Posłyszawszy raz już nie wiedzieć który, że tam cukier słodszy, a cytryny kwaśniejsze, a świat bodaj cały dzień w dzień się winien za onych pomyślność modlić i bogom wszelkim dziękować, że istnieją, bo jeno dzięki tej jegoż ojczyźnie nowej kula ta ziemska nasza jeszcze jako tako prosperuje i może nie zginie marnie, nie zdzierżyłem...
Przyznaję, że głupotą to było z mej strony niemałą, bom się zapuścił w dyskurs, gdzie z równem powodzeniem bym mógł wywodzić talibowi, Macierewiczowi i Świadkowi Jehowy, że są i racyje insze a że ich niekoniecznie jedyna i pewna... Trudno, stało się...
O cóż szło? Ano o to, żem wywiódł gościowi, że od starożytności wszelkie niezmierzone, co powstały imperia lądowe, prędzej czy później nieuchronnie ku rozpadowi przychodzić musiały i nie dla jakich tam praw nibyż dziejami rządzących przyczyny, jeno dla najprostszej: że nie idzie sprawnie zarządzać imperium, gdzie z prowincyi jednej ku stolicy kurier miesiąc jedzie, a odwrotnie - jeśli potrzeba - wojsko z jaką ekspedycyją karną, drugich dwu... A jeśli tam nie wojsko słać trzeba, a zboże, bo głód luboż jakie insze nieszczęście to zejdzie i kwartał, czy dłużej.
Z Pelli Macedończyka, z której ów na świat ruszał i gdzie macierz ostawił, do Babilonu, gdzie koniec końców pomarł, takież właśnie odległości i takież czasy na ich pokonanie konieczne... Nawet, gdyby ów nie pomarł młodo, podbojów dalszych poniechał a administratorem się pokazał równie sprawnym jak wojownikiem, w co nawiasem nie nazbyt dowierzam, bo to rzadko idzie w parze, to i tak mniemam, że rozpad tegoż imperium byłby nieuchronnym. Toż samo o późniejszych rzec idzie dziedzinach Mongołów i Dżyngis Chana, co przecie ku jeszcze większym przyszły rozległościom i podobnie się przecie rozpadły, nawet i pomimo zabiegu nader chytrego, o którem tu ongi pisywał Cypryan Vaxo, jako to napodbierawszy szczekuczkom stepowym onych zapasów, pozyskiwali dla swych wierzchowców czegoś na kształt dzisiejszych redbulów i tajgerów krzepiących, jeno nie w płynie, a w swoistem turbo-sianie:)
Przeciwnie znowu, wszytkie imperia, co jakiej tam próby czasu przetrwały, policzywszy w to Rzymu dawnego, imperium hiszpańskiego czy brytyjskiego, to miały do siebie, że leżały od mórz nieodlegle i to nie konia chyżość i dzielność rozstrzygała o życiodajnem krwiobiegu ludzi, pieniądza, towarów i czasem wojska, lecz morskich korabiów zwinność i siła. Jeśli znów kto zna jakiego od tejże reguły wyjątku, rad poznam, bo podług mnie nie masz... Kitaj jeden rzecz może odrębna, ale i tam, co nam się być zdaje od tysięcy lat światem odrębnym i jednym, przecieśmy mięli setkami lat epoki królestw odrębnych jak nie pięciu, to siedmiu, jak nie siedmiu, to trzech...
Ano i tak przyszliśmy ku onej Hameryce, która najpierwszem by była w dziejach imperium lądowem, co się nie rozpadło... Jeno, że nie dla jakiej szczególnej, zdaniem dawnego druha mego, opiece boskiej nad narodem wybranem, jeno dla zwykłego szczęścia i umiejętności wyzyszczenia z pożytkiem wynalazku, co się akuratnie był pojawił na świecie.
