23 marca, 2014

O wietrze historii i portkach pętaków...III

   Alexis Henri Charles Clérelde, wicehrabia de Tocqueville i pod tem mianem najwięcej znany francuski XIX-wieczny myśliciel polityczny, socjolog i polityk (a podług mnie i jeden z tęższych umysłów, jakich ta ziemia nosiła i z pewnością jeden z mądrzejszych historiozofów), napisał kiedyś, że "najniebezpieczniejszym dla złego rządu jest zazwyczaj ten moment, w którym zaczyna on się reformować". Ja bym dorzucił do tego zdumiewające prawidło, na które oczu otwierał nam jeszcze Mistrz mój, Felczak (IIIIII)... że większość rewolucyj, buntów, zamieszek i ruchawek wybucha wcale nie wtedy, gdy lud jest na samym dnie jakiej najczarniejszej nędzy, beznadziei i rozpaczy, a wtedy, gdy się coś mu w tejże materyi, bodaj nieznacznie, poprawi i sprawy zdają się iść ku lepszemu, i gdy znienacka na tej drodze następuje jaki krok wstecz... Ów tego wiązał z zawiedzionemi nadziejami i żartował, że w takim razie największą siłą sprawczą świata byłaby Nadzieja, aliści mnie się zdaje, że ten nacisk tu by trzeba kłaść raczej na tem poprzedzającym ją słówku "zawiedziona"... Wszyscy wiemy, do czego zdolne bywają zawiedzione w swych afektach niewiasty, tandem pomnożywszy tej mocy przez zawiedzionych tysiące, zyskujemy siłę zdolną góry przenosić i rzeki zawracać...
  Nie inaczej było i jesienią Roku Pańskiego 1923 w Polszcze. Jakeśmy tu już rzekli w notach tegoż cyklu uprzednich (I i II,), płace pierwotkiem się i w pierwszych inflacyjnych latach uwiększyły nawet, bezrobocie spadało, mizerniutka jaka, bo mizerniutka przecie zajaśniała prosperita, tak miła sercom znędzniałego wojną narodu, a i tem milsza, że to nareście w Niepodległej, tandem gmin na prosty biorąc rozum, miarkował, że tak oto będzie już i zawsze, bo nareście na własny pracujemy dobrobyt, a nie dla zaborców kiesy...
  Jeno, że ta inflacyja, która w roku 1919 sięgnęła tysiąca procent rocznie (czego bym właśnie z wspominanemi wymianami waluty w dzielnicach pozaborowych kolejnych najwięcej wiązał) , a w kolejnym zwolniła do 435, i znów w 1921 do 395, w roku 1923 eksplodowała do... z górą 35 tysięcy procent! Niewyobrażalne to sprawy nawet dla tych starszych z nas, co inflacyi przedbalcerowiczowej pomną*... Pamiętam rysunek z ówcześnego czasopisma jakiego satyrycznego, mający rzekomo ilustrować kłopoty urzędnika państwowego po wypłacie... Owoż stał sobie jegomość na chodniku otoczony paroma workami, torbami i walizkami, z których na wszystkie strony wystawały banknoty i mówił sam do siebie: "Mam za dużo pieniędzy, by je wszystkie unieść i zabrać do domu, a za mało, by opłacić dorożkarza!" 
   Śmiech śmiechem, ale prawdziwie ku temu szło! Biznes bodaj najpierwszy znakomicie rozumując, że tak przecie funkcjonować nie sposób, jął się coraz i powszechniej praktyki cen przeliczania na walutę stabilną obcą i zaufania godną. Podobnego obrazka mogliśmy niedawnem jeszcze czasem, a i pewnie wciąż jeszcze na wschodzie obserwować, gdzie się Rossyjanie masowo w dolarach rozliczali. Polska początku lat dwudziestych wolała złote franki szwajcarskie:) I tak to dajmyż na to hurtownik jaki poruczał detaliście towaru na termin odroczony, ale umawiali się oba, że ta oto partia warta jest, przypuśćmy, tysiąca złotych franków i równowartość tego ma kontrahent do tygodnia czy dwóch spłacić, niezależnie od tego, wieleż to milijonów marek polskich w tym przyszłym czasie wyniesie... Kto tego nie czynił, luboż się k'temu akomodował nadto późno, tracił grosz niemały i przedsiębiorstwa, naturalną rzeczy koleją, jeśli nie upadały, to przynajmniej kosztów cięły, najczęściej w pierwszej kolejności, pracowników część jaką zwalniając, co naturaliter protesty budziło, jako to strajki**, a w Zagłębiu Dąbrowskiem nawet i fabryk siłą przez robotników uzbrojonych przejmowanie...
