12 września, 2013

Oczami Madziarów na wiktoryję naszą sławną próba wejrzenia...II

Pisałżem, że wszytkich tych madziarskich insurgentów, onych rebelij i buntów wyliczyć nie sposób (chocia mentor mój, o którem żem tu już ongi pisał, Wacław Felczak, tego dokonał:), przecie mus mi do Emeryka Thököly'ego idąc, rzeczy poprzedzających objaśnić...
  Pomną zapewne Lectorowie Mili szkolne nauki, że w czas szwedzkiego potopu takoż i od alianta szwedzkiego, siedmiogrodzkiego xiążęcia Jerzego II Rakoczego żeśmy takoż zaznali napaści. Ano i za tąż nad miarę wysadzoną swawolę wziął sułtan lennika swego nieposłusznego z tronu złożył, powolnego sobie Akosa Barcsay'a na niem osadzając. Nie w smak to było Habsburgom, tedy owi inszego, sukcesyi po Rakoczym żądającego, wsparli i Barcsay'a przegnali. Na to znowuż Turczyna alteracyja zatrzęsła i dawaj urządzać Siedmiogród de novo. Wzięły się potencyje obie za łby nie na prześmiewki, bo to po jednej stronie Fazyl Ahmed pasza Köprülü ze stoma tysiącami, po wtórej marszałek cesarski słynny Montecuccoli z sześćdziesięcioma. Dziw że się to jaką rzezią okrutną nie skończyło... Turczynom zadosyć jednak było, że Montecuccoli onym przez Rabę (Raab) przejść nie dozwolił i zepchnął ich pod Szentgotthard na powrót za rzekę, jakie sześć jeno tysiąców trupem kładąc, przy swojem jakiem tysiącu poległych. Turczyn podał tyły, aliści cesarscy ani myśleli iść za niem w trop i onego pognębić, wiedząc wybornie, że niech się jeno od dziedzin własnych oddalą, madziarscy Habsburgów adwersarze nie omieszkają z okazyi uczynionej skorzystać, by znów głów podnieść, a kto wie, czy i jakiego ciosu w plecy armii na Turka idącej nie zadać...
   Stanął zatem układ w Vasvárze, gdzie nibyż tryumfujący Austryjacy w tureckich zostawiali rękach wzięte przez nich Ujvar* i Novigrad**. Turcy oddawali jeno Wielki Waradyn*** i Nitrę, aleć za to Rakuszanie obligować się musieli, że więcej na Siedmiogród ani nie spojrzą i nijakich tam wstrętów tureckim poplecznikom, czy to jawnie, czy sekretnie, czynić nie będą... Porta ze swej strony deklarowała, że podobnie Madziarów przeciw cesarzowi powstających, popierać nie będzie, ale to Habsburgi miały 200 tysięcy czarnych groszy**** Turczynowi kontrybucyi płacić...! Widno nie my jedni umielim bitwy wygrane na przegrane traktaty zamieniać...
  Ano i jak się cesarscy nadto trzęśli, by im się Madziarzy bez kańczuga nie pobontowali zanadto, to teraz dopiero onym vasvárskim traktatem dolali oliwy do ognia! Ci nawet z panów węgierskich, co dopotąd Habsburga wspierali, licząc, że ów Siedmiogrodu i ziem inszych Turczynowi wydrze i bodaj pod berłem swojem, aleć zjednoczy, jawnie się poszukanemi widzieli i za zdradę tak bezecną, swoim odstąpieniem odpłacili... Naówcześny przywódca węgierski, Mikołaj Zrinyi, wielgi na Chorwacji magnat, po prawdzie ani myślał się z Turczynem wiązać, aleć ów w cyrkumstancyjach wielce dziwnych zginął był na polowaniu, jak raz gdy z posłem francuskim miał o poparciu Ludwika XIV traktować... Następca jego, Ferenc Vesselenyi, wszelkich się już był gotów przeciw Habsburgom chwycić sposobów, w tem i spisku sekretnego z zamachem na życie cesarza włącznie. A że za takie sprawki w całej ówcześnej Europie na gardle karano, temuż jedno Vesselenyiego szczęście, że pomarł przódzi, nim go siepacze cesarscy dorwali. Insi