Jako ulubieni Vulpianowi Kitajczykowie prochu wykoncypowali było stulecie po
Chrystusie dziewiąte, zasię nimeśmy i my tego wynalazku pokosztowali, musieli go
od Kitajczyków Mongołowie przyjąć i pół z niem świata przeszedłszy, Henrykowi
Pobożnemu z towarzystwem kota pod Legnicą Anno Domini 1241 pogonić..:(
Drukuśmy chińskiego nie pokosztowali i musiał biedaczysko Gutenberg sam nad tem
osobno łeb łamać... Najwięcej bodaj czasu przetraconego mamy przy zapisie liczb
w systemie dziesiętnym, gdzie Chińczykowie nas na jakie dwa i pół tysiąclecia
ubiegli...
Ano i nie się co temu dziwować, skoro jedni od drugich daleko, a droga
podła i moc podróżnemu przykrości przy tem. Nie to co dziś, gdy za internetu i
łącz wszelakich sprawą, zda się, że na jednem świata końcu kto kichnie, to mu na
drugim odkrzykną "Na zdrowie!". Gdy jakie na jednem miejscu zakiełkują zaledwie
fajsbuki, ajpody, trojany, jutuby, blureje i wszelkie insze plugastwo, to
nieledwie nazajutrz się zdaje, że świat tem chwastem cały zarasta... A zdać by
się mogło, że w tejże materyjej dwa i pół wieku temu czasy w koniunkcji
wszelkiej prymitywizmowi wieków dawniejszych bliższe, niźli nam dziś, przecie
dokażę na exemplum pewnego wynalazku, że nie trza było nawet i jednego
pokolenia, by taż innowacyja oceany przekroczyła i w tryumfalnym pochodzie przez
świat peregrynowała... O czem prawię?
" Pioruny jak wielkie czynią szkody, coroczne prawie uczą doświadczenia. Bo
domy i prochy w magazynach będące zapalają, metale topią, ludziom i zwierzętom
zycie odbierają. Dawni* filozofowie spytani, co są pioruny albo raczej, co to
jest. co zapala, topi i zabija, odpowiadali: ekshalacja siarki i saletry z
cząstkami tłustemi zmięszane, na powietrze wyniesione i na niem zapalone.
Spytani dalej, jakim sposobem bywają na powietrzu zapalone, jedni z nich mówili,
iż się zapalają przez samo tarcie, tym prawie sposobem, którym się zapalają
drzewa, gdy jedno o drugie jest tarte. Drudzy utrzymywali, że gdy ekshalacje
wzmiankowane między dwiema chmurami są zewsząd ściśnione, powietrze swą
elastycznością chmurę rozrywa i piorun wypada. Teraźniejsi zaś filozofowie,
czyniąc doświadczenia elektryczne, spostrzegli, że materia piorunowa i materia
elektryczna też same czynią skutki. [tu się Autorowie tegoż kalendarza odwołują
do wydanej w Warszawie pracy księdza Józefa Henryka Osińskiego "Sposób
ubezpieczający życie i majątki od piorunów", której owi na rok 1777 datują,
Wikipedia zasię na 1784 - Wachm.] Wnieśli zatem, że materia piorunowa i materia
elektryczna są też same, wnieśli zaś na owym fundamencie, iż skutków jednakowych
tenże sam początek być powinien. Ktokolwiek był przytomny doświadczeniom
elektrycznym, jest naprzód przeświadczony, iż metale i woda najbardziej ciągną
materię elektryczną. A że materia piorunowa jest taż sama, co elektryczna, więc
wnieść powinien, iż woda i metale najbardziej ciągną materię piorunową.
Przyświadczony jest po wtóre, że szkło, siarka, lak, żywica, jedwab etc. materii
elektrycznej cale albo bardzo mało w siebie biorą, za czym wnieść powinien, że
pomienione ciała materii piorunowej w siebie nie biorą.
