Kończąc noty z tegoż cyklu dopotąd ostatniej, (I, II , III ) żem wystawił cyrkumstancyje któreż Kopernika z początkiem Roku Pańskiego 1539 wpędziły w tarapaty prawdziwe, nazwał tej chwili najmniej ku naukowym zabawom sposobną, aliści przecie to w takiej właśnie chwili był przybył ku Kopernikowi gość z Norymbergi dalekiej: Jerzy Joachim Retyk.
Że przybył to i rzecz w tem osobliwym ciągu przypadków i przeciwności kolejna, co pod znakiem zapytania stała, czy ściślej stać mogła. Otóż Dantyszek w marcu tegoż roku wyjął spod prawa wszelkich w swej diecezji luteran, xiąg kazał konfiskować i palić, zasię wszelkich herezyj sympatyków więzić i sądzić. Retyk przybył do Fromborka dwa miesiące później i trudno, żeby o tem zakazie nikt go choćby po karczmach, gdzie w drodze nocował, nie uwiadomił... Pytanie zatem zasadne, czy ów wjeżdżając na teren sobie wrogi, czynił to nieświadom skali zagrożenia, czy li też z rozmysłem rzucał katolickiej hierarchii wyzwanie? Fakt, że to jeszcze nie czasy krwawych o wyznanie zmagań, że się nikomu jeszcze ani nie śniła Inkwizycyja, choć stosów cależ nie trzeba było wymyślać. Niecałe półtora wieku wcześniej przecie spalono Jana Husa i Joannę D'Arc. Trudnoż, by o tem Retyk nie pamiętał...
Jeśli ów iście tak był głodnym kopernikańskiej nauki, że za nic miał te zagrożenia wszelkie, to jeno czoła przed tą odwagą pochylić. Aliści wejrzyjmyż teraz na rzecz od Kopernika strony:
W samem największem nasileniu jegoż frasunków, w tem i tych właśnie ze zwalczaniem luteran, przybywa doń człek nieznany, luteranin, przedstawia się, że jest z samego Reformacyi matecznika, z uniwersytetu w Wittenberdze, któremu rektoruje Melanchton i który jest oczkiem w głowie Lutra samego... Musi przy tem wiedzieć o Dantyszkowych nowych dla luteran prawach, a mimo to Retyka nie odprawia, a przeciwnie w dom swój przyjmuje i gości go... z przerwami licząc przez niemal trzy lata!
Niepodobieństwem zgoła, by o tem Dantyszek nie wiedział. Skoro przy drobniejszych sprawkach kanonicy na się wzajem, niczem uczniacy w pierwszych klasach primy, donosili nieledwie z lubością, skoroż wiedział o Annie Schilling, to miałby o pobycie Retyka nie wiedzieć? A przecie śladu nie mamy, by Kopernikowi się z tego bodaj i tłomaczyć kazano... By go kto napominał, iżby luteranina odprawił... przeciwnie wiemy, że oba z Kopernikiem swobodnie jeszcze do Giesego (jak nie patrzeć też biskupa!) jeździli do Lubawy. Czem to tłomaczyć? Retyk przybywa do Fromborka w maju, w czerwcu zaś Dantyszek oskarża Kopernikowego przyjaciela, Skulteta o przeniewierstwa finansowe, rzecz się coraz bardziej rozkręca, nareście w rok później, po wezwaniu królewskiem Skultet z Fromborka ucieka, dom jego przepatrują i pisma znajdują luterskie. Wszystko to w czasie, gdy Retyk już Kopernika do podjęcia badań przerwanych namówił, własnej przy tem ofiarowując pomocy i oba nad tem wszytkiem ślęczą!
Małoż na tem: domu po Skultecie podejrzanie chyżo zajmuje brat kanonika inszego, Płotowskiego, a czy rzecz była prawem kaduka, czy jeno o nieobyczajność postępku poszło, dość że ów miał przed sądem kapituły stanąć. I oto tenże obwiniony, w majestacie tegoż sądu formalnie wręcz żąda, by ze składu sądzić go mającego wykluczyć Niederhofa i ... Kopernika, co nie dość że się z heretykiem Skultetem znosili oba, to oba niewiasty trzymali... Ano i tu pytanie zasadne cóż też prawdziwie Kopernik o Reformacyi dumał?
