piki piechocińskiej, kopijej husarskiej i dawniejszej, średniowiecznej rycerskiej:
Zrazu widać w czem sekret z nich każdej: piechocińska zda się tęgą i srogą, rycerska dziwacznie wymyślną, zasię husarska delikatną i kruchą... O dziwo, w praktyce jest z niemi dokładnie odwrotnie... Zrachujmyż jakie siły na nie działają i jakaż ich rola... Piką ma piechur uderzyć dobrze a mocno i ostatnia rzecz, jakiej by ów pragnął by mu się przy tem uderzeniu złamała, rycerzowi i husarzowi przeciwnie: połamanie się kopii przy zderzeniu jest wręcz koniecznym, bo jej rolą jest przeciwnika w pancerzu z siodła wysadzić (rycerz), luboż okrom tego pieszego pikiniera siegnąć i obalić, drogi dla szarży dalszej otwierając (husarz). Siła tego zderzenia przy tem tak wielka, że gdyby kopia w drzazgi przy tym nie szła, a przeciwnie... całość zachowując, przeniosła by ten impet zderzenia na rycerza czy husarza, wielce wątpliwe, czy by ów jej poradził w ręku utrzymać, ale jeśli nawet to nie wiem zali by mu od tegoż uderzenia ramienia nie wybiło, a bodaj by mu ono jeno zdrętwiało jako, to przecie to rzecz arcyniebezpieczna, gdy ów w gąszcz bitewny wjeżdża i ma prawicy choćby na sekund paręnaście ledwie władnej... Ergo: tak jedna jak i druga kopia winny zadania swego spełnić, ale roztrzaskując się zrazu przy tem, by nią atakującemu samemu nie być groźną czy zawadną! Przy tem rzecz arcyważna, by jej wycelować jak najściślej w określone na ciele (pancerzu) przeciwnika miejsce, gdzie nie grozi nam, że się po krzywiźnie pancerza ześliźnie, luboż nie trafiając, sprawi, że to atakujący się na oręż tamtego nadzieje niczem na widelec ziemniak!
Pieszemu wycelować łacno: walczy z bliska, piki czy lancy ma krótkiej, to i odrobina zdolności, experiencyi co więcej i dopnie swego. Husarzowi i rycerzowi przeszkadzają dwie siły, których pojmiecie łacno ująwszy w dłoń jakiego pręta dość długiego... Cóż widzicie? Że Wam ów pręt obwisa tem drugim końcem? Otóż to właśnie... Pod własnem ciężarem ów nam obwisa, celowanie utrudniając, a przecieśmy niewprawni i na nogach stojąc tejże próby czynim! Weźmyż teraz, że nam tego przyjdzie czynić i z konia, i w pędzie, gdzie na logikę wziąwszy owa kopia nam z każdem końskich kopyt od ziemi odbiciem będzie wyczyniać ósemki i wahadła jakie tem większe, czem ona cięższa i że przy tem znów to dla niej nowe powstają naprężenia, których owa bez szwanku znieść musi, czyli onej wytrzymałość na zginanie staje się kwestyją zgoła pryncypalną. Mógłbym Wam tu wzorów podawać i wywodzić obliczeń, których najpewniej jeden Vulpian by co pojął, dość rzec będzie, że właśnie taki profil jak w kopijej rycerskiej (3) owo obwisanie się i zginanie utrudnia, zatem rycerzowi rzecz czyni łacniejszą. Husarzowi jednak tego jest przymało, bo ów ma kopii najmniej o dwa metry dłuższej, ergo sam zabieg owego fantazyjnego żłobienia da mu niewiele, bo kopia cięższą będąc, i tak mu końcem do dołu ciążyć będzie... I na to właśnie przemyślni mądrale jacy wykoncypowali wykorzystać tegoż samego prawidła, które znane każdemu, co próbował zgiąć jakiego pręta grubego, zasię tejże samej grubości rury, w środku pustej... Owej nie dość, że lżej dźwigać, to jeszcze nie ugina się tak okrutnie. Przemyślność owa zatem przywiodła zbrojmistrzów husarskich k'temu, by drzewka na kopię husarską przecinać po długości i od ostrza po