Kasztany postawię przeciw orzechom, że lwia część z Was dorozumiała z tytułu, że to o Dobrawie będzie, krześcijańskiej czeskiej połowicy Mieszka, czy jak kto woli: o Dąbrówce...
Ciepło, ciepło... bo bez niej by się nie obeszło, aliści dla nas dziś tu stokroć ważniejsza persona insza, kompletnie niemal w powszechnej świadomości nieznana, a bez której by najpewniej żadnej chrystianizacji Polski i kościelnej na ziemiach tych organizacji nie było... A przynajmniej nie w tym kształcie, w jakim tego z Historii dziś znamy...
Idzie o Mladę, Dobrawy siostrę, drugą córkę władcy czeskiego, Bolesława Okrutnego (którego dziś dla politycznej poprawności wolą nazywać Srogim, choć to świętego Wacława zabójca)... Słyszał kto co o niej? Ano właśnie...
Pewnych rzeczy o niej nie nadto jest wiele, jak zresztą o niemal każdym bohaterze epoki, stądeśmy nader często na domysły skazani... Ale mamy mózgi, to myślmy i z inszemi konfrontując faktami, popróbujmy jakie jądro prawdy możliwie najbliższe z tych orzechów, com wygrał, wyłuskać:)
Kosmas, czeski kronikarz, z imienia samego jej (Mlada=Młoda) wnosi, że od siostry swej była młodszą i ta rzecz jest już nam rozliczne możności interpretacyjne rodzi, osobliwie przyjąwszy, że to co brał Mieszko nie było bynajmniej, jako to dziś powiadają młodzi: "nówką nieśmiganą". Kosmas pisze o niej mało przyjemnemi słowy: "ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskiego będąc już kobietą podeszłego wieku, zdjęła ze swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim głupstwem tej kobiety". Powstaje pytanie wieleż też wiosen sobie mogła liczyć Dobrawa w chwili swego zamążpójścia, skoro sobie na takie u Kosmasa zasłużyła oceny? I dodajmy od razu, że nie z pustej nam to pytanie wynika ciekawości o celebrytkę ówcześną, jeno z chęci doliczenia się lat i Mlady, osobliwie że tej przyszło z papieżem przyjść do niezgorszej konfidencji, a przypuścić trudno iżby papież, nawet taki jak Jan XIII, się ze smarkulami bratał...
Nie wiemy nawet wieleż lat miał sam Mieszko, a posłuchawszy, co który z historyków spekuluje o tem, możem przyjąć jego narodzin gdzieści pomiędzy 920 a 945 rokiem. Przyznacie, że rozstrzał spory, na niemal pokolenie liczony...:) Wziąwszy jednak na to, że gdyby był z lat dwudziestych rodzonym, to przed skonem w 992 roku byłby nad wyraz żwawym siedemdziesięciolatkiem, czego naturaliter wykluczyć nie sposób, ale na tamte czasy taki wiek to raczej jednak wyjątek, podobnie jak i jakaś większe w tem wieku zdrowie i energia. Zatem możem chyba przyjąć bez jakiego błędu większego, że ów raczej gdzie po trzydziestym roku rodzony, dożył sześćdziesiątki, ergo w roku 965, gdy "Dubravka ad Mesconem venit" miałby jakie 35 lat. I to by się i z tem zgodziło, co już wiemy, że do tegoż momentu siła on już i rzeczy znacznych dokonał, a i w życiu prywatnym był "mężczyzną z przeszłością":)
Nie wydaje się jednak, by nad niego Dobrawa być miała starszą. Mogli być bliscy wiekiem, luboż też i owa niewiele młodszą, co w czasach, gdy żeniono dwunastolatki mogło dać Kosmasowi wystarczającego assumptu do słów jego. Pytanie kluczowe to to, czy różnica wieku między Dobrawą i Mladą być musiała na tyle znaczną, że uważano za stosowne fakt ten w imieniu tej ostatniej podkreślić, czy zgoła przeciwnie, dziecię porodzone młodsze było wyjątkowo duże i może lękając się, że rosnąc bujnie będzie od starszej siostry dorodniejszą i by tu jakich spekulacyj z punktu ukrócić, onej nazwaną Mladą.
