14 lipca, 2012

O poprzednikach J-23...


   Nie wiem, czyli dla własnej, dawnej we zwiadzie służby, czyli dla przyczyn inszych, zawżdym miał w estymie wielgiej wywiadowców wszelkich, takoż tych, co trawą jaką nakryci, dwa dni bez drgnienia wyleżą, byle harmat nieprzyjacielskich zrachować, jako i tych, co pod przebraniem jakiem sztaby obce penetrując, wielgiej wagi wieści zdobyć umieli. Po prawdzie to nabożnośc moja nie sięga aż po szpicli własny naród szpiegujących, tedy o nich mało kiedy nam prawić przyjdzie, a jeszczeć i rzadziej dobrze...
   Dziś zasię historyja sprzed lat niemal równo sześciuset, bo końca kwietnia Anno Domini 1410 się tycząca... Za okazyją bitwy pod Płowcami, o której żem pozawczora był pisał, jak śmiertelnej grozy skutków sojuszu Luksemburczyka z Krzyżactwem nam uniknąć przyszło... Tamtem czasem o Jana, króla czeskiego szło. Dzisiejszej noty bohater to wnuk tamtego, Zygmunt, w kwietniu 1410 jeszczeć ani cesarz, ani Czechów (za husytów sprawą) król, jeno elektor brandenburski i król węgierski.* Królem Niemiec (a i cesarzem z czasem) miał się stać dopiero jako w maju Ruprecht pomarł i tron wakansował...
   Siła by o łotrostwach jego rozprawiać, aleć to za okazyjami inszemi; dzisia nam się ku temuż kwietniowi pochylić. Cyrkumstancyje czasu tego takie, że się Polska z Krzyżactwem za łby roku poprzedniego wziąwszy, rozejm do Świętego Jana (24 czerwca) zawarła i pod osąd racyj swoich przedstawiając królowi czeskiemu Wacławowi IV, takoż Luksemburczykowi, bratu przyrodniemu Zygmunta, na wyrok jegoż czekała.
   Sąd się był skończył w Pradze czeskiej lutym 1410 wyrokiem Krzyżakom korzystnym, skutkiem czego Polacy go odrzucili i obie strony szykować się jęły ku wojnie. Okrom spraw stricte wojennych: rychtowania broni i rynsztunków wszelkich, werbowania ludzi, gromadzenia spyży i planów układania, do chwili niemal ostatniej dwoili się i troili dyplomaci, jako mogąc, zabiegając o przychylność luboż neutralność chocia tego, czy inszego władcy...
  Z Luksemburczykiem sprawa była nieprosta... Nibyśmy mieli ważny traktat pokojowy z 1397 na lat szesnaście zawarty, tedy w prawie byłby ten, co by spać spokojnie do 1413 zamyślał... Aliści Jagiełło nie frant i Luksemburczykowi tyleż dowierzał, co człek rozumny wróżbom cygańskim... Może i nie wiedzielim szczegółów, jako się z Krzyżakami znosił, ale że się znosił to pewne, tedy umyślono przeciw krzyżackiemu słowu postawić to, co w dyplomacyi najcenniejsze : pieniądz.... Widno się niepolitycznie Jagielle i Witoldowi widziało sakiewki Luksemburczykowi wpychać, tedy uproszono tamtego, by się na zjazd monarszy zgodził i właśnie kwietniem doszło do spotkania po węgierskiej stronie, w Kieżmarku, gdzież Witold wręczył był Zygmuntowi darów przebogatych... Nie komuż inszemu, jak sekretarzowi Luksemburczyka, Imci Windeckemu, spisu onych zawdzięczamy; podług niego był ci Zygmunt dostał: " 12 sokołów, 12 krzeczotów, 12 kobuzów**, 12 puklerzy, 12 tarcz, 12 włóczni, 24 dziryty, 12 psów pomocniczych sokołom, 12 koni-człapaków z siodłami i złotymi podkowami, 12 kłusaków, 12 rumaków, 12 kapeluszy sobolowych, z których dwa były szyte perłami, 12 ruskich kołpaków, 12 par rękawic podszytych kunami, 12 zarękawków, z których cztery pary szyte perłami, 12 sukien, 12 chustek jedwabnych, 12 kobierców, 30 soroków (czyli czterdziestek, co razem czyni 1200 sztuk - Wachm.) soboli, 30 soroków ( znów 1200 sztuk) gronostajów, 12 ruskich czasz (mis) powleczonych złoconym srebrem, 12 par nożów oprawnych w srebro pozłacane, 4 rogi myśliwskie srebrem obite i pozłacane" Okrom tegoż jeszczeć i od księżnej Witoldowej dla Zygmunta szata sobolowa perłami szyta z 12 złotymi guzikami, kapelusz sobolami i perłami podbity, rękawic, ręczników złotem haftowanych, obrusów i trzewików dla żony, perłami szytych... Jako porównać z tem, że królowi angielskiemu, cośmy onego jeno w neutralności utwierdzić chcieli, poselstwo jeno cztery ogiery wiodło...zrazu widno, że to nie grzecznościowe jeno szły upominki...
