18 stycznia, 2016

Okruchy nie tak dawnej codzienności... II

  Jedna z bodaj najpopularniejszych okupacyjnych piosenek, na tysiące już przerabiana wersji, także i współcześnych, nic z wojną nie mających wspólnego... Nibyż zrozumiała, a przecie jak się pokazuje, paru tajemnic zawiera. Własnym dziatkom tłomaczyć musiałem, coż znaczył "góral" i czemu jego dawanie mogło oznaczać wolność. Wspominana w piosence ulica Skaryszewska, bez wiedzy o tem, że tam się mieścił obóz dla wywożonych na roboty do Niemiec, jest kompletnie nieczytelna, ale ja dziś bym się chciał nad jednym słówkiem z refrenu zatrzymać...
  Pacholęciem byłem, gdym tejże piosnki posłyszał po raz pierwszy, przecie nie tak nieobytym, by nie wiedzieć już, że nocny nalot mógł oznaczać po prostu akcję, w tym przypadku gestapo, na jakie mieszkanie konspiracyjne i tak też tego nalotu przez wiele lat rozumiałem. Osobliwie jakem poznał, że przecie nie bombardowali nas alianci, którym długo do Berlina było nadto daleko, a cóż dopiero do Warszawy, zresztą na cóż by tego czynić mięli?
   Przyznaję, że świtała mi myśl, że to może jednak nie o akcje gestapo po lokalach i melinach podziemnych idzie, bo przecie piosenka miała o "normalnym" życiu przeciętnych ludzi traktować, a w konspirację był ledwo jaki procent zaangażowany. Był czas, żem się w tem doszukiwał jakich reminiscencyj jeszcze Września 1939 roku sięgających, dopokąd żem nie pomiarkował, że to o coś zupełnie innego idzie... O jedno z najbardziej bodaj zamilczanych po wojnie barbarzyństw sowieckich, mniej znanych dziś nawet, niźli osławione mordy katyńskie... O sowieckie naloty na Warszawę, których nawet jeśli przyjąć, że miały na celu niemieckie instalacje wojskowe, składy czy węzły komunikacyjne, to przy właściwej sowietom precyzji i nieliczeniu się z życiem ludzkim, najwięcej poszkodowaną była ludność cywilna Warszawy, gdzie zabitych liczono w tysiące, zburzone domy w setki, a dokuczliwość  tychże nalotów dla wyczerpanych psychicznie warszawiaków okazała się bardziej sroga nawet, niźli niemieckie naloty w 1939 roku...
   Zważywszy jednak na daty tych nalotów i ich osobliwe nasilenie w momentach co większych kryzysów w relacjach Moskwy z rządem Sikorskiego, nie ja jeden podejrzewam w tem swoistej osobliwości sowieckiej dyplomacji, wykorzystującej zasięg i udźwig swoich bombowców jako narzędzie nacisku...
   I jeden jeszcze drobiazg do obrazu okupacyjnej stolicy: znane niemal z każdego dziś o powstaniu czy okupacji w Warszawie, podwórkowe kapliczki, przy których się modli grupka niewiast, czy i mężczyzn starszych czasem... Ten ruch wzmożonej religijności narodził się właśnie wtedy, za sprawą bombowców sowieckich i przerażającego uwidocznienia każdemu, że każdej nocy zginąć może każdy, bez względu na to, jak bardzo by nie był dalekim od wszelkich konspiracyj czy nielegalnych działań... A przecie na drugim biegunie tych masowych załamań psychicznych, licznych samobójstw, mamy i wspaniały warszawski humor, podchodzący i do tej sprawy ze zdumiewającą witalnością...
                                                            .