Wejrzawszy na to, że Mlada właśnie za pontyfikatu Jana XIII (zatem nie wcześniej niż po 1 października 965 roku) do Rzymu przez oćca swego przysłaną została i że rychło do niemałej konfidencji z papieżem przyszła, zatem, jakem już rzekł, smarkulą najostatniejszą być nie mogła, tandem rachuję ja jej na jakie najmniej dwadzieścia wiosen. Między inszemi temuż, że w tem wieku to już dla małżeństwa podług ówcześnych prawideł wprawdzie ostatnie by dzwoniły dzwony, ale by być kandydatką na przeoryszę nie byle jakiego zakonu, to znów jakąś dojrzałość reprezentować sobą by wypadało...
Jeśli zatem Mlady przyjmiemy w Roku Pańskim 965 na jakie dwadzieścia lat, a chętniej i nawet więcej, to pytanie o wiek Dobrawy, w zależności od jednej lub drugiej przyjętej odpowiedzi na pytanie wcześniej postawione da nam wiek lat ponad dwudziestu pięciu, lub nawet i trzydziestu pięciu.
Tak czy siak, na tamte czasy byłoby to zamążpójście wyjątkowo późne, czemuż zatem tak z niem zwłóczono? Byłażby istotnie Dobrawa, jak chce Kosmas, "bezwstydną" i się za nią jakie ciągnęły skandale i osława tak wielka, że reflektantów do jej ręki nie było? Bo w szpetotę jaką nadprzyrodzoną uwierzyć ciężko, skoro małżeństwa między władcami dla politycznych zawierano celów, tandem mogła być Dobrawa ślepa, garbata, szczerbata i pryszczata ponad wszelką miarę, byleby była zdolną dzieci jakie urodzić...*
Z drugiej znów strony znamy Kosmasa jako najmniej w innej jeszcze kwestii (daty śmierci Bolesława Okrutnego) fałszerza paskudnego, co cokolwiek jego wiarygodności podważa. I co dla mnie najpryncypalniejsze: z biegu zdarzeń i ze skutków siostrzanej współpracy wynika, że owe musiały być ze sobą nader blisko, o co przy dużej różnicy wieku trudno... Sam brata mam lat piętnaście młodszego i choć affecta braterskie między nami nad wyraz serdeczne, przecie znam, żeśmy jakoby dwa różne pokolenia niemal...
Póki co jednak nawróćmyż do roku... powiedzmy 964... Przyjmuje się powszechnie, że inicjatorem zbliżenia z Czechami i całej tej z małżeństwem oraz chrztem kołomyi był Mieszko. Ja zaś, czem o tem dłużej mi rozmyślać przychodzi, k'temu się przychylam, że najmniej po równo na tem korzystali władcy obaj, a kto wie, czy i nie Bolesław Okrutny bardziej, przy tem z pewnością to Mieszce przypadłoby lwią część z tem związanego ryzyka ponosić.
Bolesław, ongi przeciw Ottonowi Wielkiemu buntownik, pognębiony przezeń w dziesięcioletniej wojnie, najpewniej dorozumiał, że z dotychczasowemi aliantami, Lucicami, co ich zwano Wieletami, nadto daleko nie zajedzie, bo to i przeciw cesarstwu by znów trzeba, a i przeciw Mieszkowi, księciu Polan, co Bolesławowi od północy stanęli sąsiadami. Przyjmijmyż, ze to ten moment, o którym żem w notach Mieszkowi (I, II, III, IV) poświęconych ( o których odświeżenie żem Was się prosić ośmielił) pisał uprzednio, że ów nie dosyć, że ogarnął pod swem władztwem całej Wielgiej Polski, najpewniej też i Kujaw, Mazowsza, Pomorza Wschodniego i o Zachodnie wojował.