Podczas elektryzowania pręt metalowy blisko bani szklanej będący wspiera
się na szkle, siarce, albo bywa wieszany na jedwabiu. Za czym materia
elektryczna z bani szklannej wychodząca pręt metalowy napełni, do którego gdy
osoba jaka zbliży palec, wypadnie z niego iskra, w palec uderzywszy bólu nabawi.
Jeżeliby zaś do pręta metalowego był łańcuszek przywiązany i jeżeliby osoba,
mająca w ręku szklankę wodą do połowy nalaną, trzymała ją tak przy pręcie, aby
łańcuszek w wodę wchodził, obróciwszy banię kilka razy, gdy taż sama osoba ręką
wolną dotknie się pręta metalowego, większa niż przedtem iskra wypadnie, mocniej
uderzy, ból nie tylko w obydwu rękach, lecz i w piersiach sprawi. Można się
jednak dotykać pręta naelektryzowanego bez uczucia bólu. Nie uczuje nikt bólu
jeżeli nie dotknie się pręta samą ręką, lecz kawałkiem szkła albo laku; nie
uczuje bólu, jeżeli do pręta jest przywiązany tak długi łańcuszek, aby na stole
lub na podłodze wspierał się.
Co się powiedziało, do piorunów może być przystosowane; to jest, że piorun
wtenczas bije, gdy chmura materią piorunową naładowana zbliży się do takowego
ciała, które ową materią mocno ciągnie. Za owym bowiem zbliżeniem materia
piorunowa w obfitości w ciało spływając oneż albo zapala, albo topi, albo go
życia pozbawia, jeżeli jest żyjące. Przeto chcąc dokazać, aby piorun nie
szkodził, nie trzeba dopuszczać, żeby materia piorunowa w obfitości z chmur na
dół spływała. Można zaś tego dokazać, pomienioną materią powoli z chmur ściągnąć
sposobami następującemi:
1. Na latawcu kitajką błękitną okrytym potrzeba pręcik metalowy ostro
zakończony albo też kilka pręcików perpendykularnie ustawić. Sznur, do którego
latawiec przywiązany, powinien być drutem klawikordowym niegęsto okręcony. Gdy
latawiec wzniesie się na powietrze, ma być do pala przywiązany. Miejsce, na
którym pal stoi, potrzeba oparkanić, aby do pala nikt nie dochodził. Za czym,
gdy chmura naładowana materią piorunową zbliża się do latawca, w niej będąca
materia po pręcikach i drucie w ziemię powoli spłynie i szkodzić nie może. Ten
jednak sposób nie zawsze bezpieczny, bo latawca przed powstającą burzą potrzeba
w górę podrzucać. Jeżeliby zaś chmura burzliwa wiele materii w sobie mająca
blisko była, z niej materia piorunowa mogłaby nagle spłynąć i człowieka latawca
puszczającego życia pozbawić.
2. Sposób od pierwszego bezpieczniejszy, służący do ocalenia domu od piorunu,
jest sprowadzając po wierzchu domu materią piorunową albo też przeprowadzając ją
przez dom w wodę lub w ziemię. Pragnący więc materią piorunową po wierzchu domu
w ziemię sprowadzić powinien pręt żelazny, długi ostro zakończony**, na
najwyższym dachu perpendykularnie ustawić albo w siarce, albo w żywicy. Od pręta
perpendykularnie stojącego powinny być puszczone cienkie druty, których jeden
koniec do pręta przywiązany, drugi zaś w ziemię ma być wpuszczony. Im dom
większy, tym drutów więcej być powinno, aby po nich materia piorunowa w większej
obfitości w ziemię lub w wodę wpływała i domowi nie szkodziła.
Chcąc piorun przez dom przeprowadzić, potrzeba w murze zrobić obszerną
dziurę na kształt komina. W śrzodku owej dziury ma być ustanowiony pręt żelazny
przygrubszy. Ten pręt tak długi być powinien, aby jeden jego koniec w ziemię był
wbity, drugi zaś ostro zakończony, nad dach znacznie wychodził. Po tym pręcie
piorun powoli w ziemię spłynie i domowi szkodzić nie będzie.