Owoż bowiem kraina ta, wybiwszy się od Angielczyków na niepodległość własną, co niedługo nam każą pewnie na równi z własnym narodowym świętem obchodzić, co by było o tyleż zasadnem, że któż wie czy by z tem bez Kościuszki i Pułaskiego poradzili, początkiem była przecie zapyziałą dziurą świata tamtego, biedną przy tem jako mysz kościelna, gdzie nawet prezydent Adams, Waszyngtonowy następca, latami w błocie się taplał, Białego Domu nie mając wykończyć za co...
Zaczątki tegoż znanego nam rozmachu i wielkości się poczęły, gdy w wojnie z Albionem Napoleon był z gotowizną w okrutnej potrzebie i rad byłby przedać to i owo za morzem, czego i tak utrzymać nie umiał a i pożytków stamtąd nie oglądał... Pisałżem tu o tem przedaniu czegoś, co ówcześnie Luizjaną zwano, a do której Luizjana dzisiejsza ma się jak świętokrzyskie dzisiejsze do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, spominając, że to po dziś dzień niepobity jest rekord w transakcyi gruntowej tak pod względem rozległości, ceny najakuratniejszej kupującemu, jako i rentowności transakcyi samej... Nawiasem ten grosz na zapłatę, tak pilnie Napoleonowi na z Angliją wojnę konieczny... Amerykanie z londyńskich pożyczyli banków...:)*
Najdalsze z owej ówcześnej "Luizjany" zakątki już nieodlegle Pacyfiku leżały, aliści tak czy siak, poprzez z Meksykanami wojny i cyrkumstancyje insze, w pół XIX stulecia stały już Stany od oceanu do oceanu, a jak to obrachować łacno ze San Francisco do stolicy kraju masz kilometrów tysiąców z górą cztery, a do wybrzeża wtórego niemal pięć, czyli prawie jak w mordę ulał tyle, wieleż miał Macedończyk między granicemi swemi... I uważcież, że od Aleksandra czasów po pół onegoż dziewiętnastego stulecia, mimo wszelkie postępy i nowinki, nadal na lądzie podstawą komunikacyi wszelkiej pozostaje koń i onegoż możności...
I tegom właśnie znajomkowi wywodził, że jakoby się im na ten czas nie przydarzyła kolej żelazna, której dzięki rozumowi swemu spożytkować na swoje szczęście umieli, tak że już Anno Domini 1869 mięli torów lichych, bo lichych, przecie mięli **, od oceanu do oceanu, to najpewniej dziś byśmy ani o jakich wielkich nie słyszeli Stanach, a jeno o krajach znów kilku na gruzach tamtejszej wielkości wyrosłych, czego ów żadną miarą do rozumu przyjąć nie chciał, a czego najtępsi z indiańskich wodzów w swoim czasie pojmowali wybornie, że dopotąd z blademi twarzami mogli jeszcze wojować mniej czy więcej fortunnie, dopóki na swe ziemie nie wpuścili ognistego konia...
Nawet jakem się do jednego z najpierwszych o wojnie secesyjnej był odwołał kinematograficznych obrazów, gdzie Buster Keaton w geniuszu swojem ukazał prawdziwego tej wojny zwycięzcę - kolej właśnie, nic to znajomkowi memu nie rzekło, bo z jednej kultury wyrwany, wtórej na tyle nie poznał, poza tem przykazaniem jednem o neofickiej gorliwości wiary swej nowej w wielkość mniemaną...
A nawiasem tośmy tu i tu już kiedyś wywodzili o tem, że właściwie to w czasach Aleksandra było już wszystko, co konieczne, by kolej utworzyć... Nie było tylko nikogo, ktoby te elementa do kupy pozbierał i w jedną całość złączył...
______________________
* Nawiasem to wejrzawszy na zakupy podobne późniejsze z Alaską na czele, przyjdzie skonkludować, że jeśli jest co w dziejach tegoż imperium od innych odmiennego, to to właśnie, że się po równi rozprzestrzeniało szczękiem oręża, co brzękiem pieniądza... I może w tem jednem jest coś, co nauki warte...
