Ostawiliśmy bohatera naszego, jako się pożeniwszy i poszedłszy w oficery, zdałoby się że na progu przepięknej był stanął kariery. Osobliwie, że wrychle przyszło do czegoś, co by można nazwać próbą generalną przed Chmielnickiego rebeliją... Do powstania Pawluka w 1637 roku. Nie pora to i nie miejsce, by tu o tem co pisywać szerzej, starczy rzec, że się bunt ten po jednej zaledwie był skończył batalijej, pod Kumejkami stoczonej i że w tejże batalijej przyszło do rzeczy nigdy więcej nie powtórzonej w dziejach naszych: oto szarża jazdy naszej rozerwała tabor obronny kozacki, co się ex definitione od taktyki tej taborowej obmyszlenia niemożebnem zdawało!!!
Chorągiew Czarnieckiego tam sobie poczynała nader w tem starciu śmiele; dość rzec, że najwięcej poranionych w niej właśnie było, ale też i jaka sława! Wrychle potem go koło żołnierskie, czyli podkomendni i towarzysze właśni wybrali posłem do sejmu, co miał zdobyte tam odwieźć sztandary, a w stolicy wziął jeszcze udziału w pracach komissyi, co radziła nad unormowaniem relacyj między kozactwem a Rzecząpospolitą. Boleć nam nad tem, że ta komissya nic niemal nie zdziaławszy, rozeszła się w końcu, aleć to nie Czarnieckiego wina, bo ów był w niej przecie za najmarniejszego ze statystów...
Lat kilka następnych zeszło porucznikowi w rodowej Czarncy, którą częścią dostał działem po ojcu, częścią po braciach zapobiegliwie przejmował. Rokiem jednak 1644 kres nastał na to hreczkosiejstwo, bo spadł był na ukrainne ziemie największy bodaj z dotychczasowych najazd ordy, aleśmy mięli przeciw niej wodza znamienitego, Koniecpolskiego, co drogi pohańcom pod Ochmatowem zabiegłszy, jedno z najcelniejszych w dziejach naszych zwycięstw odniósł, a w dziejach husaryi i przez znawców tematu Ochmatów jest niemal jednem tchem wymieniany z Wiedniem, Kłuszynem i Kircholmem...
Ano i tu sprawiedliwości porucznikowi naszemu oddać się godzi, że gdy go w chwili rozstrzygającej posłał był hetman przeciw siedmiu tysiącom tatarstwa tylnej straży z kilkorgą zaledwie choragwij husarskich, owi pohańców zgnietli i rozproszyli, miary wiktoryi dopełniając!
Najpewniej po takich to właśnie okazyjach, takoż i po experiencyjach własnych i braci wcześniejszych przyszło Czarnieckiemu tego nabrać mniemania, że z jazdą doborową idzie wszytkiego dokonać, z czego go dopiero Szwedzi leczyć mięli miksturą z ołowiu i lewatywą z kartaczy, a zda mi się, że i nie ze szczętem uleczyli...
Za te zasługi spomniane dochrapał się Czarniecki rangi rotmistrza królewskiego, czyli służącego na stałym żołdzie, nie zaś od zaciągu do zaciągu, przy tem zebrawszy w nadaniach królewskich czterech wsi w województwie ruskim, zaś samemu dokupiwszy Bachninowic w latyczowskiem powiecie, rzec by można że stał już na drodze do majętności niemałej. Ano i tu za okazyją nowy, a Lectorom części pryncypalnej rys charakteru Czarnieckiego nieznany: okrutna za groszem zajadłość, by nie rzec po imieniu – chciwość. Praktyką bowiem nie tak cależ rzadką było, że dowódcy, jeśli mięli jakich wsi własnych, w nich też i na leża zimowe, hiberną zwane, oddziałów swych kładli. Korzyści z tego było kilka, bo raz, że kmiotkowie więtsze mięli o żołnierzach staranie, ci zasię znali, że gwałty jakie i rabunki czynić droga na gałąź suchą najprostsza... Przy tem grosz dowódcy płacony na kwaterunek wojsk jego, we własnej zostawał komendującego kieszeni... Bym nie miał jeszcze o Czarnieckim i jeszcze świadectw inszych, tegoż jednego by można jeno za zapobiegliwość i może uważać...
