09 sierpnia, 2015

O tem, co we śpiżarniej rządnej być winno...

  Czasu nawet na sprawunki najkonieczniejsze nie mając, doprowadziliśmy się oto do stanu, w którem Wachmistrz, odemknąwszy któregoś ranka drzwiczek ode machineryi chłodzącej próżno był tam szukał czego, co by się na ząb zdało, boć tam jeno mucha i światło...:(( Jednaż pociecha, że refleks u Wachmistrza jeszcze całkiem, całkiem... tandem jako tych drzwiczek nazad zamykał, to już tam jeno światło ostało...
   Ano i tak westchnąwszy sobie nad losem okrutnem, któren przymusił sfatygowanych ruszyć członków, by ich na poniewierkę zakupów wydać, spomniał był Wachmistrz cytowanego tu już ongi poradniczka sub titulo "Spiżarnia wiejska obywatelska" J.Dabkiewicza z 1838 roku, któren tak widział, cóż we śpiżarni przyzwoitej być na zimę uszykowanem powinno:

"...chleb, groch biały i zielony, soczewica, majran, czarnuszka, kmin, kalandra, jagody jałowcowe, rozmaryn i cząber suche, bazylika, tymianek i hanyż. Mąka pszenna, żytnia i gryczana. Krupy: perłowe, jęczmienne, gryczane przecierane i proste, takież żółte i białe, owsiane i jaglane. Krochmal kartoflany, otrębi pszenne, karuk [klej - Wachm.] rybi i gorczyca. Ziarna konopne, mak, miód z wosku oczyszczony, cebula, czosnek, fasola biała i bob. Suszone śliwki węgierki, jabłka i gruszki. Ryba sucha różnego rodzaju. Rzeczy zagraniczne: pieprz angielski i prosty, migdały słodkie i gorzkie. Sago białe, ryż, kawa, cynamon, imbier, wanilla, kardemony, kubeby, saletra. Gałki i kwiat muszkatołowe. Goździki, rozynki bez pestek, ordynaryjne i czarne drobne. Szafran, kokcynella*, skórka pomarańczowa, różne gatunki serów, makarony, cytryny, appelcyny [pomarańcze -Wachm], kaparki, oliwa i indygo, czyli berlinblau. Nadto, powinne się w spiżarni znajdować ciasta, mogące się parę miesięcy konserwować, jako to: sucharki, ciasta migdałowe i francuzkie, różne pierniki, biszkokty, konserwy i inne cukry, w szklannych słojach utrzymywane. Należą tu jeszcze świecy, drożdże zimną wodą nalane i w lodowni utrzymywane, tudzież płótno tkackie, kużelne i grube, różny papier, pęcherze bydlęce, szare nici do szycia i szpagat gruby i cienki"
__________

* od nazwy robaczka czerwcowego barwnik dającego... "Kucharka litewska" Wincenty Zawadzkiej wylicza: "kokcynellę i inne kolory do galaret, cukrów itp"

                                                                   .

38 komentarzy:

  1. Tylko jeszcze trzeba mieć dwór proporcjonalny do takiej spiżarni, no i służbę w liczbie należytej do takiego dworu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro rzecz jest dla "obywateli ziemskich" to czytającym ów poradnik się to rozumiało samo przez się...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Sago? Kubeby??? Oczywista sprawa, że w każdej spiżarni mają być, ale chyba na jakiejś Sumatrze??? :D :D :D
    Kukcynella to chyba koszenila? Proszek z robali - mniam! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, dziecię Peerelu...:) O porządnym dworze mówimy, gdzie wszystkie przyprawy świata znano, choć może te najbardziej egzotyczne (czytaj: najdroższe) stosowano od święta i to nie byle jakiego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. szczur z loch ness9 sierpnia 2015 14:57

