28 października, 2013

O miłych złego początkach...

   Dalekim po prawdzie od tego, by głosić, że dawniejszemi czasy wszytko było lepsze, sprawniejsze, mądrzejsze etc.etc, aliści plagi dziś powszechnie żywot zatruwającej ani się pewnie domyślał jakibądź uczestnik najpierwszego w Krakowie pokazu wehikułów motorowych osmradzających okolicę i widzów oparami benzyny i olejów... Rzecz się bowiem z pozoru zdawała niegroźną; wszystkiego trzy bicykle z monachijskiej fabryczki Hildebranda i Wolfmüllera, które czasem też i z angielska roverami zwano, którym przydano motorek nieduży i okazano publiczności na Błoniach dnia 12 Iunii Anno Domini 1895...
  "Licznie zgromadzonych cyklistów uderzyła pewność i chyżość, z jaką jeżdżący powstrzymywał maszynę w największym nawet pędzie. Mimo nierówności terenu i przeszkód z powodu tłumnego zebrania się osób, rower szedł w niektórych punktach 50-60 km/godz." relaconował ówczesny "Czas", mimowolnie też i niejako wieszcząc, że przyszłemi najpowszechniejszemi przyczynami kolizyj wszelkich i utrapień będą sami ludzie, takoż przeszkody "terenu", choć in futuram zapewne więcej jako drzewa przydrożne, niźli jaka nierówność nieznaczna...
   Turbacyj tych nie przysporzył dwa lata później pokazany pierwszy w tem mieście automobil, którego najrozmaiciej zwać probowano, jako to samoruch, samobieg, samojezd czy też i z czasem, choć najzupełniej nonsensownie: samoCHÓD... Owoż jeden z pionierów naszych nafciarzy ze Lwowa, Imć Kazimierz Odrzywolski, zakupiwszy nieznanej z marki machiny francuskiej w Paryżu, prezentował jej przejazdem będący przez Kraków 22 Augusta 1897 roku. Prasa ówcześna proroczo, choć dla przejazdu tego akurat nietrafnie, prognostykowała, że nadmierne zliżenie się do wehikułu "grozi niebezpieczeństem dla życia ze strony rozpędzonej machiny".
  Na kłopoty w rzeczy samej nie trza było czekać nadto długo, albowiem pierwszy w rejestrach sądowych odnotowany incydent zdarzył się sześć lat niespełna później, gdy niejaki Wincenty Schindler, zamieszkały przy placu Matejki 2, właściciel pracowni i warsztatu mechanicznego z ulicy Floriańskiej, dokonał próbnego przejazdu swym automobilem nieustalonej marki po placu Matejki. Jeśli prasie wierzyć, to dokonał tego w "szalonym pędzie", a ci co okolicy znają, wiedzą, że można tam automobilu rozpędzić nawet i bodaj do jakich 30-40 km/ godz!:) W każdem razie dość tego było, by się koń z dorożki nr 118, niejakiego Franciszka Chlipalskiego, spłoszył okrutnie i poniósłszy w bok, pali jakich nałamał drewnianych, tłukąc przy tem latarni na dorożce i wyginając resorów, których to szkód Imć Chlipalski przed sądem wycenił na koron 40, podług mnie kapkę tych kosztów swych naciągając, o co ja nie stoję, bo się z pewnością zwierzęciu należało za straty moralne, choć to pewnie nie koń wysądzone pieniądze w szynku przepijał...:((

   Sąd grodzki ówcześny postąpił, podług mnie, arcyroztropnie, oprócz kar inszych zbraniając Schindlerowi jazd dalszych w miasta samego obrębie. Niestety, magistrat temże wypadkiem głośnym pobudzony, takoż głosami z policyi dochodzącemi, że nie mają oni instrumentum stosownego, by właścicieli tych maszyn piekielnych karać właściwie, opracował był osobnego dla automobili regulaminu i niem właśnie ruch ich uliczny zalegalizował...:(( I marna tu pociecha, że było to jedno z najpierwszych tego rodzaju w całej monarchii austro-węgierskiej uregulowań...:(

40 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt28 października 2013 11:28