Musiał się w tejże chwili pokazać Bolesławowi jako władca na tyle znaczny, że warto było rozważyć dlań odwrócenie tradycyjnych sojuszy, czyli pożegnanie się z Wieletami, co dla Czechów akurat niewielkiem było ryzykiem, co najwyżej jakich parę najazdów na Śląsk przyszłoby ścierpieć... No i pojawiała się tu sposobność paru pieczeni na jednem ogniu upieczenia...
Korzyści dla Mieszka w konceptu zaczątku zdawały się fundamentalnie proste: że oto wartałoby Wolinianom i Wieletom ująć sojusznika, a po swojej go postawić stronie. To by przemawiać mogło za tem, że inicjatorem był książę Polan i nie wiemy, czy już wtedy dostrzegał korzyści na dłuższą metę, czy tych sobie w trakcie negocjacyj uświadamiał...
Musiał też i z pewnością myśleć o krześcijaństwie, którego widział w praktycznem działaniu u Niemców i u Czechów, i nie mógł nie dostrzegać, że to jest dla organizmu państwowego spoiwo, czego się o wierzeniach pogańskich powiedzieć nie dało, bo tu kapłani kultów przeróżnych w swoją ciągnęli stronę i bywało przeróżnie. Ale rozdzielmy trzy rzeczy: to, co przyjmujemy za państwa ochrzczenie, co tak naprawdę miejsca nigdy nie miało, a z pewnością nie było wydarzeniem, jeno procesem na stulecia liczonym, a my możem co najwyżej prawić o procesu tego zainicjowaniu od budowy kościelnej struktury i organizacji na ziemiach naszych i wreszcie od ochrzczenia się samego księcia.
Z punktu widzenia Bolesława dalszy z Wieletami związek, robił się kłopotliwy, bo oto związał się z niemi wygnaniec z cesarstwa, banita Wichman, ergo popieranie go dalej znaczyło mieć konflikt z cesarzem. Być i może, że sam Bolesław by tego sojuszu wolał odstąpić, po prostu dla uniknięcia kłopotów, a tu mu się nadarzała jeszcze sposobność, by co utargować za to.
Secundo, że mu się nowy sojusznik wydawał na tyle atrakcyjnym, że szło w oparciu o niego zawalczyć o wzmocnienie swojej w świecie Zachodu pozycji, ale pod tem warunkiem, że by się ów ochrzcić zechciał, bo to natenczas Czechy i ich władca mogliby się światu zachodniemu, a osobliwie papieżowi prezentować jako ci, co bez krwie rozlewu i wojen wieloletnich, Kościołowi nowego kraju z wyznawcami przyczynili. Mieszko-poganin nie przedstawiał dla Bolesława zapewne aż takiej wartości, Mieszko-kandydat na chrześcijanina był dla Bolesława nieocenionym skarbem:)
Najpewniej zatem to właśnie w toku negocjacyj o owego sojuszu odwrócenie, narodziły się, pierwotkiem poboczne, onego warunki: że się Mieszko ochrzci i że poślubi Dobrawę, co byłoby dla Bolesława wisienką na torcie i naszym tertio... że się córki, cokolwiek może osławionej i już na matrymonialnym rynku cokolwiek w leciech, pozbywa, dodatkiem za całkiem niezłą cenę...:)
Chronologijej bacząc, że "Dubravka ad Mesconem venit" w roku 965, zasię "Mesco dux Poloniae baptizatur" w 966, jak nam skrupulatnie zanotował autor "Roczników Krakowskich", wynikałoby, że się albo Bolesławowi z tem strasznie spieszyło, albo córy posyłał... by na miejscu tego chrztu i reszty ustaleń dopilnowała:)
