Noty uprzedniej żeśmy pokończyli stwierdzeniem, że się nierównie Mlada nam i Czechom przysłużyła, w tem rozumieniu, że nam bardziej, bośmy swego dopięli, a Czesi na swoje biskupstwa lat parę jeszcze musieli poczekać. Nim objaśnię, com miał na myśli i co się za tem kryło a i też, co kryć dodatkowo mogło, kwestyja jedna jeszcze, a właściwie dwie, wielce zasadnie przez Yukę w komentarzach pod notą uprzednią poruszone...
Prawda to, że przy takiej papieży na urzędzie rotacji, sprawy wszelkie w kurii leżały najpewniej nawet i latami niezałatwiane, osobliwie jeszcze jeśli nieproste i jakich wymagały uzgodnień czy kompromisów z cesarzem, czy inszemi... Prawda i to, że jako się jeden papież z drugim za łby brali, a człek miał tam do załatwienia czego, to i wraz w rozterkę popadał, z którym rzeczy prowadzić i czy aby to, co się może i nawet z jednem jako fortunnie uładzi, to przy zmiennej fortunie, u następcy podobnie łaskawego znajdzie posłuchu, czy przeciwnie: ów rozjuszony, że się go dopotąd nie uważało, przez samą złość czego nie utrąci...
Ano i najpewniej sama Mlada takowych rozterek przeżywała. Skoroż bowiem pomarł był 1 marca Leon VIII, o czem nad Wełtawą najpewniej do miesiąca najdalej wiedzieli, to i nie mógł Bolesław słać tam córy, dopokąd pewnej wieści o papieżu nowym nie poweźmie. Chciały Rzymiany na powrót wygnanego Benedykta V i za tem cesarza instancjonowały, nim ten jednak co postanowił o tem, wziął Benedykt i pomarł, wielce dla cesarza akuratnie, że ów niczego już w tej niezręcznej kwestyi rozstrzygać nie musiał. Złośliwy kto, by może jeszcze i jakim kminkiem rzucił, że skoro tak akuratnie, to któż wie, zali i nie z pomocą jaką, ale my ani oskarżać, ani tego rozstrzygać nie będziem...:)
Nim przecie przyszło ku konklawe nowemu i obraniu Jana XIII, przyszedł i październik, o obiorze znów w Pradze mało możebne, by wiedzieli gdzie przed piętnastym, a znów nie wiedzieć nam zali co Bolesław z decyzją nie zwłóczył, luboż i co sama Mlada, czy aby była tak zrazu dość dysponowaną do podróży tak dalekiej w klimacie już i niemal zimowem, no i jeśli miała co grosza wieźć na wozach ku papieskiej przychylności większej, to znów tego rzadko kiedy jest tak, by od ręki sypnąć... Summa summarum, nie rachuję ja, by się Mlada przed listopadem w drogę wybrać poradziła, a być i może, że później, choć tu znów zima być mogła dopingiem nielichym. Nawet jeśli o ona konnej jeździe zdatna i wyuczona, to i tak orszak wozów jakich musiała prowadzić już nie tyle nawet z tem dla papieża bakszyszem, co z jakiemi zapasami jadła, wina, jakich sprzętów i utensyliów tak w drodze, jak i na popasie koniecznych. A przecie owa tam nie na dni parę z wycieczką jechała, a na miesiące pobytu, a może i lata, czego być musiała boleśnie świadomą...
Być zatem i może, że owa akuratnie do Rzymu dotarła, gdy tameczni się w grudniu przeciw Janowi XIII pobontowali i go na cztery wiatry przegnali. No i teraz popróbujmyż się wczuć w rolę tej dziewuszki przecie młodziutkiej, co zna rangę poselstwa swego i wie, jakże wiele od tego zależy... I znikąd pomocy, czy rady cóż czynić, jeno może od jakiego bystrzejszego przybocznego, jeśli ociec dość miał roztropności by kogo takiego na tę drogę córce przydać...