samą tzw.kulę, za którą husarz dłoń jak za osłoną chował, ale i na której chwytu miał pewniejszego, wydrążać onej, by jej pustą we śrzodku uczynić. Tem więc sposobem uzyskali tyle, że drążona i pusta środkiem kopia husarska (2) od piki piechura (1) będzie pięciokrotnie bardziej wytrzymałą na zginanie! Inszemi słowy ważąca tyleż samo kopia zniesie pięciokroć większych obciążeń niźli pika. Odnosząc do konkretnych zachowanych egzemplarzy można wyliczyć, że dla piki o średnicy bliskiej 40 mm i kopii o średnicy zewnętrznej 60 mm i grubości ścianki profilu 2,5 mm, ta druga mieć będzie 2,8 raz mniejszego pola powierzchni przekrojowego profilu, ergo kopia ta jest 2,8 raza lżejszą od piki o tejże samej wytrzymałości... Już słyszę głosy, że przecie 2,5 milimetra ścianki to tyle, co nic i jakże to tem wojować?* Odpowiadam: rzadko husarzowi potrzeba było przeciwnika zbroje jakie tęgie dziurawić, a jeśli już przeciw jeździe pancernej szła sprawa, to starczyło onego adwersarza wysadzić z siodła. Wielekroć częściej szło jakiego kozaka, pikiniera niemieckiego czy szwedzkiego, arkebuźnika, huzara, strzelca czy janczara obalić i szyku onych rozerwać. Na to starczyło nie tyle mocy tej kopii, co siły pędu całego z koniem husarza, gdzie owa kopia nieledwie służyła jakoby za grot jedynie tej umownej włóczni, którą tu był husarz... A że i ścianka cienka, to i pękało toto w drzazgi natychmiast, czyli zachowywało się dokładnie tak, jak tego husarze oczekiwali...:)
Ano i pora by może już była rzec co nareście o tajemnicznych wytokach, ale że znów nam się ta nota nadto długą czyni, poczekają one wytoki co spokojnie do noty kolejnej, podobnie jak i , nadziei pełnym, Lectorowie Mili...:))
_________________________
* Dodać potrzeba, że wielokrotnie nam źródła pisane wspominają (choć takie akurat egzemplarze się nie zachowały, a ściślej na zachowanych nie ma żadnego śladu takich oplotów i wzmocnień), że kopie husarskie okręcano po sklejeniu rzemieniami lub włóknami konopnemi, zasię i smołowano, co rozumieć należy nie w dosłownym sensie, ile raczej w zapuszczaniu całości jakimiś pochodnymi procesu uzyskiwania smoły drzewnej, zatem mogło chodzić i o zapuszczanie drzewiec spirytusem drzewnym, jak i o jej rzeczywiście wzmacnianie jakąś rozrzedzoną smołą.
Tak, tak, nie o to szło, by zbroję przedziurawić...
OdpowiedzUsuńAle jeśli się za sposobnością udało...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No proszę, jak już Waćpan o fizyce wspomniał w komentarzu, to się domyśliłam, o co z tym drążeniem chodzi. I zgadłam. :))) Aczkolwiek bez zalecanych doświadczeń się odbyło, albowiem nie mam pod ręką pręta dostatecznie długiego, który końcem obwisa, ani rury żadnej, żeby to wyginać i łamać.:) Że o rycerzu w zbroi nie wspomnę... :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Rycerz w zbroi na co dzień jest straszliwie niepraktyczny już to dla niemożności dyskrecji jakiej bądź a co poniektórym wrażliwszym niewiastom ów ustawiczny żelastwa chrzęst nader źle działa na system nerwowy... Że już o problemach w ciasnych przejściach nie spomnę, ani o siniakach, które w towarzystwie takiego rycerza są przykrą codziennością... Wielekroć praktyczniej onegoż jednak z tej zbroi wyłuskać; natenczas i ów na ogładzie zyskuje, a i damie towarzystwo przyjemniejsze...:) A fizyki to, niestety, zaledwie początek...
