06 marca, 2016

O przetraconych w Gąsawie możnościach... I

     Dopotąd żeśmy się zajmowali samej zbrodni w Gąsawie rozwikłaniem i cyrkumstancyjami jej towarzyszącemi. A że teraz pora się przyjrzeć jakież by insze nasze losy być mogły, gdybyż tegoż mordu nie było, temum i titulum nasze odmienił krzynę, choć nadal to cięgiem thema taż sama...
     Wprowadzając tu do naszych rozważań nową zmienną nieznaną, a tą mianowicie wieleż też by lat żył jeszcze Leszek (urodzony w 1184 lub 1185 roku!) dopokąd by się nie był zatchnął śliwką, na polowaniu karku nie skręcił, w jakiem boju nie zginął luboż ze starości nie pomarł, przyjdzie nam tych możności na kilka podzielić wariantów, bo owa nieznana nam długość potencjalnego Leszkowego żywota w każdem czasie by nam nowych mogła przyczynić odmian.
      Możność najpierwsza, czyli ta, że nam Leszek, Gąsawy przeżywszy, zatchnął się jednak był śliwką, na polowaniu karku skręcił etc.etc.... w ciągu jakiego roku, dwóch lub trzech najdalej, nie później jednak niźli przed listopadem Roku Pańskiego 1231. Z pozoru tu się nie zmienia nadto wiele, rzekłby kto, ot... rzeczy się o lat parę odwloką... Z pozoru... Ja zaś rzeknę, że summa otwierających się przed nami możności, jest jak na ironię losu, porażająca zgoła... I jeśli by tu się było modlić o co, to o to, by Leszek z partnerami swemi do tych możności dorósł i czego nie spartaczył...
       Jeśli bowiem ów zjazd w Gąsawie był sił na Świętopełka zbieraniem, tedy gdybyż nie owa śmierć nieszczęśna, cóżby na przeszkodzie stanęło, by Leszek swych zamiarów dopełnił? A mając za sobą wszytkich inszych xiążąt, nie imaginuję ja, by mu się Świętopełk oparł. Jedno co niepewne, zali by ujść zdołał i wegetował gdzie na wygnańczym chlebie. To zaś, jak mniemam, zależne od tego by było, czy w spekulacyjach naszych dopuszczamy, że sam zamach się odbywa, jeno że Leszek zeń cało uchodzi, czyli też jakimbądź sposobem, choćby ścieżki zabójców po nocy splątawszy i przymusiwszy zamiaru poniechać, do rzeczy w ogóle nie dochodzi... W tem wtórem przypadku mógłby był Leszek nie być nadto zajadłym, przecie jeśliby miał w memoryi tę trwogę z listopadowego poranka, gdy padającego widział Brodatego i sam żywota zawdzięcza przypuśćmy, że jednak konia chyżości, to znał, że wyboru nie ma. Że jeśli ostawi Świętopełka żywego, wcześniej czy później ów jakiej sposobności znajdzie, by swego dopiąć... Zatem co przyjąć możem za pewnik w razie Leszkowego Gąsawy przeżycia? Ano tego właśnie, że Świętopełk jest najmniej z Gdańska wygnanem. Zasadna wtedy kwestyja: cóż z tą ziemią dalej? Samemu nią z Krakowa zarządzać rzecz jest nie do pomyślenia, ergo kogoż uczynić zarządcą? Odonica niepewnego, co to nie wiadomo jak się odwdzięczy? Laskonogiego, co cięgi brał od każdego, z kim wojować mu przyszło, przy tem już i przódzi w podejrzane konszachty z Waldemarem duńskim się wdawał, wpływy na Pomorzu dzielić próbując? A wiadomo to, co takiemu do łba strzeli, jako mu się nadto urosnąć pozwoli? A przy tem zrazić onego też rzecz jest nadto azardowna, zatem rzecz tu być musi wiedziona subtelnie...
       Brodatemu zaufać, co równie ma do Pomorza daleko, a przy tem, to on właśnie zdradnie dzieje tego zgodnego triumwiratu xiążąt, o którem żem pisał w poprzedniej części, zerwał, Kraków w 1225 roku na krótko zajmując? W życiu... A i tego znów przecie lepiej mieć po swej stronie, niźli urażonego po przeciwnej... Czy może tegoż Pomorza poruczyć bratu rodzonemu, Konradowi, co sam z jednym jeno Mazowszem i Prusami za miedzą ledwo sobie radził?