Od księcia Koreckiego nabrawszy w arendę dóbr ilinieckim daje nam mimochodem Czarniecki pojęcie o ówcześnej majętności swojej, bo summa dzierżawna, na czterdzieści tysięcy złotych rachowana, do małych nie należała. Skoroż stać było Czarnieckiego, by to gotowizną wyłożyć, miał się ów widać w tem względzie niezgorzej... A przecie nie na to dzierżawił, by miał tracić na tem!
No i przyszedł na niego nareście rok 1648 z całym Chmielnickiego buntem. Początek tych zmagań żem wystawił w nocie husaryi najwięcej poświęconej „Jakoż to nad Żółtemi Wodami prawdziwie było” gdziem tragedyi oddziałku syna hetmańskiego, Stefana Potockiego, opisał... Nie pisałem jednak o tem, że był i pomiędzy niemi Czarniecki, co miał podług hetmańskiej intencyi młodzikowi radą i pomocą służyć. Ano pewnie służył dopokąd mógł, aliści w godzinie próby go w obozie nie stało, bo dni kilka przódzi, będąc od hetmanowicza posłanem na pertraktacyje, został wiarołomnie przez Tuhaj-beja uwięzionym, co mu i zapewne ocaliło żywota, bo ze szturmu taboru mało kto z naszych żywo uszedł.
Jest w „Ogniem i mieczem” scena poruszająca, gdzie Czarniecki pomierającemu na jego rękach Stefanowi Potockiemu srogą pomstę na Tatarach i Chmielnickim obiecuje... Nie znam ja, czy rzecz taka iście być mogła zdarzoną, choć brzmi prawdopodobnie... Musiał mieć Czarniecki za policzek dla się, że hetmana zawiódł, hetmanowicza nie ustrzegł a i wojsko przetracił; dość to powodów, by chcieć pomsty szukać. Póki co mu się udało tyleż wyjednać, by ciało wodza do swoich odwieźć, aliści nie dozwolono mu, by szedł z niem hetmanowi naprzeciw, jeno do Kudaku go pchnięto. Wolności nibyż odzyskał, cóż po tem, skoro Kudak oblężony z końcem września kapitulować musiał i choć jego komendant, arcyzacny i mężny, jednooki Krzysztof Grodzicki, wymusił uporczywą obroną kapitulacyi honorowej, gdzie załoga i mieszkańcy mięli wolno być puszczonemi, to przecie Kozacy wiarołomnie ugody złamawszy, zmasakrowali obrońców... :((
Płakała Polska po obrońcach kudackich, a gniew ten i zawziętość nie bez wpływu była na liczbę stawającego pospolitego ruszenia. W pomięszaniu ogólnem hyr poszedł i o Czarnieckiego ubiciu, w co tak dalece wierzono, że i już przyznane cześnikostwo chełmskie król inszemu przeznaczył... Z sierpniem dopieroż roku następnego rzecz się wyjaśniła, aliści nawet i przy traktatach zborowskich nie chcięli Kozacy Czarnieckiego za wykupem oddać. Wrócił do dom dopieroż przed końcem 1649 roku, podobnie jak i brat Marcin, również za ubitego mniemany...
Godzi się tu spomnieć, że choć de nomine był Czarniecki nadal jeno rotmistrzem, których przecie było w armii na pęczki, to miał de facto pozycję wielekroć wyższą. Był już „starym żołnierzem” (piąty krzyżyk na karku!), ciężkiej doświadczył niewoli, był zaufanym hetmana Mikołaja Potockiego i przyjacielem jego tragicznie poległego syna, przy tem pamiętano mu dawniejsze jego zasługi... Słowem, gdy przyszło gdzie jaki podjazd słać znaczny, było wiadomem komuż tego poruczą, jako i przed Berestecką bataliją, gdzie trzy tysiące jazdy Czarnieckiego terenu przepatrzyło przódzi i spyży zwiozło do obozu niemało.