  Próbowałżem sam sobie responsu udzielić jakież najważniejsze tegoż przyczyny, że cyrkumstancyje wielce podobne przecie, które sprzed trzydziestu lat pamiętamy, przecie do społecznego wybuchu nie przywiodły... Odpowiedzi znam dwie: pierwsza, żeśmy tego, co cierpieć przyszyło, mięli za efekt uboczny a przejściowy reform, z któremi już się dłużej naprawdę zwlekać nie dało, przy tem reform czynionych przez "nasz" rząd, którego właśnie uprzedni społeczny wybuch do władzy wyniósł. Rząd Witosa nie dość, że doszedł do władzy kosztem gabinetu Sikorskiego, którego rozumiano ponadpartyjnym rządem fachowców, ergo szło tu jeszcze o jakim kredycie ogólniejszego zaufania mówić, to jeszcze składał się, przynajmniej w oczach opinii publicznej, z endeków, zatem już o poparciu socjalistycznie nastawionej, a niemałej społeczeństwa części, nawet i marzyć nie było co... Co gorsza był też to i rząd przeciw Piłsudskiemu wymierzony, zatem i kolejna wielka grupa uważała za koniecznem, by go, jeśli nie zwalczać, to co najmniej nie popierać... Tego, co pomiędzy temi siłami społecznemi pozostało, nadal było niemało, ale nie w miastach, a to tam się sprawy rozstrzygnąć miały...
  I odpowiedź wtóra, której by szło do personalnej sprowadzić przyczyny, gdyby nie to, że ta persona, wielce przy tem zasłużona, nie była wyrazicielem szerszej troski o dobrą ze społeczeństwem komunikację i o coś, co dziś zwiemy "działaniami osłonowymi"... Mówię, jeśli kto jeszcze nie pojął, o Kuroniu i o wszystkim, czego ów w rządzie Mazowieckiego poczynił... Witosowi kogoś takiego zabrakło, ale też i tej myśli, by zadbać o kogo takiego... Wziąwszy bowiem na zimno, rząd czynił nibyż tego samego, czego czyniłby każdy rząd w jego położeniu: ciął koszty i starał się zapewnić przetrwanie tego, od czego będzie trzeba odbudowę rozpoczynać po reformie. W praktyce sprowadzało się to do "pomocy przedsiębiorcom", co wielce łacno było socyalistom i komunistom przedstawiać w propagandzie swojej jako odwrócenia działań janosikowych, czyli okradania biednych na rzecz bogatych.  Zwłaszcza, że nie tylko o działaniach osłonowych nawet nie pomyślano, ale owe cięcia kosztów dotyczyły np. zlikwidowania wprowadzonej przez rząd Sikorskiego tzw. zaliczki zimowej, którą wypłacano w październiku pracownikom budżetówki, by mięli za co węgla na zimę zakupić czy przyodziewy zimowej. Imaginujcież teraz sobie sami, żeście w tem położeniu, gdzie już i tak końca z końcem związać nie sposób, zima za pasem i nagle jeszcze dowiadujecie się, że tego grosza, co ostatnią był Waszą nadzieją przed zimą... nie dostaniecie... I dodatkiem wieści tej macie nieledwie w chwili ostatniej! Doprawdy trudnoż się dziwić, że się ludzie wściekli...
  A przydajmyż tejże ekonomicznej niedoli poczucia zagrożenia płynącego ustawicznie z tego, co się na ulicach działo, o czem się po gazetach czytało cięgiem... Wam się zdaje, że nasze życie polityczne jest chamskie i brutalne... Zajrzyjcie sami w serca Wasze, jakże nas strwożyły ukraińskie wypadki, które nas przecie wprost nie dotyczą!  A teraz imaginujcież sobie, żeście się o ten niemal wiek cofnęli i właśnie Wam w biały dzień, na oczach tłumu niemałego, zastrzelono świeżo obranego prezydenta! Nie, że w wypadku zginął, o którem potem tysiączne krążą konfabulacyje o zamach oskarżające, tylko prawdziwie i bezczelnie go zamordowano! Małoż na tem: by to choć jeszcze do jakiego otrzeźwienia wiodło, jakiej konfuzji powszechnej, żalu i naprawy obietnic, bodaj i tak chwilowych, jako naród nasz po papieża umiłowanego skonie, poruszyły... Wrzask nieledwie histeryczny niemałej części prawicy, że "mu się należało", tytuły prasowe bezczelne w rodzaju "Ciszej nad tą trumną!", to codzienność nasza przełomu 1922/23... Wiosną mamyż serię "zbrodni dynamitowych", gdzie jedynie szczęśne okoliczności zbiegi sprawiły, że ofiar temu było niewiele, ale i tak społeczeństwo było wstrząśnięte do dziś niewyjaśnionemi zamachami bombowymi na miejsca publiczne w Warszawie i Krakowie***