       Zaiste nie zazdrościłbym Leszkowi tegoż ambarasu, zwłaszcza że to nie koniec z tem nowem władztwem Pomorza turbacyj i kwestyj, na które względu mieć musiałby princeps. Osoby tegoż namiestnika na chwil parę poniechawszy, przyjrzyjmyż się cyrkumstancyjom na Pomorzu, jeno nie Gdańskiem, a tem któreśmy nawykli w myśleniu naszem już z dawna mieć za przetracone. Uważcież bowiem, Lectorowie Mili, że jako myślim o Polszcze dawniejszej, nieważne z którego nawet wieku, to jej północne i zachodnie granice nam się malują w psychice, jakoby nam tam kto mapy sprzed 1939 wyrył i pieczęci przyłożył, że tak było i być musiało, a co tam się czasem trochę w jedną czy drugą ruszyło, rzeczą jest mało znaczną... Jakże się jednak tam sprawy tamtym czasem miały?
     Ano tak, że wszytcy pomorscy xiążęta, czy siedzieli w Szczecinie, czy w Darłowie, czy w Bardzie... lennikami już byli króla duńskiego... Waldemarowi II, którego Duńczycy zwą Zwycięskim pokłonił się nawet, prawda że na krótko, ociec Świętopełka gdańskiego, Mściwój I. A to przecie nie koniec zapędów był Duńczyka... Flaga Danii dzisiejszej, biały krzyż na czerwonem polu to pamiątka po podboju Estonii, gdzie w czas bitwy niebo się miało zasnuć krwawo i ukazać się miał na niem ów krzyż, jako zwiastun zwycięstwa Duńczyków... I temuż to lwu duńskiemu śmiał rzucić rękawicy Świętopełk, który po tem jako w Sławnie wymarli tameczni książęta, osadził tam, jak się zdaje, jakosi tak po 1223, swego brata Racibora, któremu później białogardzkie władanie było pisanem. Czy tak był Świętopełk zuchwałym, czy przewidywał już przyszłe Duńczyka kłopoty, to już dziś rzecz drugorzędna, dość że przyszło do zatargu, a że nie przyszło do reakcji, to już zasługa uwikłań Waldemara w Szlezwiku, Holsztynie, Schwerinie i inszych północnych ziemiach niemieckich, na których to i probował Duńczyk swej potencyi i zachłanności.
     W szczegóła i zawiłości nie wchodząc, dość rzec będzie, że tem samem czasem letnim Roku Pańskiego 1227, gdy u nas Odonic ze Świętopełkiem stryja po Wielkiej Polszcze ganiał i gnębił, na cztery przed Gąsawą miesiące, w odległem Szlezwiku, pod Bornhöved zjednoczeni książęta i grody kiełkującej właśnie Hanzy popędzili kota ambitnemu Waldemarowi duńskiemu i tu zadziwiająco zgodni historycy tak niemieccy, jak duńscy przyznają, że to był początek końca duńskiego na Bałtyku panowania, które się definitywnie z hukiem i trzaskiem w ciągu lat kilku zawaliło!
     Tandem tedy, do Gąsawy naszej wracając i imaginacyją naszą ocalonego Leszka Białego, rychłoż ku tej przychodzimy konstatacyi, że oto los dawałby mu szansy zgoła niezwykłej, z której, obaliwszy Świętopełka, nolens volens musiałby skorzystać, bo przecie wchodząc w buty Świętopełka, wszedłby i zarazem w ów, odziedziczony po niem, spór o księstwo sławieńskie...
      Siła by tu zawisło od roztropności i dyplomatycznych talentów tego, co by tem Pomorzem naszem miał władać, tuszę jednak, że by go Leszek nie ostawił samopas, co wnoszę z jego czynności uprzednich na Rusi, gdzie się za każdem razem probował angażować, gdy jeno cień szansy na władztwa swego uwiększenie widział. Insza, że na Rusi to było czasem i porywanie się z motyką na słońce, insza, że i własne przy tem układy nieraz łamać przyszło... Nie o to idzie, jeno o ukazanie tejże rysy charakteru Białego. I prawdziwie, nie oczekuję ja po nim tu żadnych miraculów, jeno tego by się zachował z tem charakterem swoim zgodnie i okazyi nie zmarnował! Mając przy tem za sobą poparcia wszystkich przecie w Polszcze xiążąt!
      Trzech lat na Pomorzu ledwo było potrzeba, by ostatni, najbliższy Jutlandii, Barnim I, zwierzchności duńskiej zrzucił! Samojeden, bez niczyjej ku temu pomocy! Zasię przeniósł stolicy swej z Uznamia do Szczecina i podwaliny pod przyszłą tego xięstwa potęgę położył, z czasem jednak przymuszonym będąc uznać się Brandenburczyków lennikiem... Uważcież teraz, Mili Moi, cożby tam się mogło podziać, gdybyśmy to my, z Leszkiem Białym na czele, Pomorzan w tąż chwilę wsparli i nie dopuścili, by się w pustkę tworzącą, Branderburczyki wcisnęły!
