W uprzednich tegoż pobocznego cyklu częściach żem swoich pokazał żelazek dawnych, zasię we wtórej cząstkę kolekcji notgeldów, asygnat i pieniędzy namiastkowych, która to nota osobnej swej historii jest wartą dla konsekwencyj przy pisaniu nieoczekiwanych, ale póki co przedwcześnie jeszcze pisać o tem, tandem przyjdzie do wiosny roku przyszłego poczekać, póki rzecz szczęśliwie sfinalizowania nie doczeka.
Dziś zaś bym Wam ukazać pragnął rzeczy rzadkie, a i u Wachmistrza rzekłbym, że wyjątkowe, bo sami znacie, że na palcach jednej by szło zliczyć ręki, wielem to razy ja po 1945 rok wychodził...
Banknoty dwa pierwsze zna z awersu każdy, kto dość lat ma, by nieboszczkę Peerelkę pamiętać...
Ale nie w awersie ich rzadkość i pamiątki historycznej przyczyna, a w rewersie, a ściślej w nieplanowanym przez emitenta dodatku :)
Przypuszczam zresztą, że niektórzy z Was takich banknotów, jeśli nie mają, to przynajmniej widzieli. Drugiego jednak okazu, jak sądzę, nie widział nigdy nikt, tak absolutną on będzie rzadkością. Nie wiem, kto jest autorem tych nalepek, ale musiał to być ktoś, kto miał dostęp do niezgorszej techniki poligraficznej, jak na początek lat pięćdziesiątych, a i do bibułek tak cieniuśkich, że i dziś, po latach miejsca nalepienia nie sposób dostrzec, ani wymacać, zaś całość zdaje się być z jednej prasy drukarskiej wypuszczoną... No i za sposobnością rzecz zadaje kłam powszechnemu mniemaniu, że czeski czy słowacki ruch antykomunistyczny, to tylko "praska wiosna", Palach, potem długo, długo nic, garsteczka kontestatorów reżimu wokół Havla skupionych i wreszcie "aksamitna rewolucja" w czeskiej celi, która nadeszła w czasie, gdy gmach więzienny już się walił jak długi i szeroki...
Wymiana pieniędzy, do której nawiązuje anonimowy autor nalepki-odezwy miała w Czechosłowacji miejsce w czerwcu 1953 roku i była to chyba najbardziej złodziejska wymiana z wszystkich podobnych operacji przeprowadzonych w dawnych "demo-ludach". Nawet nasza, o trzy lata wcześniejsza, nie ogołociła tak bezwzględnie ludzi z ich oszczędności... Skoro zaś owa "głodowa korona" ukazała się na pięciolecie tamtych wydarzeń, to zrachować łacno, że był to rok 1958... i jak widać, byli wówczas za naszą południową granicą ludzie, którzy nie zawahali się zaryzykować więzienia i tortur, byle dać świadectwo społecznego sprzeciwu...
.
I tyle się z tego wszystkiego zostało Wachmistrzu, że ktoś sporo ryzykując pieczątkę postawił, bo jako żywo nic więcej.
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka
Polemizowałbym, że nic...:) Ale rozwijał tego nie będę, bo nie prowadzę bloga politycznego, a tem więcej zajmującego się actualiami...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Owszem, też taką zasadę wyznaje ale refleksja akurat taka, a nie inna pojawiła się, a mówiac szczerze stale towarzyszy, zatem o wybaczenie upraszam z zaścianka
UsuńA ja się miotam między Wami, bo prawda jest jak zwykle gdzieś po środku
UsuńPozdrawiam
I z tem ostatniem najradziej bym się zgodził...:) Chociaż jeszcześmy ani jednego, ani drugiego nie nakreślili extremum, pomiędzy któremi miałby się ów środek znajdować:))
UsuńKłaniam nisko:)
Przypuszczam, że za "wprowadzanie do obiegu" takiej korony też można było nieźle beknąć...
OdpowiedzUsuńMyślę, że parę lat za kratą można było dostać na pewno...
UsuńKłaniam nisko:)
1. To październik był miesiącem oszczędzania, a nie czerwiec. Chyba, że w CSRS było jakoś inaczej.
OdpowiedzUsuń2. A co to za banknot 'dwacetpet korun'? Zadziwia tak samo, jak moneta trzykopiejkowa.
Pozdrawiam
Ad.1 Aż dziw, że Czechów i Słowaków ta "lekcja" w ogóle nie oduczyła jakichkolwiek do oszczędzania skłonności...
UsuńAd.2 Myślę, że tak wybitny matematyk to sobie doskonale daje radę z liczebnikami nawet chińskimi, a co dopiero czeskimi...:P
Kłaniam nisko:)
Te nasze banknoty owszem, znam, ale z takim dodatkiem nie widziałam.
OdpowiedzUsuńPiękna ta czeska korona. Ciekawy pomysł na ulotkę. :) Nawet zrozumiałam treść. Przynajmniej tak sądzę. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Treść nie jest przesadnie skomplikowana i większych trudności nie czyni... Ciekawość, że mnie trudniej zrozumieć Czecha mówiącego, niż czytać, co ów napisał. Ma się rozumieć jedynie w cyrkumstancyjach ekstremalnych, gdy trzeba na sucho... Bo z "pomocami naukowymi" to się rozumiemy znakomicie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Chyba nawet gdzieś takie banknoty z pieczątką widziałem, ale nie miałem, bo byłyby w rodzinnym archiwum. :)
OdpowiedzUsuńCzy co s z tego przyszło pieczątkującemu? Nie wiem. Mam oraz większe wątpliwości czy akurat jemu?
