Zawżdy, gdy człek pacholęciem
będąc chłonął księgi i filmy, w którym zło z dobrem za bary
się brało, czekało się ode dobra, że niem w każdem calu
będzie... Nieważne, czy "nasi" to pancerni z psem, czy
muszkieterowie byli...ważne że nasi i że byli "dobrem",
a dobru przecie nie przystoi jeńca na gardle karać ni rabować,
chocia by nie wiem jako się zżymać na szlachetność ckliwą,
"dobro" zawsze wrogowi wytrąconą szablę podnieść
pozwoli, by za chwilę rozpaczliwie o życie walczyć, gdy własnej
zbędzie.
Trudnoż czekać , że tak
edukowany człek młody naród swój zawsze po "dobrej"
stronie postrzegając,czego inszego o niem myśli, jako tego, że to
szlachetność wcielona i by się on miał kiedykolwiek czem
niegodnem hańbić. Temuż bym przypisywał jęk zgrozy powszechny i
niedowierzanie sprawy Jedwabnego się tyczące...temuż i z lekkiem
wątpieniem sprawę szmalcownictwa przez mnogich jako wymysł
żydowski postrzegane. Jako Moskale nam obozy koncentracyjne dla
jeńców swoich po 1920 roku założone imputowali, oburzeniu
powszechnemu końca nie było! Jakże oni śmieli, schizmatycy jedni,
papieża naszego w dodatku nie szanujący? I byśmy się, drogi
Czytelniku, dobrze wzajem pojęli: nie stoję ja o to, zali te obozy
były, lubo też nie! O Twoją najpirwszą sercem dyktowaną reakcję
mi idzie, jako kto "Twoim" i ex definitione* "dobrym"
zarzuca... zaliż nie takaż ona właśnie?
Tem boleśniej jako człekowi
szczerze w niepokalaność narodu swego wierzącego, co i rusz dowody
najdować, żeć to przecie rozmaicie bywało... Jużem tu i na
kartach onych, Pana
Paska przytaczając, był dokazał, że to z
rannym wrogiem różnie bywało... Teraz Pana Rzewuskiego cytując**
takiż passus z opowiastki o Panu Dzierżanowskim, co to się nocą z
obozu konfederatów*** pod Tyńcem samojeden do Burzymowia między
czatami kozackiemi był przekradał, dla wdzięków urodziwej sędziny
Sulejowskiej:)), a że w termina srogie za tą przyczyną był
popadł, jakoby nie odsiecz Seweryna Soplicy byłozby z niem krucho:
" Jak huknę: "Nacieraj! Bóg z nami!"
a kozactwo w nogi, tylko pan Franciszek na koniu... - "Panie
pułkowniku, jak się masz?" - A on na to: - "Niech ci
Bóg nadgrodzi, i wam, koledzy! Otoś mi brat: Ale mię djable
spisą**** pocałował. Patrz!" -
W istocie ramię miał skłute i krew się
sączyła, a na ziemi trzech kozaków leżało, jeden jeszcze się
ruszał. - "Dobijcie tego psa, niech więcej nie kąsa!" -
Tego gumbińcom***** dwa razy nie trzeba było
powiedzieć."(podkr.moje.-W.)
Wiem ja, że wraz mi kto rzecze, że
"Pamiątki Soplicy" nie diaryusz, jeno gawęda jaka
sarmacko-szlachecka, powiastka bardziej modnym w onym czasie dziełkom
Waltera Scotta bliższa niźli prawdziwym spominkom wojennika. Aliści
Rzewuski był pisał z życia, ze spomnień bliskich i obcych; a
obyczajami przecie ode swoich nie odstawał, czegoż przecie dowód,
że komendę pułkownika za naturalną uważa, nijakiego komentarza
od się nie dokładając... Że za inszemi szczegółami czasów
konfederacyi sięgających zgodny ci On z wiedzą naszą, temuż za
godnego wiary Go uważam... A że mit Polaka rycerskiego precz
poszedł? A cóż nam milsze być winno: mit? Czy prawda?
