03 października, 2013

O pewnem pierwowzorze...

  Na początek fragmencik spomnień naszej słynnej Melpomeny ulubienicy, Jejmościanki Modrzejewskiej:
  " Kapitan Korwin Piotrowski był to typ niezwykły, z XVII wieku przypadkiem w nasze czasy zabłąkany, wskrzeszony jakiś zawadiacko-krotochwilny Falstaff, którego parę w grobie spędzonych wieków nie zdołało pozbawić rodzimej ochoty i niepożytego zacięcia: humor dawny zachował i animusz, i język jędrny, krewki i dosadny, a nie naszą współczesną, bezbarwną, płaską gadaninę. Był to zamaszysty szlachcic polski, przeszczepiony na grunt amerykański gdzieś po powstaniu listopadowym. Bawił jakiś czas na Południu, był nawet profesorem języka francuskiego w jakiejś amerykańskiej wszechnicy, w r. 1849 przejechał przez wielkie równiny aż do Kalifornii, gdzie osiadł i był powszechnie znany jako "kapitan Korwin". Dłuższy pobyt w różnych stronach Nowego Świata wytworzył w nim dziwną mieszaninę, staropolskiej, buńczucznej i rubasznej szlachetczyzny z giętkością nowożytnego "politykiera" i "bussinessmana". Przywiązanie jego do drugiej ojczyzny objawiało się między innymi w ten sposób, że wybitnym amerykańskim mężom stanu nie szczędził staropolskich tytułów: zwał ich wojewodami i kasztelanami, rozróżniając karmazynów od pospolitych szaraczków. Jego polszczyzna trąciła myszką, a władał nią wyśmienicie: wybornie też mówił po francusku, a i angielski język znał doskonale, jeno że uparcie wymawiał wszystko "jak się pisze", z czego wypadały wielce zabawne kombinacje. Po mnogich wędrówkach, sporo doświadczywszy przygód, przyjaciel nasz osiadł w San Francisco, gdzie piastował dobrze płatny urząd inspektora imigracji i cieszył się ogólnym poważaniem, które zaskarbił sobie swoją prawością i samorodnym a nieprzebranym humorem. Pomimo swego podeszłego wieku kapitam serce zachował młode i lubił wywnętrzać się ze swych strapień miłosnych.  Takim był kapitan Piotrowski, z którym przypadkowe zetknięcie podrażnić miało wyobraźnię wielkiego pisarza, że wziawszy parę rysów z tego rubasznie jowialnego szlachcica, stworzył jedną z najwspanialszych kreacji powieściowych."
   Bawiła mię przez moment myśl, by w tem momencie przerwać, zaś Czytelnikom konkurs urządzić, dla odgadnięcia i onej postaci, i onego pisarza, ale że nadto łatwem by się to widziało, odmieniłem zamiaru swego:))
  Insze o Korwinie spomnienie Imci Horaina z 1877 roku:
"Rodak nasz, pułkownik Korwin, na początku lata opuścił San Francisco udając się na wieś dla poratowania zdrowia przez "mleczną kurację". Nie powiem, by to zdrowie było zbyt wątłe, ale pułkownik, będąc miłym i pożądanym gościem nie tylko w naszych, ale i amerykańskich towarzystwach, był za wiele zapraszany, odwiedzany - jednym słowem: niepokojony; potrzebował więcej odpoczynku, niż mlecznej kuracji. Pomimo to każdej prawie niedzieli kilku z nas robi najazd na pułkownika.Rozumie się, że bywamy przyjęci przez gościnnego gospodarza z otwartymi ramionami. Natychmiast podają sorbety, wódki, zakąski, poncz (...) przed gospodarzem zaś stawiają kubek mleka i szklanicę whisky, z których sam robi mieszaninę w proporcji jak śmietanka z kawą. Pułkownik utrzymuje, że inaczej mleka pić nie może. Nazywa się to po amerykańsku "milkpunch". Zachęcony raz przez gospodarza, zakosztowałem takiego mleka; nieprzyzwyczajonemu napój ten wydał się przeciwnym (!), a nawet wstrętnym.