** Osobnej to i może dysputy godne, że się przecie w temże samem czasie i Europa tęgo torami pokrywała, przecie nie w tempie tem samem, co za oceanem. Czemuż ? Najwięcej dla tej przyczyny, że po wypadkach wielu, utarł się w Europie pewien standard kolei budowania, wymagający nasypów, ziemi utwardzonej czy ubitej, podkładów grubych, tłucznia i podsypek, co wodę przepuszczają, do rozmywania nasypów nie dopuszczając... wszystko na to, byśmy bezpieczniej jeździli. Amerykany zaś, w czem im znów może i czasem klimat dopomagał, wymagań nie stawiając nazbyt surowych, mięli tego wszystkiego w rzyci... mosty stawiali drewniane, ichnie podkłady, wbrew temu co dziś czasem na kinematograficznych obrazach o tejże epoce widzicie, więcej deskę grubą przypominały, niźli bale w Europie znane, a tory kładziono nierzadko wprost na ziemi takiej, jakiej ją zastano... Gdyby owi swoich kolei w XIX stuleciu budowali podług równocześnych europejskich standardów, mniemam, że obu oceanów brzegi złączyliby może jako przed pierwszą światową, a kraj drogami żeleźnemi by może jako tam i scalili przed wtórą...
.
.
historia ciekawa bardzo, jak tu zawsze, ale dla neofity szkoda słów marnować! a o kondycji umysłów tamtejszej polonii dosyć nieciekawe mam wieści, szczególnie gdy o politykę lub kościół chodzi :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
To rzecz ciekawa, bo niektórzy przedstawiciele onejże, w sieci się udzielający (mam szczególnie na myśli pewną Vulpiana komentatorkę) jawią mi się jako osoby ogromnie inteligentne, o niebanalnym sposobie argumentowania i ciekawych przemyśleniach... Choć znów z drugiej strony, jak mawiał Tewje Mleczarz....:)))
UsuńKłaniam nisko:)
Czasem lepiej się nie spotykać, tylko kartki sobie na święta wysyłać, bo rozczarowanie to szczególnie gorzka rzecz. Dlatego przyznaj Waszmość, że moje okopanie się z dala od ogółu jest decyzją wielce przebiegłą i rozsądną, bo w ten sposób uniemożliwiam rozczarowanie innych moją skromną osobą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Vulpianie! Istnieje także możliwość przeciwna: oczarowanie!
UsuńKiedy jednak statystyki wskazują wyraźnie, że "rozczarować" jest o wiele łatwiej niż "oczarować". Dlatego warto na zimne dmuchać.
UsuńPozdrawiam
Ponieważ Cię mam zaszczyt znać osobiście, pozwolę sobie wszelkie Twoje w tej mierze elakubracje policzyć do trzeciej z tych prawd, na które dzielił je ś.p. ksiądz Tischner...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Statystycznie, Vulpianie, przyznaję ci rację, gdyż na ogół udaje się nam jedną oczarować, równocześnie rozczarowując bodaj wszystkie pozostałe! ;-)))
UsuńI tem sposobem okazało się, że nie tylko oceany, ale i drogi żeleźne mogą dzielić znajomych. Z tego wniosek, żeby tematy rozmów dobierać bardziej bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńJeno, że wówczas może i będzie bezpiecznie, za to nudno do obrzydliwości...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A przecie i USA nie od razu były krajem od morza do morza...
OdpowiedzUsuńA nawet jeden z etapów tegoż rozszerzania żem właśnie w linkowanych w treści notkach przypominał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No cóż... nie tak istotną przyczyna jest, co skutek. Potężna dziś to jest nacja, więc i nie dziwota, iż dumą napęczniała. Czyżbyś Waszmość Pan sugerował, iż do pęknięcia z przyczyny onego nadęcia już blisko?