______________________
* (łac.) - z założenia
** Henryk Rzewuski "Pamiątki Soplicy"
wydane po raz pierwszy w Paryżu w 1839 roku, następne z 1844 w
Wilnie i w 1852 we Lwowie. Że się jednak był autograf cale udatnie
zachował, możnaż łatwo dokazać, że żadna z tych edycyj
nie jest wierną. Dla tej głównie przyczyny redaktorowie
Bibiljoteki Narodowej wydanie Rzewuskiego w Niepodległej Rzplitej na
autografie oparli i takiż ci właśnie egzemplarz wydany w Krakowie
w 1928 przez Spółkę Anczyca za szczęsną losu koleją w
posiadaniu mojem się był znalazł:)
*** - barskich
**** - rodzaj lancy używanej przez kozaków
***** - żołnierzom z pułku gumbińskiego,
którem pułkownik Dzierżanowski komenderował
1. Nie jesteśmy przecież narodem bardziej miękkim, czy "ludzkim" od innych i od dawna podejrzewałem, że nie mamy się ani czym szczycić, ani czego wstydzić w porównaniu z innymi. Wystarczy, że w średniej pewnie jesteśmy. To już zupełnie dobrze.
OdpowiedzUsuń2. To głupawe filmy przedstawiały nas jak obrzydliwe ciapy pozbawione charakteru, które wszystkim dawały się potulnie ujeżdżać. I to do tych "twórców" trzeba mieć największe pretensje. Bo co to: wszyscy mordowali jeńców i dobrze, a tylko my jedni nie możemy? Wszyscy podczas wojny palą, gwałcą i rabują, a naszych przodków ci "twórcy" pokazują jako eunuchów przeprowadzających mołodycie do monasterów, a na złoto plujących w imię sprawiedliwości. Dlaczego tak?
pozdrawiam
O ile z pierwszym się zgodzę, to do drugiego parę słów bym dodał nie całkiem z tem obrazem zgodnych... Owóż przyjąwszy, że kultura nasza narodowa, mimo chłopskich łapci przez większość naszych przodków noszonych, jest kulturą szlachecką, ergo kulturą post-rycerską, to jest i w niej ryt dawnego rycerskiego stosunku do jeńców, który niewiele ma wspólnego z naszym potocznym o cnotach rycerskich wyobrażeniach, za to sporo z bardzo realnymi pieniędzmi, które szło wziąć jako okup za brańca znacznego, lub równego sobie... Poniekąd ta wielce pragmatyczna troska o kabzę przekładała się i na stosunek do mniej zasobnych jeńców, którzy zawsze mogli wzbogacić rodzinną wioskę o darmową siłę roboczą, jeśli już nikt by za ich wykup grosza nie dał złamanego. Zatem ten "rycerski" stosunek do jeńców, był jednak w powszechnem obyczaju zakorzeniony, przynajmniej do czasu, dopóki utrzymanie, karmienie i pilnowanie takich jeńców w warunkach wojennych nie nastręczało nadmiernych turbacyj. Przypomnę, że i pod Płowcami, gdy zdało się, że przegrywamy, wyrżnęlim krzyżackich jeńców z pierwszej fazy bitwy...
UsuńKłaniam nisko:)
Prawda jest taka, że wszyscy kłamią Imć Wachmistrzu, a podręczniki historii w szczególności. Na pocieszenie, tak jest również w innych krajach. Albowiem prawda ma to do siebie, że najczęściej bywa niewygodna :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zaścianka Loch Ness :-)
Może nie tyle kłamią, co nie umieją przedstawić prawdy, bo do niej w sposób zupełnie obiektywny dojść nie dojdziemy, skoro to zwycięzcy zwykle piszę konfliktów historię... Czy prawda jest niewygodną? Zapewne: dla krewnych jakich person, których dotyczy, ale czy po dwustu, trzystu latach można jeszcze rzeczy brać tak emocjonalnie? To assumpt i może do rozważań głębszych o większej u narodu naszego wraźliwości - by nie rzec: przewrażliwieniu - na obraz o nas gdziekolwiek i kiedykolwiek przez inszych kreowany...