  Małoż na tem! W atmosferze już powszechnego nieledwie wrzenia i na niespełna trzy tygodnie przed temi zamieszkami w Krakowie, w Warszawie wylatuje w powietrze Cytadela, a ściślej ogromny magazyn prochowy i amunicyjny w niej zlokalizowany. Ginie 25 osób, poranionych jest z górą czterdzieści, głównie z rodzin wojskowych mających w Cytadeli mieszkania służbowe... ****, w całym bodaj mieście wylatują z okien szyby, a wstrząsu odczuwano podobno i w Rembertowie, Radzyminie, Otwocku a z Mińska Mazowieckiego dzwoniono do stolicy z pytaniem, czy to jakie ziemi trzęsienie...
   Przydajmyż temu, że te wstrząśnienia i niepokoje nie byłyż jeno naszą specjalnością. Takoż jesienią bułgarscy komuniści i chłopów część jaka za broń przeciw rządowi Cankowa chwyciła. 22 października zbuntowali się robotnicy Hamburga i przez dni kilka naprawdę bohatersko walczyli z policją i oddziałami Reichswehry. Choć tam przyznać wypadnie, że rzecz cała była jawną Kominternowską prowokacją, którą kierował Ernst Thälmann... Gdy u nas w Krakowie przyszło do jakiego takiego uspokojenia i można było o pogrzebach poległych począć myśleć, we wcale nie tak odległem Monachium niejaki Adolf Hitler swego wszczynał puczu, który go miał na rok zaprowadzić za kratę, czyli dać sposobności spisania "Mein Kampf"...
  Ano i pora byłaby nareście, jak to ironizuje Vulpian Jegomość: "po tym krótkim wstępie" przejść nareszcie do rzeczy, czyli do samych wypadków przebiegu, ale żem tu już i tak był popisał niemało, to by nie zanudzić, od tego rozpoczniem części kolejnej...:)
_________________________
w roku 1989 mięliśmy tej inflacyi w stosunku rocznym 639,6% (tak podaje Wikipedia w artykule o planie Balcerowicza, choć pod hasłem "inflacja" twierdzi, że 251,1%), zatem można rzec, że mięlim niejakiego porównania do trzech pierwszych lat inflacji z lat dwudziestych, aliści do roku czwartego już żadną miarą...
** przyszłoż tego roku łącznie do 1 200 strajków, w których udziału wzięło z górą 850 tysięcy ludzi. Wejrzawszy na to, że to najwięcej w przemyśle, gdzie jeno cząstka jaka tych, co w niem do wojny pracowała, przyjdzie przez tą proporcyją pojmować, że to bodaj czy nie największe w przemyśle przedwojenne poruszenie było... Zwłaszcza, że przystępowali do nich także i pracownicy państwowi jako to kolejarze, czy pocztowcy...
*** redakcje kilku gazet, zarówno lewicowych, jak i prawicowych, stąd jakby brak zdecydowanego politycznego ostrza tych ataków, piętro jednego z hoteli, budynki UW i UJ.
**** Przyczyn tej eksplozji także nie znamy, choć dziś, bacząc na rzeczy bez politycznych emocyj, najwięcej skłonniśmy się tej przychylić teorii, że eksplodował proch pochodzenia włoskiego, który podobno zbyt długo leżakując ma skłonność do uwalnia z siebie łatwo zapalnych gazów. Gen.Sosnkowski już wtedy w specjalnym wywiadzie dla "IKC" tłomaczył, że tego rodzaju ładunek winien być z czasu do czasu zlewany wodą, czego w Cytadeli zaniedbano. Rzecz chyba jednak była szerszej natury, bo w raporcie francuskiej misji wojskowej z 23 sierpnia tegoż samego roku, wytykano nam niewłaściwe w Cytadeli przechowywanie "materyjałów eksplozywnych" w tem i, odziedziczonych jeszcze po przedwojennej rosyjskiej załodze twierdzy, granatów ręcznych, które w 1923 były przeżarte rdzą niemal doszczętnie... 