Gall Anonim w swojej o ponad półtora wieku starszej kronice, rozpisuje się nam o tem, że Czeszka sprzeciwiała się ślubowi, jak długo książę Polan się nie przyrzeknie ochrzcić. Podług Thietmara (biskupa!) mieli też razem mięso w posty jadać, co być miało Dobrawy ustępstwem, by rzeczy ważniejszych (chrztu) od Mieszka wyjednać... Wybaczcie, ale to się kupy nie trzyma, chyba że przyjmiemy, że pisał to mnich i że mu przez gardło i pióro przejść nie umiało, że chrześcijańska księżniczka żyła z poganinem niemal rok bez ślubu...:) Bo w to, że przez ten rok siedziała na dworze jako gość, to ja nie uwierzę...:) Primo, że czasu było szkoda, secundo, że krew nie woda (jak nie Mieszkowa, to jej, a jeśli Kosmasowi wierzyć, to przesadnie cnotliwa nie była), tertio, że zwyczajnie Bolesław nie mógł aż tak ryzykować, że się może Mieszko przez ten rok rozmyśli, do furii doprowadzony tym, że wziął żony-nieżony, z której żadnego pożytku, poprzednie odprawić musiał a w ogóle to na cholerę mu ten cały ambaras? Chyba, że Dobrawa tak cudnej była urody i powabu, że to Mieszko skamlał o łaskę na jej sypialni progu, żądz swych nie umiejąc zaspokoić:) Tylko co wtedy z tą wiedzą naszą, że jednak Dobrawę wydać za mąż, było dla Bolesława niemałym kłopotem...:)
Najprawdopodobniej ślub odbył się zaraz, a przynajmniej jakaś jego forma możliwa do zaakceptowania przez strony obie i od tego momentu mógł już Bolesław odetchnąć swobodniej. Zwłoka zaś we chrzcie księcia mogła być sprawiona przyczynami zupełnie prozaicznemi, osobliwie w kontekście ostatnich odkryć archeologicznych na Ostrowie Lednickim, gdzie w kaplicy pałacowej odkryto dwa spore baseny chrzcielne i dość powszechnie się sądzi, że to być mogło miejsce chrztu Mieszka. Owe zwyczajnie mogły być, jak i kaplica cała, niegotowe w chwili przybycia Dobrawy, bo budownictwo jednak czasu cokolwiek zabiera, a książę mógł czekać na to, by ta ceremonia miała właściwą i godną oprawę...
Być też i może, że prawdą jest teoria, że się Mieszko w rzeczywistości ochrzcił już wcześniej, w Ratyzbonie, i chrzest ponowny w Polszcze był już tylko jakby poprzedniego potwierdzeniem, zaś przede wszystkim spektaklem na użytek dworu i poddanych... To by wyjaśniać mogło te wszystkie korowody z życiem czeskiej księżniczki w rzekomym grzechu z rzekomym poganinem:)
Wróćmy jednak do naszej Mlady... Z chwilą, gdy Dobrawa się znalazła przy Mieszku, musiał być Bolesław absolutnie już pewnym, że mu Mieszko nie bryknie. To by potwierdzać mogło, że faktyczny ślub się dokonał, a może i chrzest... W każdym razie dopiero teraz wysyła on Mlady, w kręgach kościelnych znanej pod zakonnym imieniem Maria, do Rzymu... rzekomo z pielgrzymką. W rzeczywistości miała ona tam zabiegać o ustanowienie dla Czech biskupstwa i dla siebie o jakieś godne księżniczki stanowisko, w zasadzie jedyne możliwe: ksieni w jakimś zakonie, najlepiej nowym, na miejscu w Pradze...
