05 czerwca, 2015

O pozbywaniu się natrętów sklepowych...

   Prawda to niezełgana, że mi coraz i trudniej czasu na to pisanie wyszperać, choć rzekłby kto może, że iskra zapału rozniecona gracko i tej by zapewne pokonała przeszkody.. Ano, pewnie tak, jeno że mi się przy tem przyplątały turbacyje wpodle przedsięwzięcia mego, któremu chleb zawdzięczam, a to już myśli mąci, podobnie jak i zdrowotne perypetie, których żem latami szczęśnie unikał, przecie i na Matyska przyszła kryska...
   A piszę to k'temu byście nie sarkali, że się i może czasem podpieram do archiwaliów odwołaniem, bo alternatywą będzie jeno na kołek tegoż na czas jaki zawiesić, a wiadomo jak to potem z odwieszaniem bywa... Aliści na dziś to furda wszytko, póki co na chleb i wino nastarcza jeszcze, takoż konowałom żem popędził kota, tedy dopokąd w liczbie jakiej przemożnej nie powrócą, tyle naszego:))
Gawędziliśmy ongi o natarczywcach, co gdzie po sklepowych grasują wnętrzach, skupić się nie dając, jeno pojmując swój obowiązek, by chciany czy niechciany, z pomocą i doradą się ochfiarować natrętnie... Pół biedy z niemi, jeśli kto w rzeczy samej takiej pomocy wygląda i ów subiekt mu iście z nieba spada, częściej przecie żeśmy na kupnie czego konkretnego, co już i może czasem nawet w garzci mamy, gdy się taki napatoczy jaki unterpomocnik podasystenta subiekta i dawajże swego... Ano i teraz dylemat prawdziwy, bo człek jednak chowany między ludźmi, tedy tak z punktu w mordę bić i niezręcznie i czeguś niepolitycznie... Słuchać go znów mitrega próżna, bo jeszcze namówi na co niby lepszego (czytaj: dwakroć droższego), co się pewnie i tak rozleci po tygodniu, bo w Kitaju składane... Jakże tedy onego się pozbyć, niekoniecznie od razu na komisariacie lądując, luboż dla spokoju świętego wykupując pół sklepu?
   Ano różnych u JW Paczuchy komentatorzy przedkładali konceptów, ja powtórzę swego... A ze mną rzecz jeszcze jest więcej szczególna, bo bywalcy tuteczni znają jak ja nienawidzę po sklepach bywać, a żem przy tem gorączka, to i bywało, żem już tam czasem i może kogo potarmosić chciał i jeno Pani_Wachmistrzowego_Serca ręce przytrzymała... Z czasem przecie żem się wyumiał konceptu w swej prostocie jedynego, o skuteczności zgoła porażającej, którego zdradzę Wam darmo nawet i nieproszony...
   Owoż wyumiał żem się ja formułek kilku po madziarsku, co nie było szczególnie trudnem, skorom u Felczaka (I,II,III) terminował, a i za grzecznością i staraniem Profesora do Madziarów jeździł... Ano i gdy mi tak podchodzi który, gdy co oglądam i właśnie zrachować probuję, zali mi to koniecznie nieodzowne i w jakież znów popadnę termina, grosza wysupławszy, ów zasię z tą swoją irytującą grzecznością zawodową służby swoje poleca, natenczas ja onemu kiwam przyjaźnie łbem i rzekłszy przódzi grzecznego "Jonapotkivanok"*, przechodzę zrazu do meritum, pytając: "Hol van a mosdó?"**
  Ilem ja się już przez to gąb naoglądał osłupiałych, rozdziawionych, szczęk opadniętych, marsów na czole srogich, ilum bełkotów nasłuchał! Nic to, gęby by jeno wytrzymać poważnej, nie ośmiać się to sztuka największa... Trzeba przy tem baczyć na jegomości uprzejmie, responsu nibyż czekając i udając, że nie widzim, jako na nim koszulina czemuś znagła mokra, jako ów oczami za jakim salwerunkiem błądzi i jako tej przeklina chwili, w której ku nam podejść umyślił... Zazwyczaj taki po chwili rąk bezradnie rozłoży i uśmiechając się głupawo tyły poda, ostawiając nas w pokoju, choć bywają gorliwcy co próbują nas zażyć już to angielskim, już to niemieckim, już to rosyjskim czy francuskim... Rekordzista mi przywlókł bodaj cały sklepu personel i sam żem się zdumiał, wieleż owi pospołu narzeczy znali...okrom (szczęśliwie) madziarskiego...
  Nic to! Czego by ów nie czynił i nie prawił, w jakiembądź narzeczu i z czyjąkolwiek pomocą, my za razem każdym uśmiechamy się przepraszająco, ręce rozkładamy bezradnie i mówimy: "Nem ertem!"*** Zazwyczaj to wystarcza, choć nie od rzeczy czasem, przy szczególnie upartych zarzucić go jakiemi słowami dalszemi, do czego wybornie się nadaje poema pewna, której żem ongi tłomaczonej posłyszał i spisał:
"A család! A család! Ó, ez a család!
A család nem ad örömet, nem ad, amikor van –
de ha nincs, egyedül vagy, mint az ujjam!"****
   Pół biedy jeśli wychodzimy z niczym, gorzej gdy co iście kupujem, bo wówczas trzebaż tej farsy ciągnąć przy kasie, gdzie już wtedy ani myśleć o jakich kartach i mus gotowizną płacić, każąc sobie przy tem jeszcze rysować, wieleż to będzie etc.etc. Dwóch Wam jednak bym chciał z tychże zabaw obserwacyj przekazać i o objaśnienie prosić... Primo: dla jakiej przyczyny taki untersubiektoficyjer, jako już i tak wie, że go ni w ząb nie pojmujem, przemawia do nas nadal po polsku, jeno dwakroć głośniej i wyrazy rozstawiając, jakoby niemowlaka uczył? Mają co decybele do zdolności pojmowania?
   I secundo: jak sobie tak posłucham, co owi gwarzą między sobą, nie bacząc tępego Madziara, co się języków cudzych nie edukował, to rzeknę Wam, że to mit jaki, żeśmy ponoć bratanki i do bitki, i do szklanki... Więcej Wam rzeknę: Polacy Węgrów nienawidzą!!!
I w głowę zachodzę dla jakiej to przyczyny?
Viszontlátászra !
____________________