    Przez moment wydawało się, że pojazdy z silnikami parowymi mogą być przyszłością motoryzacji, jednak silniki wewnętrznego spalania pobiły konkurencję.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człek pewien, wielce w tych motoryzacyjnych historiach biegły, upewniał mnie ongi, że w czasach Benza Jegomości ludzkość znała już wszystkie składowe konieczne, by tak dziś zachwalanego ogniwa wodoro-tlenowego skonstruować... I że jest rzeczą przypadku, żeśmy jednak w stronę silnika poszli spalinowego, zarazem na cały wiek XX odmieniając priorytetów polityki i przydając znaczenia regionom, na które wcześniej żaden szanujący się rolnik czy pastuch by nawet nie splunął...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nie wiem, jak z Benzem i ogniwem paliwowym, ale niewątpliwie do latania nie potrzeba motoru i innych cudów techniki, wystarczy prosta konstrukcja z drzewa i płótna, a piloci potrafia unosic sie w powietrzu godzinami i pokonywac znaczne odleglosci. Podobnie z balonem Montgolfierów (choc ciężko nim sterowac); technicznie latac mogliby i starozytni już...

      Usuń
    3. Czas niejaki temu żem i podobnych o kolei snuł rozważań, dokazując, że w czasach Aleksandra Macedońskiego było już niemal wszystko, co potrzeba, by parowozu skonstruować i na tory go postawić... Zbrakło tego finalnego wynalazcy, aleć i owego wynalazku, jak mniemam, dla taniości niewolniczej posługi nie przyjęto by najpewniej z jakiem entuzjazmem wielgiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Koszty musiały być naciągnięte, wszak ci od nadłamanych pali pewnie też w tym szynku siedzieli :D

    No tak, zawrotna prędkość 40 na godzinę groźbą dla życia i zdrowia, a dziś... powodem do złorzeczeń i pogróżek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak przecie ze trzy razy chyżej, niźli w początkach automobilizmu w Anglii, gdzie po słynnym "Locomotive Act" przed automobilem biec musiał człek jaki z czerwoną flagą, by przechodniów, woźniców i inszych na drodze ostrzegać, że taki potwór nadciąga...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Mnie bez przerwy zastanawia szybkość zmian w świecie. Przecież tak na siłę to jest życie trochę dłużej żyjącego jednego człowieka - a tak, jakbyśmy byli w starożytności, no w ostateczności w Średniowieczu. Dzisiaj byłem na imieninach swojego Ojca mającego 93 lata, ma bardzo dobrą pamięć i to, co On opowiada, jest właśnie takim powrotem do czasów, które na logikę powinny być 500 lat temu, a nie w okresie życia jednego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie to Oświecenia późne pokłosie, bo Odrodzenie nie sięgnęło warstw szerszych, zaś Oświecenie i owszem: dotarło z oświatą wielekroć szerzej, a po epoce napoleońskiej można już mówić, że i do ludu... To musiało zaowocować pędem do wiedzy i wynalazkami nowemi... I nie ujmując, Boże Broń, niczego Ojcu Twojemu, ale ów przecie już w epoce telegrafu, powszechności maszyn, kolei i automobilów dojrzewał... Prawdziwą taką epoką, gdzie rodził się człek jeszcze nieomal w średniowieczu, a umierał starcem w erze przemysłowej, dla mnie jest przełom wieków XVIII i XIX i tego drugiego pierwsza połowa...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. W generaliach rację masz oczywistą, w szczegółach już nie. Aby nie bawić się w kopiuj/wklej, czego nie znoszę - zapraszam wszystkich do swojego blogu do notki, którą to kiedyś spłodziłem w pijackim amoku (a może narkotycznym) :) Ale Wachmistrz też tam był.
      http://torlin.wordpress.com/2010/11/08/warszawa-w-1892-roku-czyli-dwa-moje-zycia/
      Zeskanowane wspaniałe wydawnictwo otrzymane od Wachmistrza trzymam w swoim "Muzeum osobliwości", jak nie przymierzając hrabia Michał Szemiot z filmu "Lokis".