OdpowiedzUsuńW zamierzchłej (choć nie aż tak dawno, bym dinozaury znał osobiście i z imienia:) słuchałem wykładów profesora Krawczuka, który nam opowiedział o funkcjonującym między dziejopisami, niepisanym "prawie siedmiu pokoleń", które miałyby naznaczać czas upadku każdego imperium. W dyspucie, która się na tejże kanwie rozwinęła, nie umiał on jednak nam dowieść, czy to liczyć należy ab ovo, czyli też od momentu osiągnięcia rozkwitu, a przytaczane exempla Rzymu, imperium brytyjskiego, karolińskiego czy otomańskiego nie za bardzo się dawały do tejże teorii naginać... Nas wówczas najwięcej zajmowało czy by się z tych prognostyk co dało wywieść względem Związku Sowieckiego, bo obrachunki na tem oparte sugerowały wówczas jaki jeszcze niespełna wiek tegoż imperium, co i tak mięliśmy za optymistyczne... Imperium to nas jednak zawiodło ze szczętem i runęło w jaką dekadę później...:) Od tamtego czasu nie silę się na żadne obrachunki, ni prognostyki....:)
UsuńKłaniam nisko:)
Wszystkie mocarstwa, imperia i cywilizacje po kolei upadały... Tyle tylko, że nie chciałabym być świadkiem upadku naszej... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
A kto by chciał... zwłaszcza, że chyba by się tego już później nie dało opowiedzieć, bo nie byłoby komu...
UsuńKłaniam nisko:)
Rzecz cała przypomina wyrównywanie ciśnienia gazów lubo też poziomu cieczy w dwóch naczyniach połączonych. I nie ma przebacz. Kto tam nazbyt do przodu wyskoczy, czy też z tyłu ostanie średnia i tak go dogoni zrówna i wyrówna.
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Toś pocieszył...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tak to z neofitami bywa
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Prawda... Mam przecie czeguś wrażenia, że nacyja nasza nawet w neofityźmie insze nacyje daleko prześciga, czasami już i w śmieszność w onej gorliwości przechodząc...
UsuńKłaniam nisko:)
Słyszałam, że tam pierwszymi "niewolnikami" to polscy rzemieślnicy byli, bo oni jedni się na rzeczy znali. Skończyli być niewolnikami, jak pierwszy strajk w Ameryce zrobili. :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie wezmiesz mi za zle, Wilmo, ze wtrace swoje trzy grosze. Pierwsi Polacy przyjechali do Ameryki w 1608 na z a p r o s z e n i e kap. Smith z Jamestown, a nie w dybach - wiec niewolnikami nie byli. Natomiast byli tak dobrymi rzemieslnikami, ze szklo ktore produkowali bylo nie tylko pierwsze na tym kontynencie, ale bylo rowniez pierwszym e x p o r t o w a n y m produktem amerykanskim (do Anglii nota bene). Ich strajk (na tle politycznym) rowniez wniosl niemalo do ksztaltowania demokracji). Pozdrawiam.
UsuńToteż napisałam w cudzysłowie 'niewolnikami' :)W głębsze szczegóły nie wnikam, bom nie znam się na historii Ameryki, to nie moja działka. Ale lubię z Wachmistrzem na dystans traktować historię. :) Pozdrawiam :)
UsuńTeż bym ich niewolnikami nie nazwał, bo i siebie bym musiał i każdego, co w niewoli konieczności na chleb zarobienia, u tego czy innego się przywiązał kieratu... A i strajk ów zdaje się tem był sprawiony, że onym nie o wolność szło, bo tej mięli nie mniej, niźli koloniści insi, jeno, że im prawa wzbraniali głosować, jako Angielczykom...
UsuńKłaniam nisko:)
Wachmistrzu , jam ciekawa wielce, kiedy imperium zwane Unią Europejską runie? Czy doczekam aby tej chwili, bom w latach podeszłych.
OdpowiedzUsuńOngiś mniemałem, że sowieckiego upadku to może wnuki moje dopiero doczekają, a przyszło tego mi oglądać oczami własnemi i to nie wnuki bawiąc, a pierworodnego, ledwo co na świat przyszłego... Z tego czasu się wszelkich tego typu wystrzegam prognostyk, jeno dodam, że wcalem tego nie taki pewny, czyby nam ten upadek na zdrowie wyszedł...