* jó napot kívánok - dzień dobry
** Hol van a mosdó? - gdzie jest toaleta?
*** Nem ertem - nie rozumiem
**** Rodzina! Rodzina! Rodzina, ach rodzina!
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest –
lecz kiedy jej nie ma – samotnyś jak pies! (Jeremi Przybora)

                                      .

P.S. Jako że mię tu już nie ma, bom się był wybrał z Kneziowiczan częścią  do doroczne łba zaprószanie... Wrróć...! Na wysoce intelektualne spotkanie towarzyskie...:)), tandem na komentarze responsować mi pewnie przyjdzie po niedzieli dopiero, a gdyby to nie nastąpiło, znaczy, że trzeba o tem fakcie zawiadomić stosowne organa... A'propos organów, to jeśli by się tak iście zdarzyć miało, znak to będzie widomy, że można ich już ze mnie pobierać będzie, co tam komu potrzebne, z tem że wątroby nikomu nie polecam...:)
    Kłaniam nisko:)

28 komentarzy:

  1. Kto się zapuszcza do kraju, gdzie język nic do ojczystego niepodobny, zazwyczaj rozmówki jakoweś studiuje, choć z mizernym często efektem. W takim wypadku powolna i wyraźna wymowa pomóc nieco może? Tak zapewne ów "untersubiektoficyjer" zakłada.
    Co do "bratanki, do bitki... " to ja to tak rozumiem, że społem kogo bić? bo nie między sobą przecie? nie było bitki, to i do bratania nie było okazji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wtedy to próbowałby też coś po polskiemu językowi kaleczyć

      Usuń
    2. Nie przypadkiem żem Madziarów ja wybrał, bom przyuważył w dawniejszych jeszcze czasach, że owi właśnie jakoby do siebie jechali i takowe utensylia jak rozmówki czy dykcyonarze obce im są... Najpewniej starsze ichnie pokolenie, które w całości wybornie mówiło po niemiecku narzuciło reszcie przekonania, że tyle we świecie wystarczy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Dawno już upewniliśmy się, że wzrok mam świetny, ale jeśli taka okazja, to chciałbym uprzejmie spytać, w jakim stanie soczewki i rogówki Waćpana.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnym jak i memorya... szwankują:) Aliści, jak widać, sposobność zniweczona, bom wrócił...żyw jeszcze, póki co...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. No trudno - ale dobre chęci zostały zauważone i docenione.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Tom rad temu okrutnie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Niezła metoda. :)))
    Co do bratania się, to i owszem, fajni są.:))) Mam nawet gdzieś nagraną miłą melodię. Węgier grał, towarzystwo polsko-węgierskie próbowało tańczyć, słowem - było bardzo wesoło. :)))
    Czekam na powrót Waćpana, całego i zdrowego. :)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam za sobą kilkunastu spotkań fraternizujących nacyje nasze i powiem, że czasem ciężko bywało...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. udanego dorocznego łba zaprószania więc życzę, bez żadnych zdrowotnych turbulencji! pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nie pić ostatniego kieliszka!!! Ten jest zawsze zgubny. Najlepiej po nim wypić jeszcze jeden...