Nijakiego w tej mierze nie masz w pismach jego śladu, ani nijakiej relacyi cudzej. Z Retykiem go łączyła praca naukowa, zasię jakie przyjacielskie relacyje, może i cokolwiek idące w kierunku namiastki relacyi ojcowsko-synowskich, których jeden, przed czasem osierocony z pewnością łaknął, a wtóry przez swój stan duchowny doświadczyć nie mógł... Jak tam było, to thema na dysputę inszą, aliści nie sposób mi przyjąć, że przez te trzy lata niemal, gdy ze sobą przestawali, ni razu nie dysputowali o sprawach wiary, czy ściślej o kwestiach oba wyznania dzielących... Przyjmijmyż póki co, że dość miał nasz kanonik oleju w głowie, by się z poglądami swemi w tej mierze pro publico nie zdradzać, choć jest rzecz niewielka, co jednak do zadumy skłania. Owoż druh jego bliski, Tiedemann Giese, biskup chełmiński, wziął swego czasu udziału w dyspucie nad tezami Lutra, a ściślej swoich tez, responsem będących, spisał i wydał Anno Domini 1525 w Krakowie. Najgeneralniej zaś tam, nibyż lutrowe tezy zwalczając, półgębkiem przyznawał, że mają i w rzeczach niektórych luterany słuszność... Ostawiwszy na boku rozważania zali owe pojednawcze pisanie miało skutku jakiegobądź, takoż i zadumę nad czasem, w którem możnaż było takich rzeczy pisać bezkarnie, a potem jeszcze i biskupem zostać, skupmyż się na jednem ze wstępu zdaniu, gdzie Giese się na Kopernika powołuje, że go do wydania xięgi, by najrychlejszego namawiał... Snadź znał jej już i przódzi, nie potępiał, a przeciwnie najwidniej był z autorem tu i myśli jednakiej, że jeszczeć wtedy konkordia z luteranami możebną była i że iście by się zdało w Kościele zmienić to i owo... Nie sądzę by przez lat następnych piętnaście odmienił co znacząco w swych poglądach na to... nie był już przecie młodzieniaszkiem, co by może i chciał w rewolucyjnem szale odmieniać świata, a mężem statecznem, a tacy tak chyżo nie odmieniają poglądów, no chyba że się polityką zajmują zawodowo... To mając na względzie, takoż późniejszą ze Skultetem amicycję, nareście Retyka bez lęku goszczenie przyjdzie nam chyba bez nadmiernego ryzyka błędu przyjąć, że nasz kanonik-astronom jeśli nie sympatyzował z reformatorami, to przynajmniej nie był im wrogim, a niektóre nowinki by i pewnie z radością powitał...
Zagadką niepomierną pozostaje jakże w tem wszystkiem Retyk zdołał Kopernika na pracy podjęcie namówić... Wielekroć większym tego świata się to nie udało przódzi. Spominałem, że Wapowski listu-traktaciku Kopernika z 1514 roku w świat puścił i ów jako Commentariolus* żyć już począł własnym życiem. W tymże Komentarzyku Kopernik zrębów swej wyłożył theoryi i zapowiedział: "Sądzę, że dla zwięzłości dzieła należy tu pominąć dowody matematyczne przeznaczone do większego dzieła". Nic by w tej zapowiedzi nie było szczególnego, małoż to i dziś pisarzów puszcza w świat jaki rozdzialik, czy i zdań kilka , by Lectorów ciekawość pobudzić, by z tem większą czekali niecierpliwością dzieła pryncypalnego... jeno, że to uchodzi, jak się im czekać każe jeszcze miesięcy parę, może i z rok, czy niewiele dłużej... Nie zaś jak Kopernik, co zapowiedział w 1514 roku "dzieła większego" i trzydzieści sześć lat później nadal tego dzieła nie ujawnił!