Zwrócić od razu Waszej pragnę uwagi, że wszelkie teoryje o tem, żeśmy przyjmowali chrzest od Czechów, by uniknąć przymuszonego od Niemców, są jedynie dawną jaką, upowszechnioną w peerelowskich podręcznikach propagandą, być i może walor zbliżenia z sąsiadami z socjalistycznego obozu mającą. Skoro bowiem Czesi własnego biskupstwa dopotąd nie mieli, a właściwym dla nich była w tym czasie owa Ratyzbona, w której miał się Mieszko ochrzcić sam i w niejakim sekrecie, to cóż to za chrzest z rąk czeskich, gdy w rzeczywistości i tak z niemieckich? To znów tłumaczyć by mogło ów chrzest ponowny i powszechnie rozgłoszony, już na własnej ziemi, z rąk biskupa misyjnego (zatem tylko papieżowi podległego) Jordana...
Powstaje pytanie, czemu Bolesław (i Mlada) z tą pielgrzymką zwlekali aż do 965 roku, skoro pierwotkiem jeno o biskupstwo dla Czechów szło? Możność pierwsza, że Mlada wcześniej na tą podróż, a ściślej na pokazanie się papieżowi, była rzeczywiście za "mlada" i to czysty przypadek. Druga, wielekroć prawdopodobniejsza, że czekano, aż sie w Rzymie jako uładzi, bo to co się tam w tym czasie wyprawiało, prawdziwie wołało o pomstę do nieba, a u ludzi zasłużyło na miano "pornokracji". W samych latach 964- 965 roku miał Rzym wzajem się zwalczających, wyganiających i wyganianych ( i ustawicznie się o pomoc do cesarza odwołujących) czterech papieży : Jana XII, Leona VIII, Benedykta V i Jana XIII. Trzecia, podług mnie najprawdopodobniejsza, choć i z drugą wcale nie w sprzeczności, że czekano na ten ślub i chrzest lub jego przyrzeczenie, by miała Mlada jakich argumentów do garści przy rozmowach z papieżem, ale też i dołożono jej zadań nowych...
Najpewniej miała rzecz tak oto wystawiać: jest szansa kolejne schrystianizować państwo, w dodatku bezkrwawo, za pełną władcy zgodą i wolą, ale to się odbyć musi przez Czechy, językowo tym poganom bliskie i mające już w tej mierze za sprawą Cyryla i Metodego własnych niezgorszych doświadczeń; Niemców do tego dopuścić nie można, bo tylko mogą zaszkodzić, zatem najlepiej by tam było może ustanowić jakieś hierarchii od nich niezależnej.
Rzecz, o której się nie mówi, to ta jakież jeszcze miała za sobą Mlada argumenta insze... Wychowani na serialach o Borgiach znają wybornie, że papieżowi średniowiecznemu ustawicznie było potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy:)
Ja zaś bym tą kwestyję jeszczeć i odwrócił: czy byłby w ogóle w średniowiecznej Europie ktoś, kto by tych pieniędzy potrzebował jeszcze więcej od papieża? I odpowiem: owszem... Papież wygnany... Wygnany, czyli dochodów swoich pozbawiony, zasię postawiony wobec konieczności ponoszenia niebagatelnych wydatków na swoje "lajki" w "fanpage'u", który w jego przypadku czasem nosił nazwę konklawe, a czasem kolegium kardynalskiego...:) A Jan XIII zaprowadził w Rzymie rządy tak despotyczne, że go rzymiany ścierpiały ledwo dwa miesiące i z grudniem Anno Domini 965 wygnały...:)
I temu wygnańcowi najpewniej tych argumentów brzęczących Mlada przywiozła nieskąpo, a pytanie zasadne w jakiej proporcyi się na to złożyli zięć i teść...
Po effectach uzyskanych wnosząc, Mlada się sprawiła wybornie... z naszego punktu widzenia:) Z czeskiego może niekoniecznie, zważywszy, że wprawdzie dla siebie załatwiła posady przeoryszy nowo erygowanego klasztoru benedyktynek w Pradze, ale biskupstwo dla Pragi i dla Ołomuńca drugie, przyznano dopiero w roku 972, podczas gdy nasze przecie niemal od ręki ! :) Czemuż tak? Ano o tem to już w następnej napiszemy nocie...:)
__________________________
* - W nocie "O urodzie królewskiej" pisałem o związku Elżbiety Rakuszanki (Habsburżanki) z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, gdzie owo małżeństwo w niemałej żyło zgodzie i przyjaźni, a może i nawet miłości, trzynaściorga dziatek płodząc, mimo że owa słynna "matka królów" urody była żadnej, a po prawdzie to według kanonów urody i piękna, było to jakie monstrum zgoła...