      Usuń
  4. Wypadki komunikacyjne nie pojawiły się wraz z automobilami. Nieco wcześniej Paryż walczył z plagą powożących młodych dam, które często nie potrafiły opanować zaprzęgu. Rozważano zakaz powożenia dla dam, ale ostatecznie prawo do osobistego powożenia pozostawiono damom powyżej 30-go roku życia. W ten sposób mer uniknął zarzutu dyskryminacji płci, a skutek osiągnął: żadna dama nie usiadła już na koźle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielce mi się ten koncept podoba, a jego odwołanie się do natury ludzkiej przypomina mi inszy, ten którym Odon Bujwid w pół roku nieledwie zlikwidował w Galicji kołtuństwo (niestety, tylko fizyczne, nie zaś umysłowe). Uprosił on w namiectnictwie, by urzędnikom po wsiach i miastach nakazać brodatych i długowłosych (czyli najczęściej tych właśnie z kołtunami, których przesąd ścinać zabraniał) spisywać, bez podawania jakiejkolwiek przyczyny... Równocześnie szeptana propaganda straszyła, że będzie od tego podatek nowy. W efekcie w pół roku zniknęli z Galicji zarośnięci chłopi zamieniając się co najwyżej w wąsatych i krótko ostrzyżonych a'la Witos...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Już sobie wyobrażam tę dawniejszą prędkość w obecnych czasach;) Choć to nie jest takie nierealne, wystarczy spojrzeć na ruch samochodowy w godzinach rannych. Myślę, że Wincenty Schindler śmigał szybciej po placu Matejki niż obecni krakowianie.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłem z roboty samochodem przez Kraków: 10km w 1,5h - taki z czerwoną chorągwią mógłby mi uciec!

      Usuń
    2. O, co do tego nie mam żadnych wątpliwości:) Tam się pełznie, nie jedzie... A relacja Tetryka tylko potwierdza z dawna znaną prawdę, że najszybszym w grodzie Kraka wehikułem jest... bicykl...
      Kłaniam nisko:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Po prawdzie, to i nie bardzo odskoczyliśmy szybkością od czasów chociażby przedwojennych, kiedy to parowe lokomotywy osiągały szybkość ponad 120 km/h, czyli że mogły osiągnąć odległość 200 km w niecałe dwie godziny - obecnie 170 km do Warszawy z Lublina w 2 h jest nie do pokonania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejako wbrew sobie tu cokolwiek kolei w obronę wezmę, bo to rzecz takoż stacyj nowych na których osobowy stawać musi... Aleć i natłoki pociągów, które przecie nie mogą, przez wzgląd na bezpieczność, jechać jeden za drugiem, jako się czasem tramwajom przydarza. Przedwojenne rozkłady jazdy wyznaczały czas przejazdu z Krakowa do Katowic na bodaj godzinę z kwadransem, sam pomnę czasów, gdy półtorej na to wystarczało godziny, dziś zasię dwóch jest mało...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. A plaga, jak to plaga - się rozpleniła.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I, co gorsza, trutki na nią nie widać...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Jak to zwykle bywa, inżynierowie i konstruktorzy intencyje mięli dobre, a historia im psztyczka w nos i tera mamy to, co mamy - hałas, korki, brawure, koszta z tem związane i smród :)

    Z temi nazwami automobilu to podobnież jak ze schodami. Samochód wszak póki co jeszcze sam nie jeździ. Skoro zasię schody nazywają się schodami, tzn, że się z nich głównie SCHODZI, prawda? A przecie schody nie tylko do SCHODZENIA służą, ale jednako do WYCHODZENIA także... Jak to zatem jest?