Wiemy, że skutkiem tegoż Komentarzyka był Kopernik we świecie astronomów dość już znanem, że gdy za papieża Leona X brano się za kalendarza reformę**, to i Kopernika do prac nad tem proszono! Być to musiało przed śmiercią papieża Leona (1521), zasię w lat najpewniej kilka po upublicznieniu Commentariolusa, czyli najpewniej gdzie przed 1520. Kopernik miał wówczas na głowie administrowanie dobrami kapituły w Olsztynie, nadchodzącą z Krzyżakiem wojnę a przy tem zajmowały go jeszcze i reformy pieniężnej sprawy, dość że najpewniej odmówił... Piszę "najpewniej", bo się nijaki nie zachował respons, a ze skutków jeno wnoszę, że ani w Rzymie się do rzeczy nie wzięto, ani Kopernik w tem nie uczestniczył, a ze śmiercią papieża i tak wszystko wzięło w łeb...
Spominam o tem, bo się utarło, że Kościół z Kopernika theoryją wojował, tem zaś czasem za żywota astronoma szereg jest dowodów, że było cależ przeciwnie! Latem 1533 sekretarz papieża Klemensa VII, sam uczony nienajpodlejszy, Johann Widmanstetter objaśnił papieżowi i kardynałom kilku o coż najwięcej w kopernikowej idzie nauce, choć onej mógł tylko z Komentarzyka zrębów znać. Dość, że uczynił to wielce zgrabnie i przekonywująco, że i papież zachwycony go jaką kosztownością nadgrodził. Małoż na tem! Po śmierci Klemensa Widmanstetter został sekretarzem u kardynała Mikołaja Schönberga, nuncjusza w Polszcze i Prusach, któremu najpewniej takiegoż samego uczynił wykładu, którego effektem był list kardynała, do dziś zamieszczany przy wstępie do wydania każdego "De revolutionibus orbium celestium":
"Kiedy jednozgodne wypowiedzi wszystkich doniosły mi przed kilku laty o twej dzielności, zacząłem wtedy nabierać żywszych dla ciebie uczuć i nawet gratulować naszym ludziom, w których opinii tak wielką błyszczysz sławą. Dowiedziałem się mianowicie, że ty nie tylko jesteś wyjątkowym znawcą nauki dawnych matematyków, ale nadto sam ustanowiłeś nowy system wszechświata, w którym uczysz, że Ziemia się porusza, a Słońce zajmuje we wszechświecie najniższe i tym samym środkowe miejsce;[...] oraz żeś ty na temat całego tego systemu astronomicznego napisał dzieło i obliczone w cyfrach ruchy planet ułożyłeś w tablice. czym budzisz u wszystkich nadzwyczajny podziw.
Dlatego to, mężu wielce uczony, jeżeli ci nie sprawiam kłopotu, proszę cię jak najusilniej, żebyś tym swoim wynalazkiem podzielił się z żądnymi wiedzy i przysłał mi jak najprędzej te owoce żmudnej swej pracy razem z tablicami i ze wszystkim, co byś jeszcze posiadał, a co by dotyczyło samego zagadnienia. Teodotykowi Redenowi powierzyłem tę sprawę, żeby tam na miejscu wszystko na mój koszt zostało przepisane i tutaj mi przysłane. Jeśli więc będziesz mógł pójść mi w tym na rękę, poznasz niebawem, że masz do czynienia z człowiekiem, który pragnie rozgłosu twego imienia i twojej tak wielkiej dzielności chce oddać to, co się jej należy." napisał do Kopernika w listopadzie 1536 roku kardynał Mikołaj Schönberg, nuncjusz papieski.
Jak widać zatem z tego listu i reakcyi papieża Klemensa VII, cależ nie był początkiem Kościół wrogiem tejże nowej nauki. Skądże zatem późniejsze prześladowanie Kopernikowego dzieła i pomieszczenie go na indeksie xiąg zakazanych? Bardzo to słuszne pytanie i nawrócim do niego w stosownym czasie, póki co zaś ja bym z tegoż listu snuł jeszczeć i jednej konkluzji.