Nie tylko zaś dom jeden, lecz całą wieś, całe miasto, owszem przywiększą
okolicę od piorunów można ocalić, na wysokich miejscach kilkanaście albo
kilkadziesiąt prętów ostro zakończonych wystawując."
Tego przydługiego i może cytatu żem na to przytoczył, by dokazać, że na
rok 1779 w Polszcze znajomość rzeczy tyleż już była powszechną, że się porady o
tem jakoż piorunochronów stawiać upowszechniało niczem przepisów na nowy rodzaj
konfitur czy boleści jakich spędzenia. A przecie w dalekiej Filadelfijej
Benjamin Franklin swoich experimentów pokończył
w Roku Pańskim 1752, kiedy to na swojem domostwie takiego od piorunów
szyldwacha wystawił. Obrachował kto, że trzydzieści lat później byłoż w tej
Filadelfijej piorunochronów już z górą czterysta! Jeszli tak, to by znaczyć
miało, że u samiuśkiego rzeczy źródła, gdzie naturalną rzeczy koleją zda się że
powszechność tejże innowacyi najpowszechniejszą być winna, przecie tak nie
było... Skoroż bowiem ten gród ówcześnie w Ameryce najludniejszy liczył
mieszkańców 45 tysiąców, to nawet licząc po głów dziesięć na dom, pomnąc i o
służbie i o familijach nad nasze liczniejszych, domostw być tam zatem musiało
najmniej cztery do piąci tysiąców, ergo po latach trzydziestu ledwo dziesiąta
ich część była w tych strażników gromowych zbrojna... Tem zaś czasem w Polszcze
odległej (choć bliskiej Czechom, gdzie od Franklina odrębnie wynalazku tego
dokonał w latach 1750-1754 niejaki Václav Prokop Divia) pierwszego
piorunochronu na kościelnej wieży w Żaganiu umieścił niejaki Johann Ignatz von
Felbinger. Rzeknie kto, że ani ów Polak, ani i Żagań ówcześny nie nasz...
Zgoda... aleć w lat kilka zaledwie później staraniem królewskiem uzbrojono w
"konduktory" Zamek Królewski w Warszawie, co nawet Adamowi Naruszewiczowi za
temat do poemy posłużyło! Pewno, że to nie chyżość internetu, aliści lat
trzydzieści w tamtem czasie na upowszechnienie konceptu po świecie zda mi się
czasem extraordynaryjnie krótkim.
_________________________
* - rzecz cała cytatem z Kolędy Warszawskiej z roku 1779, tedy wystaw sobie,
Czytelniku Miły, jacyż to filozofowie onym czasom dawniejsi...
** Mało ko wie, że się już Franklinowi spółcześni spierali zaliż ów ma
właśnie być, jako chciał Franklin, kończysto zakończony, zali też na tępo. Król
Angielczyków ówcześny, Jerzy III, co go potomni zapamiętali waryjatem, a zda
się, że ów cależ nie taki był szalony, jakim by go nam wystawiać chciano, na
złość Franklinowi, co był przecie jednem ze spiritus movens buntu kolonij
amerykańskich, zażądał od Królewskiego Towarzystwa Naukowego, by ten sposób
wtóry za lepszy ogłosiło. Natenczas przyszło między królem a prezesem Royal
Society, Johnem Pringle'm do tejże słynnej zdań wymiany:
Pringle: "Sir, nie potrafię zmieniać praw ani zjawisk natury!"
Król: " W takim razie podaj się lepiej do dymisji!" Ano i rzecz by się zdała
poza komentarzem wszelkim, aliści nauka dzisiejsza więcej się tu dziś ku temu
skłania, że to nie przy Franklinie tu słuszność była...:) Nawiasem, jak jużeśmy
przy tem, to był i inszy z adwersarzy Franklinowych, Jean-Antonine
Nollet, xiądz, co się badaniem elektryczności bawił, co choć go wyśmiewają,
bo za remedium na pioruny najlepsze miał bicie w dzwony kościelne, to przecie
skonstatował, z czem się uczeni dzisiejsi więcej zgodzić skłonni, że
piorunochrony „raczej mogą ściągać na nas pioruny niż chronić nas przed
nimi”.
