Zrezygnowałżem wrześniem z noty święta pułkowe zbiorczo wspominającej, bo nam
raptem jednegoż tego święta obchodzić wypadnie, właśnie 5 Pułku Ułanów Zasławskich
raptem jednegoż tego święta obchodzić wypadnie, właśnie 5 Pułku Ułanów Zasławskich
w rocznicę ich niebywałej zgoła pod Zasławiem szarży, która słusznie do legend jazdy
naszej już przeszła...:))
Suplikowałżem Lectorów Miłych za lekturą noty wczorajszej o uwagę w kwestii cyrkumstancyj śmierci jenerała von Fritscha. Dziś Wam inszą chcę o tem, zgoła odmienną, wystawić opowieść, a by lektury zdaniem własnem przedwcześnie nie mącić, najpewniej się może k'temu gdzie potem w dyspucie odniosę... Póki co, upraszam tutaj:
http://szymon.kazimierski.w.interia.pl/fritsch.htm
Post Scriptum z 24 września wieczorem:
naszej już przeszła...:))
Suplikowałżem Lectorów Miłych za lekturą noty wczorajszej o uwagę w kwestii cyrkumstancyj śmierci jenerała von Fritscha. Dziś Wam inszą chcę o tem, zgoła odmienną, wystawić opowieść, a by lektury zdaniem własnem przedwcześnie nie mącić, najpewniej się może k'temu gdzie potem w dyspucie odniosę... Póki co, upraszam tutaj:
http://szymon.kazimierski.w.interia.pl/fritsch.htm
Post Scriptum z 24 września wieczorem:
Z burzliwości dysputy wnoszę, że
pora nam się czem rychlej za insze brać zagadnienia:) Aliści, żem
obiecował własnych o tych wszystkich kwestyjach myśli parę, to i
dotrzymam przódzi, com i był obiecał, bo kobyłka u płota nóźką
grzebie i przejść dalej nie daje... Pozwólcie jednak, że się do
obu nowych wersji śmierci von Fritscha odniosę, tandem zacznę dziś
od tej, którą cytowałem przódzi za Lisem Jejmością, ale od
czasu noty poprzedniej żem dzięki Krzysiowi Jegomości już w tę
księgę („Generałowie Hitlera” E.W.Harta )zbrojny, a dzięki
Vulpianowi Uczynnemu, co moją tu kulawą angielszczyznę wsparł
tłomaczeniemi profesjonalnem fragmentów najpryncypalniejszych,
mogęż się już i ja do oryginału odnieść.
Podług niej miałżeby być
jenerał von Fritsch zastrzelonym przez esesmanów na to specyjalno
posłanych, by go raz na zawsze uciszyli i by już więcej Hitlerowi
turbacyi nie sprawiał. Spór miał między niemi iść nie tylko o
to, że von Fritsch w sukces w nowej światowej wojnie nie wierzył,
ale miał i z Hitlerem na pieńku o najbliższych führerowi
komiltonów, z których miał się domagać natychmiastowego
oddalenia Himmlera, Göringa,
Goebbelsa i Heydricha, przy czem ten pierwszy miał być jeszcze
natychmiast oddanym pod sąd, a ten ostatni nawet i bez sądu z
punktu rozstrzelanem.
Cóż
tu rzec...? Jeśli nawet von Fritsch formułował tego typu żądania,
to można to chyba tłomaczyć tylko na dwa sposoby... Pierwszy, że
się już zupełnie w rzeczywistości swej ojczyzny pogubił i
zawiodła go umiejętność oceny rzeczywistości, drugi, zupełnie
przeciwny: że formułując nierealne żądania świadomie kopał
między sobą a Hitlerem przepaść nie do zasypania i poniekąd się
zabezpieczał przed możliwością, że zostanie przez Hitlera
powołany do pełnienia jakiejś roli, której by nie zaakceptował...
O ile upublicznienie tych żądań jest w rzeczy samej prawdą, bo ja
mam pewność tylko w stosunku, do tego, że krytykował wobec
Hitlera jego plany wojenne, bynajmniej nie z jakichś moralnych
zresztą wychodząc przesłanek, a rozumiejąc, że Wehrmacht jest do
tej wojny jeszcze niedostatecznie gotowym.