Z góry też mówię, że to jeno moje spekulacyje czyste, bom na to najmniejszego nigdzie nie był nalazł dowodu. Aliści probowałżem się na miejscu postawić kardynała, któremu Kopernik nie tyleż odmówił, co go najzwyczajniej zignorował!
Powtórzę: kanonik we Fromborku zignorował prośbę, dodajmyż, że wielce grzeczną i uszanowania pełną, nuncjusza papieskiego, czyli jak nie baczyć, jednego z dygnitarzy Kościoła. Czemuż? Lękał się czego? Nie ufał kardynałowi? Nie wiemy. Domniemywać jeno możem, że nie widział swego dowodu pełnym, a dzieła skończonym, to i może czasu jakiego chciał jeszcze dłuższego... Ale, czemuż na miły Bóg tak też i kardynałowi nie odpisał? Znowuż nie wiemy i tu właśnie myśl moja: jeśli kardynał responsu nie dostał, to cóż mógł uczynić?
Jeśli by był człekiem nieokrzesanym i władczym mógłby się i może do jakich posunąć nacisków, jeśli był uprzejmym i dystyngowanym mógł w najpierwszej mierze próbować dociec przyczyny zwłoki luboż i tej odmowy, jeśli jaka jednak była. I, podług mnie, tak właśnie uczynił... A gdzie? A gdzieżby miał sięgnąć lepiej, niźli do zwierzchnika Kopernikowego, człeka co mógł był sam być i może chcieć jakich wywrzeć na uczonego nacisków, byle jeno nuncjusza zadowolić. Człeka, z którem się oba znać musieli z pewnością, skoroć jeden nuncjusz w Polszcze, wtóry na tej ziemi biskup... Słowem, zmierzam ku temu, że najprawdopodobniej nuncjusz u Dantyszka jakich opinii o Koperniku zbierał, dopytywał o zwłoki przyczynę i możności jakie insze, by swego zamiaru dopełnić. Ergo: Dantyszek WIEDZIAŁ o dziele pryncypalnem Kopernikowem i wiedział też, że na niem wielce zależy znacznym w Kościele dostojnikom. Czy mógł zatem nie mieć tego na sercu, by choćby dla pozyskania przychylności nuncjusza, nie nakłaniać jakiem sposobem kanonika sobie podwładnego, by rzeczy kończył? A jeśli nawet i nie, czy miałby odwagi czynić czegobądź, coż by w tem dziele przeszkodzić mogło? Osobliwie, że i Dantyszek przecie nie tępak jaki, jeno mąż w swem pokoleniu jeden z najuczeńczych! Nie mógł nie doceniać wagi Kopernikowego dzieła, nie mógł przeciw woli kardynała jakich kłód pod nogi astronomowi rzucać, osobliwie że i on by przecie skorzystał na tem, gdyby to kanonik z jego diecezji stał się w świecie głośnem...
I teraz mi dopiero rozumieć, czemuż owe nibyż poważne względem Anny Schilling zarzuty, tak się nagle z jej odprawieniem zakończyły, bez i konsekwencyj jakichkolwiek... Że wszytkie dalsze ze Skultetem komitywy takoż Kopernikowi nie zaszkodziły, podobnie jak i Płotowskiego oskarżenia... Temuż nareście ta swoboda dla Retyka przedziwna, temuż i zgoda na rezygnację z części obowiązków kanonika... Dantyszek po prostu w sprawie Anny nieugiętym będąc, przecie nijakiej Kopernikowi nie dozwolił krzywdy inszej uczynić i rzekłbym, że i może za sprawą Schönberga, jakiego nad astronomem rozpiął ochronnego parasola...