1. Mój stosunek do Chińczyków jest pełen prawdziwego podziwu dla wielu ich osiągnięć, choć też i nie wolny od poważnej krytyki. A piszę te słowa ot, tak - na wszelki wypadek, żeby mnie nie zaszufladkowano jako jakiegoś sinoluba (kitajolubitiela?) z klapkami na oczach.
OdpowiedzUsuń2. Latawiec - no, że "kitajką okryty" to rozumiem. Ale dlaczego akurat błękitną?
Pozdrawiam
Ad.1 Widać jawnie jako myśl jest nad pisanie więcej chyżą, to i czasem myśl ową mimo wolej wypacza...:) Szło mi o to, że "ulubieni" w sensie ulubionego (czy już zupełnie ściśle: jednego z więcej ulubionych) tematu, którem się zwykłeś zajmować:) Za ów lapsus mimowolny przebaczenia proszę...:)
UsuńAd.2 A jakąż byś chciał w niebiosa expediować?:))
Kłaniam nisko:)
Ad. 2 Rychtycznie, że tylko błękitną. Nie popisałem się tym razem.
UsuńPozdrawiam
A cóż to za pesymizm?:) Raz, że to nic wielkiego, po drugie, że szłoby dokładnie przeciwstawnego wywieść wywodu, że to przecie na spotkanie pioruna puszczone, tedy kitajka być winna... no właśnie... czerwona? żółta? złota? A w ogóle to jakiego koloru jest piorun?
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo ciekawe rozważania. Chciałbym jednak dodać, że piorunochron nie ma chronić nas przed piorunami, raczej przed skutkami ich uderzenia - i tę rolę na ogół spełnia dobrze.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa - nie wiem, jak wyglądała zabudowa Filadelfii w połowie XVIII wieku, ale wiem, że stary dworek, w którym mieszkała swego czasu moja babcia, nigdy piorunochronu nie posiadał (stoi do dziś!). Był otoczony wysokimi topolami, które znakomicie spełniały tę rolę przez wieki. W ówczesnej Ameryce zdaje się dominowała niska zabudowa...
Sam w domostwie owego pręta perpendykularnie postawionego pozbawionym pomieszkuję, co (odpukać!:) póki co, nijakich nam nie przyczyniło turbacyj, choć domostwo prezydenta Mościckiego pamięta:) Ale w rzeczy samej jest wokoło drzew wysokich niemało, a i Pani_Mego_Serca przytomna temu była, jako nam gruchnął ongi piorun za oknem gdzie nieodlegle, z czego ten był uszczerbek, że przepięcie spaliło router i modem weń wpięty, zasię dwie listwy, z których komputery szczęśnie odpiętemi były...
UsuńKłaniam nisko:)
No popatrz, a w Radiu Mariola mówili, że pioruny to kara boska za głosowanie na na kogoś innego niż trzeba albo wprost przeciwnie lub jedno i drugie :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Bo to jest i poniekąd prawda, aczkolwiek nie wprost jej tłomaczyć potrzeba... Owa kara boska objawia się w tem, że u niektórych z rozumu obranych pojawia się przemożna potrzeba wywodzenia o tem, przez co w oczach inszych poniżają się głupotą swoją i autorytetu upadkiem...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A sam masz piorunochron u siebie Wachmistrzu?
OdpowiedzUsuńBo ja Ci się muszę przyznać, że nie mam, bo dom jest otoczony wielkimi drzewami.
Jakem już i Tetrykowi responsował: nie mam... A domostwo, co znasz przecie z autopsji, między drzewami wielgiemi stoi, to i myszlę ja o tem podobnie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Widzę że znów uraczył mnie Wachmistrz kolejnym pięknym tekstem i chwała panu za to że zesłał nam Wachmistrza który przekazuje nam ową mądrość liczę jeno na kolejne teksty :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy na to akurat posłał był Pan Wachmistrza, bo tu zdania są podzielone:), aliści że ta czynność nikomu, zda się, szkody nie przynosi, a czasem i może i pożytek jaki, tandem przyjdzie czas jeszcze jaki płody pióra jego znosić...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Samam dziś ,,materyi piorunowej'' zmyślnie uniknęła, gdy się Połowic niebacznie farbą białą przy malowaniu łaziebnej izby splamił! Rzecz wielkiej dyplomacyi wymagała....
