11 sierpnia, 2013

O warzeniu zupy z gwoździa...

Istoryję, którą opowiedzieć zamyślam, powiedał mi ociec i tyczyć się miała czasów walk Legijonów naszych z Moskalami. Nie wiem, zali powiestka prawdziwa, zali nie, czy się jego ojca tyczyła, czyli też jemu inszy kto był to powiedał. Słowem, nie wchodząc w jej prekambr i jurę, za ilem kupił, za tyle przedaję...i jakom wziął, taką oddaję...
  Owoż trefiło się, że legunów garść, zali to była kompanija, czy pluton, nie wiedzieć mi... utrudzona walkami i odwrotami ustawicznemi trafunkiem przyszła do wsi, gdzie mimo mowy znajomej, jakoby śród obcych się czuli. Takoż bowiem dojadła włościanom naszem ustawiczna konieczność goszczenia już to Moskali, już Austryjaków lubo Madziarów, którzy widzieli się im wszyscy dopustem Bożem, czyhającym jeno na ich kury, gęsi czy córek cnotę. Przyszło k’temu, że wszelakie mundury chłop witał splunięciem i jeno baczył, zali wszytka chudoba dobrze pochowana, a widły pod ręką. I chocia wynędzniali żołnierze nasi z utrudzenia na pysk nieledwie padali, a głodne kiszki grały takiego marsza, że i w Hofburgu, u Najjaśniejszego Pana musiało być słychać, kmiecie głuchymi ostali na wszelakie prośby i błagania o strawę. I trwali przy tem, chocia komenderujący legunami oficyjer płacić chciał za wszytko i to nie kwitami rekwizycyjnemi, które dla chłopa tyle wartały, że można było w nie tytuń uwinąwszy, cygareta skręcić, jeno prawdziwemi reńskiemi złotemi. Aliści, włościaninowi z wioski przyfrontowej, która lubo dziś cesarska, jutro może carska, a pojutrze czort jeden wie, może i sułtańska... wszytkie waluty marność nad marnościami... Cóż się tedy dziwić, że po czasie niejakim, utrudzony i zdesperowany oficyjer wraz przemyśliwać począł, zali nie kazać żołnierzom chałup i sąsieków przepatrzeć, obyczajem najezdników, a nie obywatelskiego wojska, którem leguny zaszczyt mienić się miały. Ode gwałtu i rabunków, godnych pamięci Hunów i jeszcze w onczas nieistniejącej Armii Czerwonej, uchronił oficyjera sierżant, któren wziął na swe barki dalsze pertraktacye. Historia o tem milczy, ale mniemam, że obyczajem wszytkich sierżantów, feldwebli, wachmistrzów i bosmanów świata wpierw wyczytał kmieciom ich genealogiję z nader soczystem, komentarzem tyczącym się prowadzenia macierzy i inszych niewieścich przodków, zapewne takoż i progenitury im nie oszczędzając...
  Na koniec sierżant stwierdził, że wobec takiego skąpstwa i braku uczuć krześcijańskich, wszytkiego się winni miejscowi, okrom zbawienia spodziewać, a żołnierzów swoich on że sam nakarmi, zupę na gwoździu im warząc. Po czem przykazał podkomendnym ogień rozpalić, kociołek nastawić i czekać, sam zasię k'kuźni miejscowej się udał, gdzie z kowala pomocą, hufnala niemal na łokieć wielgiego ukuli. Po czem kowalowi za trud i materiał zapłaciwszy, z hacelem tem był wrócił i z namaszczeniem do wody w kociołku gotowanej włożył. Oczywista, że przy tem mu nieledwie wieś cała towarzyła, a że hyr poszedł i po przysiółkach, że żołnierze zupę z gwoździa warzą, to ciekawskich z chwili na chwilę przybywać poczęło.
  Chwil parę sierżant jeno wodę w kociołku mięszał, za czym pokosztował jej nieco i skrzywił się, że mało słona. K'żołnierzom się zwracając przepytał, zali któren nieco soli nie ma, aleć żaden nie miał. Wraz jednak kmieć jeden babę swą w bok szturchnął, by ta soli z chałupy przyniesła. Sierżant podziękował, za sól chciał płacić, aleć chłop honorny się okazał i wszytcy wraz nadal czekali, jakaż to ta z gwoździa zupa się okaże... Niebawem sierżant znów popróbowawszy wywaru, narzekać począł, że z kminku liściem lepsza by się zdała. I pacierz nie minął, jako mu kminku przyniesiono... Potem toż samo się zdarzyło, gdy sierżant po tornistrach chocia paru krup i ziemniaków gwoli przysmaczenia szukać począł... potem grochu jakiego...dość rzeknąć, że i godzina nie minęła jako w kociołku nader smakowita zupa z kaszą, kapustą, kartoflami...ba...nawet i słoniny co nieco się znalazło...:) Cóż z gwoździem, zapytacie?...Ano nie wiem, pewnie  gdzie go ukradkiem, nieznacznie, z kociołka dobyto i schowiono, czy wyrzucono... ważne to, że pojadłszy do syta, leguny odpoczęli i dalej pomaszerowali, a wieś długo jeszcze zupę na gwoździu spominała...