A w bitwie samej? Był i tam... i znów chorągiew jego, jak i pod Kumejkami, najwięcej skrwawioną... Rzec naturaliter można, że się kulom nie kłaniali, z mężnych najmężniejsi, to i padło niemało... Ale rzec i można, że oto może wódz gorączka, i o żołnierza w boju nie stoi... i nie jest to jeno wątpienie tu moje, bo się i po bitwie podniosły już głosy, że Czarniecki „nazbyt gnał” w tej bitwie... Tydzień później dopadli królewscy tabor cały kozacki i doszło nie tyleż może i do bitwy, co do rzezi nieludzkiej, a za temi, co spod miecza uszli posłano dwóch adwersarzy przyszłych: Czarnieckiego właśnie i... Bogusława Radziwiłła... „Ci, różnymi szlakami za nimi się uganiając, aż do sytości krwią nieprzyjacielską się nasycili, gdy jednych mieczem, drugich kopytami końskiemi pogubili”
Ano i tutaj przychodzim do cechy Czarnieckiego kolejnej, co mej ku niemu sympatii nie wzbudza... Skłonności do okrucieństwa... Pewno, że pojmuję ja, że po przejściach tak strasznych mógł on Kozaków i Tatarów nienawidzieć sercem najszczerszem, przecie jeśli mamy kogo nominować do narodowego Panteonu zdałoby się może, by ów umiał patrzeć szerzej, a nie jeno miarą krzywdy własnej... Inaczej jeno wzajemnej nakręcając spirali nienawiści, żeśmy w rok po Beresteczku przyszli do niesławnej pod Batohem rzezi odwetowej, której nie darmo zwą historycy „sarmackim Katyniem”. Nie przypadkiem Czarniecki był zaraz po Jaremie najwięcej przez Kozaków znienawidzonem i doprawdy nie umiem ja pojąć jakiem to cudem z tej rzezi ocalał, skoro nawet i Marcin, brat najmilejszy się nie ocaił... Ponoć miał go jakiś znajomy Tatar wyratować...
Z całą pewnością odpłacił za to, prowadząc w roku 1653 wyprawy, której nie sposób nazwać inaczej jak akcją pacyfikacyjną, a i to zgoła w stylu niemal tem samem, co Niemce trzysta lat później na Zamojszczyźnie. Obrócono w zgliszcza dziesiątki miasteczek i wsi, prawdziwie spalonej za sobą zostawując ziemi...:(( Mieszkańców wyrżnięto, częstokroć torturując najokrutniej... W Pohrebyszczach czarniecczycy wpadli do miasteczka w czas jarmarku i nie dali z niego zbiec ni jednej żywej nodze...:(( Kosa na kamień trafiła dopiero w Monasterzyskach, gdzie obrony zdołał uszykować i dowodził nią wielce udatnie, kolejny nam z kart Sienkiewicza znajomy: Bohun...* Nie dosyć, że poszczerbił czarniecczyków tęgo przy wałów szturmowaniu, to i przedarł się między niemi z garścią swoich, a w starciu tem dostał Czarniecki pamiątki po żywota kres w postaci przestrzelonego podniebienia, przez co już zawsze mowy był cokolwiek niewyraźnej, a i lica oszpeconego...
Gdy rok później swej był powtórzył rejzy, znacząc szlak od Winnicy do Humania krwią, ogniem i płaczem ludzkim, całości tych wysiłków skwitował najcelniej wojewoda natenczas łęczycki, przyszły kanclerz, Jan Leszczyński, który do żadnego nie aspirując panteonu, zdobył się na trzeźwość nieledwie proroczą: „Tyle milionów, tyle ludzi straciliśmy, a ciągle w tym samym odmęcie pozostajemy. Mimo tylu podatków, zaciągów i takiego krwi rozlania żadnej korzyści nad nieprzyjacielem nie odnosim; ani wywalczyć, ani okupić pokoju, ani odetchnąć nie możemy, ale w coraz większe wpadamy niebezpieczeństwa”...
_______________________________________________
* nawiasem w czasie powstania niemal równolatek Czarnieckiego, z dorosłym już synem, tedy prawdziwie trudno go mieć za „mołojca” na zawadzie Skrzetuskiemu do panny stającego...:)
To już koniec czy będzie część III? Tak własnie przy pierwszym odcinku juz przyszło mi na myśl porównanie z Jeremim W, a widzę, że i tu nazwisko jego pada. Jakoś tak niefortunnie w sumie cała kariera jego jednak przebiegała, w sporej części nie z jego winy.