OdpowiedzUsuńW czem WMPani niechybnie celujesz, tandem żem przekonanym, że się bez ofiar obyło...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Że na Franklina wynalazek jego w fazie eksperymentów żadnego pioruna nie ściągnął, to ja nie wiem jakim cudem i od lat się dziwię.
OdpowiedzUsuńA dzisiaj nadziwić się nie mogę pięknu tekstu Stan plebanii siesickiej podczas wizyty generalnej odemnie..., który znalazłam szukając kitajki (nie wszyscy rozumieją, nie wszyscy...), i w którym kitaj występuje, czerwony.
A ten pomysł ze zmianą czasu to też Franklin.
A któż nam słowem poświadczonem przytwierdził, że ów sam z tem latawcem ganiał? A nie że jakiego niewolnego z tem gonił? I iluż mu ich trzeba było, by experimentów pokończyć? I nie mogę nie dopytać, czy stan plebanii pięknu tekstu owego dorównuje, czy przeciwnie, byłby raczej żałosnem?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja tam bym wolała sama, więc tym bardziej nie przypuszczam, żeby się Franklin podręcznymi wysługiwał.
UsuńNajwyżej a to klucz kazał sobie podać, a to potem latawiec, wszelako koniec końców we własnych je trzymał dłoniach i własną osobą obwód zamykał.
O stanie plebanii trudno mi wnioskować, bo całościowego obrazu jeszcze nie mam, co i raz bowiem na faramuszkę jakąś trafiam tyleż prześliczną, co rozpraszającą.
Hmmm... faramuszkę, czyli...polewkę?:))))))
UsuńKłaniam nisko:)
A mnie trafił właśnie, bom jest bez tego urządzenia, i zamiast w góry i połoniny, łazienkę muszę remontować !!! Pokłony.
OdpowiedzUsuńZatem abo drzew sadzić i tęgo podlewać, by chyżo rosły, aboż jednak tego Franklina gdzie tam z latawcem na dach wystawić...
UsuńKłaniam nisko:)
Wybieram drzewa, ale czy muszę je nosić ze sobą zawsze i wszędzie ??????????
UsuńNo i chybaśmy za sposobnością praźródło amuletów wszelkich odkryli...:) Te mają gabaryt poręczny, nosić można, a skuteczność jeszcze wiarą wsparta...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Szanowna Bexo, ja żem przeczytał owe dwanaście stron, które na samym początku temat ślusarstwa poruszają, drzwi i zamki opisując i przyznam, że poczułem się nie tylko dowartościowany ale w wiedzę bogatszy, o czym spieszę donieść
OdpowiedzUsuńz Krainy Loch Ness :-)
Przebaczyć upraszam, że się w dysputę wtrącam, aliści napomnieć Waćpana się w powinności czuję, ze Waść, jako zwykle, nie na to uwagi obracasz, gdzieś powinien i się zamkami zajmujesz, jako jaki grasant i włamywacz zgoła, miasto oczu swych obrócić, ot choćby na "figurę Pana Jezusa na krzyżu rżniętą":)
UsuńKłaniam nisko:)
"Wielce" w nagłówku zgubiło się, przypuszczam?
UsuńSkoro aż dwanaście stron, to i to domniemywam, że nastąpiło przedawkowanie, a to trzeba pomalutku, nieśpiesznie.
Wolno trzeba, krótko mówiąc.
Z cytrynowym.