    Sennik egipski powiada, że muchę w lodówce widzieć, a na dodatek o 11:11, tylko w jeden sposób wyjaśnić można, a mianowicie zapowiedzią w najlepszym przypadku czegoś najgorszego. Zatem jedyny ratunek to owe drożdze ze spiżarni chwycić, zacier uczynić i ku fermentacji sposobić aby zło odżegnać :-)
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można i prościej: spirytus pozyskać (z braku Kneziowego oraz czasu, by własnego laboratorium urządzić) ze sklepu, zaś skupić się na dodatkach, nalewkę grzeczną zeń czyniącą, jako te, które tak Waści do gustu przypadły...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. 1. Sago jako rzecz w spiżarni po prostu podstawowa robi jednak wrażenie.
    2. Co to jest "pieprz prosty", tego - wyznaję ze wstydem - nie wiem.
    3. "Kubaba" - tak na Kaszubach nazywają ziele angielskie, z zupy wyłowione.
    4. Kneziu! "coccinelle" to zwykła biedronka, tyle mająca z muchami kantarskimi ;) i innymi czerwcami, co ja z chudymi.
    5. Szpagat gruby i cienki też wydaje mi się najpotrzebniejszymi rzeczami w każdej spiżarni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wiadomo, biedronka jest jeszcze atrakcyjniejsza niż czerwony robal w proszku!
      A co do szpagatu, to potwierdzam, trudno się w spiżarni było bez niego obejść z różnych względów, jak chociażby zawiązywanie worków i woreczków, sznurowanie różnych mięsiw i zawiązywanie tych błon na garnkach, co wtedy było dość często praktykowane do robienia różnych konserw.
      Ten pieprz prosty to uznałem za nie mielony pieprz turecki, ale wiadomo to? Wachmistrz przypisu nie dał, to musi być coś oczywistego.
      Ale to sago mi jednak zabiło ćwieka!!! :D :D :D

      Usuń
    2. To ja o robaczkach. :)) Coccinella to owszem biedronka. Ale myślę, że chodzi czerwca kaktusowego (Dactylopius coccus), z którego robiono czerwony barwnik. W Polsce używano też czerwca polskiego (Porphyrophora polonica). Barwnika używano przy wyrobie tkanin oraz do celów spożywczych. Dziś znamy to pod nazwą koszenila. :)
      Muchę można było spróbować przyrządzić "na dziko". :)))
      Sago też mnie zaskoczyło. Ktoś to może jadł? :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Spróbuję zbiorczo: skoro potrzebę szpagatu Kneź objaśnił (dziękuję) przechodzę do sago, które jak i z późniejszego cytatu ze Szwejka wynika, dostępne było bez większych tutaj (Europa Środkowa) trudności. Vulpianowi przypomnę coś, co Go ongi ujęło: narzekania XVIII-wiecznego podróżnego na brak cytryn w jakimś zadupiu u ujścia Dniestru, spowodowany zarazą cholery, czyli czymś nienormalnym, w przeciwieństwie do cytryn, które normalnie były i być powinny... Sago rozumiem jako zagęstnik do zup i sosów, tudzież jako samodzielnie przyrządzane komuś na żołądek cierpiącemu, bo lekkostrawne.
      Sprawę koszenili, czerwca etc. jużeście sobie wspaniale sami objaśnili:) Pieprz prosty jako przeciwstawiony angielskiemu, który rozumieć należy jako coś, nam dziś bardziej znanego jako ziele angielskie, to najprawdopodobniej zwyczajny pieprz czarny. Kubeba to także pieprz, tyle, że indonezyjski lub jawajski http://www.przyprawowy.pl/pieprz-kubeba.html
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Pozwolę sobie zacytować kawałek ze Szwejka - o sago własnie:
    "Przez cały czas podróży batalionu, który miał zbierać sławę wojenną dopiero po przejściu pieszo szlaku od Laborca do Galicji wschodniej, w wagonie, w którym znajdował się jednoroczny ochotnik i Szwejk, bezustannie prowadzono rozmowy mniej więcej takie, jakie przy odrobinie dobrej woli można zawsze zakwalifikować jako zdradę stanu. W mniejszych nieco rozmiarach takie same rozmowy prowadzono we wszystkich innych wagonach, a nawet w wagonie sztabowym, gdzie panowało duże niezadowolenie, ponieważ we Füzesabony przyszedł z pułku rozkaz dotyczący zresztą całej armii i obniżający oficerom porcję wina o ósemkę litra. Rzecz prosta, że przy takiej sposobności nie zapomniano i o szeregowcach, którym porcję sago pomniejszono o jedno deko dla szeregowca, co było tym bardziej zagadkowe, że nikt nigdy saga w wojsku nie widział.