W Rzymie czekać nie wiedzieć na co? Na papieża nowego, o którem nie wiedzieć, zali go cesarz złożyć z tronu nie przyjdzie, no bo przecie wygnany może i ladaco, ale samo wygnanie buntem jest przeciw woli cesarskiej, to i się pokaranie przykładne buntownikom należy. A znów siedzieć ze złotem w mieście, co nie wiadomo, czy oblężenia i rabunku nie zazna? Nad wyraz nieroztropnie... Ruszać za wygnanym do Kampanii, gdzie nie wiadomo, czy ów się w pretensjach do tronu Piotrowego utrzyma i pomocy Ottonowej doczeka? A może jednak Otton inaczej rozporządzi i zbytecznie Janowi kadzić i onego złotem z Pragi wspomagać? A przy tem jeszcze nie znamy wieleż on miał lat w tamtej chwili, wiemy, że pomarł (chyba raczej naturalną śmiercią) w 972 roku, zatem ledwo kilka lat później. A tu dzieweczka sama osądzić musiała kondycyi i zdrowia jego, a i to jeszcze najdyskretniej jak można, zali ów jej siurpryzy nie urządzi i nie pomrze na tem wygnaniu w miesiąc, czy dwa, wniwecz całe obracając staranie...:((
Przyznam, że jej nie zazdroszczę... Tak naprawdę nie wiemy, jakże dylematów swych rozstrzygnęła, bo to, co teraz piszę, to jeno domysły moje, z tego wnoszone, że jakkolwiek postanowiła, to postanowiła słusznie po effectach sądząc. Domyślam się, że najpewniej się za wygnańcem udała, a nie siedziała w Rzymie, bo inaczej ciężko by jej było z papieżem przejść do konfidencji aż tak dalekiej. Insza, gdy mu w tem wygnianiu towarzyszyła, gdzie z pewnością dwór wygnańca niewiele person liczył, to i przystęp łatwiejszy, a i onego stan ducha wielekroć bardziej wsparcia potrzebujący. I tak to swobie imaginuję właśnie, że to nie bezproduktywnie w Rzymie wyczekując i jeno jakich tam pism szląc do możnych tego świata, a przeciwnie : tam właśnie, na wygnaniu papieskiem w Kampanii, swoją lojalnością a i pewnie oćcowym też groszem, posłuchu zyskała dla suplik, imieniem oćca, siostry i szwagra składanych... Bo też i zeszło na tem wygnaniu dwa lata niemal, zaczem się co odmieniło w losie Janowem, a mniemam, że przez te dwa lata Janowego wygnania Mlada za uchem siedziała papieskiem i szeptała onemu swoje "ceterum censeo"...:)
Koniec końców Rzymiany w popłoch wpadły na pierwsze znaki, że się oto Otton wyzbierał był ku Italii nareście. Uprosiły zatem buntowniki Jana na powrót do Rzymu, korząc się przed nim i przebaczenia błagając, zatem ów w listopadzie 967 roku do Wiecznego Miasta powrócił, a już na Boże Narodzenie zjechał tam i cesarz. Co mu przyznać trzeba, że jak się zbierał, to się zbierał, ale jak już dotarł to i posiedział tam aż do 972 roku. A w tem czasie siła się rzeczy działo ważkich, tak na ziemiach naszych, jako i po wszystkich Europy kątach, a każda z tych spraw miała swego wpływu na nasze o biskupstwo staranie... Ale o tem to już popiszemy w nocie kolejnej...:)
.
Niełatwo się wtedy sprawy załatwiało. Długo to trwało. Jak tak sobie o tym poczytam i porównam z dzisiejszym tempem, to im trochę zazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńI ciągle się zastanawiam, dlaczego akurat Mlada dostała takie zadanie.
Pozdrawiam serdecznie:)
Trudno rozstrzygać, nie znając jej, ale być może miała taki szczególny dar zdobywania ludzkiej sympatii:) Są tacy ludzie, którzy czasem nic nie muszą robić ani mówić, a gdy wejdą gdzie do pokoju, to od razu jakby się zrobiło jaśniej:) Być może miała tak i ona i ojciec z premedytacją chciał to wykorzystać... Być może też lubiła się uczyć i była nieźle wykształconą, zatem wspaniale się nadawała do odegrania roli pokazowego eksponatu jak wspaniałe owoce przynosi religia chrześcijańska nad Wełtawą (w domyśle, że to wymaga nagrody:)
UsuńKłaniam nisko:)
To jeśli tak to można tłumaczyć, to przy Mladzie Dobrawa jakoś nieciekawie wygląda... :)))
UsuńAle to tylko nasze próby odgadnięcia przebiegu tamtych wydarzeń. Z późniejszych wieków to mamy różne listy, pamiętniki itp., a z tamtych czasów malutko tego... A to co mamy nie do końca jest wiarygodne... Szkoda...
Pozdrawiam serdecznie :)
Bo się w aż tak wielkim świecie nie obracała, a i pomieszkała u nas ledwo z dziesięć lat, nim pomarła... Ale wejrzyjmyż na nią jako na tą, co do siódmego roku życia Bolesława Chrobrego chowała:)
UsuńKłaniam nisko:)
Czy Mlada miałaby szanse sprawić się tak chwacko, korzystając ze współczesnych technik komunikacji? Chyba raczej nie...