     Podług mnie roku, dwóch najwięcej by było potrzeby, by miał Leszek pod władztwem swojem jednego i drugiego Pomorza, ziemi krakowskiej, sandomierskiej, a przez Konrada Mazowsza, przez Laskonogiego i Odonica Wielkopolski, a przez Brodatego Śląska! Łokietek ani połowy tego nie miał, gdy po koronę sięgał!
     Hola, Wachmistrzu, strzymaj konie, nadtoś się tu w marzeniach rozpędził! - rzeknie mi kto z Was może, pomnący, że w cyrkumstancyjach tamtocześnej Europy, by po koronę sięgnąć, byłoż potrzeba mieć ku temu przechylnych już to cesarza, już to papieża, a najlepiej obu... Może by i był jaki śmiałek, co by tego samowolnie śmiał czynić, aliści to pewna, że by był potem pariasem Europy, a wojna z cesarstwem też przecie nie śmiech...
     Prawda, rzeknę, jeno jako żem począł te cyrkumstancyje tak nam tamtem czasem, jak na ironię, przychylne, malować to pokończmyż i aspektu tego... Nie kiedy indziej, jako właśnie w 1227 roku Grzegorz IX  Fryderyka II Hohenstaufa ekskomunikował za zwłokę w krucjaty podjęciu! I cesarz, chcąc nie chcąc, wyruszył na nią nareście w rok później, a do Europy nie wrócił, aż w 1229, po koronacyi na króla jerozolimskiego... I cóż zastał? Wojska papieskie, co mu tymczasem części niemałej Królestwa Sycylii i Neapolu zajęły... Przyszłoż wojować z papieżem, wymusić ekskomuniki odwołania i tak się oba jeszcze mięli brać za łby, aż do Grzegorzowej śmierci w 1241 roku, nota bene zdarzonej, gdy mu już cesarscy do bram Rzymu pukali... I rzeknijcie mi teraz, że w cyrkumstancjach takowych, by się objawił papieżowi sojusznik w siłę rosnący, co by cesarza od północy zajął, a przynajmniej skłonności takie deklarował, iżby od papieża tej korony nie wydębił, osobliwie, co żeśmy tu już i podkreślali, że był Leszek z całem duchowieństwem polskiem w amicycji niemałej!
     I cóż, Lectorowie Mili? Małoż by się w owe lat trzy odmienić mogło? A to przecie dopiero wariant zdarzeń najpierwszy, przejdziemy do inszych, jeno póki co przyjdzie się nad owemi możebnemi w Gdańsku namiestnikami Leszkowemi zadumać, boć to ów by miał za zadanie najwięcej, jak nie dyplomatyką, to mieczem po owe przetracone już niemal ziemie po Szczecin sięgać... Człek by to być musiał zarazem wojenny, aleć i od układów nie stroniący, jeszli to owe by większego profitu, niźli wojaczka przynieść mogły... Z xiążętami by mu tam traktować przyszło, ergo nie mógł być chudopachołek, by go za hetkę-pętelkę nie mięli, aleć niedobrze gdyby był którym z trzech najgłówniejszych statystów piastowskich, bo by może i urósł nad miarę, przy tem z całej trójki (Brodaty, Laskonogi, Mazowiecki), jeno ten pierwszy się na dziele wojennem rozumiał prawdziwie i miał przy tem do tych zabaw rękę więcej szczęśną... Aliści nie mógł był Leszek się też na ową trójcę sempiterną wypiąć, bo nie mógł przecie ryzykować, że obrażeni przeciw niemu staną. I choć naturaliter najwięcej tu o Brodatego idzie, boć Laskonogi słabieńki, przecie i tego zrażać było nie sposób, a Konrad znów, choć brat serdeczny, mógł był pomiarkować, że najpierwszy on straci na tej pomorskiej zabawie, bo impet i potencyje nasze ku północy i zachodowi się zwrócą, nie zaś na Prusów, którzy jego właśnie byli strapieniem największem...
     Ano i przyznam, że nie zazdroszczę ja Białemu tejże konieczności wyjścia znalezienia z zawiłości tak splątanych i uwarunkowań tak licznych... Prawdziwie na to by potrzeba arcytęgiej głowy i lękam się, czy by tu Leszkowa akuratna była. Więcej żem dopotąd rachował na odruchy niejako u Piastowiczów wrodzone, by się na sposobność każdą majętności i władzy uwiększenia rzucać, aliści zdobyć, a nie przetracić, jeszczeć przy tem utrzymać i utrwalić, to dwie są najróżniejsze ode siebie sprawy... Przy wszystkich tych jednak zastrzeżeniach i obawach mniemam, że byłoby tu kandydatów dwóch najmniej dość godnych i obiecujących, by ich w tem Gdańsku osadzić, przy czem kłopot mój tu ten, że ja znam dalsze ich i potomstwa dzieje i lękam się, czy wybór mój tu nie więcej dyktowany by tym był, cóż właśnie owa progenitura in futuram poczyni, tych zaś przecie danych Leszek wybierając mieć by przecie nie mógł...