26 komentarzy:

  1. Górala można obejrzeć tutaj. A nad nalotami nigdy się do dzisiaj nie zastanawiałem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od siebie dodam, że "góral" dziś, w zależności od stanu, od jakich pięćdziesięciu złotych do stu z okładem ledwo wartał będzie, a i to jedynie dla kolekcjonerów...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Nad tymi nalotami się zastanowiłem gdzieś z rok temu, gdy w jakimś filmie dokumentalnym, oczywiście zachodnim wspomniano o odwetowych nalotach, właśnie między innymi i na Warszawę. Nic więcej tam na ten temat nie było, ale przecież wydawałoby się logiczne, że przynajmniej mosty i węzły komunikacyjne mogły być logicznym celem. Przy znacznej sprawności niemieckiej obrony, te naloty siłą rzeczy pewnie były w większości nocne? Nigdzie indziej nie natrafiłem na podobne materiały - jakby nigdy takie rzeczy się nie działy?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za to uzupełnienie:) Zaintrygowało mnie jednak, czemuś za celowe podkreślić uznał, że "oczywiście zachodni"?:) No i tu bym akurat był wątpień pełen, czy węzeł komunikacyjny w Warszawie miał dla frontu aż takie znaczenie? Czemu nie Królewiec, Suwałki czy Lublin?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bo w naszych nie spotkałem nic. Inna sprawa, że nie szukałem specjalnie, bo zapewne bym znalazł. Dlaczego oczywiście zachodnich? Bo są strasznie przekłamane i "po łebkach", za to na ogół bogato opatrzone filmami i zdjęciami.

      Usuń
    3. Pojmuję, choć dla mnie ciekawsze było to "oczywiście" od tego, że "zachodnie":)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. A bo wiesz, był czas, kiedy uważałem, że jak "zachodnie" to prawdziwe. Teraz uważam, że jak zachodnie to oczywiście spłycone, po łebkach i nie dość, że autor nie zrozumiał, to pewnie jeszcze tłumacz źle przetłumaczył, a lektor jeszcze gorzej przeczytał. Ale filmiki na ogół są sensowne, chociaż polskie dwupłaty z wojny wrześniowej też już widziałem - oczywiście z kroniki niemieckiej.