UsuńKłaniam nisko:)
Rycerz potrzebny tylko do ćwiczeń z kruszeniem kopii. No i przy okazji wiadomo, skąd to powiedzenie. :)
UsuńTak poza tym to preferuję inne "wdzianka", typu kolczuga ewentualnie zbroja lamelkowa. :)) No i wojów, nie rycerzy, ale to już raczej kwestia innego tematu... :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
A jeśli chodzi o fizykę, to nie ma problemu: obyta jestem z tematem od dziecka... :)))
UsuńZawszeć to jakaś osłona i od skórzanego kaftana lepsza:)) Choć skuteczności wojów przeciw rycerzom testować bym nie chciał, bo chyba nie bez kozery jedni drugich wyparli:) Względem fizyki zatem, bez sumienia wyrzutów, uczynię z notą trzecią, co uczynić muszę...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja wprawdzie historyi oręża nie uczony, ale wytrzymałości materiałów to i owszem, zatem mogę potwierdzić, że tym pręt wytrzymalszy, im więcej materiału na obwodzie rozłożonego i im dalej od środka on leży. Ten materiał, który w samym środku położóny, niewiele przy zgięciu przenosi obciążenia, albo zgoła nic. Kto zaś sądzi, że kopia nie na zginanie, a na ściskanie była narażona, niechaj spróbuje z obu stron pręt jaki smukły ścisnąć - linijkę chociażby - a zaobserwuje zjawisko zwane wyboczeniem. Tedy logiczne jest, że do gięcia korzystniejszy jest przekrój drążony, lubo żebrowany, ale o większej średnicy.
OdpowiedzUsuńKłaniam WMści
Wielcem Waszej Miłości za głos życia obligowany, a za ten w szczególności:) Rozumiem, że "więcej materiału na obwodzie rozłożonego i im dalej od środka on leży" oznaczałoby idealną kopię o średnicy mniej więcej Rurociągu Jamalskiego, aliści nie wiem jeszcze jako jej na husarzu lub koniu mocować...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ejże, Mości Wachmistrzu, przecie mowa o tej materiału ilości, jaka zawiera się w pierwszym, pełnym drzewcu. Nie tylko na Rurociąg Jamalski go nie stanie, ale nawet na osiedlowy wodociąg. A i grubość ścianki przecie jak papier być nie może, boby kopia wgniotła nam się, gdyby przypadkiem jedna o drugą trąciła, nie wspominając już, że na deszczu rozmoknąć by mogła. Cienkościenny przekrój odkształca się trochę inaczej, najprzód w jajo się zmienia, coraz dłuższe, a węższe aż potem ścianki do siebie dochodzą i... kopia pod własnym ciężarem się łamie.
UsuńPrawyś, Mości Nitagerze, a moje dworowanie sobie w rzeczy samej cokolwiek niewczesnym:) Ale żem opis tak smakowity od Waszmości sprowokował to sobie nie tylko, że nagany nie wpiszę, ale i przeciwnie pochwalę się za to...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Fascynuje mnie, że to wszystko można naukowo wyliczyć. Jak każdego humanistę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWszystkich humanistów można wyliczyć, jednego po drugim. To fakt! ;)
UsuńNie jestem pewien, czy iście wszystko... Na szczęście całe pozostają sfery nader liczne, gdzie matematyka jest bezradna...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Przyznam, że nie wiem, jak skomentować; czekam na te wytoki ;-)
OdpowiedzUsuńJako Czytelnik pewnie też bym nie wiedział:) Jako Autor liczyłbym choć na to, czy wywód był choć względnie przystępnym, czy przeciwnie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Odkryciem jest dla mnie, że kopia husarska miała się elegancko roztrzaskać. Nigdy dotąd nie myślałam o tym, jak właściwie powinna się zachować w czasie ataku. Czyli była to broń jednorazowego użytku.