OdpowiedzUsuńJa myślę że sprawiłaby się dużo lepiej - problemem mogłaby być co najwyżej kwestia orientacji we współczesnej, niezwykle skomplikowanej i nieokreślonej rzeczywistości politycznej. Wtedy więcej znaczyły bezpośrednie układy i osobiste decyzje, teraz media, wizerunek i sieć powiązań tak misternych i pokrętnych, że nie do ogarnięcia dla młodej osoby. Natomiast biegłość w korzystaniu ze środków komunikacji, młodego pokolenia bywa czasami niewiarygodna! Szczególnie dotyczy to płci pięknej. :)
UsuńMlada pozostawiona sama sobie musiała wykazać się inicjatywą i samodzielnymi decyzjami, podejmowanymi w oparciu o własny osąd ludzi, których już w międzyczasie cokolwiek poznała. Łatwość komunikacji oparta, powiedzmy, na mailach czy telefonach komórkowych mogłaby doprowadzić do tego, że te decyzje by podejmował siedzący w Pradze i pozbawiony tej wiedzy Bolesław. Nie jestem przekonany, czy decydowałby równie szczęśliwie...
UsuńKłaniam nisko:)
Przez dwa lata to i mogła posłać kogo do kraju ze sprawozdaniem i zapytaniem, co dalej czynić.
OdpowiedzUsuńZ pewnością pisała do ojca nie tyle może sprawozdania, co listy:) i z pewnością w nich przedstawiała rozterki, szukała aprobaty etc. Tyle, że z Rzymu do Pragi będzie jakieś 1300 kilometrów. Dziś to, jak się kto uprze bez postojów nadto długich, jakie pół dnia jazdy automobilem chyżym, a wówczas? Pięć stuleci później, za Zygmunta Augusta nasza pierwsza poczta konna chlubiła się tem, że docierała z Krakowa do Wilna w dni siedem, podobnie do Wenecji, gdzie w jednym przypadku kilometrów osiemset, a w drugim tysiąc sto, tylko dróg więcej i lepszych. Do Bari (1800 km), gdzie miał Zygmunt spraw spadkowych po Bonie schodziło dwa tygodnie... A przecie to wszystko jeździli raz fachowcy, dwa że rozstawnymi i zmienianemi końmi, trzy że w międzyczasie siła dróg powstało, choć nie wiem znów, czy bezpieczeństwo się istotnie zmieniło... Mógł kurier poczty konnej gnać nawet do 140-150 kilometrów dziennie, ale jaki Mlady zaufany posłaniec z pewnością ani tak nie potrafił, ani nie miał na zmianę koni, ergo tego, na którym wyruszył musiał szanować i oszczędzać, przy tem na jakie takie drogi mógł liczyć właściwie tylko do granic dawnego cesarstwa rzymskiego, zatem tylko do Dunaju, potem w najlepszym razie drogi typu gruntowego... Nie sądzę, by był w stanie pokonać dziennie więcej niż 30-40 kilometrów, a to nam daje do Pragi jeden miesiąc, a na powrót drugi. I trzeci, jeśli Bolesława przyszło szukać nie na praskim zamku, a gdzie w polu na wyprawie wojennej, łowach, czy choćby tylko objeździe swych włości. Może i dłużej, jeśli rzecz wymagała namysłu czy narad. Nie sądzę, żeby tu było czego z Mieszkiem konsultować, ale gdyby to nam się ten czas i do pół roku mógłby wydłużyć... Krótko mówiąc nie sądzę, by przy tak słabej komunikacji dało się ciężar tych decyzji z Mlady na ojca przerzucić, zwłaszcza jeśli rzecz wymagała pośpiechu, a czymś takim mogło być niebezpieczeństwo pozostawania z pieniędzmi w zrewoltowanym mieście....
UsuńKłaniam nisko:)
A to pewnie dla jej uhonorowania zbudowali Czesi fabrykę Skody w miejscowości Mlada Boleslav.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Skoda dla Mlady? To już wolałem Syrenę dla Kowalskiego...
UsuńKłaniam nisko:)
To były towarzyskie wizyty - pięć lat.
OdpowiedzUsuńA teraz? Teraz to się mówi że coś śmierdzi jak gość drugiej nocy.