      Usuń
    5. Ja, gdy jakieś Discovery oglądam, gdzie co pięć minut uważają za słuszne powtórzyć, co już raz powiedzieli, a na końcu jeszcze raz zrekapitulować całość, to zaczynam się zastanawiać dla jakich matołów to jest w zamyśle przeznaczone... Pomijając "odkrywczość" będącą odkrywczą chyba tylko dla realizatorów...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Te kapliczki rozsiane były po całej Polsce. Ludzie odprawiali majówki, poświęcenia pól, modlili się o deszcz, za pokój i zdrowie, odprawiali różaniec. Bali się o życie. Pamiętam opowiadania dziadka akowca o tych nalotach sowieckich, ale babcia ucinała krótko, by dzieciom nie mieszać w głowach. Ona też bała się mówić. Takie czasy, warto teraz sięgać do trudnych, niewyjaśnionych do końca spraw. Serdeczności zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czym zrozumiał dobrze, bo zawżdym mniemał, że po wioskach kapliczek było pełno i, w rzeczy samej, naród religijny to i nie stały zapomniane... Mnie szło o swoiście oddolny ruch, nawet i bez księży udziału, gdzie takie kapliczki znagła stawiano, gdzie ich nigdy dopotąd nie było, czasem jakiej wnęki na to adaptując w ścianie, a czasem między jakiemi klombami na podwórku wznosząc...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Pewnie były te sowiecki naloty. Warszawa miała przez cały czas wojny i długo potem wyjątkowego pecha.
    A mnie się przypomniało jak Mama opowiadała że jeszcze długo po przegonieniu Niemców z Rzeszowa przylatywały nad to miasto niemieckie samoloty i nadal spuszczały bomby...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zbyt dużo i zbyt poważnych źródeł tych nalotów dowodzi, byśmy co o nich jeszcze wątpić mięli. Dla mnie szokiem było uświadomienie sobie stopnia zamilczenia tegoż temat, jak i skala strat...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Przyznaję, że ja taka dociekliwa nie jestem. Tamte piosenki bardzo emocjonalnie odbieram. Niestety, czasem daję się ponieść uczuciom i wtedy: "Czucie i wiara silniej mówi do mnie / Niż mędrca szkiełko i oko."
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emocje w odbiorze nie są niczym złym, byle właściwie kierowane. Tu zaś nam jedynie na część naturalnych dozwolono emocyj, bo tych współczujących i solidaryzujących. Na te, słusznym gniewem podszyte już nam nie dozwolono, fałszując obraz sprawców...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Humor humorem, ale tak na poważnie - to były straszne czasy, w których ten humor służył oswajaniu wszechobecnej śmierci, jak dance macabre w średniowieczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda... Spomniał mi się z punktu Bruno Winawer, który struchlałym gospodarzom ukrywającym go, miał rzec, gdy go gestapo zabierało, by nie mieli pretensji, gdy mydło się będzie źle mydliło (był ponoć przeraźliwie wychudzony)...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Temat nalotów umknął mi rzeczywiście.
    Nawet trochę wstyd mi się z tego powodu zrobiło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Miły Bóg! A to czemu, Drogi Antoni? Zaliżbyś to Ty te bomby zrzucał, luboż łgał co kiedy wkoło tego, kto tylu nieszczęść sprawcą? Bo tylko wtedy bym jakiś w tym powód do wstydu widział...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Kwestia nalotów i kto do kogo wtedy strzelał była dla mnie oczywista, gdy słyszałem opowieści jak to rodzina ukrywała się w zagonie słoneczników - wiadomo - podli Niemcy. Tymczasem później okazało się, że wcale nie Niemcy tylko Ruscy! Podobnie kule w ścianie domu - też nie niemieckie, tylko z "ruskiego peema".
    Tak wiec wydawałoby się, że bombardowania i ofiary cywilne powinny być dla nas oczywiste, a rzecz jakby zniknęła ze świadomości - wiadomo, tylko niemieckie zabijały! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... mojego Dziadka rozstrzeliwali na bużańskim mości, szczęśliwie nieskutecznie, już we Wrześniu 1939... Nigdy to skrywane nie było, podobnie jak i insze względem familijantów inszych sprawki, tom i ja nigdy chyba złudzeń nie miał, co do tego, co od wschodu przyszło... Ale wiem o czym mówisz, bo do dziś jest w Polsce mnóstwo ludzi, którzy zamianę jednej okupacji na drugą nazywają wyzwoleniem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Akurat mojej rodziny za wiele to "wyzwalanie" nie dotknęło - jedynie brat dziadka od strony matki zginął szybko i skutecznie po powiedzeniu do ruskiego sołdata, "ty głupi kacapie". Ale już sąsiedzi to sobie kawał świata zwiedzili! Z jednej strony matka z czwórką dzieci, z drugiej ojciec rodziny przeszedł od Lenino, do Berlina. Wszyscy przeżyli cudem boskim.
      Tak przy okazji, kolekcja medali i orderów tego weterana spod Lenino i Berlina to był naprawdę widok niesamowity! Był tam i Krzyż Walecznych i Krzyż Grunwaldu i kolejne medale za bitwy - Lenino, Warszawa, Wał Pomorski i Berlin. Innych nie pamiętam, ale było ich więcej.
      Po wojnie NKWD po mojego ojca (małolata) przyszło w nocy, ale się dobrze schował, więc na tym się skończyło. Więcej w okolicy naszego domu nic specjalnego się nie wydarzyło. No co ja poradzę, że tak mało? :P ;)

      Usuń
    3. A! No to już teraz pojmuję Twoją motywację, by to zmienić i czemu żeś na Ludwinowie zamieszkał:))):P
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Nigdzie się bezpieczniej nie czuliśmy, jak tam!!! :)