UsuńNiestety, wielce kosztowna broń jednorazowego użytku stąd częste były przypadki, osobliwie za jaką wyprawą długą i żmudną, że ich husarzom zbrakło i się byle czym ratowali... I za taką też informację wielcem obligowany, bo człekowi z lat w tem tkwiącemu się czasem niektóre rzeczy zdają być oczywistemi, a przecie człekowi zwyczajnemu to właśnie nowość i to czasem zgoła niesłychana...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Podziwu godna jest technologia wytwarzania owych drewnianych rurek, a zwłaszcza ich po wydrążeniu sklejania z połówek, bez dobrodziejstwa współczesnej chemii.
OdpowiedzUsuńWspomnieć warto, że wielu pogardzanych przez Europejczyków "dzikusów" na swoje włócznie używało bambusa o takiej właśnie budowie ;)
Sztuka wojenna tamtych czasów miała i większe na swem koncie dokonania (przyznam się, że się zawahałem przy słowie "większe":). Idzie mi o łuk kompozytowy i o metodę jego klejenia... Pierwotkiem zdało mi się to poważniejszem niźli nasza kopia, alem pomiarkował, że łuk pracuje na zginanie i rozciąganie tylko w jedną i zawsze w tą samą stronę, zasię twórca naszej kopii nigdy nie wiedział, jakże też jej husarz chwyci i owa być musiała zdatną w każdą stronę, zatem sam już nie wiem, które bym z tego widział większym rzemieślników mistrzostwem... Choć znów z wtórej strony imponujący jest wachlarz przebadanych w praktyce klejów ów łuk spajających, przy których Edisonowskie poszukiwania materiału na włókno do żarówki to dziecinna zabawa... O wiele dobrze pamiętam, to stanęło koniec końców na kleju wyrabianym z podniebienia jesiotra...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Prosty stąd wniosek, że wewnętrzna pustka (pustota?) niesłychanie wzmacnia całość.
OdpowiedzUsuń2. Każdy, kto porwie się na hasło "zginanie" w wikipedii sam zobaczy, jak ludzkim byłeś autorem, żeś darował wszystkim czytanie matematycznej teorii.
Pozdrawiam
Zajrzałam. O rany!!! Ujęło mnie zdanie: "gdzie arbitralność znaku wynika z przyjętej parametryzacji dla obliczenia promienia krzywizny"... :)))
UsuńPozdrawiam :)
Ad.1 Przypomniał mi się Piłsudski ze swoją analogią Polski do obwarzanka...:) Coś jest na rzeczy...:)
UsuńAd.2 Na całe szczęście nie byłem tam przódzi, bo może by i bies podkusił...:)) Ale fizyki i matematyki w tejże themie to dopiero początek...
Kłaniam nisko:)
Od lat powtarzam to samo, i będę tak mówił do końca świata i o jeden dzień dłużej. Filmy fabularne nie są filmami dokumentalnymi i nie muszą być dokładnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Narażę Ci się Wachmistrzu, mimo że znasz mój podziw dla Ciebie, ale wnerwiają mnie historycy mówiący, że "to nie tak było", a do pasji z kolei ludzie wyszukujący guzików od munduru nie z epoki. Reżyserzy mają prawo do swobodnego kształtowania swojego filmu i nie mają obowiązku wiecznego konsultowania wszystkiego z historykami.
OdpowiedzUsuńJest jeszcze jedna rzecz, że gdybyśmy pokazali "prawdziwą prawdę" z czasów Średniowiecza, z brudem, głupotą ludzką, nieszczęściami, chorobami, i do tego dodali "zapachy" tej epoki, to nie wytrzymalibyśmy w ogóle nawet pierwszych 15 minut filmu.