.
Średniowiecze było jednak bardzo tolerancyjne, skoro ze spokojem na to, co się działo w Rzymie, patrzyło. Chociaż może po tym, co wyprawiał Stefan VI uznano, że to drobiazgi nic nie znaczące.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Raczej bym w tem doszukiwał dowodu na letniość tej ówcześnej wiary...:) Na Savonarolę przyjdzie jeszcze poczekać:) Choć kto wie, czy w idealizmie Ottona III jakiej by się nie można doszukiwać reakcji na świat zastany i w niezgodzie na niego...
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo mnie się ten przydomek Bolesława podoba, i bacząc na tradycje nasze, może nawet i o monarchii przywróceniu warto by pomyśleć? Ciekawe czym onże tak się zasłużył, skoro zwykłe pozbawianie męskości czy wyłupianie oczu, na taki przydomek nie zasługiwały? :)
OdpowiedzUsuńHa! Zalecałbym aktywny research - może uda się linię dynastyczną zmontować? ;-))
UsuńNajgłówniej, dla tronu zdobycia, zamordowaniem panującego brata, Wacława, który dla Czech podobnej spełnił roli, jak Mieszko dla nas i za to świętym został... Zatem, jak mniemam, szans nie masz, z braku brata, by mu dorównać i tytuł Twój cokolwiek uzurpacją pachnie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Szkoda, kurka na wacie! Tak ładnie to wygląda! Została tylko ta uzurpacja, ale dobre i to! :D :D :D
UsuńWiesz... czasami ci władcy z przydomkiem "Okrutny" fatalnie kończą...:) Poczytaj sobie o Piotrze I hiszpańskim...
UsuńKłaniam nisko:)
Oj tam, zaraz byś straszył! Ale zabawa jaka była! :D
UsuńStrach Waści? Nie? Zażyj tabaki!!!
UsuńKłaniam nisko:)
Daj Panie Boże zdrowie! :D
Usuńoj, daj, daj...:)
UsuńZastanawiam się czemu niewiasta tak zdolna jak Mlada ksienią była, a nie została gdzieś za mąż wydana, by swoim talentem dyplomatycznym wspierać ojca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Po wydaniu za mąż powinna być mężowi z kolei bezwzględnie posłuszną, a to znów nie wiadomo, czy by się zawsze z aktualną linią przez ojca prezentowaną zgadzało...:) I jako żona tego czy innego wielmoży, czy władcy, samej i bez zgody męża podróżować gdziekolwiek nie uchodziło... Ksieni mogła tego czynić, nie opowiadając się nikomu, choć po prawdzie przy jakich dłuższych podróżach winna powiadamiać biskupa swego...
UsuńKłaniam nisko:)
Teoretycznie tak... :))) W praktyce, jak wiadomo, różnie to bywa i nie wiadomo tak do końca, czyja wola jest realizowana: męża czy żony... :))
UsuńMoże i faktycznie mogła więcej. W ówczesnych czasach władza kościelna miała chyba większe znaczenie, bliższe świeckiej. Bardziej niezależna. No i wykształcenie osób duchownych było lepsze. Odpadał też problem dziedziczenia i konfliktów z tym związanych. Jak w przypadku synów Dobrawy i Ody.