tyle szczęścia nie mieli i kwiat madziarskiej opozycji głowy pod topór położył. Insza, że Leopoldowi dojadło już to ustawiczne z Madziarami wojowanie i umyślił raz a dobrze z niemi skończyć. Aliści koncepta takie mało kiedy się udają, bo jak mawiał Talleyrand: nie sposób na bagnetach wysiedzieć nadto długo... Tutaj represyj i terroru okrutnego, proskrypcyj i praw odbierania (takoż stanowych jak samorządowych i religijnych nareście, bo Madziarów część pryncypalna Habsburgowi na złość się do obrządków reformowanych liczyła, najwięcej zaś kalwińskiego) skutek był do przewidzenia łatwym i jedynym możliwym: bunt powszechny, a ściślej najprzód zbiegostwo do Siedmiogrodu w tysiące liczone, zasię jako tam się jakobądź powstańce zorganizowały, wraz w Górne Węgry ruszyły insurekcyją czyniąc powszechną... Między inszemi był i Emeryk (Imre) Thököly, co w 1670 był nadto młodym jeszcze by powszechnej przyjąć komendy, aliści po latach zmagań kilku, tak wielgiego nabrał wśród kuruców***** poważania, że go wodzem uznano jedynem.
   Czas był im wielce przychylnem, bo to Austryjakom przyszło i na zachodzie przeciw Francyi i inszym wojować (1672-79), przy tem i nasz król Jan coraz więcej o tem zamyślał, by z tego węgierskiego zamętu jakiej korony synowi Jakubowi wyszykować, tedy jawnie po prawdzie kuruców nie wspierał, aliści nie wzbraniał po kraju wolentarzy werbować, temuż i niemało szlachty naszej, pospołu z Madziarami wojowało... Dygresyją czyniąc, a na spożycie wina węgierskiego w ojczyźnie naszej wejrzawszy, mniemam, że gdyby Turczyn był kiedy w możności, a jeszcze by i chciał takiej durnoty poczynić, by przeciw nam wywozu wina zbronić, to samem jeno polskiem wysileniem szlachty rozjątrzonej byśmy Turczyna do nogi wybili, a kto wie czy i do Ziemi Świętej w jakiej krucyacie nowej nie doszli...:))
   Póki zatem cesarz był na inszych frontach zatrudnionym wielce, Thököly'emu i kurucom wiodło się niezgorzej, coraz to nowych ziem biorąc we władanie, zamki zdobywając i załogi leopoldowe znosząc, temuż cesarz wrychle od swych zamiarów odstąpił, represyj zaniechał, praw przywrócił... słowem ubrał się dyabeł w ornat i ogonem na mszę dzwonił... Praw był Thököly, że mu ani jednem nie dowierzał słowem, przecie winien lepiej baczyć cyrkumstancyj czasu swego, bo rękę cesarską do zgody wyciągniętą odrzucić było łacno, gorzej gdy się sprawy odmieniły, najwięcej za pokojem między Francyją i cesarstwem poczynionem, po którem Ludwikowi XIV już ani w głowie byli jacyś tam egzotyczni kuruce... Przy tem  i Jan III, do Francyi zrażony, z Wiedniem jako tam się uładził, temuż  Thököly'emu nie ostało inaczej i w lipcu 1682 się lennikiem uznał sułtańskiem. Obiecawszy Turczynowi rocznego haraczu 40 tysięcy talarów, zyszczeł, że go Porta królem uznała madziarskim i przeciw Leopoldowi I obiecała wsparcie.
   