- Jak możesz, kochany pułkowniku - wykrzyknąłem rubasznie - pić taką obrzydliwość!
- Obrzydliwość, powiadasz - odparł pułkownik ze zgrozą. - Boże! Ty słyszysz i nie grzmisz! Zaprawdę powiadam wam, że gdyby moja mamka - nazywała się Łucka - była karmiła mię takim mlekiem, dotychczas byłbym się nie dał odłączyć".
   Wreszcie oddajmy głos Edmundowi Brodowskiemu i Jegoż "Wspomnieniom tułacza"(1898):
"Kapitan Rudolf Korwin Piotrowski, odznaczony przez jenerała Różyckiego krzyżem Virtuti Militari, był niezawodnie najoryginalniejszą i najciekawszą postacią wśród Polonii kalifornijskiej. Mierzył wzrostu sześć i pół stóp, postacią przypominał typy sprzed dwóch wieków; pani Modrzejewska w jednej ze swych korespondencji bardzo trafnie się wyraziła o nim, że jest niejako zabytkiem  nie tkniętym z czasów Paskowych. Ręka jego, nie przesadzam, jeśli powiem, że była dwa razy tak wielka jak ręka zwykłego silnego mężczyzny. Siłę też posiadał niepospolitą. Poznałem go jako siedemdziesięciopięcioletniego starca (Brodowski zdrowo przesadził; Piotrowski zmarł w wieku 69 lat, więc w tym czasie pewnie ledwo przekroczył był szósty krzyżyk - przyp.Wachm.):  gryzł orzechy z łatwością jak rzepę, a razu pewnego w restauracji, rozgniewawszy się na posługacza, uderzył swą "ręką" tak silnie w stół, że cały bok stołu utrącił. Sienkiewicz od razu przylgnął do niego i odwiedzał go co dzień. Grał z nim w szachy lub wyciągał go na dykteryjki, w których kapitan był mistrzem prawdziwym. A skoro wpadł w ferwor opowiadania, to tak łgał, że aż się kurzyło, zwłąszcza na temat swoich miłosnych podbojów po wszystkich częsciach świata.
   Razu pewnego, i to w mojej obecności, rzekł Sienkiewicz z tym uśmiechem, sobie tylko właściwym, spoza którego zawsze jakaś głębsza myśl wyglądała:
- Wiesz, kapitanie, ze ja ciebie jeszcze kiedyś uwiecznię.
- A bodaj ci się pysk skrzywił! - odrzekł smiejąc się stentorowym głosem Piotrowski.
  Naówczas nie zrozumieliśmy owych słów Sienkiewicza, wzięliśmy je za żart i śmieliśmy się wspólnie z kapitanem. Dziś dopiero widzę, że już wtedy chodziły po głowie Sienkiewicza  jego późniejszewielkie dzieła i dziwnym trafem tam, nad Oceanem Spokojnym, zdjął do nich portret swego Zagłoby."
   Tyleż wspominek, pora garści faktów o żywocie Piotrowskiego podać. Urodził się w 1814 roku w Kamieńcu. W powstaniu listopadowym rzeczywiście walczył i to nader mężnie pod Kuflewem, Dębem Wielkiem, Przytykiem i Ostrołęką. Wraz z wychodźcami naszemi przybył do Ameryki, wiadomo że ok. 1848 roku, za pirwszą złota gorączką, sam się szukaniem tegoż kruszcu trudnił z niejakim skucesem, któren dozwolił Mu mająteczku małego kupić, ochrzczonego przezeń Sebastopolem. W czas wojny domowej walczył po stronie Unii w stopniu kapitana. Reszta się mniej więcej zgadza z tem, co o Niem pisali spominający Go. Pora tylko rzec, że kapitan Piotrowski nie dożył swego unieśmiertelnienia. Na starość ociemniawszy kompletnie, udał się jeszcze w ostatnią podróż ku Paryżowi, gdzie Mu wielkie talenta inszego naszego rodaka, doktora Gałęzowskiego wychwalano. Jednak Gałęzowski nic już nie wskórał, bo ledwo za przybyciem swem do Paryża, Piotrowski zmarł. I tegoż łaski Czytelnika Miłego upraszam, by ze mną pospołu, czem ta zacnem w szkle posiadanem za pamięć Onegoż przepił, boć tak dumam, że to by się Kapitanowi najbardziej podobało:)))