    Obaj kandydaci moi, zrządzeniem przedziwnem imienia tegoż samego: Kazimierz. Pierwszy z nich był dopotąd księciem opolskim, synem Mieszka Plątonogiego, ergo Brodatego wasalem. Jakież tej kandydatury walory, żem jej za jedną z dwóch uznał najszczęśniejszych? Aniśmy przecie o tem xiążęciu nie słyszeli szerzej, nie wpadły w ucho jakie dokonania szczególne, większa część Lectorów najpewniej o tejże personie dopotąd ani słyszała, w czemże zatem ów taki cenny?
     Ano, po primo tąże właśnie modestią swoją, bo to bodaj jedyny tamtocześny xiążę co się do polityki wielkich nie mięszał, ergo by rzec było można, że znał swego miejsca w szeregu i przeciw ościeniowi nie wierzgał... Stawiając nań zatem mógłby był być pewnym princeps, że mu się wdzięcznością wywdzięczy i wiernie służyć będzie. Małoż na tem... ta kandydatura dwóch by na jednem ogniu dozwalała upiec pieczeni, bo przenosząc Kaźka na Pomorze, oddawał by ów na powrót w ręce Brodatego ziemi opolskiej i wszelkie jego znów z tą ziemią turbacyje rozwiązywał, najmniej za tem by uznać można, że ów Opolczyk w Gdańsku osadzony, to kupiona przychylność dla zamysłów dalszych Brodatego i zarządca lojalny, przy tem gospodarny wielce...
     Dygressyją tu czyniąc, przyjdzie bowiem sprostować pewnego szkodnego a powszechnego poglądu, może i za przyczyną nie dość tu jaśnie wywiedzionej edukacyi szkolnej, że owo średniowiecze nasze, a już czasy rozbicia dzielnicowego szczególnie, to jeden wielki brud, smród i ubóstwo, co by się może i logicznem zdało, skoro stan polityczny idzie skwitować słowami: pożar w burdelu w czasie powodzi... Owoż, Moi Drodzy, przeciwnie! Daleko naturaliter było ówcześnym ziemiom naszym do prosperity "złotego wieku" za Jagiellonów ostatnich, aleśmy cale tu nie sroce spod ogona wypadli... I niemała tu zasługa tych naszych opisywanych warchołów, co to jeden drugiego by w łyżce wody utopił, a brali się za łby za leda sposobnością, a i gęsto bez niej... Tak, tak! Ta grupka Piastowiczów naszych, czasem porażająca swą głupotą, czasem o bezdech przyprawiająca ogromem prywaty i ambicyjami odwrotnie do talentów proporcjonalnemi, ta właśnie familia w pokoleniach kolejnych uparcie i mozolnie odbudowywała ruin, zasiedlała pustki i pogorzeliska, słowem czyniła co mogła, dla przyszłej ziem swych gospodarczej przemyślności... Nie przypadkiem Gdańsk ma za dobroczyńcę praw miejskich mu nadających, tegoż tu naszego wielokroć przywoływanego Świętopełka, któregom obwołał Leszka Białego mordercą; Kraków tegoż samego zawdzięczać będzie Leszkowemu synowi, Bolesławowi, a jakem w cyklu solnym się rozwodził nad przemyślnością urządzeń statutowych i ekonomicznych żup wielickich, które stulecia przetrwały z odmianami nieznacznemi, toć one też przecie spod Bolesławowej ręki! I to czego by może nie dokazał król, z wyżyn swego tronu może i w każdy zakątek nie sięgający wzrokiem, tego dokonali, prawda, że we własnem interesie... owi xiążęta, którym przecie najwięcej szło o uwiętszenie poddanych liczby i substancyi własnej... Wybornym tu exemplum wnuk Mazowieckiego, Leszek Czarny, co z buntu swego przeciw knowaniom macochy zyskał nareście dla się spłachcia jakiego, czyli księstwa sieradzkiego, co to nie dosyć, że mu się kończyło niemal za stodołą, to jeszcze z gęstością zaludnienia mogło rywalizować z Syberią. Pojąwszy, że z pustego to i Salomon nie naleje, jął się xiążę tęgiej osadniczej roboty i te jego tam kilkanaście lat najpierwszego panowania, po dziś dzień tejże ziemi właśnie wszelkich późniejszych zasobności podwaliną...