   Jakież skutki tego? Ano...król dary przyjął, zaczym wprost Witoldowi zapowiedział, że w razie wojny Jagiełły z Krzyżakami pokoju nie dotrzyma... a jeszczeć i k'temu przyszedł, że Witoldowi koronę na Litwie przedkładał i pospólny przeciw Polsce sojusz!
   Witold, któremu tych o koronie snów niechybnie lubo słuchać było, jednak tu się bratu stryjecznemu wiernością pokazał, Luksemburczykowi pozór namysłu nad tem jeno czyniąc. Rozmów, dla pory późnej przerwano, i Witold ze swemi do kwatery swej się udał. Dziwnem jednak trafem, nocą pożar wybuchł w tejże Kieżmarku części, gdzie gospoda Witoldowa stała, jeszczeć dziwniejszem, że Węgrów tłum "ktoś" wzburzył i, jak Długosz pisze: "wtedy książę Witold omal nie został zabity przez gmin wegierski".
   Witoldowi ludzie i towarzyszący mu polscy panowie luboż "wielkiej w koniach, sprzętach i innych zasobach nabawieni szkody", przecie przedarli się przez tłum nieprzyjazny i zbiegli z miasta. Jakoż się o tem Luksemburczyk wywiedział, puścił się za onymi w pogoń i "doścignąwszy z wielką trudnością u wsi Białej, o milę od Kieżmarku, pożegnał się z nim, ale już w żadne układy nie wchodził"...
   Długosz prostoduszny, najwidniej Luksemburczyka o zdradę nie posądzał, aleć nie kto inny, jak ów spomniany Zygmuntowy sekretarz, Windecke... wielce ciekawie o tem mówi, czy raczej:... nie mówi! Owoż ów gaduła rozwlekły, spisujący niemal wszytko, owe zdarzenie kwituje słowami: "W tym czasie spaliło się miasteczko prawie w połowie, wtedy książę Witold omal nie był zabity przez tłum Węgrów. Bóg i król Zygmunt podjęli się załagodzić tę sprawę", ani dociekając dla jakiej przyczyny ów tumult, przecz to Witoldowej śmierci Węgrzy pragnąć chcieli, ani z kim też Zygmunt co i załagadzać musiał... 
   Witold ani chybi takich wątpień nie miał, bo jako komtur Ragnety wielkiemu mistrzowi pisał 30 maja relacyję ode szpiega swego z dworu Witoldowego, Ów miał posłańcowi Luksemburczyka wielkie czynić wyrzuty, "że król Zygmunt własnych swych glejtów nie dotrzymuje!". Spomnieć się i godzi, że jako później Zygmuntowi, jako pośrednikowi pokojowemu do Prus przez polskie ziemie jechać przyszło... domagał się glejtu podpisanego nie przez Jagiełłę jeno, aleć i przez Witolda, chocia droga mu szła na Koszyce i Kraków, a potem Wisły lewym brzegiem, cależ daleko od Witoldowego na Litwie władania!!! Jeszczeć i ciekawsze w tem, że się Zygmunt koniec końców na podróż taką nie ważył, posłów jeno śląc..:)))
   I na koniec godzi sie rzec, przecz żem tejże noty szpiegom poświęcał. Ano...bośmy o tem wszytkim, co się dziać może i w Kieżmarku będzie... wiedzieli zawczasu! Do Kieżmarku miał się udać tak Witold, jak i król Jagiełło osobą własną! Oba zjechali się do Nowego Sącza na 8 kwietnia, by pospołu dalej peregrynować. Jeno, że tam w Sączu króla przestrzeżono, by wyjazdu poniechać, bo się cosi przykrego przeciw Gedyminowym obu potomkom szykuje. Tak i podeliberowawszy niepomału, k'temu oba przyszli, że to Witold sam ruszy, a Jagiełło czekać będzie w Sączu na spraw dalszy obrót. Niechybnie też owe wieści i Witoldowi życie ocaliły, bo nie wierzyć mi, by się w Kieżmarku spać kładł bez obaw i straży czujnych rozstawienia... Jak tedy widzisz, Czytelniku Miły, tradycyj wywiadu wybornego mamyż od lat kilkuset najmniej... tradycyje tegoż wywiadu psucia się od Macierewicza Jegomości wiodą, jeśli sprawy przedwojennej rotmistrza Sosnowskiego nie liczyć...
______________________
* Ojcem Zygmunta był Karol IV Luksemburski, zasię macierz jego to Elżbieta Pomorska, córa Elżbiety Kazimierzówny, czyli wnuczka po kądzieli naszego Kazimierza Wielkiego! Byłże tedy Zygmunt prawnukiem króla Kazimierza!
** - gatunki ptaków myśliwskich