Póki co, by rzeczy dalsze wyrozumieć bliżej, przyjdzie nam się na nie tureckiemi przyjrzeć oczami, a ściślej kronikarzów tamecznych, z których jeden, Silahdar Mehmed Aga z Fyndykły, miał to dla nas szczęście, że w całej tej wiedeńskiej wyprawie wziął udziału i wszystko sumiennie opisał, własnych przy tem na Kara Mustafę myśli nie tając i nie cukrując. Ów jawnie wezyrowi korupcyję zarzucał, spominając, że już Anno Domini 1677 probowali Węgrzy Kara Mustafę pięcioma tysiącami talarów skaptować, aliści poseł cesarski dał trzydzieści i, póki co, wygrał... Nie na długo jednak... Thököly właściwie chciwość wezyra ocenił i "posłał mu wielki majątek i dopiął swego". Kara Mustafa nie tylko wyjednał onemu list przymierny******, aleć i posłów onego sułtanowi protegował. Thököly zaś skwapliwie "zamydliwszy wielkiemu wezyrowi madziarskiem złotem oczy, przedłożył mu i perswadował sprawę odebrania i wyzwolenia z rąk Niemców, straconych przez się ziem Węgier [...] wreszcie prosił o pewną liczbę wojska. Mimo tedy, że do końca pokoju újvárskiego (tu nam turecki dziejopis błądzi, bo nie o pokój szło, a o rozejm i nie w Ujvarze składany, a o spominany już vasvárski z 1664 roku - przyp.Wachm.) pozostały jeszcze dwa lata, przez swą nieszczęsną chciwość dopuścił się jednak złamania układów."
   Małoż na tem! Sułtan był tej wojnie wielce niechętnym, tedy wezyr janczaragę Bekri Mustafę paszę podbechtał, by janczarowie przed sułtanem protestacyj czynili:
"Po cóż karmi nas padyszach? Od tej bezczynności robią się z nas niezdary. My chcemy wojny; chcemy pójść i odebrać kufry nasze, co się zostały nad Rabą"
  Że i tegoż było mało, kazał był wezyr pogranicznym komendantom pisać listy do Stambułu ze skargami na gwałty, co ich mieli Niemce na pograniczu czynić, takoż świadków tego wiarołomnych przed sułtańskie słać oblicze. Nie dziwota zatem, że "w końcy skusił padyszacha niby diabeł. W swej żarliwości i poczuciu honoru szach (sułtan - Wachm.) zawrzał i zapałał gniewem, a potem postanowił podjąć wyprawę i począł ściągać wojsko".
   Probował jeszcze poseł cesarski Caprara pokoju, co się niby zetlałe płótno rozłaził, pocerować. Jeszcze lipcem Anno Domini 1682 pisał do cesarza, za okazyją wymowne dając świadectwo jakiego tośmy mieli sojusznika : "Z wszystkiego, co mi jest wiadomem, sądzę że byłoby możliwe za cenę poważnej sumy pieniężnej odsunąć od nas wojnę i skierować ją na Polskę". Na nic jednak były zabiegi jego; w grudniu go przed oblicze sułtańskie zawezwano i nakazano wydać Jawaryn*******, twierdzę ogromną i znaczeniem brzemienną. Caprara odparł wielce honornie, że twierdzę się zdobywa szablą, nie traktatem, ergo został odprawiony, a w pierwszych dniach stycznia 1683 przed pałacem sułtana wystawiono buńczuki (znak wojny - Wachm.)
  O zdarzeniach dalszych, osobliwie o pochodzie tureckiem nam Silhdar Mehmed aga opowie jednak dopiero w nocie tegoż cyklu kolejnej...
_______________________________________
* - dziś Nove Zamky na Słowacji
**- dziś Nograd w Istrii
***- dziś Oradea w Rumunii
**** - zwanych tak dla powstałych w wysokim ogniu przebarwień, chcarakterystycznych dla mennic cesarskich.
***** krzyżowcy - tak powszechnie powstańców madziarskich zwano za Thököly' ego, a i późniejszych, w ośmnastym wieku, za Franciszka II Rakoczego. Procesarskich zaś zwano na Węgrzech labancami, co tłomaczono różniście, raz że to od lobonc, loboncos, jak Madziarzy zwali peruki wielgie na dworze wiedeńskiem noszone, indziej znowu, że to od lafanc, co miało flejtucha jakiego, obszarpańca znaczyć
****** - oficjalne pismo dyplomatyczne sułtana, zapewniające utrzymanie przyjaznych stosunków z danym państwem. Że jednak przyjaciele sułtana ex definitione pod jego byli protekcyją, listami takiemi nie szafowano nadmiernie, wiedząc, że to de facto gwarancja ochrony nad adresatem roztoczonej.