POzdrawiam
Tyle, że trochę jak wizyta teściowej... Miło, ale....:)
UsuńKłaniam nisko:)
Przy okazji pogadywania o bardach znalazłem taką balladę o św. Wacławie i jego bracie okrutnym Bolesławie.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=9rHf0si3Zfw
Wspaniale:) Szkoda tylko , że tak późno, w związku z czym rozważam powierzenie Ci przygotowywania oprawy muzycznej do wszystkich not szykowanych w przyszłości, uprzedzając ma się rozumieć, zawczasu o tematyce...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A skąd niby mam wiedzieć co i kiedy znajdę???
UsuńA niby dlaczego twierdzisz, że to późno? Jak ktoś chce, to znajdzie i posłucha. :D :D :D
Bo to nie Kneziowisko, gdzie się masowo do not zaszłych wraca...:((
UsuńKłaniam nisko:)
No nie przesadzajmy, miałem to dać pod notką o reklamach???? :D :D :D
UsuńA poza tym dlaczego nie wracać do starych notek? Przecież nie zrobiłem tego złośliwie, tylko dlatego że znalazłem. A jak już, to dałem na właściwe miejsce. Kto chciał to przeczytał i odsłuchał, aczkolwiek zapewniam Cię, że więcej jak 2-3 osoby nie kliknęło. Tyle z grubsza osób takie linki uruchamia, nawet gdy są pod bieżącą notką. No, chyba żebym się mylił. :D :D :D
Oczywiście, że nie pod reklamami i też jestem za nieustającym życiem wszystkich not tego wartych. Ale nie będę się z koniem kopał, bo on mocniejszy...
UsuńKłaniam nisko:)
Wachmistrzu, wyzwól się od wszelakich zasad blogowych, słuchaj Knezia, bo dobrze człowiek prawi :-P
OdpowiedzUsuńO, to, to! :)
UsuńBywam na blogu Tatula i muszę przyznać, że Jego usilne starania o przełamanie tej zasady (przesądu) przynoszą skutek - pojawiają się komentarze do nawet bardzo starych notek, dzięki czemu dobre teksty wracają do czytania.
UsuńTatulu, gratuluję sukcesu w przełamywaniu bezsensownych zasad! :D :D :D
Droga Talko (?:): iżby się z czegobądź wyzwolić, najpierw by należało być zniewolonym... A żeby być choć w cząstce zniewolonym, należałoby choć znać tego czegoś, czemu się niby poddaję:)) A z tem u mnie ciężko, bom tego nigdy nie szukał, ani nie studiował... Jeżeli rozumiem, że o to idzie, że Lectorowie do dawniejszych not już nierado zaglądają, to ich by trzeba w tem względzie napominać, nie mnie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Kneziu, do moich archiwaliów Czytelnicy zaglądają wcale często i narzekać nie myślę. Ot, choćby dziś zaglądał ktoś do not o occie siedmiu złodziei sprzed roku, a kilkoro nawet do najwięcej popularnej noty "Refleksyje czasu żniwnego" sprzed lat dwóch... Jednak statystyka jest nieubłagana i to, com miał na myśli w pierwszej mej odpowiedzi, to to, że tego linku pozna już tylko nikła część tych, co noty czytali pierwszego dnia, ale to przecie w najmniejszej mierze nie miał być wyrzut względem Ciebie, jeno konstatacja faktu i odrobinka żalu z tegoż właśnie powodu...
UsuńBardziej chodzi o to, że dawniejszych not się nie komentuje, a powinno, bo je w ten sposób z niebytu się wydostaje.Że ludzie zaglądają do starszych not, z różnych powodów i źródeł, to wiem. :)
UsuńJakbym się do tego stosował, że się starszych not nie komentuje, to do dziś bym pewnie nie był w takiej amicycji z Vulpianem, bośmy przecie naszą znajomość od tego poczęli, żem sam pisał o "Wstępie do imagineskopii", a podkorciło sprawdzić, czy jest co już o tem w sieci i mi wyguglało Vulpiana. Jego nota o tem była już wtedy chyba ze dwuletnia... Jakobym się wówczas nie odezwał, Ów by nie responsował i o mojem istnieniu nawet i nie wiedział, a ja bym pewnie najdalej po miesiącu o tem przepomniał...