Ale przyznaję, też myślałam, że o Dobrawie będzie. :) O Mladzie czytałam, ale mało. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Mając zazwyczaj niewielki wpływ na to, komu się było wydawaną za mąż, można było równie dobrze z czasem skończyć w jakiej wieży, czy lochu... Posada ksieni zdecydowanie wydaje mi się bezpieczniejsza (statystyki to zresztą potwierdzają: to właśnie zakonnice miały szanse w tamtych czasach dożyć prawdziwej starości, głównie dlatego, że nie rodziły dzieci, a wówczas poród to była jedna z częstszych przyczyn zgonów niewieścich). Z całą pewnością jako przeorysza była Mlada bardziej niezależną, niż by była, będąc czyjąkolwiek żoną (chyba, że ewentualnie żoną, a jeszcze lepiej wdową po cesarzu:)...
UsuńKłaniam nisko:)
Co do tych dzieci, to już się ugryzę w język i nie skomentuję... :)))
UsuńZdolna kobitka była. Podziwiam.
W związku z zadaniem domowym: na stronie Echa Swantewita jest wywiad z prof. Przemysławem Urbańczykiem. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Bóg Zapłać za wskazówkę:) Przeczytawszy, znajduję jegoż konkluzyje (za wyjątkiem teorii "morawskiej", której nie "kupuję":) wielce z mojemi przemyśleniami zbieżnemi:)
UsuńKłaniam nisko:)
Skuteczna niewiasta :-) Ale to znaczy, że i osobowość dość silną mieć musiała. Jestem ciekawa ciągu dalszego, bo nic o niej nie widziałam.
OdpowiedzUsuńnotaria
Z całą pewnością była to postać niebanalna... Choć chyba żadnych innych negocjacji poza sprawą biskupstw dla Polski i Czech już w przyszłości nie prowadziła...
UsuńKłaniam nisko:)
Toś mię tu zaskoczył był całkowicie... Dobrawa miała siostrę....w stanie zakonnym...a wkoło tego takie ambarasyz Bolesławem i Niemcami? Oj słabo coś tej historii w szkołach uczyli, słabo ;)))
OdpowiedzUsuńZ tego wszystkiego wnoszę, iż za wiarę Chrystusową winniśmy wdzięczność przede wszystkim onej Mladzie, w większym jeszcze stopniu niźli Mieszkowi czy Dobrawie :)
Z kolei od jakiegoś czasu wiem ja o inszej personie, noszącej miano ważniejszej dla krześcijaństwa aniżeli Dobrawa... Niejaka Rycheza, czy Ryksza... Wiesz Waszmość o Niej co więcyj?
Kłaniam nisko i zapraszam serdecznie jak zawsze :)
Jakoby w szkołach chcieli aż tak szczegółowo uczyć, to przy maturze może kończylibyście omawiać starożytną Grecję i przechodzilibyście do Rzymu...:)
UsuńPrawie konkludujesz, że owa się k'temu wielekroć więcej, niźli Dobrawa, przyczyniła, choć roli Mieszka bym nie deprecjonował:) No i jeśli ktoś chce za to być wdzieczny, to najwięcej im właśnie... A do Ryksy pewnie jeszcze dojdziemy...:)
Kłaniam nisko:)
Fikuśne te misje, skoro podróż wysłanniczki, jak rozumiem mogła czasem trwać dłużej od pontyfikatu. Zakładam, że przy ówczesnej komunikacji, wcale niełatwo było wcelować z poselstwem do właściwej osoby. Taka zmienna koniunktura miała też pewnie wpływ na załatwianie spraw? ;) Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNa wielce ważki aspekt żeś Waćpani uwagi zwróciła i niemałego przyczyniła frasunku, czy responsować tutaj, czy o krztynę pacjencji poprosić, bom o tem, jako i o rozterkach niechybnych względem lojalności wobec papieża wyganianego zamierzał w początku pisać noty kolejnej...:) Przemyślawszy, raz jeszcze się nad celnością uwagi pokłonię i jednak o cierpliwość poproszę, bo chciałbym responsować z pożytkiem dla ogółu...
UsuńKłaniam nisko:)