Bezsens tej konkurencji zaiste jest równie wielki jak i sam czołg. :) Natomiast opowiadał mi ojciec o sensowniejszym wykorzystaniu czołgów. Otóż będąc jeszcze kawalerem miał za zadanie wykarczować kilka starych wierzb. Robota na kilka dniówek i to nie byle jaka! Jednakowoż niedaleko była jednostka pancerna, z czołgami T-34 jeszcze, i traf chciał, że owi czołgiści jechali w swoich jakże pożytecznych pojazdach, w sobie tylko znanym celu, a droga wiodła ich obok tychże wierzb. Ojciec rezolutnie zatrzymał pierwszy czołg z kolumny i rzecz objaśnił dowódcy, oferując po flaszce za każde powalone drzewo. Ku radości ogólnej dowódca się zgodził i w ciągu kilkunastu minut wszystkie drzewa leżały do góry korzeniami. Czołg podjeżdżał, powoli wspinał się przodem na drzewo, które w pewnym momencie zaczynało się przechylać i padało pod ciężarem. To ja rozumiem, ale żeby jeździć tym po samochodach to już nie - żadna atrakcja ani pożytek z tego. Na dodatek posuli mu błotnik ta jazdą. Jakież to nieestetyczne! :D
Nie pomieszczałem tego temuż, że mi się ta zabawa podoba... Jenom chciał sprawdzić jak wiele warte sąTwoje pogróżki, że jak opublikuję gniota, to zobaczę...:)) A pierwsza znaleziona ilustracja filmowa do zgniota czyli działanie walca na skonfiskowane podróbki zegarków nie wydawała mi się dość widowiskowa... Kłaniam nisko:)
Hmmm... nie wiem czy mojej, czy z filmikiem? Zresztą rzecz chyba bez znaczenia dla mnie, skoro dopomóc nie mogę...:(( Dla Ciebie strata po prawdzie także niewielka...:) Kłaniam nisko:)
Podejrzewam, że jeszcze wielu wielekroć głupszych...:) Sam o takim pojęcia nie miałem, dopokąd żem nie zaczął poszukiwać, cóżby tu Kneziowi podstawić pod hasło z gnieceniem związane... Inszemi słowy, jak powiedział nieodżałowanej pamięci Stanisław Lem, dopóki nie odkrył internetu, nie miał bladego pojęcia, że tylu idiotów może być na świecie... Kłaniam nisko:)
Ale wyprodukowali prototyp "Mouse", który chociaż dużo mniejszy, okazał się być niewypałem, bo nie było jak go przemieszczać. To ograniczenie jest z reszta aktualne do dzisiaj, stąd czołgi nadal mają "rozsądne" wielkości.
Tom rad, że k'temu spolegliwie podchodzisz, Kneziu, bom tu już jedną wojnę lingwistyczną był przeżył i kolejnej bym nie chciał. Tamta była po prawdzie niby tylko o bułgarski, ale za to z prawdziwie bałkańskim temperamentem, chorwackim zacietrzewieniem i serbską dumą, a wszystko razem zmierzające ku greckiej tragedii...:) Kłaniam nisko:)
Podejrzewam, że zerowy, ale to najpewniej tylko z braku prób w tej mierze...:) A samochodem, jak samochodem, ale niektóre konstrukcje radzieckich traktorów z pewnością mogłyby tu mieć niezły wynik... Jak nie masą i gąsienicami, to ogniem z broni pokładowej na pewno... Kłaniam nisko:)
Można na to spojrzeć i dokładnie odwrotnie...:) Że oto mistrz przejechał przez środek automobilu, jeszcze drzwi po bokach ostawiając nietknięte...:) Kłaniam nisko:)
Sam poniekąd pośrednio do jednego żem ręki przyłożył, którego przed laty Pani_Wachmistrzowego_Serca obmyśliła i do skutku przywiodła, gdy stary pas startowy dawniejszego jeszcze i przedwojennego lotniska w Czyżynach krakowskich umyśliła pomalować na jaką się jedno tylko da kolorową pstrokaciznę. Rzecz ta jednak cele miała trzy dużo głębsze, z których mniej ważnym było co kolorowego poczynić w szarzyźnie nowohuckich blokowisk, aleć stokroć ważniejszą była integracja największej tam szkoły, do której z górą kilkoro tysięcy uczniów chodziło (klasy oznaczano tam nawet do litery J), a nauczycieli samych było z górą trzystu i się to bractwo najmniejszej nawet nie miało możności ze sobą samym poznać:) No i też szło o to, że ten pas dzielił dwa cokolwiek zwaśnione osiedla, a szło o to, by pospołu przy tem pracować i by ów nie dzielił, a łączył... Ano i do dziś ciarki przechodzą jako spomnę tę tytaniczną robotę, tę żebraninę po sklepach i hurtowniach o jakiebądź resztki farby... Dość, że się rzecz udała tak wspaniale, że jeszcze po latach o naśladowcach (bodaj w Zamości rynek malujących) czytałem... Kłaniam nisko:)
Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)
ŁAŁ! Niezłe! Gdzie można kupić taki czołg? :))))
OdpowiedzUsuńA jak to świetnie działa na wiosenną chandrę. :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
Podejrzewam, że na wyprzedażach urządzanych przez Agencję Mienia Wojskowego najprościej i najtaniej...:)
UsuńKłaniam nisko:)
:D :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJako mała myszka siądę sobie na skałce i będę patrzeć jak słonie trawę tratują. Sam wibrysem nawet nie ruszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Słusznie... ale tylko jeśli ciepło i słonko grzeje, bo przy obecnej aurze bym jednak norkę doradzał cieplutką...:)
UsuńKłaniam nisko:)
straszne, człowiek się przez te dwadzieścia lat przywiąże jak do członka rodziny a oni tak czołgiem tam i z powrotem ;)
OdpowiedzUsuńTo trzeba się przywiązywać do czołgu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
W dzisiejszych czasach, jak nabardziej rozsądna rada. I garażu w sumie nie potrzeba...
UsuńDomu też... zwłaszcza jak się nie umie przed nim zatrzymać w porę...
UsuńKłaniam nisko:)
Czy Ty wiesz, że na jednym z blogów Twoja strona jest w kategorii "inne narzecza"?
OdpowiedzUsuńDoprawdy?:)) Gdzież to, u Boga Ojca?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bezsens tej konkurencji zaiste jest równie wielki jak i sam czołg. :)
OdpowiedzUsuńNatomiast opowiadał mi ojciec o sensowniejszym wykorzystaniu czołgów. Otóż będąc jeszcze kawalerem miał za zadanie wykarczować kilka starych wierzb. Robota na kilka dniówek i to nie byle jaka! Jednakowoż niedaleko była jednostka pancerna, z czołgami T-34 jeszcze, i traf chciał, że owi czołgiści jechali w swoich jakże pożytecznych pojazdach, w sobie tylko znanym celu, a droga wiodła ich obok tychże wierzb. Ojciec rezolutnie zatrzymał pierwszy czołg z kolumny i rzecz objaśnił dowódcy, oferując po flaszce za każde powalone drzewo. Ku radości ogólnej dowódca się zgodził i w ciągu kilkunastu minut wszystkie drzewa leżały do góry korzeniami. Czołg podjeżdżał, powoli wspinał się przodem na drzewo, które w pewnym momencie zaczynało się przechylać i padało pod ciężarem. To ja rozumiem, ale żeby jeździć tym po samochodach to już nie - żadna atrakcja ani pożytek z tego. Na dodatek posuli mu błotnik ta jazdą. Jakież to nieestetyczne! :D
Nie pomieszczałem tego temuż, że mi się ta zabawa podoba... Jenom chciał sprawdzić jak wiele warte sąTwoje pogróżki, że jak opublikuję gniota, to zobaczę...:)) A pierwsza znaleziona ilustracja filmowa do zgniota czyli działanie walca na skonfiskowane podróbki zegarków nie wydawała mi się dość widowiskowa...
UsuńKłaniam nisko:)
Człowiek, znajdujący przyjemność w niszczeniu, musi się czuć strasznie dowartościowany mając taki duży czołg...
OdpowiedzUsuńTo jest duży czołg?:) Przyzwoitość mi wzbrania rzec, co to jest...:) To jest duży czołg...:)
UsuńKłaniam nisko:)
To jest duży czołg, którego nie ma...
UsuńO! To nawet mostu nie potrzebuje. Zresztą większość mostów pewnie by nie wytrzymała obciążenia.
UsuńTetryku: touche !:))
UsuńKłaniam nisko:)
Ale gdyby zawalił most i sam utknął w dziurze po moście, to można by już myśleć o zbudowaniu zapory na tak solidnym fundamencie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ech. "Nie można wyświetlić strony"! Tyle wiem, co z komentarzy. Spróbuję wieczorem, gdy będzie dostępny laptop - tam są inne przegladarki.