A czy myśmy sami, Kneziu, z początkiem lat ośmdziesiątych w ogóle w takich kategoriach myśleli? Czy nam co przyjdzie z tego, że robimy, co robimy? Mnie z pewnością nie, a jak znam Ciebie, to i tego wykluczam...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Stara się coś robię... bo te dwa polskie banknoty to jeszcze pamiętam... :(
OdpowiedzUsuńByły w obiegu do 1996 roku, więc raczej jako zachowaną gdzieś przez kogoś pamiątkę chyba tylko...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No teraz żeś Was pojechał... przecież ja miałam w tedy 10 lat... fakt na przyjecie w kopercie to już te nowe dostawałam, ale resztę pamiętam chodząc do sklepu :)
UsuńJa tam nikomu wiosen nie rachuję...:P Czasem ich tylko, co najwyżej, zazdroszczę...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ten pierwszy banknot, zwany przez niektórych "Bema pamięci żałobny rapsod", widział każdy, kto oglądał "Kingsajz".
OdpowiedzUsuńI zapewne można było za to zostać ukaranym, nawet nie wchodząc w politykę. W serialu "Dom", w jednym z odcinków, przy okazji tłoczenia medalików z dziesięciogroszówek, dowiadujemy się o tym, że niszczenie pieniądza jest przestępstwem - "mówi to Panu coś?".
Pozdrawiam
Bo zawsze było przestępstwem, gdy robili to maluczcy... :) Gdy robili to władcy, to była to polityka fiskalna. Francuski Filip Piękny doszedł do takiej biegłości, że zwiększał wagę monety, gdy przychodził czas płacenia danin i podatków, a umniejszał, gdy to skarbowi królewskiemu przychodziła pora jakich długów spłacać...
UsuńZdaje mi się, że dzisiejsze edykty ujmujące to czy owo z kosztów uzyskania przychodu, lub rozstrzygające o tem, czy VAT z benzyny do jednego automobilu jest godzien odliczenia, a od wtórego nie, nie jestże tem samem?
Kłaniam nisko:)
Pierwszy raz słyszę i widzę ciekawostki dot. takich pieczątek na banknotach. Myślę, że jednak puszczane w obieg nie były, służyły jako świadectwo prawdy i były skrzętnie skrywane dla potomnych. A ten banknot z wpisem Hladova koruna zaciekawił mnie, ponieważ zwykle słyszało się o pasywności i niezaangażowaniu Czechów w politykę.
OdpowiedzUsuńW obiegu z pewnością ich nie było, bo jak sądzę każdy w czyje ręce się one dostały (za wyjątkiem donosicieli nielicznych) chował ich i jeno zaufanym pokazywał.
UsuńKłaniam nisko:)
Czyżby jakie muzeum się zainteresowało kolekcją? :>
OdpowiedzUsuńPodziwiam domyślność...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Się czyta te kryminały w końcu ;)
UsuńA tak serio, to jak już Wachmistrzu sfinalizujesz wszystko, to się nie omieszkaj pochwalić, bo lubię po muzeach łazić.
Nie wiem, czy rzeszowskie nie nazbyt odległe, ale naturaliter uwiadomię, o wiele rzecz do szczęśliwego skutku przyjdzie, bo na razie kłody za kłodami pod nogi tej wystawy organizatorom...
UsuńKłaniam nisko:)
Teraz to ja we Wrocławiu siedzę (ale na dobrą sprawę nie wiem, gdzie Wachmistrz); niemniej czasem mi się zdarzy ruszyć w Polskę.
OdpowiedzUsuńZ Wachmistrza Krakauer z krwi, kości i sernika wiedeńskiego...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No to rzeszowskie rzeczywiście strasznie odległe, Ukraina prawie i niedźwiedzie zimą na ulicach ;). Swoją drogą w Krakowie 7 lat mieszkałam
UsuńTo absolutna potwarz i łgarstwo! Przecie wszyscy wiedzą, że zimą niedźwiedzie śpią!!! Po ulicach łążą właśnie w lecie najwięcej!:)
UsuńKłaniam nisko:)
Co do dziwnych kolekcji, to kiedyś gdy pomagałem sąsiadce opróżnić piwnicę, trafiłem na starą flaszkę po gorzałce - litrowa była, z wąską szyjką, z resztkami laku i skruszałym zupełnie korkiem. Miała prymitywnie drukowana naklejkę z roku 1947 ze stemplem na odwrocie, z datą 1953 (czy może 56?). Nie jestem jakimś specjalnym zbieraczem, ale wiem, że jak flaszka to z oryginalną naklejką powinna być, bo cenniejsza, a ta była jeszcze nieco dziwna. Traf chciał, że owa flaszkę dojrzał był na półce dyrektor pewnego muzeum i z nagła zapałał do niej gwałtowną, a niepohamowaną miłością i zaczął mi oferować inne flaszki, ale jednakowoż bez tej naklejki, bo okazało się że takiej w komplecie nie ma nigdzie, bo prozaicznie jej jakość była tak nędzna, że się nie uchowała żadna, a tu jeszcze i ze stemplem!!! Człowiek dostał ją darmo, co miała się marnować u mnie? Podobno cała kolekcja (i ta flasza też), stoi teraz w Muzeum Lasów Państwowych, ale prawdę mówiąc nawet nie wiem gdzie ono jest? :)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że w Gołuchowie, ale też słyszałem o jakimś w Rogowie, a Tobie najbliższe być powinno Muzeum Puszczy Knyszyńskiej:))
UsuńJa tam wolę kolekcjonować butelki pełne...:))
Kłaniam nisko:)
Hehe - Pan Muzealnik miał okazje skonstatować - "Oj nie marnujesz pan surowca!" - a to był porządny 70 % absynt!
UsuńZatem za to, żeby Ci nie zbrakło surowca!:))
UsuńKłaniam nisko:)