41 komentarzy:

  1. Znana jest to opowieść, ale każdy opowiadający na własny grunt przenosi zdarzenie i ubarwia na swój sposób. Słyszałam kilka wersji, a każda wydała się interesująca i prawdopodobna. Miłej niedzieli życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano jak się w międzyczasie pokazało, Torlin i źródła wynalazł, to i nie dziwota, że znana...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Mości Wachmistrzu, toć kapitan Borchardt, gdy na "Polonii" służył, wielce podobną historyję na własne oczy widział i w słynnej swej kxiędze opisał! Gdy Żyd pewien, niemłody już, stewarda prosić począł, aby ten dał mu trochę "goroncej wody". Steward, oczywiście, podał mu kubek z gorącą wodą, ale ten aż się obruszył.
    - Pan chcesz, żeby stary Żyd pił samą wodę? No dodaj pan trochę herbaty!
    Steward spełnił jego prośbę, ale Żydowi to było mało i zaczął domagać się cukru, potem chciał, by wciśnięto mu cytrynę, a gdy steward poprosił o zapłatę za wypasioną bądź co bądź herbatę, stary Żyd oburzył się:
    - Pan każesz sobie płacić za głupi kubek "goroncej" wody?!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schemat nieledwie tenże sam, choć wygląda, że intencyje insze...:) Witam Waszmości po wypoczynku, mam nadzieję, udanym...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Zmyślność jest wielką zaletą :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile nie jest na szkodę kogo inszego obróconą...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Wtedy to już nie zmyślność, a knucie. Mam na co dzień, więc rozróżniam...

      Usuń
    3. Boleję nad tą experiencji u Waćpani stroną i za to wypiję, byś się tem jak najmniej turbować musiała...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Vulpian de Noulancourt11 sierpnia 2013 15:34

    Dzień do dnia był podobny - nie było radia, telewizji ani internetu, to trzeba było sobie czymś czas wolny zagospodarować, a tu zdarzenie niezwykłe samo się przed oczy pchało. Dzisiaj mało kto by z chałupy wylazł, bo po co?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vulpianie, na Boga! U chłopa czas wolny??? A któryż to?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Wielce mi to przypomina sposób na uwarzenie dobrobytu stosowany przez rządzących :-)
    Kłanim (my) z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdziwisz się Waszmość jak bardzo, gdy pocztyliona doślę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. U nas to podobno cygan warzył. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy percepcja hrabiego Fredry wśród Kurpiów znakomita...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Mam coraz większe wątpliwości czy wśród Kurpiów? Okazuje się że było to na Mazowszu o wiele bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało. W jednej gminie i parafii funkcjonowały różne społeczności i bardzo różne kultury i tradycje. Owszem, to był krąg oddziaływania kultury kurpiowskiej, ale jednak brakowało mi tradycji typowo kurpiowskich, leśnych. Język z kolei był w zasadzie ten sam i zaścianki mówiły podobnie, a jednak wzorcem była kultura nieco inna. Dziwne to wszystko się okazuje. Teraz już nawet nie ma kogo zapytać. Może ktoś wykopie coś w archiwach i udostępni? :)
      O Cyganie, co zupę z gwoździa gotował słyszałem od ojca w dzieciństwie, jako starą opowieść. Nie było tam elementów typowych dla stylu hrabiego Fredry.Moim zdaniem mogła być starsza, ale kto to wie? Zapytać już nie ma kogo.