UsuńKłaniam nisko:)
Rzecz sama w sobie nie jest bardzo złożona, natomiast wielowymiarowa. Istotną rolę odegrały tu szerogo rozumiane zabory, nieboszczki komuny nie pominąwszy i okres okupacji. Okresy te wykształtowały - trwający do dziś - a zarazem jednoznaczny podział na: my i oni. Podział ten stał się cechą narodową, w znacznym uproszczeniu. Każda krytyka owego my, w rozumieniu kalania własnego gniazda, niejako z automatu lokowana była (i jest) po stronie: umownego oni. Stąd zresztą w każdym sporze nawet o błache sprawy pojawia się termin: zaprzaństwo, a gawiedź śpiewa z pełnym przekonaniem o słuszności, absurdalne sytuacyjnie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie, że o stwierdzeniu o ukrytej opcji niemieckiej nie wspomnę. To wręcz jawne odwoływanie się do sytuacji XIX w., co by taką tezę potwierdzało. Innymi słowy, prawda a w szczególności ta niewygodna to nic innego jak lokowanie owej prawdy po stronie żywotnego interesu zaborcy i wroga narodu oraz jego mrocznych knowań
UsuńKłaniam Waszmości z zaścianka Loch Ness :-)
Przekonałeś... w rzeczy samej nie sposób tego odnosić li tylko do potomków samych zainteresowanych. Dwie jeszcze bym tu dodał kwestie: primo, że po przemyśleniu Twych słów zastanawiać się począłem, czy aby też nie funkcjonuje w tem pewna konstrukcja "logiczna", oparta na tem, że skorośmy jako naród cierpieli ponad miarę, a cierpienie, wiadomo: uszlachetnia, tedy ex definitione wszystko, co czynił i czyni naród nad miarę uszlachetniony, jest szlachetnem...:) Secundo: wziąwszy zatem wszystkie dawniejsze i obecne zapiski moje, wychodzi żem kalacz nad kalacze i aż dziw, że mi jeszcze pod drzwiami jacy szlachetni ludzie nie stanęli, by i mnie uszlachetnić poprzez via dolorosa...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Być może żyjesz w błogiej niewiedzy Zacny Wachmistrzu :-) co nie wyklucza, że jakiś patriota wpisze Ci kiedyś w komentarzu: precz z komuną hehehehehe :-) jeśli już trzymać się konwencji i istoty omawianego problemu przy okazji.
UsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Myślisz, że można żyć w niewiedzy tego, że ktoś Cię właśnie próbuje "naprawiać"?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pisałem tu komentarz i się zniknął.
OdpowiedzUsuńGdzieś spotkałem opinię, że polscy lotnicy w Anglii strzelali do niemieckich pilotów na spadochronach. Nie wiem na ile to wiarygodne, ale pomyślałem wtedy, a jednak.
Z drugiej strony, na którymś Discovery, oglądałem program, w którym wspomniano o niemieckim pilocie, który zrezygnował z dobicia postrzelanego Liberatora, co było ewenementem i nie sadzę, żeby naszym w podobnej sytuacji się zdarzyło.
Nie ma go ani w oczekujących na moderację (ale tam nie powinien się żadną miarą znaleźć, bo nota nie ma przecie nawet dnia, a cóż dopiero o dwóch tygodniach mówić), ani w spamie... Musiał się nie zapisać...:(
UsuńTeż nie sądzę, by którykolwiek z naszych pilotów odpuścił poharatanemu Niemcowi tylko dlatego, że tamten już był poharatany. Jednak nie do końca mi się te sprawy zdają porównywalne, bo w walce powietrznej, gdzie się jest non-stop w bitewnej gorączce i pod wpływem adrenaliny, myślę, że sami sprawcy nawet na chwilę przedtem by sami siebie mogli nie podejrzewać o skłonności podobne... Tu mamy do czynienia z mordem zdecydowanie bardziej "na zimno" popełnionym...