UsuńKłaniam nisko:)
Przede wszystkim, mily Wachmistrzu, dziekuje uprzejmie (w tym momencie rzucam Ci sie na szyje i caluje z dubeltowki - w koncu, dlaczego nie?). Chociaz w zaden sposob nie zachecam do dzielenia opinii, ani jej podtrzymywania, nie kryje ze mila uchu i ze teraz bede wiedziala gdzie sie zglaszac kiedy mi zle na duszy!
OdpowiedzUsuńCo powiedziawszy, musze zglosic swoje zastrzezenia co do tej teorii kolejowej. Nie to zebym Ci kompletnie odmawiala racji, ale pociagi byly tylko symptomem, albo produktem, duzo wiekszego i wspanialszego fenomenu, co zrobilo Ameryke wielka: p o g o n i z a p i e n i a d z e m, mianowicie. To musi ogromnie zgrzytac w europejskim uchu, a "milosc Amerykanow do pieniadza" byla tyle razy wysmiewana i brzydko nazywana, ze bedziesz sie pewno zastanawial gdzie tu widze powod do chluby. Pomysl jednak: kiedy wszedzie indziej kupcy i przedsiebiorcy byli traktowani jako nizsza klasa, lepiej bylo widziane o d z i e d z i c z e n i e majatkow - a nie dorabianie sie ich, wiekszym honorem byly lupy wojenne niz pieniadze z pracy w warsztacie, i gdzie wreszcie wszystko nalezalo do glowy panujacej decydujacej o darowiznie lub odebraniu - Ameryka nie tylko ograniczyla wladze Rzadu Federalnego Konstytucja, ale w tejze w tejze Konstytucji zaznaczyla wyraznie prawo kazdego obywatela do "poszukiwania indywidualnego szczescia". To byla jedyna na swiecie Konstytucja (a moze j e s t), ktora zapewniala prawa do patentow i wynalazkow. Ponadto stworzyla wolny maket i panstwo gdzie business i przemyslowcy i wynalazcy byli w najwiekszej cenie (jak to Jefferson ujal: prawdziwa arystokracja ze zdolnosciami). To z kolei stworzylo spoleczenstwo ktore nie oglada sie na Rzad aby je uszczesliwil, robi to samodzielnie - z pelna swiadomosci, ze owoce pracy, inwencji, czy prawo do "tylu akrow ziemi ile jest kto w stanie uprawic" beda nalezec do nich, a nie do osoby wladajacej (w jakiejkolwiek formie). Spoleczenstwo gdzie handel i business, nie hamowane przesadami ani biurokracja, musi byc przedsiebiorcze, odwazne, pomyslowe i posiadac male i wielkie wizje i wole ich spelnienia. Dzieki tym cechom Ameryka zostala ekonomiczna i technologiczna potega... pociagi pomogly to tylko rozprzestrzeniac na kontynencie.
PS Jako osoba, ktora, podczas wizyty w Polsce, obzerala sie nieprzyzwoicie ciastkami tortowymi ( ktore to wspomnienie nianczy tkliwie do dzisiaj) - przysiegam na wszystkie ciastka ktorych nie zdazylam zjesc, ze cukier tutaj n i e j e s t slodszy!
Pozdrowienia od LISa
Nie neguję ja owej siły sprawczej istnienia, jeno mam czeguś wrażenie, Miła LIS-ico, że Ty może więcej o społeczeństwie piszesz amerykańskim, z którego z czasem się i naród wykształcił (nawiasem tom po dziś niepewny, czy nie właściwiej pisać byłoby: narody amerykańskie miast naród amerykański), a ten znów swego był umocnił państwa. Mnie zaś najwięcej tu zajmowała sama owa państwowość i przyczyny, dla których owo, ledwo scalone jako tako terytorium ogromne i ledwo, ledwo zaludnione, gdzie na lwiej jego części nie stało ni władzy, ni prawa... nie rozpadło się przecie, jako z inszemi drzewiej bywało... I nie wiem, czy aby do tych przyczyn już i policzonych nie przyszło dodać właśnie onego braku państwa tam, gdzie państwo być winno. Skoro go bowiem nie stało, nie sposób mówić o jakimś jego dokuczliwym ucisku, przeciw którego by może i wierzgnąć kto chciał... Co się zaś tyczy owej żądzy pieniądza, to nie zdaje mi się, by tu co Amerykany byli nad insze nacyje tamtocześne wyżsi... U Dickensa obraz Angielczyków bynajmniej nie lepszy, a i kalwini, co wpodle tego niemal swej zbudowali religii, jakoś Szwajcarii czy Niderlandów lub Szkocji, do rangi weltimperium nie podnieśli...