Przyjmijmyż
jednak na chwilę, że iście coś takiego formułował i że to do
otoczenia Hitlera dotarło. Mogę zrozumieć, że Hitler zrozumiał,
że będzie w niem mieć wiecznego oponenta i że potrzeba go będzie
się jakoś pozbyć, ale nie pojmuję dlaczego byłoby go trzeba aż
zabić, skoro dwóch innych, znacznie ważniejszych przeciwników z
generalskich kręgów zdymisjonowano i zmuszono do siedzenia w
zaciszu własnych willi, co nawiasem nie uchroniło von Blomberga
przed sądem w Norymberdze, a Ludwiga Becka przed śmiercią, gdy się
ze spiskowcami von Stauffenberga był związał. Przyjmijmyż jednak
na chwilę, że to może urażony Himmler pomsty szukał, wymógłszy
wreszcie zgody na to, by gdzie przy jakiej sposobności jenerała
ubić. No i tu się pojawia pytanie, co chcięli przez to zabójstwo
osiągnąć? Bo jeśli tylko szło o jenerała uciszenie, to można
było uczynić jak rzekłem, można było sfingować samobójstwo w
jego własnem domu, jak słusznie zauważa Vulpian, w co wielu by
uwierzyło, skoro powszechnie po śmierci komentowano, że von
Fritsch sam śmierci szukał... Nawet i na froncie pod Warszawą szło
wszystkiego urządzić dyskretnie, dajmyż na to detonując kilka
ładunków w okolicy, w tem ten jeden kluczowy, pod generalskim
łóżkiem, krzesłem czy samochodem w czasie, gdy polska artyleria
strzelała do jakichś celów w okolicy. Wszystko, tylko nie scenę
przez Harta opisaną... Ta miałaby sens, gdyby tą śmierć
zamierzano nagłośnić, jako przykładną wobec wszelkich jawnych i
ukrytych oponentów Hitlera...
Przyjmijmy
jednak i tego, że tak się iście nieudolnie za rzecz zabrano. Hart
pisze o czterech esesmanach w mundurach armii, czyli po prostu
przebranych za żołnierzy. Dodajmy od razu, że to być nie mogli
zwykli żołnierze, bo gdyby się w okolicach dowództwa pułku
artylerii zaczęło kręcić kilku nikomu nieznanych żołnierzy, to
pierwszy lepszy feldwebel by ich przegonił, jeśli nie zatrzymał do
wyjaśnienia, czy to aby nie maruderzy jacy, dezerterzy, czy jeszcze
gorzej: polscy dywersanci w zdobycznych mundurach. Musieli być zatem
oficerami i mieć za kamuflaż jakie niezgorsze papiery, że im się
tam kręcić pozwolono... Przypuśćmyż, że udawali jakich ze służb
kartograficznych ludzi, czy z jakiego kwatermistrzostwa. Tak czy siak
mieć mogli jedynie pistolety, bo oficer z karabinem czy pistoletem
maszynowym wzbudzałby sensację, której by z pewnością uniknąć
woleli.
Na
rozum samego zabójstwa dokonać powinni, w czasie gdy jeden jako tam
uwagi jenerała i inszych odwraca, dwóch doń strzela, a czwarty
ubezpiecza, by się nikt do tego nie wtrącił poboczny... Tem zaś
czasem jeden miałby strzelić i to tak fatalnie, że oto ubił
adiutanta płaszcz niosącego (co nawiasem mogłoby przestrzeliny na
płaszczu w okolicy serca tłomaczyć, gdy śmierci przyczyną miała
być przestrzelona aorta udowa) i pomiędzy tem jego strzałem a
kolejnym, jego niedoszła ofiara, starszy pan, zdąży się odwrócić,
wyciągnąć broni własnej, odbezpieczyć, przeładować, wycelować
i ubić po kolei wszystkich esesmanów, w tem i zabójcy własnego,
leżąc już i będąc odeń trafionym w głowę i w serce...
Litości!