******* - dziś Győr na Węgrzech

31 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt12 września 2013 11:57

    1. Mam rodzinę w Nitrze. Nigdy mi do głowy nie przyszło, że to miasto mogło być częścią Turcji.
    2. A z Novigradu (Cittanova) do Triestu jest rzut moherowym beretem. Nie pamiętam dokładnie, ale pewnie jakieś 70-80 km.
    3. Razem (z punktu 1 i 2) widzę jak wielkim państwem była europejska część Turcji. Niby to wiedziałem, ale dopiero te fakty dały mi do myślenia. Czy ta wielkośc przekładała się na siłę, czy też ogrom kraju był zazwyczaj [pomijam wojny wywołane gniewem sułtańskim] powodem stanu dokładnie odwrotnego - władza centralna miała kłopot z utrzymaniem porządku i udawała, że wszystko jest OK, jeśli tylko namiestnicy prowincji podatki przysyłali?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Nie jesteś w tem odosobnionym:)
      Ad.2 Pogratulować zatem umiejętności rzucania, osobliwie, że tem czemś to jakaś dyscyplina mało znana i chyba jeszcze nie olimpijska? Ja bym pewnie swój wynik w metrach liczył, a i to z pewnością nie w dziesiątkach...:)
      Ad.3 O relacyjach wewnątrz imperium panujących postaram się co tam skrobnąć następnym razem po madziarskiego wątku pokończeniu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt14 września 2013 14:35

      1. Rzut beretem jest sprawą znaną od lat i wyniki, faktycznie, imponujące nie są. Jednak rzut beretem moherowym musi być, z założenia, konkurencją o niebo poważniejszą, a osiągi wielokrotnie lepsze. Dlatego posunąłem się do stwierdzenia, że 70 km to w tych warunkach pikuś.
      3. Najdalszy jestem od tego, by twierdzić, że to JA miałbym być w tej konkurencji wśród najlepszych. Nie mam nawet takiego beretu...
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ad.1 Obawiam się, że sięgasz w sfery mnie nawet z cudzych opowieści nieznane, to i przyjdzie mi od wszelkich spekulacyj w tej mierze odstąpić...
      Ad.2 Jeśli przyjąć, że to zjawisko więcej mentalne, niźli materialne, to fizyczny brak rzeczonego beretu nie powinien w niczym tu stanowić przeszkody...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. No cóż, przyjdzie mi nieprzytojnie się tutaj obnażyć i publicznie przyznać, że już poprzednia nota lekki zamęt na moje szare komórki sprowadziła, a kolejną pogrążyłeś mnie Waszeć z kretesem. Niestety niewiele albo nic z tego wszystkiego nie zapamiętałem, a pocieszam się tym, że zamysł zmierzał najprawdopodobniej do tego aby złożoność historii oczami innego narodu przedstawić, a przez to sam w sobie był wyborny.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeno jak widać nie nadto przystępnie wyłożony, za którą to wiedzę wielcem obligowany:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To nie tak Zacny Wachmistrzu, albowiem dla zrozumienia tekstu, a tym bardziej jego smaczków, jakieś odwołania we własnej wiedzy należy posiadać. W moim niegodnym uwagi przypadku, nawet najprostszy test z historii Polski byłby powaznym problemem, a cóż tu mówić o historii Węgier :-)
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness, zmartwiony że komentarzem zafrasowałem :-(

      Usuń
    3. Nie turbuj się, Acan, bo Tyś jeno miał śmiałość w słowa rzecz ubrać, za co prawdziwie, bez ironii jakiejkolwiek wdzięczny jestem. Przecie nie jeden Twój komentarz mię k'tej że konkluzyi był przywiódł, a i przesłanki insze... Jako inszych komentarzy brak, to przecie także to coś znaczy, podobnie jak widoczne przecie w statystykach swoiste "głosowanie nogami", a w tem przypadku ściślej by nawet rzec było, że myszką:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. W zaistniałej sytuacji, bedę zmuszony sięgnąć do autorytetów. Otóż, w Księdze Rodzaju Ludzkiego zapisano, że poczytalność bloga jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalna do poczytalności autora, więc i problemu nie widzę.
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    5. Moja poczytalność już dawno została zakwestionowana, pora na poczytność...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Aut caesar aut nihil, powiadają - a z dwojga złego - wolałbym jednak abyś trzymał Waszmość poziom tekstów i olewał blogową poczytalność.
      Kłaniam z zasćianka Loch Ness :-)

      Usuń
    7. Wziąwszy na to jak skończył ten, co tak prawił, pozwól Wasze, że nie zanadto wezmę sobie tej rady do serca:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Poległam ;-) A te nazwy i nazwiska wcale nie ułatwiają czytania. Chyba nic z mojego bratania się z Węgrami nie wyjdzie;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniemam, żeś WMPani z dawna już zbratana z niektóremi, osobliwie z Lisztem, Bartokiem, Kalmanem... :) Choć nie wiem, czy już z Leharem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A bo ci jacyś łatwiejsi do zapamiętania, zaś ten Tho... coś tam z niczym się nie kojarzy. Nawet Kara Mustafa lepsze miejsce w plejadzie nazwisk zajmuje ;-)

      notaria

      Usuń
    3. Tandem zabiegu przedkładam z lubością przez wieki stosowanego przez rodaków o niem piszących, że go pisali: Tekieli...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. A to już bardziej swojsko :-) To dziwne, ale łatwiej zapamiętać samo nazwisko i nawet jego skomplikowaną pisownię, gdy się je nie tylko widzi, ale i słyszy wymowę.