UsuńKłaniam nisko:)
Nie chce tematu przeciagac, zwlaszcza ze juz nowy jest. Dodam tylko - na poparcie mojej teorii - fakt, ze Ameryka ( gdzie zaden budzet nie byl zadedykowany na koleje) sprowadzila z Angli (gdzie istnial budzet panstwa na rozwoj tychze) kilka lokomotyw, czym predzej je poprawila i ulepszyla i zaczela do Anglii eksportowac w duzej liczbie. :)
OdpowiedzUsuńJa nie mowilam o (przyslowiowym szkockim) skapstwie, chciwosci (rzekomo angielskiej), ani niefrasobliwej nonszalancji (bodaj francuskiej), tylko o zdrowej aferze uczuciowej do pieniadza, ktora Ojcowie Kraju zrozumieli, rozgrzeszyli ze wstydu i usankcjonowali dajac kazdemu obywatelowi prawo do dobrobytu. Przed kolejami i telegrafem, w czasach Pony Express i krytych wagonow, Ameryka rozwijala sie i zaciesniala jako narod - moze tylko troche wolniej.
Klaniam sie wzajemnie.
Nic nie wzbrania dysputować o tem do woli, z tą jeno jedną niedogodnością drobną, żem na Vulpianowy wzór i podobieństwo komentarzy do not starszych niż dwie niedziele w mechanizm moderacyi włożył, iżby mieć przed spamem wszędobylskim jaką zaporę, tandem owe by się ukazać mogły, jako onych zatwierdzę, co czasem krzynę czasu zajmuje... Co się meritum tyczy, to nadal uważam, że WMPani więcej mówisz o narodzie, ja zaś o mechanizmach państwowotwórczych, aliści naszła mię w międzyczasie refleksja, czy to aby właśnie nie jest symptomatyczne... Oto dla WMPani, jak rozumiem jakie najmniej dwie dekady już tam osiadłej i poniekąd zamorski sposób myślenia mając może i nawet podświadomie przyswojony, owo państwo i naród są bardzo często pojęciami wielce bliskimi, poniekąd i może nawet się przenikającymi, a już z pewnością jedno drugie tworzące i na odwrót... Mnie zaś, Europejczykowi z nader dobitną (a czasem może i aż zanadto) świadomością poczucia narodowego, tym pojęciom nader do tożsamości daleko, a czasem bym ich wręcz przeciwstawnemi widział... Ot, jak odmienność historycznych losów, cależ odmienne kształtuje postawy...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Herzlich willkommen!
UsuńO bardziej zasiedziala tu jestem (- przeszlo 37 lat) i moze masz racje, bo nigdy mi nie przyszlo do glowy, ze panstwo moze ksztaltowac sie bez aktywnego udzialu narodu i ze "mechanizmy panstwotworcze" nie sa tegoz narodu tworem. W koncu "jeszcze Polska nie zginela poki m y
OdpowiedzUsuńz y j e m y... - spiewa sie po polsku, a mysli w kazdym jezyku.
To prawda, ale przyznam, że poniekąd zazdroszczę tego, że to za oceanem takie oczywiste. U nas bowiem takie myślenie, podsycane (niestety) ustawicznie nieodpowiedzialnymi działaniami polityków wszelkiej maści nader utrudnia utożsamianie się z państwem, w którym się żyje... Stąd już posta droga do łatwości decyzji o emigracji, czy o działaniach bynajmniej nie propaństwowych...
UsuńKłaniam nisko:)