OdpowiedzUsuńBędzie nawet i czwarta, choć najpewniej przyjdzie jej pierwszeństwa wrześniowym ustąpić czynnościom gospodarczym, bo nie mogę ja na swoje wziąć sumienie, by ktoś swoich kartofli przeze mnie wykopać nie zdążył...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Chciałbym tedy wyrozumieć, czy się ludzie pod skrzydła Czarnieckiego sami pchali, rozumiejąc, że gdzie jak gdzie, ale tam łatwo o sławę mołojecką, czy przeciwnie - woleli pod mniej skłonnym do wypatrywania uzupełnień wodzem wojować, mniemając, że wojna wojną, ale miło gardło dla wina i miodu zachować, a nie dla Ojczyzny od razu oddać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jest w Paskowych memuarach kilka zapisów o tem świadczących, że jego podkomendni z dumą autentyczną się za "czarniecczyków" uważali. Jest opis wracającej z Danii dywizji na zdrowych, dobrze odpasionych koniach i towarzystwa odzianego jak się patrzy, z moderunkiem przystojnym i ućciwym, na które to oddziały z zazdrością pozierają oberwańcy z wojsk krajowych... Jest i inszy, gdzie tchórza na rejteradzie przyłapanego, pełne mając prawo go obwiesić, Czarniecki koniec końców jeno przepędza z wojska do dom, solennie przy tem nakazując - przy pełnej towarzystwa aprobacie - by się nigdy nie ośmielił głosić, że między czarniecczykami bywał...
UsuńKłaniam nisko:)
Może z cytatu: "wodza znamienitego, Koniecpolskiego, co drogi pohańcom pod Ochmatowem zabiegłszy, jedno z najcelniejszych w dziejach naszych zwycięstw odniósł, a w dziejach husaryi i przez znawców tematu Ochmatów jest niemal jednem tchem wymieniany z Wiedniem, Kłuszynem i Kircholmem..." to zwycięstwo rzeczywiście jest tak wymieniane, ale tylko z dziejów husarzy, bo jeżeli chodzi o bitwę pod Ochmatowem, to o wiele większa (i z większym zwycięstwem) była ta z 1655 roku, gdy walczono z Moskwiczanami i Chmielnickim. A Czarniecki też tam był...
OdpowiedzUsuńOwszem, alem szedł za chronologiją, przy tem dzieje husarii to już tylko, niestety, dla znawców sprawa, chyba że rzecz arcygłośna politycznie jako wiedeńska batalia...:(
UsuńKłaniam nisko:)
Z opisów powyższych mniemam, iż wojny w tychże latach były zgoła bardziej okrutniejsze.
OdpowiedzUsuńNo i czekam w końcu na czasy potopu szwedzkiego, coby się dowiedzieć jak to było z tym Poznaniem, po szwedzkim zaborze, dla ojczyzny ratowania. :))
Było tak, że podobno tubylcy z rozrzewnieniem wspominali łagodność Szwedzina, co przecież od niego nasi wyzwalali. :)
UsuńNo toś mię Aśćka w ambaras wpędziła prawdziwy, bom się nad "potopem" jeno prześliznąć zamierzał, rozumiejąc, że to sprawy znane...:) A czy wojny ówcześne okrutniejsze od dzisiejszych? bardzo ja bym wątpił o tem...
UsuńKłaniam nisko:)
Czytając "Pamiętniki" Paska rzeczywiście można domniemywać, że Duńczycy przechodzili z nimi krzyż pański ;-)
Usuńnotaria
Zawsze do usług ;)
UsuńDygam wdzięcznie :)
Jak to powiadają, lepiej milczeć i wydać się głupim, niż odzywając się rzecz potwierdzić ale mówi się trudno :-) Najbardziej zastanowił mnie fakt funkcjonowania bohatera tekstu w świadomości społecznej, przy całkowitym braku wiedzy o nim samym, czego jestem najlepszym przykładem. Rzecz to zaiste przedziwna, bo o innych personach utrwalonych w pamięci homococacolus cokolwiek wiadomo, bywa że mało ale zawsze i z czymś się kojarzą, itd., itp. Będę musiał pogrzebać w pergaminach jak to z owymi mieszkańcami świadomości jest, bo rzecz jest ciekawa
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
No powiadają, powiadają...:)) Przecie komu, jak komu, ale Waści to najmniejszym stopnie przecie nie grozi:) A rzecz postrzegam jako swoiste do przodków zaufanie, że skoro owi go czcili, widać był tego wart...:))
UsuńKłaniam nisko:)