Tradycyjnie już chyba się z Tobą nie zgodzę:)) Części tych filmów niemałej za grosz kręcą publiczny przywołując zatem, że za tem nibyż osławiona "misja" stoi... Jeśli stoi, to podług mnie z punktu jest to takiemu "tfurcy" oblig, by rzeczy wykładał jako się należy prawdziwie, a nie historią kręcił, jako mu wygodnie, jako Hoffman właśnie z bitew przebiegiem, czy husarzy rolą... Ci, których wydrwiwasz za szukanie guzików do epoki właściwych, to najczęsciej pasjonaci z grup rekonstrukcyjnych i oni akurat coraz częściej są do filmów najmowani, co wielostronnej daje korzyści, bo to taniej wychodzi, niż statystom mundury szyć nowe, a że owi swoich dopracowują w szczegółach to tylko im chwała, a nam, widzom pożytek... Serial nie tak dawny, z Wołoszanskiego bodaj scenariuszem, chyba "Twierdza szyfrów" byłby tu znakomitym przykładem, bo tam właśnie wszystko zostało na grupach rekonstrukcyjnych oparte, zatem i sprzęt, i mundury, i moderunek masz jak najwięcej prawdziwy, a przecie fabule to w niczem nie zaszkodziło... A z konkluzją wtórą zaś się całkowicie zgodzę...:) Smród Średniowiecza mógłby być dla nas nie do zniesienia...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Podejrzewam, że z tym smrodem to też nie całkiem tak było, jako się nam przedstawia. Owszem miasta cuchnąć musiały podle, ale już wieś specjalnie się nie wyróżniała od tej jaką pamiętam z dzieciństwa, bo też i musiała być dosyć podobna, z drewnianymi zabudowaniami, strzechami i rozdeptanymi po roztopach podwórkami. Nawet i TU, na Pogderankach opisy gumna i gospodarstwa daleko od tego nie odbiegają. Warto tu zwrócić uwagę na ekologiczność i utylizację wszystkiego, poza skorupami z garnków.
UsuńNa początku lat dziewięćdziesiątych szukaliśmy kawałka działki na letniskowanie. Na terenie dawnych posiadłości Zamojskich znaleźliśmy oborę chłopską. Cóż to była za obora! Dwupoziomowa, ze stryszkiem ponad pięterkiem, murowana i kryta dachówką. Jedyną przeszkodą było, że to należało do skonfliktowanej rodziny i kupić tego nie dało się.
Generalnie to żyjemy w błogim przeświadczeniu o wyższości współczesnych nam czasów i głębokim ubóstwie przodków naszych niecnie i bezpardonowo wyzyskiwanych, na dodatek w powszechnym brudzie i zabobonie.
Jakież było moje zdziwienie, gdy oglądałem plany "czworaków" zaprojektowane dla pewnego folwarku (gdyby trzeba było to służę szczegółami). Sześć mieszkań dla pracowników folwarcznych, w jednym budynku. Standard, wydawałoby się. Wszystkie niby jednoizbowe, ale do tej izby jeszcze kuchnia, komora, sień i ganek. Każdy segment z osobnym wejściem, do tego piwniczki i strych. Całkiem zgrabne kawalerki, pomyślałem sobie i zabrałem się za obliczanie powierzchni tych klitek. I tu zaskoczenie - to nie były klitki, one miały po ponad 50 m kwadratowych! Zaraz, zaraz - czworaki (czy może sześcioraki) spokojnie dorównujące powierzchnią mieszkaniom w blokach, z gankiem, ogródkiem i osobnym wejściem? Do tego zapewniona praca? To ja poproszę o taką klitkę i wyzyskiwanie!
A łuk refleksyjny - techniczne dzieło sztuki! Szybkostrzelność i zasięg aż do XIX w. przewyższająca możliwości broni palnej. Szczerze mówiąc to nie bardzo wiem dlaczego był w takiej niełasce wobec muszkietu? Może z tej racji że efekt psychologiczny był lepszy i umiejętności były mniejsze potrzebne. Na pewno też pocisk ołowiany, z duża szybkością trafiający w cokolwiek, czynił nieporównywalnie większe szkody niż stosunkowo wolno lecąca strzała. Jednak fakt, że nawet husarzom podobno zdarzało się używać łuków, świadczy o ich docenianiu. Takich panów Muszalskich, jak w "Panu Wołodyjowskim" musiało być więcej.