Kłaniam nisko:)
Pozwolę sobie dodać, iże marszałek Hugh Dowding wielce był zaniepokojony doniesieniami o zbrodniach, dokonywanych przez polskich pilotów. Bo że takie stuacje miały miejsce, wiemy już na pewno, z relacji świadków. Brytyjczycy, choć zachwyceni skutecznością i umiejętnościami Polaków, tego jednego darowac im nie mogli. Dowding stwierdził nawet, że gdyby Niemcy strzelali do ratujących się pilotów nad Angilą, byłoby to jeszcze wytłumaczalne, jako że pilot brytyjski, bezpiecznie na spadochronie ziemi dotknąwszy, w ciągu kilku godzin zasiąść mógł ponownie za sterami i stać się równie niebezpiecznym jako wprzódy, podczas gdy Niemca czekał los jeńca wojennego i do końca działań był on już niegroźny. Ale w drugą stronę to oczywista zbrodnia.
UsuńTej nienawiści Polaków do Niemców Brytyjczycy długo pojąć nie mogli. Dopiero, gdy Bitwa o Anglię weszła w fazę Blitzu - zrozumieli i sami co poniektórzy zaczęli tę "taktykę" stosować. Polacy widzieli swoją stolicę bombardowaną, płonącą, zabijane bombami kobiety i dzieci - Brytyjczycy dopiero mieli to zobaczyć.
Obracanie w perzynę cudzych stolic i zabijanie mężczyzn-żołnierzy przez nadziewanie ich bo ja wiem na co, o strzelaniu do nich z armat już nawet nie wspomnę, nie tylko Brytyjczyków, zdaje się, nie ruszało i nadal nie rusza, niezależnie od fazy działań wojennych...
UsuńO czym my mówimy Wachmistrzu, Mongołowie wybili 700.000 mieszkańców Bagdadu,a Ty piszesz o tym, że noga z otoczonego oddziału nie uszła. A co? Miał sprowadzić pomoc?
OdpowiedzUsuńNa szczęście w zawodach o palmę pierwszeństwa w wyrzynaniu kogokolwiek nie jesteśmy nawet w strefie medalowej i chwała nam za to... Aliści nie o takowe licytacje mi szło, a o skłonność będącą zaprzeczeniem literackiej i filmowej kreacji nas samych jako tych bez skazy i zmazy... I w realiach wojny barskiej, to raniony kozak - o ile byłby w ogóle w stanie się ruszyć gdziekolwiek - żadnej pomocy sprowadzać nie musiał. Było naturalnem, że jeśli patrol nie wrócił o czasie, to się w rejon jego działania słało oddział, ale już dobrze wzmocniony...
UsuńKłaniam nisko:)
Przecie Konwencyi Genewskich drzewiej nie znano, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńAle przyzwoitość nie potrzebuje konwencyj, nieprawdaż?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja bym na Waszeci pytanie odpowiedział, że milsza winna nam być prawda. Owa jednak bolesna bywa i z tegoż powodu wielu woli mity. One bowiem ukazują wyidelizowany nasz obraz (i nie tylko nasz - to chyba przypadłość wszytkich narodów).
OdpowiedzUsuńCzyli nazwisko Soplica nie jest tak całkiem Mickiewicza wymysłem? Cudne masz Waszmość xięgi w zbiorach swoich...
Z pewnością wymysłem nie jest, ale to raczej Mićkiewicz ze swojej wyszukał o sąsiadach dawniejszych pamięci, niźli się na Rzewuskim oparł, bo pierwsze paryskie wydanie "Pana Tadeusza" o dobre pięć lata "Pamiątki Soplicy" poprzedza...
UsuńKłaniam nisko:)
Dziecięciem będąc też naiwnie myślałam, że "nasi" zawsze szlachetnie postępowali w odróżnieniu od nieprzyjaciół. Niestety, coraz częściej...zwłaszcza ostatnio, przychodzi mi zweryfikować te sądy. Historia pokazuje, że w walce o władzę i dominację nad innymi nijakich sentymentów nie ma. Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńA nawet można po temu wielce zgrabne ułożyć ideologijki w rodzaju, że jak nie pożresz, to pożartym zostaniesz...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Znalazłem właśnie perełkę do posłuchania i zamieszczam tu, bo nie bardzo mam akurat gdzie - przecież nie dam pod notka o chomikach? Może ona nie bardzo i na temat, bo niewiele wyrozumiałem, ale kto wie, może ktoś przetłumaczy?