Wróćmyż jednak do pytania, jakże się zatem Retykowi udało tam, gdzie znaczniejszych zignorowano. Ano... mniemam, że po primo Retyk na dzień dobry niejako sobie zapałem swoim starego astronoma ujął. Wręczył mu też w darze trzy aż xięgi***, co na tamte czasy podarunkiem było zgoła królewskiem. Jedna byłaby darem arcykosztownem, trzy zasię nadto dobitnie świadczyły, że przybysz chce sobie gospodarza zjednać... Nie sposób wręcz, by się temi darami Kopernik nie radował jak dziecko:), aliści wielce byśmy kanonika skrzywdzili, gdybyśmy go posądzali, że za nawet tak hojny podarek byłby gotów dzieła żywota swego oddać... Zda się, że choć Kopernik był z licznemi uczonemi w niejakiej korespondencyjnej konfidencyi, przecie z pewnością nawet kogoś tak skromnego i jak byśmy to dziś rzekli: wycofanego jak on, ująć musiał Retykowy podziw. Zwłaszcza, że bodaj to po raz pierwszy Kopernik W OCZY pokazywał dzieła swego komuś, kto i w matematycznej, i w astronomicznej jego części naprawdę ogromu dokonań docenić umiał...
Dość chyżo też Retyk pojął, że "Commentariolus" tak się ma do dzieła prawdziwego, jak wina kropla, po której jeno wytrawni koneserzy odgadną, cóż ich za rozkosz czeka, gdy się do beczki dobiorą. Znając, że tu jeszcze jednak roboty moc, nim się tej odszpuntuje beczki, ubłagał Kopernika, by mu dozwolił napisać czego, co już by choć było pucharkiem niedużem, przecie po primo da pojęcia więcej i nie jeno koneserom, secundo, by tego jako xięgi wydać, nie zaś kopiami pokątnie przepisywanemi w świat puszczać. Tak oto narodziło się pierwsze streszczenie rzetelne sub titulo "Narratio prima", czyli po ludzku mówiąc "Opowiadanie pierwsze", którego Retyk przez jakie trzy miesiące doszlifował na tyle, by go dać tłoczyć w Gdańsku****, w drukarni Franza Rhodego i najpierwsze egzemplarze posłać z wiosną 1540 roku przyjaciołom z Norymbergi i Wittenbergi.
Jesienią jednak jeszcze oba do Lubawy pojechali na zaproszenie Giesego, rzekomo dla świeżego powietrza dla Retyka, który u Kopernika pochorował się znienacka. Podług mnie to i może onemu klimat fromborski nie nadto posłużył, zasię zamysł Giesego mi się nader przejrzystym wydaje. Oto po primo usuwał choć na tygodni kilka Kopernika z dusznej atmosfery intryg i inwigilacyj "kolegów" kanoników, po wtóre zasię nie po to od lat sam namawiał Kopernika na dzieła publikowanie, by przegapić szansy wspomożenia wysiłków własnych przez alianta nieoczekiwanego, z Norymbergi przybyłego...
Ano i najpewniej tam właśnie, w Lubawie, jesienią 1539, obadwa nareście pospołu opory Kopernika przełamali i do dzieła kończenia namówili. Pierwsze już karty "Narratio prima" jeszcze przed końcem tłoczenia rozsyłane, wywołały w Norymberdze sensacyją, najwięcej zaś poruszyły spominanego w nocie pierwszej Jonannesa Schönera, norymberskiego rektora i protektora Retyka, zaprzyjaźnionego z niem wydawcy Petreiusa i spominanego w nocie trzeciej teologa tamecznego luterskiego, Andreasa Osiandera, tego co to Hohenzollerna nawrócił na luterską wiarę, aliści w danej chwili dla przykrości swego charakteru i ambicyj był w Norymberdze nieledwie persona non grata i gorączką dla się szukał jakiego znaczenia nowego.
Dwaj ostatni mięli na dziele Kopernikowem zaważyć szczególnie. Petreius, co nie wiem zali nie godzien miana najpierwszego, prawdziwie naukowego w Europie wydawcy*****, bezwstydnie się Retykowi podlizywał nawet i jakiej xięgi właśnie tłoczonej dedykując i szląc jej w darze, byle jeno u Kopernika prawo do składu pierwszego dla siebie wyjednał. Osiander zaś Kopernika pod niebiosy wynosząc, upraszał Retyka, by mu u fromborskiego kanonika wyjednał zaszczytu korespondowania.