16 komentarzy:

  1. Waszmość zamierzasz nową baśń tysiąca i jednej nocy napisać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notaria, ale jak w każdej bajce jest ziarnko prawdy tu wyłapałam kilka ziarenek:
      Zabójstwo Narutowicza 16 grudzień 1922, (bo chybaż o niego tu się rozchodzi?) Co zabawne zamordował go niejaki pan o nazwisku (o ironio losu) Niewiadomski Eugeniusz. ;)
      Reforma walutowa 1924 (rząd Grabskiego uchwalił)
      Pucz piwiarniany Hitlera 8/9 listopad 1923,
      W pierdlu siedział od kwietnia do grudnia 1924.
      A jak już bajki będzie Wachmistrz pisał to za pewne doda i legendę o roku 1933 a zwłaszcza 30 stycznia.
      ;)))
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Natalie, chyba nie zrozumiałas ironii. A jeśli o historii mowa, to sławetny zabójca miał na imię Eligiusz ;-)

      notaria

      Usuń
    3. Dziękować za poprawienie błędu. Ale żeby tak do Wachmistrza z Ironią? Winszuję odwagi! ;))

      Nie no, tak żartuję tylko, proszę nie mieć mi za złe :)

      Usuń
    4. Natalio, Notaria najwyraźniej świetnie wie (skąd?) że dyby mam akurat w praniu, a nahajki serwis wziął do przeglądu:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Notario: dopokąd tylko sułtan słuchać raczy....:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt23 marca 2014 14:27