      Usuń
    3. Powtórzenie motywu z pytaniem niezamierzone. :)

      Usuń
    4. Nikt nie rzekł, że Fredro sam tego wykoncypował, a nie na jakiej ludowej się nie oparł przypowieści... A skąd ona? Czyja? Czy z cyganem w oryginale, czy z żołnierzem, czy z pielgrzymem? A któż tego wiedzieć może, dopokąd się może jaki zapisany ślad, od Fredrowskiego dawniejszy, gdzie nie znajdzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Zupa ''z gwożdzia '' czyli zrobić coś z niczego .Termin zawsze aktualny ale jak to Waszmość trafnie wywiódł -mogło być i tak -pozdrawiam Waść i Jego Familię -Eliza F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Torlin niżej dowiódł, że jednak inaczej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Chyba nasz hrabia był pierwszy
    Cygan i baba

    Mówią ludzie, że przed laty
    Cygan wszedł do wiejskiej chaty,
    Skłonił się babie u progu
    I powitawszy ją w Bogu
    Prosił, by tak dobrą była
    I przy ogniu pozwoliła
    Z gwoździa zgotować wieczerzę -
    I gwóźdź długi w rękę bierze.

    Z gwoździa zgotować wieczerzę!
    To potrawą całkiem nową!
    Baba trochę wstrząsła głową,
    Ale baba jest ciekawa,
    Co to będzie za przyprawa;
    W garnek zatem wody wlewa
    I do ognia kładzie drzewa.
    Cygan włożył gwóźdź powoli
    I garsteczkę prosi soli.
    - Hej, mamuniu - do niej rzecze -
    Łyżka masła by się zdała. -
    Niecierpliwość babę piecze,
    Łyżkę masła w garnek wkłada;
    Potem Cygan jej powiada:
    - Hej, mamuniu, czy tam w chacie
    Krup garsteczki wy nie macie? -
    A baba już niecierpliwa,
    Końca, końca tylko chciwa,
    Garścią krupy w garnek wkłada.
    Cygan wtenczas czas swój zgadł,
    Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.
    Potem baba przysięgała,
    Niezachwiana w swojej wierze,
    Że na swe oczy widziała,
    Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.

    W naszej propinacyji coś pono tak spadnie,
    Kto Cygan, a kto baba, łatwo każdy zgadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z serca za rozwiązanie zagadki dziękuję, jako i za rymów całość:) Co jedno mię zadziwia, że mnie to u Fredry umknęło...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Pyszna historia, a mnie od razu na myśl przychodzi książka niezapomnianego Melchiora Wańkowicza pt. : "Zupa na gwoździu".Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie:) Bo to skojarzenie niechybnie jednym z wartościowszych:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Vulpian de Noulancourt12 sierpnia 2013 07:58

    Zupa z kamienia, kasza z topora - warto zerknąć tutaj:

    http://en.wikipedia.org/wiki/Stone_Soup

    Będę się upierać, że wikipedia jest doskonałym źródłem dla pierwszych wiadomości w nieznanym zagadnieniu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak przypuszczałem, że jest to powszechna opowieść (przypowieść) ludowa. Ale z tego linku wynika, że nasz gwóźdź jest arcypolski. I my będziemy bronić naszego gwoździa jak niepodległości,a obcym paznokciom mówimy - NIE.