UsuńKłaniam nisko:)
Teraz miałbyś na to ledwie siedem dni! :D :D :D
UsuńPrawda...:) I może to jest argument, by Mu tej durnoty wybić ze łba...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak to dobrze, że Kneź pod tą starą już, wiekową, wysłużoną i niemal zapomnianą notą się odezwał! Wyszukałam wspomniane przez Wachmistrza notki - Vulpiana z 2004 r. i Wachmistrza z 2006. Czytając co tam napisane się jak archeolog;-P
UsuńA Ty to się nie liczysz, bo jesteś Stara Jędza! :P
UsuńWyimaginuj sobie, że jędze, a zwłaszcza stare, z definicji są niepoliczalne ;-)
UsuńAle za to jak zyskują na atrakcyjności!!! ;) :D :D :D
UsuńArcheolog prawdziwy by się może i z tego uśmiał, ale j pochwalę: to się nazywa prawdziwa praca na źródłach, a nie na ich omówieniach:)
UsuńKłaniam nisko:)
;-))
OdpowiedzUsuńMiło czytać o sobie, że coś mi się udało w zakresie odmładzania starszych tekstów, ale to epizodzik maleńki jedynie. Przytrafiają mi sie takie przygody, ale jak sądzę, dzieje się to za przyczyną wyszukiwarek wyłapujących poszukiwanych haseł w tytułach moich notek. Bywało też i tak, że udostępniałem jakieś teksty za pośrednictwem swojego profilu na fejsbuku i z takich pozycji zdarzało się nawet umieszczenie ich z bieżących rankingach blog.pl, ale i tu odnotowywałem małe zainteresowanie i zupełny brak nowych komentarzy.
OdpowiedzUsuń"Łaska pańska na pstrym koniu jeździ" - jak powiadali onegdaj. Łaskawość czytelników w blogosferze nie dotyczy tekstów ambitnych i z natury trudniejszych w odbiorze. Powinno być łatwo i przyjemnie, a do tego krótko, o niczym i napisane w przystępny sposób. Jak u pani Geppert: https://www.youtube.com/watch?v=SHaVCPu9P2g
Pani Geppert mimo, że odkryła gorzką prawdę śpiewa dalej i dobiera przemyślany repertuar
Jak widzisz Tatulu, jesteś dostrzegany i Twoje działania też. :D
UsuńRzecz jest istotna dość, a mi się ciągle po głowie pląta myśl, żeby np. te wszystkie notki "pułkowe" gdzieś zebrać w zmyślny systemik do przeglądania. A i nie tylko te, ale i inne, tak żeby się same promowały. Myślę, że jak ludzie dobrze pomyślą, to się da zrobić. W końcu potrzeba matką wynalazków! :D
Kneź ma absolutną rację, że walczy o byt not kiedyś zdarzonych, ale to podług mnie, walka z wiatrakami, osobliwie jeśli jeszcze (o czym się wczoraj dowiedziałem, co jest osiągnięciem dla blogera z niemal dziesięcioletnim stażem:), że istniej gdzieś jakaś idiotyczna, przez kogoś sformułowana zasada, że się starszych not nie komentuje... Ponieważ i u mnie się zdarza, że mnie ludzie wyszukują po tematach, to zdarza się odrodzenie dysputy nawet i po wielu latach, niestety, cokolwiek kameralnej, bo nikt inszy już nawet nie wie o tem, a czasem są to prawdziwe perły wiadomości do tematu dodanych, lub jakaś arcycenna wskazówka... Tyle, że samotna walka (przez samotną rozumiem, że nawet jak się nas do niej uzbiera chętnych z dziesięciu, to nadal ona będzie samotną) o zmianę tego stanu rzeczy jest tłuczeniem głową w mur... A co do Pani Geppert, którą też ongi lubiłem, a potem jakoś mi znikła z horyzontu, to jak się już ma pozycję Pani Geppert, to sobie można takie nonkonformistyczne teksty śpiewać... Debiutantowi z tym tekstem to nawet na scenę wyjść nie pozwolą, chyba że na jakich niszowych i mocno zaangażowanych festiwalach...
UsuńKłaniam nisko:)
Wcale nie walczę, a mówię, co widzę. :)
UsuńA to nie walka?:)
UsuńDo czego to panie Wachmistrzu doszło, żeby i o to walczyć?! :)
UsuńAle chyba nie, bo nie widzę, żeby jakieś ofiary były. :D
Po mojemu to ofiarą się już człek staje przez samo to, że w takiej musi wojować wojence...
UsuńKłaniam nisko:)
No to niech się w takim razie "trup ściele gęsto" - jaka wojna, takie i trupy, albo może jakie trupy taka i wojna?! :D :D :D
UsuńTeraz? Przed świętami i przy przedświątecznych porządkach będziesz mi tu Waść jakieś trupy ścielił, żeby mi wszystko śmierdziało? To się przecie godzi i jakiego miłosierdzia okazać, a chociaż uszanowania dla porządku:)
UsuńKłaniam nisko:)
E tam, co najwyżej starymi notkami! :D :D :D
OdpowiedzUsuń