Wielce Szanowna Bexo, do mnie możesz się zwracać całkiem zwyczajnie: Radości Oczu Naszych, Najukochańszy, Najulubieńszy a zarazem Najmądrzejszy i Najbardziej Rezolutny z Wszystkich Na Świecie, Najwspanialszy Szczurku :-) i wystarczy, bo nie znoszę przesady i należę do osób niezwykle skromnych :-) Co zaś się tyczy onego Féliciena Ropsa, który zasłynął głównie z tego, że z niczego nie zasłynął, bo i gołe baby rzecz to nie nowa i obrazoburczość tym bardziej, napiszę pomalutku i niespiesznie, że jest irytujący w pretensjonalności.
UsuńKłaniam z Loch Ness :-)
Radości Cyberoczu Naszych, Najukochańszy, Najulubieńszy, a zarazem Najmądrzejszy i Najbardziej Rezolutny z Wszystkich Na Świecie, Najwspanialszy Szczurku!
UsuńZa odpowiedź pięknie dziękując, a jeszcze za taką, posługuję się posłusznie sugerowanym zwrotem do Adresata, w wersji nieco zmodyfikowanej co prawda, bom JW nigdy w realu nie oglądając uradować Jego widokiem oczu swych nie mogła,.
Do tego zaś się posługuję, żeby pozdrowić ślicznie i zniknąć, w cytrynową się zamieniwszy mgiełkę.
Wtrącającemu się tyle można powiedzieć (jeśli nie więcej), że niebezpiecznie się zbliżył do obywatela Féliciena Ropsa, który, co prawda, niewątpliwie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec ludzkości rysował co rysował i z upodobaniem, ale poważania nijakiego u bexy nie ma.
OdpowiedzUsuńCóż... de gustibus non est disputandum, a wtrącający dictum pomiarkował i wtrącać się więcej Bexie w dysputy nie będzie...
UsuńKłaniam nisko:)
Na szczęście, Pogderankom... nic nie jest w stanie zaszkodzić; co zaś niektórym dysputom pomóc by mogło poza ich nieinicjowaniem to już sprawa inna...
UsuńPozostaję z szacunkiem.
Z drugiej znów strony nadmiar milczenia jest zabójczy dla rozmowy...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Zechce Pan Wachmistrz wybaczyć, że tym razem ja się wtrącę: luzem puszczona, Cytrynowa zachowała się jak to ona i nie zauważyła, że Panowie przeszli już do biblioteki. Upraszam pardonu dla tej, co szybciej pisze, niż myśli.
OdpowiedzUsuńTo i Wachmistrzowa przypadłość, tedy gdyby miał uznać, że jest tu co przebaczania godne, musiałby i zarazem sam siebie grzesznikiem uznać, a póki co, nie widzi po temu powodu...:) A biblioteki to nadto wielgi honor takiemu jak Wachmistrz prostakowi: najdosłowniej we świecie z Wachmistrzówną w stajnijej przebywał, gdzież latorośl Wachmistrzowa klaczki swej doglądała i dojeżdżała...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Zacny Wachmistrzu, tekst interesujący, na podobieństwo każdego audytu, chociaż w tym przypadku powierzchownego, co i zrozumieć Waszmości nie będzie trudno, że mnie zainteresował. A figura tak, czy inaczej rżnięta, zważywszy na powyższe ten jeden ma tylko walor, czy też ukradziona została, czy też nie, a jeśli to przez kogo :-) Za zamieszanie w komentarzach przepraszam, co oczywiste, bom teraz dopiero pomiarkował, że jakiś dyskurs z Bexą tu prowadzę.
OdpowiedzUsuńKłaniam Waszeci z zaścianka LN :-)
Właśnie dlatego, że ów jest czem na kształt lustracyi, czy też audytu żem był Twego zdania ciekaw ogromnie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Teraz wszystko możemy zobaczyć, zmierzyć, zapisać. A ja lubię czytać, jak skomplikowanymi nieraz ścieżkami podążała myśl ludzka, żeby do dzisiejszych odkryć dojść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Na pewno nie wszystko, a pewnie po wiekach dopiero okaże się, jak mało...:) Ale to odkrywanie ścieżek ludzkiej myśli rozumiem wybornie, bo i moja to pasja...:)
UsuńKłaniam nisko:)