Już
mi ani nie idzie o to, że z pociskiem 9 mm w sercu i drugim takim w
głowie raczej się już nikomu żadnego nie sprawia kłopotu. Idzie
mi o tych niezgułów z SS, których jak rozumiem, wybierano kierując
się jakimś kryterium. Skoro to SS, to raczej nie szło o
bezwzględną lojalność, bo tam każdy taki, zatem pewnie wybierano
strzelców... A za przeciwnika mieli podstarzałego generała, co z
pewnością na strzelnicy nie trenował, bo tamtym czasem ani tego od
oficerów nie wymagano, ani to w kręgach generalicji nie za bardzo
uchodziło. Co innego zabawy myśliwskie z dubeltówką czy
sztucerem, ale przecie nie o tym rozprawiamy... I jeszcze coś:
generał miał wyciągnąć broni własnej, czyli najpewniej
służbowego pistoletu, którym w tamtych czasach z pewnością był
Pistole 08,
czyli
po ludzku mówiąc osławione Parabellum Luger, broń świetnie
wyglądająca we wszelkich filmach i pasująca Klossowi do koloru
oczu, ale w codziennej praktyce, to kawał ciężkiego żelastwa,
wprawdzie bardzo celnego, ale też i bardzo nieporęcznego, zwłaszcza
dla mało wprawionego użytkownika. Już nie idzie o to, że nie
tolerował najdrobniejszych nieczystości i często się zacinał,
ani o to, że dużą muszką i szczerbinką o wszystko zaczepiał
(jeden z polskich konspiratorów w czasie akcji nie potrafił go
wyszarpać z kieszeni!), ale o to, że miał niezwykle mały kabłąk
spustowy, w który doprawdy bardzo ciężko było wcisnąć palec w
rękawiczce*. A że generał miał rękawiczki, bo taka po prostu
była wśród wyższych oficerów Wehrmachtu moda, to na to jestem
gotów postawić orzechy przeciw kasztanom...
Przypuśćmy
jednak, że tak się to wszystko odbyło, jak Hart to opisał. I co
dalej? Co robi dowódca tej 2-giej baterii, w którego obecności się
to wszystko odbyło? Nawiasem, zdumiewające, że i on po broń nie
sięgnął, ani nikt z żołnierzy czy oficerów w pobliżu będących.
Przecież ich pierwsza myśl być winna taka, że to polscy przebrani
dywersanci zaatakowali sztab artyleryjskiego pułku! Dobrze,
przyjmijmyż że to fajtłapa i po prostu nie zdążył, ani nikt z
ludzi jego. Cóż zatem on teraz czyni? Na wszelką logikę, po
próbach opatrywania generała, alarmuje swoich zwierzchników, że
oto na stanowisko dowodzenia 12 regimentu artylerii meklemburskiej
napadli Polacy w niemieckich mundurach i w strzelaninie zginął
generał von Fritsch. Do godziny, najdalej dwóch, ma u siebie pół
sztabu dywizji, ze dwie kompanie grenadierów mających zabezpieczyć
miejsce przed nowymi atakami, a meldunki o tym zdarzeniu z pewnością
przeszły już przez sztaby korpusu i armii i pewnie docierają do
Oberkomando der Wehrmacht w Berlinie. Już jest to zatem najmniej z
pół tysiąca ludzi, w tem wielu na poważnych stanowiskach, którym
zwyczajnie zamknąć gęby już nie sposób!
Chyba
że... że oprócz tych czterech zastrzelonych przez von Fritscha był
tam jeszcze jakiś piąty. Najpewniej na tyle wyższy rangą, że
dowódcę baterii powstrzymał od takich działań i sprzątnąwszy
ciała swoich ludzi, rzecz pod dywan zamiótł. Musiałby zatem być
nie sam, a mieć najmniej jeszcze kilku ludzi do pomocy, zatem mała
dyskretna akcja w celu uciszenia jednego generała, zamienia nam się
powoli w wieloosobową wyprawę, przy czym powstaje tu
najpryncypalniejsze pytanie: dlaczego tych kilku, czy kilkunastu
ocalałych świadków z punktu nie uciszono, dozwalając, by szerzyli
wieści o tem, co się stało?
Ano
i taż właśnie, summa tych wszystkich sprzeczności wątpić każe
o tem, że ta scena jak z kiepskiego westernu jest w ogóle
prawdziwą... Ale nie odrzucałbym jej ze szczętem, bo jest w niej
coś, co mogło się jej autorom na coś jednak przydać. A
mianowicie, jeśli przyjmiemy, że ten nonsens miejsca nie miał, ale
że został wymyślony post factum i drogą „propagandy szeptanej”
kolportowany, jakieś trzy, cztery lata później, gdy generalicję
znów zaczęło ogarniać zwątpienie... I wtedy taka właśnie
wersja śmierci dawno zapomnianego von Fritscha miała może na celu
uświadomienie wątpiącym, że Hitler i jego SS się z takimi nie
patyczkuje...