Nigdy jakoś nie trafiłem na opis drążenia husarskich kopii i nie sadziłem, że je rozcinano, raczej podejrzewałem jednak jakąś technikę toczenia lub nawiercania. A to proszę, zabawa w wydłubywanie. Swoją drogą też niezły wyczyn, żeby równo taki drąg rozłupać! A może to było przecinane jakąś piłą?
Kneziu, ja z pewnością, a Torlin zapewne też (co wnoszę z dawniejszych naszych dysput o higienie w średniowieczu), mieliśmy raczej ludzi na myśli z ich uznawaną za naturalny stan awersją do kąpieli, brakiem wychodków i czegokolwiek naszą kanalizację przypominającego, przy tem odorem wszelkich ropni i nieleczonych zaszłości skórnych wszelkiej maści i autoramentu... Do tego jeszcze dodaj brak jakiej z sensem sztuki stomatologicznej, poza wyrywaniem zębów już nad miarę się naprzykrzających i generalnie tą smutną okoliczność, że każdemu właściwie przodkowi naszemu z gęby śmierdziało okrutnie...
UsuńCo do łuku tośmy w pełni zgodni (któż mi zresztą tą sztukę tłomaczył?:), a i co do kunsztów u ludzi dawniejszych tom naprawdę ostatni, co by ich nie cenił, czegom tu nie raz i nie dziesięć dowody dawał...
Kłaniam nisko:)
Generalnie się zgadzam, ale też nie bardzo wiemy do końca jak to było? Bo i nam przyszło w pewnym momencie szukać starożytnych metod leczenia zwanego teraz alternatywnym i ono okazało się być dość skuteczne, gdzie współczesna medycyna zupełnie już odpuściła. Tak więc nie całkiem tak znów nie było wiedzy. Inna sprawa, że "czarna śmierć" nie przypadkowo zmiotła ponad 60 % społeczeństwa - musiała mieć wyjątkowo sprzyjające warunki - czyli bród, smród i osłabione organizmy przeróżnymi przypadłościami i złym żywieniem.
UsuńA swoimi refleksjami, bo nie uogólnieniem, chciałem tylko wskazać, że nasza wiedza często bywa skażona stereotypami.
Owszem, ta wiedza przetrwała, ale nie mówimy o selektywnym jej przyswajaniu i pięlęgnowaniu przez niewielką grupę uczonych, ale o powszechnym praktykach higienicznych, czy ściślej o ich braku tak u pospólstwa, jak i u wielkich tamtego świata... Co z drugiej strony, znając, że życie w brudzie raczej wzmacnia odporność tych organizmów, które przetrwały wiek niemowlęcy, każe tych przyczyn skuteczności epidemij szerzej co poszukiwać...
UsuńKłaniam nisko:)
Też racja - kolejny interesujący temat. Ostatnio podobno zbadano pałeczkę dżumy w kościach z XIV w. i jest ona taka sama jak współczesna. Jednak współcześnie nie rozprzestrzenia się ona tak gwałtownie jak w średniowieczu.
UsuńSorry, odjazd nieco odległy, nawet jak na mnie. :)
Nie teraz, bo mi wsiadanego grają, ale poszukam do dysput na dawniejszem blogu linków, bośmy tam o zarazach co nieco pisali, ale z tego co pomnę, nie w mej pisaninie tam co szczególnego, co w znakomitych responsach, gdy jeszcze żył Maciek zwany Siwym i zaglądał tam Cypryan de Vaxo...
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twoje posty- dziękuję :)
Pozdrawiam mile ;)
Bóg Zapłać za dobre słowo:)
UsuńKłaniam nisko:)