...których śmiało policzyć możem do bestsellerów największych XVII i XVIII
wieku. Początkiem wydano ich pierwszych pięć, jak dziś już wiemy, jedynych
autentycznych, w sekrecie ostawiwszy zarówno osobę autorki, jako i jej kochanka,
onych listów adresata. Aliści w pół roku nieledwie po wydaniu pierwszem
paryskiem z 1669 ukazała się wersja niderlandzka, gdzie już wprost pisano, że
adresatem tych listów był kawaler de Chamilly, marszałek Francyi. Przez wiek z
okładem zaś wznowień i przedruków były zaiste setki, dobitnie świadczące wieleż
Pań i Panien płakało z Maryjanną pospołu... Dodać wypadnie, że wydawcy
rychło interesu zwietrzywszy niezgorszego, przydawali owym pierwszym
autentycznym pięciu, zaiste serce rozdzierającym epistołom, szereg
apokryficznych inszych rzekomo późniejszych, takoż rzekome responsy
umiłowanego...
Komu i dziś by się chciało owo arcydziełko literatury miłośnej studiować,
tutaj najdzie owych autentycznych dowodów afektu oszalałej z miłości zakonnicy
do junaka dziarskiego:
http://milosc.info/listy/Listy-Marianny-d-Alcoforado-do-markiza-Noela-Bouton-de-Chamilly.php
Nam zaś, nim się tam Lectorowie, a osobliwie Lectorki udać zechcą,
pozostało właściwie jedno: wystawić personę adresata... Uczynimy to piórem
Stanisława Przybyszewskiego, który ich na polski przełożył i wstępem
opatrzył.
"Noel Bouton, Marquiz de Chamilly pochodził z starej i bardzo poważnej
burgundzkiej familiji. Od najrychlejszej młodości służył w wojsku, a ponieważ
był niezwykle odważny, więc szybko awansował. Wojna była jego rzemiosłem, a
kiedy we Francji pokój zapanował, nudził się Chamilly i zaciągnął pod sztandar
słynnego generała Schomberga, którego Portugalja zajęła w walce o niepodległość
przeciw Hiszpanom. Schomberg mianował go kapitanem i postawił na czele całego
regimentu jazdy, a Chamilly zakwaterował się w Bei, małem miasteczku
portugalskiem, którego wielką ozdobą był klasztor Matki Boskiej Poczęcia,
klasztor w którym 26-letnia Marjanna d'Alcoforado miała utracić cichy, pogodny
spokój duszy, w którym jak sama opowiada, dotychczas żyła, utracić go na zawsze
przez lekkomyślnego junaka zjadacza serc niewieścich, 30-letniego kapitana
zaciężnego wojska francuskiego.
A był to wspaniały pan!
Oto jak go harakteryzuje (tak w oryginale u Przybyszewskiego!- Wachm)
Saint-Simon w swoich memoirach.
"Chamilly był w rzeczywistości tęgim i dość dobrze zbudowanym mężczyzną; ale
równocześnie był bardzo grubiański i tak głupi, tak ciężki na umyśle, że gdy się
na niego patrzało i jego bredni słuchało: człowiek nie tylko, że nie był w
stanie pojąć, by się w nim jakaś kobieta rozkochać mogła, ale nawet wątpić
należało iżby mógł posiadać jakiś talent wojenny. Jeżeli zrobił wogóle jakąś
karjerę mimo swej potwornej głupoty, to zawdzięcza to jedynie swej żonie, mądrej
i rozgarniętej osobie. Znając dokładnie wartość swego męża, p.Chamilly na krok
go nie odstępowała, wszystko za niego robiła, a on nawet tego nie
miarkował."
Tyleż Saint-Simon... Przybyszewski dodaje, że to żony staraniem wyjednano
temuż wojennikowi u ministra Chamillarda laskę marszałkowską, ja zaś dodam, że
nim ów skończył jako gubernator La Rochelle, był u Duńczyków lat szereg
ambasadorem nadzwyczajnem, zasię owi go zatrudnili na feldmarszałka armijej
swojej, na toż może nadzieje mając, że ów Karola XII przemoże, ale jak
Saint-Simona czytam, to mi nie dziwno, że Sudermańczyka nie pokonał i Wielka
Wojna Północna się lat jeszcze toczyła, na nasze nieszczęście na naszych
najwięcej ziemiach, niemało, zatrudniając przy tem wszystkie chyba tej części
kontynentu potencje...
Ale rzecz być miała o miłości, nie o wojaczce, tedy na koniec rzecz całą
podsumuję jeszcze jednem zdaniem z Przybyszewskiego wyjętem:
"Rozumiem całe
zadziwienie Saint-Simona, ale nieśmiertelna historja Tytanji z osłem powtarzała
się zawsze i powtarzać się będzie"
A nie ma tam gdzie jakiego podsumowania historii Przybyszewskiego, a osobliwie amorów jego, które tenże Przybyszewski osobiście byłby sporządził?