*
wszelkie sceny filmowe, gdzie ktoś tak właśnie strzela z
Parabellum, nie wyłączając Ryszarda Pietruskiego w rodzimym
westernie „Prawo i pięść”, możecie z punktu między bajki
włożyć.
To widzę, że wszystkie drogi prowadzą w to samo miejsce, bo i ja, nie chwaląc się, tam trafiłem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zatem myśl żeś moją wyprzedził, tandem ciekaw żem Twojej o tej sprzeczności myśli...:)
UsuńKłaniam nisko:)
1. Wizja Niemców z poważnymi minami używających nieaktualnych polskich map tak mnie zafrapowała, że właściwie widzę te ich niedowierzające spojrzenia i rodzącą się w głowach myśl: unmoeglich, unmoeglich.
Usuń2. Trudno mi uwierzyć w mordowanie generała na oczach świadków. No i chodzi mi o tych świadków i wynikające z tego pogłoski, bo sama idea eliminacji generałów (osób niewygodnych) w imię racji stanu wydaje mi się do zaakceptowania. Jednak gdyby chciano go usunąć, to przecież można było to samo zrobić w zaciszu willi w Berlinie, pozorując samobójstwo.
Pozdrawiam
Nie odpowiadałem już tutaj, bo się to w rozmiarze szykowało niemałem, tom i wolał w nowej tego upublicznić nocie...
UsuńKłaniam nisko:)
Kawał dobrej roboty odwalił p. Szymon Kazimierski - tylko że nadal nie rozumiem po co Niemcom te mistyfikacje były potrzebne? Tylko dlatego żeby móc zmarłemu jeszcze szkodzić? A do szturmu Warszawy nie doszło bo nie było odpowiedniego dowódcy? Niedługa przyszłość pokazała, że byli i to wielu. Nadal mam niedosyt wiedzy w tym względzie.
OdpowiedzUsuńNie chcę ja psuć inszym jeszcze Czytelnikom lektury, tandem wybaczenia proszę, że się jeszcze z własnemi myślami w tejże materyjej wstrzymam...:)
UsuńKłaniam nisko:)
To kto Cię tak z tymi świętami spacyfikował, że z nich rezygnujesz? :D
OdpowiedzUsuńP.S. do linkowanego tekstu - jedno czepliwe pytanko - którzy to ci prawdziwi Polacy? Bo jeśli Kaszubi są osobno, to i Mazurzy i Ślązacy i Górale i...cała reszta :D
UsuńNo jak można nie wiedzieć kim są Prawdziwi Polacy?:)) To ci, którzy się takimi nominowali, w przeciwieństwie do tych, którym wystarcza bycie Polakami:)
UsuńCo się świąt pułkowych tyczy, to najwięcej mi tu gardłował przeciw temu Szczurek Jegomość, aliści nie onego to chęciom żem tu był powolny, jeno sam po statystykach miarkując, że to czasem dla dwóch trzech person ciekawem się zdaje, nowej po temu poszukuję formuły, takiej by ich i upamiętnić, ale i by Czytelnika nie znużyć...
Kłaniam nisko:)
Wychodzi więc na to, że przyczyną śmierci von Fritcha był przypadek i dziadowska polska mapa, która go wraz ze świtą wyprowadziła na manowce pod polskie lufy.
OdpowiedzUsuńReszta była dorabianiem mitów wg uznania i potrzeb?
Pozostaje już tylko pytanie, cóż on do cholery robił w ogóle na pierwszej linii???
No i o co chodziło z tym szturmem, którego rzekomo bez von Fritcha nie można było przeprowadzić, chociaż można było? I dlaczego nie wykonano rozkazu Hitlera o szturmie? I pomimo tego tak to sobie przeszło bez echa? Czyżby planowano wtedy zamach i do tego tak naprawdę była ta cała mistyfikacja o szturmie Warszawy? Do tego była ta koncentracja Wehrmachtu? Tylko przywódcę zamachowców ubili Polacy???
Pytań moc i nie na wszystkie respons możebny... Te, których mogłem, w nowej już nocie zebrałem, bo tu bym nie zmieścił...:)
UsuńKłaniam nisko:)