24 komentarze:

  1. Vulpian de Noulancourt3 października 2013 12:50

    To zabawne - móc się porozumieć ustnie jedynie z piśmiennymi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co poniekąd stanowi i cezurę niejaką, żeby z byle kim nie gadać:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Spotkałem i ja pewnego hinduskiego oficera, dla którego "w" to było "wu", a nie jakieś tam "dablju". Oczywiście, rozmawialiśmy po angielsku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, Tetryku, że i Ty nie zaprzątałeś sobie głowy jakimś cudacznym "dablju"?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Jakoś weśwa się dospokali...

      Usuń
    3. No proszę, zatem to tylko z Anglikami się nie idzie po angielsku dogadać...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Skaranie boskie z tymi pisarzami! Strach się odezwać, bo a nuż opiszą?! ;-)


    notaria

    OdpowiedzUsuń
  4. Pointa czytelna, konkretna oraz frapująca i tego się trzymajmy :-)
    Pozdrawiam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak się jakoś wyjątkowo tym razem udało...:P:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Aż żal, że się go nie znało. :) Może być własnej roboty wiśniówka? Bo whisky z mlekiem nie wypiję za żadne skarby! :))) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nawet i bez mleka tej nalewki na pluskwach do gęby nie wezmę...:) Mleka zresztą też, chyba że kwaśne... I z ziemniakami ze skwarkami, hej!:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Pan Onufry Zagłoba lubił miód, więc zdrowie mości Piotrowskiego wypiję miodem pitnym.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest toast Zagłobowemu protoplaście najgodniejszy:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Wachmistrzeńku - miejże litość i o mleku kwaśnym nie wspominaj ...
    oj - co bym ja dała za kubek takiego zimnego, z piwniczki, z glinianego garnka .. oj jak bym ja chciała pod kwaśnym mlekowym wąsem się uśmiechnąć ... a u nas kefiry, jugurty, jogobelle i inne zdrowotne sztuczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, to współczuję, bo to w rzeczy samej z kartona prędzej skiśnie, jak skwaśnieje...:(( Krowisi trzeba...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. "zdjął do nich portret swego Zagłoby" - pozwalam sobie dać link do mojej notki na temat pierwowzorów Zagłoby, wraz z pozdrowieniami dla Gospodarza i Gości
    http://torlin.wordpress.com/2008/09/10/zagloba/
    od Torlina świeżo przybyłego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać:) I za ten honor, żeś do mnie, jako jednego z najpierwszych za powrotem swojem zawitał:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. lubię Trylogię, a najbardziej Potop :) Sienkiewicza z biografii Modrzejewskiej pamiętam, ale Korwina Piotrowskiego żadną miarą skojarzyć nie mogę :( chociaż tłumaczy mnie może fakt, że to lektura sprzed 30 lat co najmniej! pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie mi się chyba do tego przychylić domniemania... Bo to z całą pewnością nie było drobnym druczkiem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Znam imć Piotrowskiego, albowiem w bibliotece mej dziełko ,,Na tropach bohaterów Trylogii'' poczesne miejsce znajduje. Chętnie szklanicę wznoszę za wielce zacny pierwowzór!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja tak z rana jeszcze poczekam, ale niechybnie dołączę...:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)