Jak się zdaje, bodaj czy i nie na odczepne, Kopernik doń w lipcu 1540 roku, w nawale prac z dzieła swego przeglądaniem, poprawianiem i do druku szykowaniem, napisał. W liście tem o radę suplikował, jakoż spodziewanych oporów względem radykalności systemu swego uniknąć, luboż onych przynajmniej złagodzić. Nie wiem ja, czy iście miał o tem Kopernik aż tak wielgie obawy i czy temat też nie był, ot tak obmyślonem, bo przecie o czemś pisać było trzeba. Norymberczyk odpowiedział, że by ostrze spodziewanej krytyki stępić, zdałoby się rzeczy przedstawić nie jako pewnika właśnie dowiedzionego, a jeno jako hipotezy jakiej nowej, za który to koncept Kopernik podziękował za radę, zaznaczając zarazem, że z niej nie skorzysta... Tak, czy siak przypuszczono Osiandera do niejakiej komitywy, a przyszłość miała pokazać, że był to bodaj najgorszy z Retykowych konceptów...
___________________________
* Komentarzyk, znany także jako "Zarys podstaw astronomii"
** dokonanej ostatecznie sześćdziesiąt lat później, już za Grzegorza XII, stąd i kalendarz nasz dzisiejszy, gregoriańskim zwiemy...
*** Jedna zawierała dwa dzieła, czyli "Elementy" Euklidesa oraz "De trangulis omnimodis" Regiomontanusa, przy czem to drugie musiało być astronomowi wręcz niezbędne i aż dziw, że Kopernik go nie miał, choć znał z całą pewnością. Druga to znów trzy dzieła w jednej xiędze, czyli "Instrumentum primi mobilis" Piotra Apiana, "De Astronomia Libri IX" Gebera i "Perspectiva" Witelona i nareście trzecia, bodaj czy nie najpryncypalniejsza: "Almagest" Ptolemeusza, czyli tegoż astronoma, którego system właśnie Kopernik obalał, aliści nie w tłomaczeniu łacińskim, bo tego Kopernik posiadał, jeno oryginał grecki!
**** Nawiasem to widać w Gdańsku przynajmniej organizatorzy Jarmarku Dominikańskiego do dziś uważają tegoż tekstu za Kopernika dzieło...:)
http://www.mtgsa.pl/x.php/16,pl,2684/I-Tydzien-26.07-03.08.2008.html
***** Nad wyraz wybornie czuł gdzie co w trawie piszczy i gdzie co, kto nowego i znacznego pisze. Potrafił autorów kaptować z krajów i odległych, byle jeno jemu druk powierzyli, a nawet co tamtem czasem w ogóle przecie praktykowanem nie było, dzieł poszczególnych zamawiać i nawet płacić autorom zaliczki! Małoż na tem: nie wiem zali to nie onemu zawdzięczać nam przyjdzie instytucyi recenzentów narodzin, bo dostawszy czego, na czem się pomiarkować nie poradził, zwykł był słać to inszym uczonym do konsultacyj...
Jakoś tak postanowiłem nie skomentować pierwszej części, a że jestem konsekwentny przy czwartej wyszło żem ten blog porzucił, co oświadczam tutaj - nie jest prawdą !. Słowo się rzekło, trudno. Pozostanę przy usprawiedliwieniu. Łubu dubu...