10 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt14 lipca 2012 22:41

    Czy można jakoś racjonalnie wytłumaczyć czemu wszystkiego było po 12 , a dzirytów aż 24? Były w mniejszej estymie, że aż dwukrotnie więcej wypadało podarować?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może włóczni używano jako lanc - do "starcjonarnego" dźgania, a dzirytów do rzucania, a jeśli się co wyrzuca - wiadomo - lepiej mieć więcej, jak i strzał do łuku ;)

      Usuń
    2. Cależ Ci roztropnie i Jejmość Baba Rustykalna responsowała:) Włócznia jest rzecz, którą i szermierki niejakiej zażyć idzie, zasię dziryt jest tejże włóczni miniaturą niejaką, wielce okcydentalnej proweniencyi, najwyżej do metra długą, którą jeno za pierzchającym wrogiem lub zwierzem miotano... Nie sądzę, by Luksemburczyk miał kiedy sposobność tem we wroga ciskać, aliści jeśli polować lubiał, to tu mu się to mogło nadać wybornie. A że nierzadko zwierz, osobliwie te roślejsze, umiał ujść pogoni i nawet jako i gdzie padł potem w boru, dzirytu przyszło mieć za stracony...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Strasznie to zawiłe ,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się jeno za lekturą pierwszą zdawa:)) Za piątym razem już to jakoś idzie pomiarkować, zasię za dziewiątym to już bułka z masłem po prostu:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Rozumiem, że również Waść nie przepadałeś za Kuklińskim, który zawsze mi się mylił z Kuklinowskim.
    Zygmunt chyba był zły, że nie dostał jeszcze dwunastu dziewic do tego tuzinowego kompletu.
    Szpiedzy zawsze byli, są i będą, bo wydaje mi się, że to dość atrakcyjna profesja, podnosząca adrenalinę.
    Miłego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mian zbieżność iście myląca, a z Imci pułkownikiem Kuklińskim mam w rzeczy samej turbacyję niejaką, bo zasług odmówić nie sposób, aleć i faktu przysięgi złamania... Insza, że każdy niemal z pokolenia mego takiejże samej przysięgi przymuszonym był składać i nikt bodaj jej z powagą pełną w sercu nie miał...
      Zygmunt, zda się, na toż spotkanie z połowicą przybył, tandem suć mu jakichbądź dziewic ( o wieleż się jeszcze jakie na Litwie przy Witołdzie uchowały:) wielce niepolitycznie by było...:)
      Podług mnie szpiegów na tych dzielimy, co z serca i przekonania działając, niemal zawżdy więcej skutecznemi byli od jurgieltników jeno dla grosza szpiegujących. Ci drudzy się przecie chyba jednak tej adrenaliny wystrzegali jak najwięcej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Tak, Polska miała od tysiąca lat wspaniały wywiad, a szpiegów znakomitych u nas było naprawdę dostatek. Władysław Jagiełło niczym się nie różnił od innych Polaków, wiedział więcej niż my przypuszczamy. Największym szpiegiem naszego Litwina był Czarny herbu Sulima, który był jednocześnie i jednym z najbardziej zaufanych ludzi Jagiełły, jednym z najlepszych dyplomatów i jednym z najlepszych rycerzy Europy. Jak po pokonaniu Jana z Aragonii Luksemburczyk poprosił go, aby przyjął służbę u niego, Zawisza poprosił swojego Króla o zgodę. Blatem biurka podczas rozmowy nie byłem, ale ta natychmiastowa zgoda wydana przez Litwina daje dużo do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W prezencie (znasz?)
      http://www.youtube.com/watch?v=NGKk-xurOZ0&feature=related

      Usuń
    2. Kopii kruszył nie będę o miejsca na podium, choć ja bym więcej na tych stawiał, co prosto z Malborga wieści nader przydatnych słali. Twój domysł względem Zawiszy byłby i może słusznym, a i rad bym mu przyklasnął, gdyby nie drobiazg: ta śmierć honorowa wielce za Luksemburczykową sprawę, czego jak mniemam każdy szpieg roztropny, komu inszemu przecie służący, wystrzegał by się niczem dyjaboł wody święconej...
      Kłaniam nisko:)
      P.S. Za prezencik Bóg zapłać, choć tego z pewnością nie Wieniawa śpiewał:) Podejrzewam, że początek jest wzięty od chóru Dana...

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)