OdpowiedzUsuńBo z kolei pisząca te słowa osobiście by owo podsumowanie chętnie przeczytała, nawet jeśli tylko dlatego, że się jej Herr P. lepszym w tych wyimkach jawi stylistą niż kiedykolwiek przedtem.
Nic zaś gorszego, jak wiadomo, niż w błędnym trwać mniemaniu i je sobie utrwalać, na podobieństwo, powiedzmy, tych maślaczków w zalewie octowej, co to i pół wieku by postały, gdyby ich kto wcześniej nie wyjadł :).
Niniejszym bardzo Panu Wachmistrzowi dziękuję za naprostowanie przynajmniej jednej ścieżki krętego myślenia, choćby i z ewentualnymi następnymi tak łatwo by pójść nie miało.
O! O! Właśnie. Może coś o postępkach Przybyszewskiego w kontaktach z płcią przeciwną?
UsuńTAM akurat nie ma:) A Przybyszewski Jegomość w rzeczy samej w piśmie ciężki, to i Wachmistrzowi nie dziwota, że ów do faworytnych Cytrynowej nie należy, bo i Wachmistrza to nie ulubieniec...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A miał z inną niż przeciwna?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Mnie chodziło o niecne postępki.
UsuńWiem:)) Ale nie obiecuję, bo zmuszać się nie chciałbym, a Przybyszewski do moich faworytnych nie należy...
UsuńKłaniam nisko:)
Wrażliwa Mariana Alcoforado została w końcu matką przełożoną klasztoru. Zaś jej piękny ukochany zaciekawił mnie o tyle, że umarł dokładnie w dzień swoich urodzin. To nie każdemu się udaje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Podobnie jak zapisać się w historii wyłącznie dla swych przymiotów umysłu inaczej...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Gdyby atrakcyjność mierzyć w skali od jeden do dziesięciu, biorąc pod uwagę róznorakie kryteria, to okaże się że zwykle jedynki pożądają dziesiątek. To zresztą dość znana koncepcja w socjologii i napisze o tym notkę, stąd Zacny Wachmistrzu dziękuję za pomysł i Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
OdpowiedzUsuńNo cóż... jam tylko exemplum z dziejów przytoczył dawniejszych, aliści jeszli to jest jakiego ogólniejszego prawidła przypadek, to rad poczytam co o tem:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bałwaństwo bywa bardzo atrakcyjne dla płci niewieściej, szczególnie gdy młoda. Miłość ślepa jest. :)
OdpowiedzUsuńA nie pomyliło Ci się ze Sprawiedliwością?:) Miłość to głupia jest... a przynajmniej ogłupia...
UsuńKłaniam nisko:)
Jeżeli notka dotyczy grubiaństwa i kretynizmu bohatera - rozumiem. Jeżeli chodzi o to, że pisała to zakonnica - nie rozumiem. Zakonnica jest taką samą kobietą jak każda inna i ma prawo się zakochać.
OdpowiedzUsuńNotka dotyczy tego, co z lubością czytywali przodkowie naszy, a ściślej przodkinie i z czego konkluzyja, że nie nasze to czasy "Harlequina" wymyśliły... A że za sposobnością dowiedliśmy, że i największy dureń potrafi jeszcze w kimś afektu obudzić, to już na torcie wisienka... A zakonnicy nieszczęśnej zwyczajnie i po ludzku żal...
UsuńKłaniam nisko:)
mówią, że miłość jest ślepa i w historii dużo jest na te twierdzenie dowodów ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSkoro WMPani twierdzenia Kneziowe o ślepocie potwierdzasz, to mnie jeno westchnąć przyjdzie z zadumą nad tem, któraż jeszcze się ślepą okaże nasza cecha, stan czy muza... Bo niezadługo przyjdziemy k'temu, że nam się po tem świecie przyjdzie poruszać na podobieństwo kretów czy nietoperzy, jeno ich zmysłów arcyszczególnych będąc pozbawionemi...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
UsuńTo właśnie chciałam powiedzieć. Człowiek nie jest nietoperzem ani kretem!
Pozdrawiam i serdecznie.
Może i na szczęście...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Na razie moje komentarze niewiele wnoszą ale delektuje się zarówno formą jak i treścią :-D W każdym razie smakuje każde zdanie jak... jak małmazje bo żadne inne porównanie staropolskie? mi w tym momencie do głowy nie przychodzi :-)
OdpowiedzUsuńŻaden komentarz nie jest bez znaczenia, bo też i nigdy nam nie znać jakież skojarzenia jakich kolejnych klapek w mózgowiu odmykają i może i do refleksyj jakich cennych, jak nie autora, to może choć Lectorów Inszych nakłaniają:) A dla mej pisaninki nadtoś, WMPani, łaskawą, z czem przesadzać nie należy w dobrze pojętej o Wachmistrza trosce, któremu nader łacno stan dumy permanentnej przychodzi...:)))))
UsuńKłaniam nisko:)