OdpowiedzUsuńHa...! To cóż by dopiero wyszło przy piątej!:)) Naprawdę sądzisz, Mości Antoni, że ja mi jakich list obecności potrzeba? Choć z drugiej znów strony miło znać, że ktoś czyta...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja byłbym nieco podejrzliwym. To nagłe zainteresowanie Nuncjusza raczej odebrałbym jak najgorzej. W końcu Kopernik zdawał sobie sprawę z rewolucyjności swego pomysłu, a łaska pańska na pstrym koniu jeździ... Co innego, gdy pogłoski o pracy po Europie krążą, to jednak do Fromborka zewsząd daleko i zawsze jeszcze można się wyprzeć albo zwlekać, a co innego samemu dobrowolnie cały pomysł na tacy (wraz, jeśli tylko możliwe, z tablicami i ze wszystkim, co by się w tym względzie posiadało) podać, nie wiadomo na co i komu się wystawiając.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasem się zastanawiam, czy te lata w Kitaju przez Ciebie przepędzone, nie rzutują na ogólniejsze ludzi nienajlepsze postrzeganie...:)) A jeśli nuncjusz prawdziwym był entuzjastą nauki i postępu, czego przecie wykluczyć nie można?:) Choć reakcja Kopernika, a ściślej jej brak, kazałaby może sądzić, że kto wie, czy i podobnie, jak Ty, nie myślał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja zaś obwieszczę tutejszemu światu, że już się kolejnych nie mogę doczekać odcinków.
OdpowiedzUsuńCo zadeklarowawszy, i to jeszcze dodam, butnie cokolwiek & durnie, że wszystko mi jedno, o czym będą. Nawet o tych trójkątach wszystkich, byle, by tak rzec, w porównywalnym ujęciu.
Rozczarować przyjdzie zatem, bo kończyć rzecz nam przychodzi i noty sposobię ostatniej... Ale, choć nie wiem, czy to pocieszy... Historia jest kopalnią tematów niewyczerpywalną:)
UsuńKłaniam nisko:)
Na to, najszczerzej mówiąc, liczyłam :))).
UsuńA następny odcinek... Cóż, niech już będzie o tym Koperniku.
Hmm... na koniec tak rychły?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Przypomniała mi się anegdota o Stefanie Banachu, który nie kwapił się do przedstawienia i obrony pracy doktorskiej, toteż przyjaciele zebrali jego notatki i wykłady i wydali jako pracę naukową, a jego samego podstępem zwabili pod pozorem dyskusji przed kolegium egzamiancyjne, aby tę pracę "obronił". Wszyscy wiedzieli, że odbywa się obrona doktoratu, tylko sam zainteresowany nie ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
O wieleż się na tem wyznaję, to dziś to już z proceduralnych względów absolutna by była niemożność, a i po prawdzie nawet w odniesieniu do Dwudziestolecia wymagałoby to jednak sporego nagięcia kilku przepisów, zatem nie wiem, czy to jednak nie tylko leganda... choć przyznaję: przepiękna:)
UsuńKłaniam nisko:)
Prawda czy nie, zawszeć to naukę z tej i z Kopernikowego zwlekania publikacji wynieść można, że przyjaciele są naukowcom wielce potrzebni ;-)
UsuńPodobnie jak żony, choć te drugie chyba doniosłości swej roli mało kiedy pojmują:)
UsuńKłaniam nisko:)
"[był] mężem statecznem, a tacy tak chyżo nie odmieniają poglądów, no chyba że się polityką zajmują zawodowo"... hyhyhy
OdpowiedzUsuńPiękne i niestety prawdziwe :))))))
Niestety... I raczej bez nadziei na stanu tego odmianę...
UsuńKłaniam nisko:)
Ja też, jako i pan Antoni, nie porzuciłem - czytam jeno z coraz większym ukontentowaniem...
OdpowiedzUsuńUparliście się z tą listą obecności...:)) Przykro mi zatem, że ukontentowanie się kończyć będzie, bo cykl nieuchronnie do finału zmierza: ta nota przedostatnią była...
UsuńKłaniam nisko:)
Nie będzie ten cykl, to będzie inny, a ukontentowanie pozostanie - czego i Waści życzę, amen! ;)
UsuńTrudno po prostu człekowi w historii wcale nie biegłemu sensownie komentować tak ciekawe sprawy...