     Ale nawróćmyż do naszych baranów, w tem przypadku do naszego xiążęcia już nie opolskiego... Rzeknie kto, że gospodarska ręka i protekcyja tęga, to jednak przymało... Że sam żem głosił potrzebę tu wojennej ręki, a i dyplomatyki tęgiej... Prawda: to są tej kandydatury dwie słabości największe, choć po większej części jeno domniemane. W wojaczki się za żywota Kazimierz nie wdawał, takoż i w jakie traktata szczególne, tedyśmy się tu na niem poznać nie mięli sposobności. A nuż by nas jednak zaskoczył tu mile? Takoż tego przecie wykluczyć nie sposób... Aleć nie budujmy na tem... Walor tej kandydatury w tem jeszcze, że owa... krótkotrwała... Kazimierz bowiem pomarł był w maju 1230 roku, zatem jego namiestnictwo wszytkiego trwać by mogło jakie dwa i pół roku, a najpewniej dwa, jeśli liczyć przy tem owe wszytkie z przeniesiem turbacyje... Ergo kwestyja byłaby znów otwartą i kto inny mógłby kartę tu pisać nową, tem więcej, że obaj Kazimierza synowie: Mieszko II Otyły i Władysław byli pacholętami. Tego jednak przecie Leszek Biały w czas nominacyi wiedzieć przecie nie mógł. Dla porządku jeno dodam, że z tegoż rodu przyszły wielce Jagielle szkodny był przeciwnik, Władysław Opolczyk, ten co to najpierw Andegawenom służył, zasię później był się nawet i co do czego na kształt rozbioru ugadywał z Luksemburczykiem i Krzyżactwem... Tyle, że... czy postać z historii alternatywnej zachowałaby się tak samo? Zwłaszcza że któż wie, czybyśmy tego krzyżackiego owocu w ogóle smakować musieli? Dokazalim, że to PO Gąsawie, załamany śmiercią brata, Konrad pomocy szukał po świecie i niebacznie posłuchawszy Jadwigi Śląskiej, Brodatego połowicy, tych łapserdaków przyjął... Gdybyż Gąsawy nie było, czy by ich szukał? Któż wie? Choć z wtórej strony, gdyby na pomoc brata, tęgo na Pomorzu angażowanego liczyć by nie mógł? Aleć i wtedy owi nie dostaliby Gdańska i Wisły ujścia, na czem przecie najwięcej zbogacieli, ergo z cieniem tej znanej nam potęgi byśmy tu do czynienia mięli...
      Któż kandydatem naszem wtórem zatem i jakież jego walory? Kazimierz, to już wiecie, syn Mazowieckiego, w historii rzeczywistej był, a ściślej miałby być od 1233 xiążęciem kujawskim. W przeciwieństwie do Opolczyka, ten się lat niemało niezgorszem cieszył zdrowiem i dożył do 1267, z trzech małżeństw kolejnych płodząc między inszemi spomnianego Leszka Czarnego... ale i Władysława, więcej nam znanego pod Łokietka przydomkiem... W 1228 roku, czyli wtedy gdy by ta namiestnictwa sprawa rozstrzygnięta być musiała, miał Konrad dwóch synów w leciech, które ich sprawnemi z punktu widzenia prawa czyniły: starszego Bolesława, co miałby lat stricte dwadzieścia i Kazimierza właśnie, gołowąsa siedemnastoletniego. I właśnie dla tej przyczyny, mniemam, że chowając Bolesława na następcę i działów pragnąc uniknąć, wolałby Konrad desygnować tam młodszego, osobliwie że może by i liczył na to, że więcej ów podatny będzie, by niem de facto powodować z Mazowsza... Tąż kandydaturą jednałby sobie Leszek Biały brata, ale i... przyszłych między Piastami mazowieckiemi i wielkopolskiemi unikał zatargów o Kujawy. Tyle, że czy oni mogli ich w 1228 roku przewidywać? Najpewniej nie... Za swego na Kujawach panowania Kazimierz szczególnie nie błysnął, ale gospodarzem był niezłym. W talenta jego jednak do dyplomatyki powątpiewam, skoro między progeniturą własną nie umiał uniknąć zatargów, a i ucha przychylał żonie ostatniej, by pierworodnych synów pokrzywdzić... Czyby go jednak Leszek Biały nie wybrał, nie wiem doprawdy... Przewrotnie jednak to właśnie słabości obu tych kandydatur przymuszałyby niejako Leszka, by ich tu wspierać musiał i sprawom pomorskim ręki by musiał trzymać na pulsie. Tyle, że tego po doświadczeniach ze Świętopełkiem, sam by najpewniej sobie przykazał solennie... a ci dwaj znów to na ten czas jedyni, co by tego ścierpieli bez sarkania, a i jeszcze z wdzięcznością niemałą...