OdpowiedzUsuńLa riva bianca, la riva nera
W bułgarskiej Wikipedii znalazłem, że tytuł oznacza: brzeg biały, brzeg czarny
UsuńPozdrawiam z Loch Ness :-)
Tyle to akurat wyrozumiałem i bez bułgarskiej Wikipedii, zajrzałem nawet do portugalskiej :D
UsuńA cóż ja temu winny jestem, skoro Waszeć nieznając nawet birmańskiego, wypowiadasz się w sprawach ważkich :-)
UsuńNie mówiąc o suahili :D
UsuńKneziu!
OdpowiedzUsuńTo piosenka z gatunku pacyfistycznych. Żołnierze tłuką się na granicy, którą jest rzeka. Jeden brzeg jest biały, a drugi czarny. Na drugim brzegu widać flagę, ale to inna flaga itd. Koniec jest smutny (nie biorę żadnej odpowiedzialności za tłumaczenie):
Panie kapitanie, co pan chce robić,
Jest wojna i nie można tego zmienić.
Na wzgórzu śpiewa szrapnel,
I zielona trawa
Staje się słomą,
A wzdłuż rzeki toczy się walka,
Ale dla nas dwóch,
To już jest skończone,
Panie kapitanie muszę iść,
Ja też przyjdę z tobą,
Nie mogę odejść.
Nie, nie mogę cię opuścić,
Już wiem,
Będę w twoim pobliżu na wieczność,
Wszystko się skończyło, granica jest cicha,
Brzeg biały, brzeg czarny,
Podczas gdy kobieta,
Krzyczy w noc,
Woła imię,
Które nigdy nie odpowie.
Pozdrawiam
No proszę, i to jak przetłumaczone! :)
UsuńBardzo talentliwy z Ciebie człowiek Vulpianie, z tego co mi translator podpowiadał niewiele zrozumiałem,a tu jak na dłoni, wszystko jasne.
Jakby nie było, utwór słyszałem jeden jedyny raz w pr. I PR, na początku lat siedemdziesiątych i teraz go niechcący znalazłem. Piękny jest. Jak widzę, z grubsza pasuje do notki.
Powiem prawdę - leniwe ze mnie bydlę i przetłumaczyłem tylko trzecią część (licząc od końca).
UsuńPozdrawiam
Czy trzeba wszystko tłumaczyć, żeby wiedzieć o co chodzi w piosence? Przecież widzę, że to nie całość. Resztę sobie mogę dośpiewać z translatorem. :D
UsuńUwaga, testuję nowy podpis, wiec mogą się dziać różne rzeczy :D
Чёрный ворон - ponieważ cisza, to posłuchajmy. Myślę, że u nas nikt by na krzyżu nie napisał, "Слава донским казакам".
OdpowiedzUsuńRaczej nie...:) Choć "Cichy Don" do dziś lubię czytywać:)
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńKiedy do Ciebie przychodzę z wizytą czuję się, jak na ciekawej lekcji historii :) dziękuję Ci za mile tutaj spędzony czas :)
Pozdrawiam pięknie :)
Dopóki się jeszcze wydają ciekawe, zachodzić upraszam :) Takoż o szczerość, gdy już pocznę ględzić i pogderywać bez sensu i, co gorsza, nudno...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A mnie ta melodia wyjątkowo się podoba: http://www.youtube.com/watch?v=1EafHZcxi2Q
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piękne wykonanie, stare, z charakterem.
UsuńA mnie też Вальс юнкеров
Jeżeli chodzi o wzgórza - to ja wolę to
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=a4O1jKQXm78
Dla mnie tamte wzgórza są za bardzo duszoszczypatielnyje.
Nie wiem, czy czasu nastarczy, bym o tem, co pisał więcej... Póki co, w tem klimacie się lubującym podrzucam chyba jedyną w tym języku refleksję kończącą się słowami: zacziem nam cziużaja ziemlja?
UsuńKłaniam nisko:)