Jeśli w czem jest zawiłość, dopytać wystarczy:) Bóg Zapłać za dobre słowo:)
UsuńKłaniam nisko:)
Względem wrogości katolików do luteran (i odwrotnie) to w pierwszych latach reformacji sprawa nie była do końca przesądzona. Luter przez pierwsze lata wcale nie uważał się za odstępcę, tylko dyskutanta - jego tezy w założeniu miały być zaczątkiem dyskusji o sytuacji wiary świętej... Z kolei katolicy też nie mieli wypracowanego jednolitego stanowiska w tej sprawie. Praktycznie można przyjąć, że dopiero w 1555 r. po pokoju augsburskim (poprzedzonym licznymi ofiarami po obu stronach) można mówić o rozdzieleniu katolików oraz ewangelików. Rozdzieleniu, które wynikło zresztą nie z przyczyn religijnych a politycznych (książęta niemieccy chcieli mieć więcej niezależności a protestantyzm dawał im tą możliwość).
OdpowiedzUsuńPomyśleć tylko, że przy większej dozie elastyczności ze strony papiestwa oraz większej dozie dyplomacji, całego tego rozdzielenia można było uniknąć :(((
Kłaniam się nisko
Krzysztof z Gdańska
Nie sądzę, by papiestwo, czy szerzej: Kościół, jako instytucja były do takiej elastyczności zdolne. W praktyce bowiem musiałoby to oznaczać, że na swoich obrzeżach toleruje setki małych gmin, gdzie one same decydują, w jakiego Boga wierzą i w jaki sposób go czczą, a to już jest chyba poza możnością akceptacji. Byłoby to cokolwiek na opak zarówno z podstawową misją nawracania pogan, a także i z dążnością samego Kościoła, który trzy pierwsze swoje wieki poświęcił na wyplenienie wszelkich odrębności i unifikację...Z drugiej strony nie ma chyba we świecie wyznania, które rozszerzywszy się na odpowiednio duży obszar i podporządkowawszy sobie wiele dawnych kultur, czasem wielce odmiennych, nie zaczęłoby się dzielić...
UsuńKłaniam nisko:)
Kościół to ciekawa instytucja... Przypisuje sobie prawo nieomylności, w jednym wieku za coś pali na stosie, w innym uznaje to samo za słuszne... A wiele jest takich przykładów...
OdpowiedzUsuńNie potrafię tego zrozumieć. Gdyby ceną nie było ludzkie życie, to byłoby jedynie żałosne. A tak to jest straszne...
Pozdrawiam serdecznie
Ale się zdziwiłem, gdy okazało się, że prawo do obrony wprowadziła św. Inkwizycja, podobnie jak i ograniczenie tortur. Z tego co wcześniej wiedziałem, protestanci w zapamiętaniu do palenia stosów przewyższyli znacznie "papistów", a słynna tolerancyjność i racjonalność postępowej reformacji sprowadzała się do tolerowania swoich. Resztę mordowano bez większych skrupułów, na dodatek bez takich przesądów jak treuga dei czy święta, albo zasady. Nie żeby wcześniej jakoś zasad przestrzegano, ale jednak czasami przynajmniej o nich wspominano. :D
UsuńSkuteczność Treuga Dei była raczej iluzoryczna i prawdę rzekłszy, mam silne podejrzenie, że służyło nie tyle zapobieganiu, co poprzez dołożenie kolejnego grzechu będącego podstawą do negocjacji ceny za odkupienie go, stało się zgrabnym instrumentem nacisku do wymuszania kolejnych donacji, czy polityki zgodnej z doraźnymi potrzebami Kościoła na danym obszarze... Ale generaliter masz, Kneziu, absolutną rację, że wart Pac pałaca, a pałac Paca...
UsuńKłaniam nisko:)
Jeżeli za kryteryum naczelne przyjąć nie sumienia i wiary sprawy a doraźne potrzeby i politykę Kościoła w danym czasie, Miła Pani Grażyno, to rzecz się staje znacznie mniej zawiła. Nader często okaże się, że za jakimś działaniem nibyż reformatorskim będzie stała troska o większe wpływy do kasy... I , jak mi się zdaje, Kościół do nowinek jest skłonny tylko wtedy, gdy czuje się słabym...
UsuńKłaniam nisko:)