    Założylim sobie dla tegoż wariantu pierwszego tych tu rozważań naszych, że nam by się nasz Leszek, Gąsawy przeżywszy, by się może i zatchnął był śliwką, na polowaniu karku skręcił, w boju jakiem dał się ubić luboż i zwyczajnie był pomarł przed listopadem Roku Pańskiego 1231 . Pora nam ten listopad przekroczyć i rozważyć, cóż by dalej być mogło, przecie najpierw żem Wam winien rzec, cóż się to takiego w tem listopadzie stało...
     Ano, najkrócej rzekłszy byłże wówczas wziął od pewnej niemieckiej dzieweczki we Śremie xiążę Laskonogi lekcyi szczególnej, a tej mianowicie, że jako się chce młódkę wychędożyć po niewoli, to roztropniej onej przyodziewy fałdów przódzi przepatrzeć, zali jakiego sztyletu czy bodaj kozika ordynaryjnego nie skrywa, bo to jak się już jest samemu w leciech i sprawność nie ta, co przódzi, a młódka zwinna i przy tem desperatka, to jak nic człeka wywałaszyć może najmarniej, a może i wypatroszyć... Choć po prawdzie to nie wiem, któraż perspektywa mężczyźnie prawdziwemu gorsza...:((    Tak czy siak, nasz Władysław Laskonogi wziął tejże lekcyi z egzaminem razem i trzeba rzec od razu ućciwie, że go nie zdał.* A kto pomni, że ów pisał ongi z Leszkiem Białym układu na przeżycie, ten wraz pomiarkuje, że ta młódka ostrzem zbrojna, z punktu cależ de novo kart w rozgrywce kolejnej rozdała... Aliści o tem to już w nocie kolejnej...:)

______________
* - jest i wersja takowa, że Laskonogiemu owa dzieweczka do jakiej chałupy umykała, a ów za nią pędząc, nie pochylił się w niskich wrótniach i łbem w ościeże przydzwonił, próbując, zali może nie ma łba nad framugę mocniejszego... Niestety dla niego: futryna wygrała...:(

20 komentarzy:

  1. Byli wielcy onego czasu z rozumu w sprawach damsko-męskich obrani? Przecież przy władzy chętnych do zarabiania własnymi wdziękami zawsze aż za wiele. To nie! - zachciewa się dziewki niewolić. Przecież to już drugi taki przypadek, obok Zawiszy z Kurozwęk, który, na dodatek, mitrę biskupią nosił. A o ilu takich sprawach, na szczęście, nigdy nie słyszałem, mało się historią interesując?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vulpianie! Wszak niewolenie jest widocznym atrybutem władzy! Dziewka, która odmawia, publicznie tej władzy zaprzecza i brak stosownej książęcej reakcji pozostawiłby ją w sferze wątpliwości... To choćby i paskudna była - majestat zobowiązuje! ;-)

      Usuń
    2. Strach odpowiedzieć, iżby nie było, że co o tem z autopsji wiem:)) Ale przecie jest zjawiskiem, może i nierzadkiem, że to właśnie opór podnieca, czego znów białki świadome wielekroć nadużywają, pozór takiego oporu czyniąc. Z czego znów wielu mężczyzn rozumie, że owe pewno, że chcą, tylko tak się droczą z nami i końca temu nie masz, jako przepatrzysz akta sądowe ze spraw o gwałty... A książę przecie bezkarności swej mogąc być pewnym, mógł być i podwójnie rozzuchwalonym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Wspominany na blogu Vulpiana, Wilhelm Zdobywca jest przedstawiany na tkaninie z Bayeux, z przyrodzeniem po kolana. Mając na uwadze, że to białogłowy ja tkały to zapewne nie był wyraz specjalnej sympatii, a raczej wskazanie co ów miał najważniejsze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli iście za tem stała Matylda, onego połowica, to może to skarga była?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Panowie, widzę, na jednym się skupili...:)
    Ja się chciałam dopytać, dlaczego akurat śliwka?:)))
    Przyznaję, że mi się trochę ci Leszkowie, Mieszkowie, Kazimierzowie i inni mieszają. No nie mogli im imion różnych powymyślać?:) Podziwiam Autora, który pisząc taki tekst, jakoś na tym panuje i nie pomyli dramatis personae. :)
    Po niemiecku nie rozumiem, ale kropeczka o Pomorzu Zachodnim mi się podobała.:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jabłka już są dostatecznie rozpropagowane:)Imion nawet gdyby było dostępnych kroćset, to i tak wybierano by piętnaście najwięcej w danym czasie modnych, co już w swoim czasie Izaura dowiodła, dodatkiem w tamtych czasach nadanie imienia po przodkach było tożsamem z przyjęciem tego dzieciaka do rodu, a to już się wiązało z prawami do dziedziczenia etc.etc...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. szczur z loch ness7 marca 2016 07:14

    Ze zrozumieniem, ba a nawet aplauzem witam odejście od upolityczniania bloga. Jednakowoż wydaje mi się, że biorąc pod uwagę zawartość merytoryczną tekstu, która to zawartość zznakomicie mnie przerosła wpadłem z deszczu pod rynnę ... hehehehe :-)
    Kłaniam Waszmości z zaścianka Loch Ness
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakież tam znowu upolitycznianie?:) Poprzednio notka była o koniach, jeszcze wcześniejsza o d...Maryny... Gdzie tu polityka?:) Na deszczówkę najlepiej jaką starą balię podstawić, będzie jak znalazł na czas suszy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Pomorze Zachodnie reklamuje się polami golfowymi? Ciekawsze te szachy na jachcie ;-)No bo jak utrzymać figury w szyku na fali?