      Usuń
  9. Temat sowieckich nalotów nie był mi znany. Zadziwiające, że dostając potężne lanie w 41 byli równocześnie w stanie bombardować odległe cele. No cóż, dodatkowy dowód, że nie do obronnej wojny się przygotowywali...
    Jednakże rosyjskie naloty bombowe mogły być sporadyczne tylko, a pieśń mówi o codziennych troskach, jednym tchem naloty i łapanki wymieniajac. Dlatego skłaniam się do dotychczasowej interpretacji. Tylko nieznaczna część ludności była w konspiracji? Ale zapewne okupant i granatowa policja najczęściej niecelnie uderzała? Z pewnością zabierano wielu "niewinnie" podejrzanych. A czy "przy okazji" nie zabierano ludzi bez "dobrych papierów" na roboty do Niemiec? Sądzę, że"nocne naloty" były postrachem nie tylko konspiracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem Waszmości za ten głos obligowany, choć pozwolę sobie się z nim nie zgodzić, a co więcej zda mi się, że z lektury tejże historii pod linkiem ukrytej, umknęło WMPanu coś jeszcze... Mianowicie, że nalotów z bombami było, owszem, nibyż jedynie kilkanaście, ale i tego starczyło, by złamać odporność psychiczną wielu warszawiaków, ale przede wszystkim to, że oprócz tych nalotów, Sowieci wielokrotnie wysyłali nad Warszawę pojedyńcze samoloty w celach podobno rozpoznawczych. Dla przeciętnego szarego człowieka z ulicy, który musi pędzić do piwnicy, gdzie spędza ileś godzin do odwołania alarmu, modląc się o przeżycie, to będzie niewielka róznica, czy te bomby realnie gdzieś spadły, czy nie. On spędził noc w piwnicy, w grozie niezbyt odległej śmierci... Nawet jeśli wrócił jeszcze tej nocy do własnego łóżka, to nie sądzę by umiał spokojnie zasnąć i odpocząć przed kolejnym, ciężkim przecie dniem. Cywile się przecież nie orientowali w działaniach militarnych niemieckich, zatem mogli nawet i przyjmować, że nalot faktycznie był, ale go Niemcy rozbili, lub też zbombardowano coś odległego i dlatego nie było nic słychać. Ale psychicznie, w sensie umęczenia cywilnej ludności, taki nalot pojedyńczego samolotu był niemal równie skuteczny, co bombardowanie w wykonaniu kilkunastu, czy kilkudziesięciu maszyn...
      I prawdę rzekłszy, to trochę tu podejrzewam Niemców o cyniczną grę na użytek naszej ludności tymi właśnie nalotami. Jak dla mnie sens odwetowych nalotów, nawet przyjmując, że to na węzły kolejowe, był w czerwcu 1941 żaden, w przeciwieństwie do bardzo celnego w pomyśle i wykonaniu nalotu na zagłębie naftowe w Ploeszti. W filmie linkowanym przez Dreptaka w jego komentarzu jest poświęcone sporo uwagi niemieckim pilotom myśliwskim, którzy tamtą wyprawę bombową w drodze powrotnej po prostu zmasakrowali, dając wyraźny sygnał, że Ploeszti jest i będzie twardo bronione. Warszawa broniona nie była i nawet kilkanaście sowieckich nalotów nie zmieniła tu niemieckiej taktyki, czyli rozumiem, że Niemcy dokonali jakby "zaproszenia" do kontynuowania tych "zabaw", znakomicie się orientując zarówno w percepcji tego przez Polaków, jak i w przełożeniu tego na stosunki międzyrządowe w ramach koalicji antyhitlerowskiej... Przecież na wszelką logikę taki pojedyńczy sowiecki aeroplan zapuszczający się na setki kilometrów w głąb wrogiego terytorium, nie miał prawa wrócić cały do bazy, a skoro Niemcy to tolerowali, to albo im na tym zupełnie nie zależało, albo też potencjalne zyski w postaci animozji polsko-sowieckich były tego warte...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)