    1. Pod koniec lat osiemdziesiątych w Słowenii (będącej jeszcze częścią Jugosławii) wszystkie płace były ustalane w markach niemieckich, a w dniu wypłaty przeliczano je na dinary po kursie dnia. Nie pamiętam jednak, czy to samo dotyczyło cen. Należy przy tym pamiętać, że to było narzędzie antyinflacyjne i marka nie była w obiegu tak jak euro w dzisiejszej Czarnogórze, które tam jest używane prawem kaduka.
    2. A w Bośni i Hercegowinie do dzisiaj jednostką rozliczeniową jest tajemnicza "konwertybilna marka".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że z chwilą załamania się dawnej Jugosławii i masowej stamtąd emigracji zarobkowej, głównie właśnie do Niemiec, to przywożone przez tych emigrantów marki stały się jedyną realną i mającą pokrycie walutą na całym terenie dawnej Jugosławii, zatem to chyba nie jedynie słoweńska specjalność. Myślę zresztą, że w każdej sytuacji braku zaufania do waluty oficjalnej rodzi się jeśli nie zupełnie nowy pieniądz, to przynajmniej funkcjonuje w swoistym obiegu alternatywnym, czasem może i podziemnym. Za nieboszczki Peerelki dolary nawet pod postacią ersatzu jako bony PekaO też przecie świetnie funkcjonowały...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. No dobrze, a teraz poważnie.
    Coś jest na rzeczy, naród zmian nie lubi, a jeśli jeszcze się do czegoś tam przyzwyczai i nagle chcą mu to odebrać to już na ulicę wyłazi z krzykiem i kijami, a rząd tedy uspakaja, obiecuje góry, następnie wysyła wojsko, karze strzelać do demonstrujących, a po cichu, w nocy pakuje manatki w tym obrazy, złoto i zabiera pudelka pod pachę wyjeżdżając z kraju. A za jakiś uspakaja swój lud, że zdrów i że żyje jeszcze mając się dobrze. No nie poszła mi powaga, wyszła kolejna bajka. ;))
    Dygam wdzięcznie Waszmości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, rząd Witosa przynajmniej o tyle do tej wizji nie przystaje, że nie miał ani dokąd, ani zamiaru uciekać:) Poza tym oni chyba naprawdę wierzyli w to, że mają do czynienia z komunistycznymi wichrzycielami i że to nie jest głos ludu, a bolszewicka intryga i agitacja...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Ale się działo! Nie pamiętam, żebym w szkole na lekcjach historii choćby 50% tych informacji słyszała! Albo mam już mocną sklerozę, albo na Wachmistrza musiałam trafić żeby doszczegółowić fakty :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego po szkołach nauczają, tego po największej części mieć muszą z programów wynikłego, a te iżby cokolwiek być chciały więcej szczegółowemi, to koniec tegoż taki pewnie by był, że by tej historii mieć trzeba w tygodniu z godzin najmniej dziesięć, a nie dwie lub jedną i wrychle by wszyscy tego znienawidzili przedmiotu:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. O bogowie! To był dopiero wstęp?! Toż w alkoholizm wpadnę! Bo w moim przypadku, to "biez pół litra nie razbieriosz"... :) No staram się! :))) Ale mechanizmy obronne u mnie siiiilne, przed treścią chronią... :)))
    Podejrzewam, że niechęć moja wynika z tego, że miałam wyjątkowego pecha do osób nauczających historii, które sprawiły, że przedmiot ów był przeze mnie bardzo nielubiany.
    Pociesza mnie jedynie fakt, że nikt mnie z tego odpytywał nie będzie, bo czasy studenckie mam już dawno za sobą. :)))
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściślej: preludium wstępu:))) I widzę, że średnią mamy podobną, bo i u mnie na napisanie podobnie wychodzi:)) A co do odpytywania to radziłbym się nie zarzekać, bo mi tu już niejeden (niejedna) sugerowali, by semestr każdy klasówką kończyć:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. No czemu mnie Waćpan tak okrutnie straszysz?! Czym zawiniłam?! No czytam przecież! A że Matka Natura rozumu poskąpiła i niektórych spraw pojąć i przyswoić nie mogę, toż to nie moja wina. To może jednak bez tej klasówki?... :))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Ja straszę?:)) Przecie to nie moje koncepta:)) No i jakże ja bym mógł despekt uczynić niewieście, osobliwie jeszczeć Lektorce tak wiernej?:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)