OdpowiedzUsuńHmmm... nie wiem czy mojej, czy z filmikiem? Zresztą rzecz chyba bez znaczenia dla mnie, skoro dopomóc nie mogę...:(( Dla Ciebie strata po prawdzie także niewielka...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Moj Boze, jakich to rekordow doczekalismy sie w dzisiejszych czasach !!!
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że jeszcze wielu wielekroć głupszych...:) Sam o takim pojęcia nie miałem, dopokąd żem nie zaczął poszukiwać, cóżby tu Kneziowi podstawić pod hasło z gnieceniem związane... Inszemi słowy, jak powiedział nieodżałowanej pamięci Stanisław Lem, dopóki nie odkrył internetu, nie miał bladego pojęcia, że tylu idiotów może być na świecie...
UsuńKłaniam nisko:)
eh cóż z tego, skoro go nie wyprodukowali...
OdpowiedzUsuńAle wyprodukowali prototyp "Mouse", który chociaż dużo mniejszy, okazał się być niewypałem, bo nie było jak go przemieszczać. To ograniczenie jest z reszta aktualne do dzisiaj, stąd czołgi nadal mają "rozsądne" wielkości.
UsuńBa ! Jakby tak każda panna dostała tego swego wymarzonego księcia z bajki, to by nie było do kogo wzdychać...:)
UsuńKłaniam nisko:)
In Deutsch heißt es Maus, Meine Liebe Knez, Maus ... Eine "Mouse" namens Mickey hatte, aber es ist bei Disney...
UsuńIch verneige mich vor niedrig:)
A nich ci będzie, chociaż to po niemiecku, ale masz rację! :D :D :D
Usuń"chociaż to po niemiecku, ale masz rację" hahahah
UsuńTalka. :D
UsuńTom rad, że k'temu spolegliwie podchodzisz, Kneziu, bom tu już jedną wojnę lingwistyczną był przeżył i kolejnej bym nie chciał. Tamta była po prawdzie niby tylko o bułgarski, ale za to z prawdziwie bałkańskim temperamentem, chorwackim zacietrzewieniem i serbską dumą, a wszystko razem zmierzające ku greckiej tragedii...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A co się będę wygłupiał, jak nie dość, że masz rację, to ja po bułgarsku ni w ząb! :D
Usuń:D
Usuń:D
UsuńNo dobrze, a jaki jest rekord w zgniataniu czołgów samochodem osobowym?
OdpowiedzUsuńTo by był jak najbardziej słuszny i godny podziwu rekord! :)
UsuńPodejrzewam, że zerowy, ale to najpewniej tylko z braku prób w tej mierze...:) A samochodem, jak samochodem, ale niektóre konstrukcje radzieckich traktorów z pewnością mogłyby tu mieć niezły wynik... Jak nie masą i gąsienicami, to ogniem z broni pokładowej na pewno...
UsuńKłaniam nisko:)
Ten kierowca coś niezbyt dokładny, gwoździa by nie wcisnął w drzewo jak Grigorij, zostały nienaruszone drzwi z całymi szybami ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Można na to spojrzeć i dokładnie odwrotnie...:) Że oto mistrz przejechał przez środek automobilu, jeszcze drzwi po bokach ostawiając nietknięte...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo i tak, że gniot z tego "Gniota". Jak i wiele innych idiotycznych rekorgów Guinnessa.
Pozdrawiam serdecznie.
Sam poniekąd pośrednio do jednego żem ręki przyłożył, którego przed laty Pani_Wachmistrzowego_Serca obmyśliła i do skutku przywiodła, gdy stary pas startowy dawniejszego jeszcze i przedwojennego lotniska w Czyżynach krakowskich umyśliła pomalować na jaką się jedno tylko da kolorową pstrokaciznę. Rzecz ta jednak cele miała trzy dużo głębsze, z których mniej ważnym było co kolorowego poczynić w szarzyźnie nowohuckich blokowisk, aleć stokroć ważniejszą była integracja największej tam szkoły, do której z górą kilkoro tysięcy uczniów chodziło (klasy oznaczano tam nawet do litery J), a nauczycieli samych było z górą trzystu i się to bractwo najmniejszej nawet nie miało możności ze sobą samym poznać:) No i też szło o to, że ten pas dzielił dwa cokolwiek zwaśnione osiedla, a szło o to, by pospołu przy tem pracować i by ów nie dzielił, a łączył... Ano i do dziś ciarki przechodzą jako spomnę tę tytaniczną robotę, tę żebraninę po sklepach i hurtowniach o jakiebądź resztki farby... Dość, że się rzecz udała tak wspaniale, że jeszcze po latach o naśladowcach (bodaj w Zamości rynek malujących) czytałem...
UsuńKłaniam nisko:)