    Niemniej jednak trzeba było powiadomić o tym sierżanta rachuby Bautanzla, który takim rozkazem czuł się żywo dotknięty i jakby osobiście okradziony. Wyraził się też, że sago jest dzisiaj rzeczą rzadką i że za kilogram można by dostać przynajmniej osiem koron. "
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie zmniejszyli przydziału tapioki! :D :D :D

      Usuń
    2. Rozumiem, że w wojsku nie tyle szło o wydzielanie tegoż sago każdemu poszczególnemu żołnierzowi, ile o zmniejszenie ilości (zapewne jedynie planowanego, skoro go nikt, nawet kucharz, na oczy nigdy nie widział) zagęstnika do zup, dodawanego do kompanijnego kotła zbiorczo.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Poruszenie sierżanta Bautanzla sugeruje, że on je być może nawet widywał, jako ostatni w tej armii, bo dziwnie dobrze z wartością rynkowa był obznajomiony...

      Usuń
    4. Być może w cywilu był kupcem korzennym lub miał co inszego z artykułami kolonialnemi wspólnego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. i nawet Jogurtu Wachmistrza nie było? Co za zaniedbanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jego się nie trzyma w spiżarni...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Nie śmiem tu przypuszczać, ale czy Wachmistrz wielmożny tę muchę spożył? Będąc głodnym, nie takie rzeczy ludzie jadają....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wachmistrz był arcydzielny i głód swój powstrzymał na wodzy...:) Ale jakoby kiedy breszył, że w życiu muchy nawet nie ukrzywdził, to przypomnieć proszę, że łże jak Zagłoba...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Tak miałem jeszcze w piątek wieczorem . Po weekendowej wizycie szwagra jeno pęcherze bydlęce mi zostały
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba uważać, kogo się do śpiżarni wpuszcza...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Dawniejsze zasoby spiżarni nie budzą tyle emocji, co dzisiejsze kulinaria. Światowi Polacy (podaję za "Wysokimi obcasami") przywożą: suszony mech ładnie zwany brodą starego człowieka z Maroka, amok z galangalu z Kambodży, marynowaną króliczą główkę z Syczuanu, pastę z termitów z Wenezueli, herbatkę z koki z Wenezueli, katsuobushi z Japonii (koty za tym tuńczykiem szaleją). Marta przywiozła przysmak islandzki - zgniłego rekina, ale rodzina nie chciała spróbować. Często przekraczają granice pachnące inaczej duriany, sery, czy szwedzkie kiszone śledzie, które otwiera się tylko pod wodą, bo fetor urywa głowę. Mączka sago przy tych smakach i zapachach jest jak glonik ze szkarłatnic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie niemal z niczemi z tego żem nie miał sposobności się zapoznać (poza bodaj ową herbatką wenezuelską), a i na przyszłość (jako że planuję jeszcze trochę pożyć) to będę się wystrzegał...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. W mojej spiżarni Pan Mąż właśnie jaja marynowane robi. Aż się boję na efekt czekać... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pozytywny ten Pan Mąż, a jeszcze bardziej Jego jaja (marynowane!)! :D :D :D

      Usuń
    2. Czyżbyś, Kneziu, próbował?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Wzorem monarchów dawniejszych naleźć kogoś, kto pierwszy probować będzie, przed WMPanią jeszcze...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Wpis bardzo na czasie i jakby specjalnie dla moich potrzeb, gdyż lodówka padła mi była po latach dwudziestu z okładem i teraz trzeba zapełnić przyzwoicie nową. Na razie mam w niej tylko 3 piwa, 4 jajka i do tej pory brak pomysłów. Dziękuję Waszmości i pędem lecę po nasiona konopne! Pozdrawiam ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie zabezpiecz w niej szpagat i kubabę!!! :D :D :D

      Usuń
    2. szpagat znam wyłącznie jako sznurek :D Nie wiem czy by mi rodzina wybaczyła takiego psikusa, jak sznur w lodówce, chociaż faktycznie ostał im się ino on ;)

      Usuń
    3. No to niech tam zostanie ta kubaba! :P

      Usuń
    4. Brak pomysłów? No doprawdy... Z trzema piwami idzie świat zawojować, a cóż tam jeszcze o jajkach mówić... W dodatku aż czterech!:) No i o sago nie przepomnieć upraszam!
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. A co zrobić jak po 2-tygodniowej nieobecności w domu w lodówce tylko jeden kefir się znajduje i to już mocno przeterminowany...?

    OdpowiedzUsuń
  13. Że też mi to do głowy nie przyszło...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i szło...:) Ale w takich upałach, jak były, dojść nie miało prawa...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. na nasionka konopi zawsze znajdzie sie miejsce :)

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)