      Usuń
    2. Nijakich zdrowotnych turbulencji nie było, najwięcej za sprawą Autora nalewek spożywanych: Knezia, który największej do ich czystości i zdrowotności wagi przywiązuje...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Bym wiedział przódzi, bym się i może stosował, aliści w rachubach tom z punktu pobłądził...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Tyla dylamatów w tem poście.
    Aliści z moich obserwacyj wynika, że Madziar powinien unikać kupowania w Polszcze. Raz - będzie oszukany, dwa - kolejkowicze zniecierpliwieni tłomaczeniami, a i subiekt zanim nauczy Madziara mówić w naszym języku, miną wieki.
    A co do integracyjnego bytowania, primo - od dawnych wieków wiadomo, iże procenty podnoszą inteligencyję każdego łba, a z kolei wiwaty wpływają pozytywami na stan duszy. Secundo - podzielże się ułańską fantazją i pogderaj trocha o tychże nasiadówkach, wygibach, gwarach towarzyskich. Przeca i my dywagagacje miłujemy i czytać będziemy przy lampce czerwonego wina choćby do białego rana.
    Zaźrzałam do linku . Już dawno nie czytałam tela miłych słów o nauczycielach. Waćpan o Professorze W. Felczaku ciepło perrorujesz. I dobrze, bo mądrzy ludzie nigdzie doceniani nie są.
    Pozdrawwiam wszystkich zacnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem WMPani za ową do Felczaka Jegomości ciekawość...:) Co się opisywania tyczy, tom ja tam jeno gościem był w licznem Kneziowiczan gronie, którzy tego niechybnie opiszą ze szczegółami:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Trochę to wszystko pomyliłeś Wachmistrzu, co kładę na karb niejakiej dezorientacji po użyciu, bo samżeś zaliczony zarówno do Kneziowiczan, jak i Watrowiczan, co wcale nie jest równoznaczne.
      Co do rozmów, to niekoniecznie trzeba zaraz po węgiersku, bo i w tym samym języku czasami się trudno dogadać. :)

      Usuń
    3. Nam się jakoś, Bogu dziękować udaje, co kładę na karb wysokiej jakości środków imagogennych dyspucie niezbędnych...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Ja do przechodnia: - Gdzie jest ulica Księcia Janusza? Przechodzień do mnie: - Nam tudom, baratom... Maggyarember... A niektórzy mówą, bassom teremtete [oraz "basamzakućki"], że to trudny język

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przy nauce deklinacji żem już odpadł, bom nie umiał bez śmiechu się pytać "kik?, mik?" ("kto?, co?") i "kinek?, minek ?" ("kogo?, czego?")
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A jam sądził, że "Stručna mlùvnice česka" jest najweselszym podręcznikiem językowym Europy"...Ha... Widocznie mylą się wszyscy, poza politykami i duchownymi... - Kik-mik..kinek-minek... Dooobre...Idę do dentysty... Będę miał dobry dzień.. Do widzenia

      Usuń
    3. Tyz pikne...:) Ale czeski to jest kategoria sama w sobie....:) Spomniał mi się Maklakiewicz, który wyjechał po kolegów na stację, gdy jakiś tam film był w CSRS częścią kręcony. Nowoprzybyli dostrzegli, że "Maklak" czeguś nieswój i przybity... Dopytują, naciskają, ten w końcu macha ręką i mówi, że to ten język dookoła, bo cały czas się czuje, jakby to dzieci do niego mówiły, a jego dzieci denerwują... A na to kierowca taksówki się odwraca i pyta : A vaš je lepší?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Każda metoda dobra, byle skuteczna! A najskuteczniejsze w paru przypadkach okazało się zapomnienie o istnieniu konkretnego przybytku handlu, niestety. Dzisiaj taka konkurencja, że ja problemu nie mam, a oni stracili klientkę. A w kwestii madziarskiej, to byłam świadkiem, że przysłowie działa :-) dwóch się spotkało: Polak i Węgier, żadnego wspólnego języka nie znali; po minucie byli przyjaciółmi i razem śpiewali, choć każdy swoje i po swojemu, obejmowali się i gotowi razem pójść w dalszą drogę. Obaj przed spotkaniem już mieli dobrze w czubie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mówią, że alkohol szkodzi... Kolejny mit....

      Usuń
    2. Niepewnym aby, czy WMPani moich spotkań niektórych nie opisujesz... zmilczę lepiej:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Z drugiej strony przypadek znajomej mojej w handlu obuwiem pracującej: Klient stwierdził w sposób dość wulgarny, że obowiązkiem jej jest stać cały czas przy nim, co chwilę dopytując się, że "A może przynieść większy rozmiar? A może mniejszy? A może ciemniejsze?" i ogólnie towarzyszyć mu od wejścia do wyjścia ze sklepu, żeby klient nie musiał się wysilać przywoływaniem jej. Jakoś wyobraźnia tegoż klienta nie ogarnęła, że musiałoby w takim razie być zatrudnionej tyle obsługi, co klientów w sklepie (i co za tym idzie ceny byłyby z 10 razy wyższe).
    A życzę zdrowia Wachmistrzowi! Alkohol ponoć konserwuje dobrze, trzymajmy się tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tylko dowodzi, że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Z tym madziarskim to dobry pomysł. Szkoda że taki Vulpian nie może po chińsku bo nijak na chińczyka nie wygląda
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doceniasz Vulpiana, Wasza Miłość... :) On czasem potrafi takie rzeczy, że się Chuckowi Norrisowi nawet nie śniły...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)