      notara

      Usuń
    5. I się nawet źle podpisałam

      notaria

      Usuń
    6. Powiadają, że byle się liczba liter z grubsza zgadzała i pierwsza z ostatnią na swojem mieśćcu były, to reszty, jakby nie były wymięszane, mózg podświadomie układa, jako się należy, sygnał prawidłowo odczytując... I jest coś na rzeczy, bo gdybyś WMPani o tem nie wspomniała, ani bym dojrzał, że jest gdzie w czem myłka...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Dziwne... Napoleon mowił, ze aby pro­wadzić wojnę pot­rze­ba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Thököly pieniadze na przekupienie wielkiego wezyra miał, a zeby Turkom i Habsburgom dac łupnia, to nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wezyr był jeden, a Turków i Habsburgów krocie:) A Napoleon powiadał różne rzeczy i nie zawsze do rzeczy. Na polu wyjątkowo krwawej bitwy pod Iławą miał ponoć rzec do swego przygnębionego ogromem strat otoczenia: "Jedna noc paryska to wyrówna!". Pomijając cynizm, to jak to pracowicie Łojek obliczył noc paryska w Napoleona czasach mogła przynieść najwyżej kilkaset ciąż, zaś po Iławą padły dziesiątki tysięcy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. No, nie powiem, aby czytanie tego postu przyszło mi łatwo. Za dużo nazwisk, nazw miejscowości i faktów. Najważniejsze, że nasz król dał potem łupnia Turkom i nawet byłam w tym miejscu, skąd wyruszył.
    Poza tym chyba na TVP Kultura oglądałam różnego rodzaju spiski i narady przed atakiem Turków na Austrię. Jednak tak zagmatwana polityka nie przypadła mi do gustu. Obecna jest bardziej prosta.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy prosta? I z pewnością u podstawy wszelkiej leży toż samo: korzyść własna...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Znałem kiedyś jednego Tekielego, ale nie wiem czy cokolwiek z Madziara w nim było? Już raczej z mohera teraz w nim więcej - nawiedzony jest bardzo :D

    Zawiła ta historia i mało mi raczej znana, a o genezie tej nieszczęsnej wyprawy króla Jana wiadomo mi z grubsza tyle, że do wsi, gdzie mamy kawałek gruntu, przybyli posłowie i do króla rzekli - "Ratuj królu, giną Niemce"! A ten na to zebrał wielkie wojsko, co go na wszystko było za mało, Niemce uratował, a potem tracił to wojsko coraz bardziej, z niewielkim pożytkiem, wojując "za górami za lasami".

    Przestawka jest 1863, a winno być raczej 1683. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za tejże myłki wskazanie. Jużem jej poprawił...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Rzeczywiście wszystko to bardzo zagmatwane...Ale taka była ta historia naszego kontynentu...ciągłe knowania, układy, wojny, zmiany na stołkach...Właściwie to wiele się nie zmieniło...:)))

      Usuń
    3. Przeciwnie, zmieniło się wiele, dziś nie sądzę by kto dla wiary chciał kraj cały w wojnę wtrącić... Przynajmniej w Europie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Nie byłabym tego taka pewna...zwłaszcza jak do władzy dojdzie u nas wiadoma partia opozycyjna:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jeszcze od nas zależy, na ile im pozwolimy...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Makabra: "jakie sześć jeno tysiąców trupem kładąc"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał zaokrąglić do dziesięciu, czy dwudziestu? Na zaangażowane w bitwie 160 tysięcy, to na tle czasów tamtych naprawdę bitwa mało krwawa... Taktykę ówcześną znając, tudzież obyczaje a i wzgląd mając, że wszelkie o religijnem podłożu zmagania zawszeć więcej krwawemi były, są i pewnie będą, niźli "zwyczajne" władców się za łby branie, spodziewałbym się tam strat nawet i trzykroć większych, które by jeszcze nikogo ze współcześnych nie szokowały...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)