    Kolejka pojechaliśmy szybszą, następnym razem będzie pendolino? Czyli przyspieszenie, a Wachmistrz zatrzymał czas i rozważa historie alternatywne. Do czego to by doszło? Berlin byłby w polskich granicach prawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągu do pociągów Wachmistrz nie ma przesadnego, zatem na tem najpewniej się ich udział tu skończy:) Z experiencyi własnej polecić mogę dwa rozwiązania szachowego problemu, oba przetestowane w młodości w marszach, na pokładach, a i na siodłach nawet...:) Szachy magnetyczne, a i jeszcze od nich lepsze (bo magnesy jednak nie nazbyt mocne i nie każdego wstrząsu zniosą)takie, gdzie w polach szachownic były otworki, a figury miały trzpieni i się figurę po prostu wtykało na polu, gdzie sie jej postawić zamierzyło. To już większe żem miał turbacyje z figurami zbitemi, bo tego nie zawsze było jak i gdzie trzymać bezpiecznie.
      W cyklu o Mieszku i o tem jakże on tam między Stodoranami i inszymi Połabianami mięszał, kwestyję przynależności Berlina chyba żeśmy jasno wywiedli?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Zbite chyba do kieszeni trzeba? Dosyć głębokiej, żeby się nie wysypały.
      Hmmm, a z realizacji mieszania na Zachodzi wynikłoby, że teraz to ja bym mieszkała za granicą chyba ;-) W każdym razie te granice dawniej się często przesuwały, a w Europie już za długo spokój był, niektórym się znudziło.

      Usuń
    3. Się nie podpisałam: notaria

      Usuń
    4. Ano i takeśmy pierwotkiem poczynali sobie, dopokąd druh mój o tem, co ma w kieszeni, nie spomniał sobie jakeśmy nowej mięli rozegrać partyi na pace jednej ciężarówki, którą jak raz na jakiem podrzuciło wyboju, gdy ów ich wyjął i na dłoni mi podał, bym rozstawił...
      Jak szarpnęło, a nami obydwojgiem rzuciło, tom jeno oka kątkiem widział, jako laufry nasze i konie na zakręcie gdzie w rów przydrożny lecą i z oczu znikają... Potem żeśmy się różnych inszych imali konceptów, nareście z lekko nadłamanego dna tychże już bezużytecznych bez figur szachów, żeśmy zmajtrowali dna drugiego pod nowe, bliźniacze sprawione, które się jeszcze za gumki-recepturki wspomaganiem, Bogu dziękować trzymały i tych się, jako szuflady wysuwało, by tam piona włożyć zbitego. Niezbyt to przylegało ściśle, ale żeśmy jeszcze całości w podróżach mięli we worku osobnem, to się co i najwyżej z dna worka zbierało...
      I czemuż to za granicą? Przecie Unii nie wykluczamy w tych rozważaniach naszych? Jeno może i krzynę większej nawet...:)
      Kłaniam nisko

      Usuń
  6. Leszek Biały nie miał w sobie natury wojownika, a sukcesy zawdzięczał bardziej przymiotom swoich wodzów, jak i szczęśliwym okolicznościom. Historycy potraktowali go pobłażliwie, ale bez sympatii. W ich oczach był sybarytą, bezwolnym poczciwcem, który niewiele zdziałał. Jak się mogły potoczyć dalsze losy kraju pod jego panowaniem? Cenne i trafne są rozważania Pana Wachmistrza w przedmiocie ustanowienie Kazimierza I Opolskiego namiestnikiem na Pomorzu Gdańskim, w miejsce Świętopełka. Pokojowe rozwiązanie sporu o tron krakowski ( 1225) z Henrykiem Brodatym, daje asumpt do stwierdzenia, że Kazimierz, jego podwładny, mógłby wnieść wiele dobrego na Pomorzu.