      Usuń
    2. Zestawienie wyborne, choć udział w nim jenerała Pattona zda mi się cokolwiek naciąganem...:)
      Praw Torlin, że zupa z gwoździa była, jest i będzie naszym wkładem oryginalnym (chociażby ze względu na trudność ortograficzną gwoździa:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Ta historyjka przypomniała mi drugą część filmu "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", gdy Franek Dolas bojąc się, aby żołnierze z Legii Cudzoziemskiej nie wrzucili go do kotła z byle jaką zupą, wyłudził od Arabów wszelkie artykuły spożywcze do smacznego obiadu.
    Nieważne, czy Waćpana historyjka jest prawdziwa, czy też nie, ważne, że można było przy niej poprawić sobie humor.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzę ów film i choć rzecz trąci oszustwem cokolwiek pośledniejszym, przecie przemyślność podobnie wysławia:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, jak moja mama o takiej właśnie zupie z gwoździa opowiadała. Z początku nie mogłam załapać o co chodzi, ale kiedy nieco podrosłam, zrozumiałam ideę tej niezwykłej zupy:)))Pozdrawiam gorąco:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to trzeba znać cyrkumstancyje temuż towarzyszące... Ja też za pierwszą Ojcową opowieścią żem ni w ząb pomiarkować nie umiał, czemuż ci chłopi tacy nieużyci...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Fortel arcyprzedni! :D

    Jeno skoro tylu luda przy warzeniu onej zupy było...jakże zdołano tak ukradkiem owego gwoździa pozbyć się? To ci zagadka.

    Jeszcze dziecięciem będąc, słyszałżem o owej zupie z gwoździa, jeno bez szczegółów nijakich...

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież cały czas chodziło o to, że ów gwóźdź jest kompletnie niepotrzebny, więc gdy zupa była gotowa, nikogo nie zdziwiło jego wyrzucenie. Grunt, że była na gwoździu, prawda? Co najwyżej może go ktoś oblizał, bo ludzie dawniej skrzętni niezwykle bywali :D
      Ludzie może i naiwni bywali, ale nie głupi ;)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy się z wizją Knezia zgodzę, aliści ów być musiał z pewnością na dnie kotła, zatem starczyło cokolwiek tam ostawić, by go kryło i przy myciu kotła go skryć przemyślnie, a gawiedzi wmówić, że się rozgotował...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Zajrzyj do mnie, jeśli łaska. Nie daję sobie rady z pewną osobą historyczną, i związanym z nią tekstem. Z góry dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam Wachmistrzeńku - arcysmaczny wpis nam uwarzyłeś. Jako dziecię o zupie onej od mojego Dziadka słychałam, zwłaszcza gdy warzył nam kartoflankę w której jeno kartofle woda sól i zasmażka w domu mujem zaprażką zwana. Gwoździem do tej zupy okazał się czosnek krobno pokrajany z dużą ilością pieprzu znięszany i na każdem talerzu osobno ucierany i końcem utłuczony.
    Dygam wdzięcznie Waszmości za przypomnienie dzieciństwa dziękując :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sam opis ślinka cieknie:) Bóg Zapłać za to spomnienie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  16. Widać i słychać z tego, że jak dobry kucharz i z konceptem jakim dobrym, to i na gwoździu potrafi pyszną zupę ugotować. Wszak zupę niemalże, prawie - można ze wszystkiego ugotować :)

    Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to i prawda niezełgana:) Choć Wachmistrzówna twierdzi, po experimentach moich z zupą estragonową, że się niektórym kucharzyć zabronić powinno...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bo Wachmistrzówna chyba smaka nie ma na estragon i zapewne stąd jej zdanie :)
      Pozdrowionka.

      Usuń
    3. Wachmistrzówna w ogóle gusta ma specyficzne wielce, osobliwie, że wegetarianka, co za jaki dopust boży, za grzechy widno moje, postrzegam...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)