    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszna obserwacja, Kawalerze:) Na podobnej zasadzie by i trzeba nowej mieć nazwy na oznaczenie pawimentu w pomieszczeniu niemal każdem odrębnej, bo przecie podłoga, czyli coś, co jest pod łożem przystoi jedynie w sypialni:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Samochód, jak każdy genialny wynalazek człowieka, przynosi mu zarówno pożytki jak i szkody, zwłaszcza, kiedy trafi w ręce nieodpowiedzialne, które do kompletu mają głowę bez wyobraźni. Niestety, multum takich osobników można spotkać a okazuje się, że i w początkach owego wynalazku też tacy się trafiali. Ilość wypadków można by znacznie ograniczyć, gdyby kierować się rozsądkiem i większym poszanowaniem dla innych użytkowników drogi. Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między inszemi dlatego, że popisywanie się samochodem jest dużo efektowniejsze, niż rozumem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Czyli jak do czegoś regulaminu nie ma, jest nielegalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skłonny byłbym zgoła inaczej na rzecz tę pozierać:)) Jak na coś kary oznaczonej nie ma, znaczy, że jest dozwolonem:) Choć niekoniecznie moralnem i przyzwoitem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Artykuł 51 Kodeksu wykroczeń stanowi, że kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem (to chyba ten przypadek) zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Jeżeli czyn taki ma charakter chuligański lub sprawca dopuszcza się go, będąc pod wpływem alkoholu, środka odurzającego lub innej podobnie działającej substancji lub środka, równiez podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Co najważniejsze, podżeganie i pomocnictwo są tskże karalne. Dlatego zastanawiam się dlaczego nie skazano konia?
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że rzecz jest sprzed wieku, a Waść byś chciał podług współcześnego karać kodeksu?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. I tu sie mylisz Zacny Wachmistrzu, bowiem odbył się przewód sądowy, domniemany sprawca został ukarny, zaś wykonanie wyroku wyegzekwowano. Stąd nie może byc mowy o instytucji przedawnienia. Można natomiast rozważać rewizję nadzwyczajną, a ta musiałyby się odbywać na nocy jurysdykcji aktualnej. Aby wszcząć ową rewizję nadzwyczajną należy uprawdopodobnić uchybienia w zamknietym juz postępowaniu. Stąd, nalezy pilnie ekshumować konia oraz woźnicę aby wykazać, że byli pod wpływem środków odurzających. I to w owej sprawie postuluję!
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    3. Hmmm... a skąd pewność, że owi nie żyją? Oparta jedynie na przekonaniu, że koń żyje zazwyczaj jakie 30 lat, a człek 70-90? Ale skoro to sąd, to ja o dowody pytam, nie o przekonania...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Owszem, każda czynność prawna wymaga stosownej procedury, zaś w tym przypadku bedzie to wniosek o wystawienie miedzynarodowego listu gończego. A to w celu ustalenia miejsca pobytu świadków. Używam słowa świadków, bo dopiero w drugim etapie, tj. po opinii biegłych o wyników ekshumacji lub po przesłuchaniu owych świadków, wystąpić należy o zmianę statusu ze świadka na podejrzanego i w sposób oczywisty konia i wożnicę zatrzymać. Najważniejszym jednakowosz jest krok to wszystko poprzedzający, tj. wniosek o ustanowienie nas reprezentantami prawnymi skazanego, bo w sposób oczywisty zarządamy zwrotu grzywny z odsetkami za sto lat wstecz, ku czemu namawiam, bo będzie tego sporo :-)
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    5. Koncept zda mi się teraz coraz to i bardziej kuszący...:) Kwestyja jeno w tem, jakiemż to sposobem, krewnymi, ni spadkobiercami ukaranego nie będąc, mięlibyśmy się móc za onegoż plenipotentów uważać...?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. W sposób oczywisty, po doprowadzeniu do rewizji nadzwyczajnej i wygranym procesie, pojawią się prawdziwi i domniemani spadkobiercy. Ale spokojnie, bo bez najmniejszych wątpliwości, sądy przyznają nam (i to w najgorszym przypadku) zwrot poniesionych kosztów. A bedzie tego również sporo, stąd proponuję zacząć biesiadować i sprawę opijać już od dziś :-)
      hehrehehehehe :-)
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    7. A nie będzie to dzielenie skóry aby na niedźwiedziu, co jeszcze niezgorzej sobie hasa po puszczy, hę?:) Choć znów, żeby Wachmistrz co kiedy wypić odmówił, to być nie może, zatem chętnie się przyłączę...:))

      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    8. Trafna decyzja, a owe koszty zarachujemy jako sporządzanie analiz prawnych w gronie ekspertów :-))))))
      Kłaniam z zaścianka LN :-)

      Usuń
    9. W eksperckość nie wątpię, atoli czy temu jednakowoż nie winien ślad jaki na piśmie pozostać?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Tylko patrzeć a będzie ich więcej niż nas, tak się szybko mnożą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to... a jeszczeć pochówki owych czeguś nie dopracowane jakby... i truchła w coraz liczniejszych zalegają stosach...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Jakieś błędy się wkradły ... sorry ...
    Kłaniam z zaścianka :-)

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)