    Rozważa Pan Wachmistrz osobę Kazimierza I Kujawskiego. Nerwus to był, raptus, nieodrodny syn swego ojca, Konrada Mazowieckiego. Stawiałbym bardziej na jego starszego brata, Bolesława I Mazowieckiego, bardziej ułożonego, z lepszymi przymiotami, niezbędnymi do roli namiestnika, wszak Pomorze Gdańskie wymagało do rządzenie nie miecza, a głowy. I na tym się katalog możliwości wyczerpuje.
    Warto spojrzeć na kraje sąsiedzkie. Węgry nie uległy podziałowi, może dlatego, iż Arpadowie nie byli zbyt liczni. Czesi, początkowo rozbici i słabi zostali zjednoczeni pod berłem Przemysła Ottokara I. Ruś w zasadzie byłaby neutralna. Królestwo niemieckie rozpadło się na wiele księstw,ale tu do głosu zaczęła dochodzić Marchia Brandenburska. Mając na uwadze działania księcia Barmina I Szczecińskiego, przy rozważnej polityce zagranicznej Leszka Białego, była szansa na to, by obronić się przed naporem z zachodu. W polityce wewnętrznej, pomocne byłoby oparcie na sile Kościoła. Jak nie patrzeć, wszystkie biskupstwa podlegały ośrodkowi w Gnieźnie, wszystkie miały takie samo prawodawstwo, a przez cały XIII wiek biskupi odgrywali ważną rolę polityczna, jako rozjemcy, bądź aktywni uczestnicy tworzących się koalicji. Podkreślić trzeba, że dotyczyło to także Gdańska, ale i Śląska.
    Zaznaczył Pan Wachmistrz w notce wcześniejszej, że zbrodnia gąsawska nie doczekała się potępienia ze strony hierarchów. Zapewne nie było to przypadkowe, stąd zakładam, że wprowadzenie namiestnika na miejsce Świętopełka, spotkałoby się z głośnym odzewem, a na jego podstawie można by snuć rozważania, kto i dlaczego jest przeciwny danej nominacji.

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tem, że to nie byśmy obierali a Leszek, a znów z synów Konradowych nie wierę, iżby ich oćca, a brata swego o zdanie nie pytał. I tak naprawdę to jest pytanie do Mazowieckiego, którego by puścić wolał?
      Cenne te Waszmości względem ościennych krajów odmalowania, co jednak tylko żalu pogłębiają, że takiej mając szansy, wszytko wniwecz zaprzepaszczonem zostało..:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Hola, Szanowny Wachmistrzu, toż od trzech dni czytam, by wyrobić sobie zdanie własne, a może i czem zaskoczyć, a tu wypada się zgodzić z tezą, że szansa nie została wykorzystana.
    Kropkowy Świętopełk wspaniały (nie mylić ze Światopełkiem).
    Ale żeby uganianie się za białogłowami było szkodliwe... Niepojęte, co książątka nawywijali. I dlaczego Laskonogi konia do tego potrzebował? Pozdrawiam serdecznie Waszmości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uganianie się za białogłowami (choć w tem przypadku to nie była mężatka, zatem to określenie jej nie przystoi) mało kiedy na zdrowie nam wychodzi, z czego niestety sobie sprawę zdajemy zwykle poniewczasie... Natomiast nie pojąłem cóż koń ma do tego, bom nic nie wspominał o niem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. W dopisku czytałam, że pędził i "łbem w ościerze przydzwonił". Wyobraziłam sobie, że musiał być jeno na koniu, by zostać na framudze, ale skoro były niskie, a on wysoki, to wydarzenie faktycznie mogło mieć miejsce. Tylko jak się to ma do wiadomości o nim: "górował ans wszystkimi układnymi obyczajami. Wysłuchiwał bardzo chętnie i bronił ubogich, uciśnionych, wdowy i sieroty." Słowa sobie, a czyny sobie? Przepraszam, ale lubię dociekać, fatalna przywara.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koń by sam zwolnił, nawet i nie powodowany przez jeźdźca, jakoby mu w ciemne i wąskie nieznane przejście kazano pędzić:)) Najwyżej by się może na guzach skończyło...:) Za to człek bez rozumu pędzący iście ma z hamowaniem problemy...:)
      Co do pisania o zmarłych tylko dobrze, osobliwie przez kroniki przez klechów spisywane (jeszczeć z klasztorów co na donacjach od spadkobierców onego siedzą) to mam ja swego zdania, ale owe bardzo jest szpetne i rzekłbym, że dziewki przedajne wyżej cenię:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)