27 kwietnia, 2016

Świętuje 3 Pułk Strzelców Konnych...

... imienia hetmana koronnego polnego Stefana Czarnieckiego, bo tak pułku tego pełna nazwa brzmiała. Winienem pułkowi temu szczególne względy, bo - jak pomną Bywalcy -  to ostatni z tych czterech, którem prześlepił, ustawicznie onych pomijając w przypomnieniach naszych...:((
   Po prawdzie, jak Szczur z upodobaniem powtarza, na niejakiego Wachmistrza się powołując, tom o cząstkach tego pułku jednak pisał, bo primo, żem pisał o 5 Pułku Strzelców Konnych, a to właśnie dawny 3-ci wojennego czasu, nim numeracyi nie odmieniono po bolszewickiej wojnie,  jako też i spominałem słynnych "Huzarów Śmierci" porucznika Siły-Nowickiego (ojca słynnego w PRL-u adwokata w sprawach politycznych występującego).
   Ale przejdźmy do rzeczy i wyjaśnień, w tym przypadku koniecznych. Reorganizując po bolszewickiej wojnie pułki, samodzielnie działające dywizjony i szwadrony, przyjęto pierwszeństwo kolejności pułków ułańskich wywodzących się z dawnych Korpusów Polskich, co ich jenerał Dowbór-Muśnicki w rozpadającej się carskiej Rosji formował. Ale iżby swarów o to pierwszeństwo pomiędzy niemi a pułkami wywodzącymi się z legionowych tradycji ułanów ukrócić, a jenerała zasłużonego i jego żołnierzy nie urazić, chytry Wieniawa podsunął Piłsudskiemu konceptu, by te post-legionowe nazwać szwoleżerskimi i przypisać im znów jako pułkom szwoleżerów numery od pierwszego. Aliści pozostały jeszcze pułki, co z jenerałem Hallerem i jego "Błękitną Armią" z Francyi przyszły i te pierwotkiem ponazywano pułkami dragonów, co się żołnierzom samym nie za bardzo podobało i nie przyjęło się. Równocześnie pojawił się jakoby i inszy podział: na ułanów wojujących w swoich pułkach samodzielnie niejako i na tzw. kawalerie dywizyjne, czyli jaką tam przygarść jeźdźców, wykonujących wobec dywizji piechoty, do której ich przydzielono, funkcje niejako służebne, czyli zazwyczaj zwiad i osłonę w odwrocie... I tych wszystkich żołnierzy (plus pułki Hallera) poczęto nazywać w odróżnieniu od ułanów i szwoleżerów: strzelcami konnymi, wywołując za sposobnością ciągnące się latami spory i swoiste poczucie wyższości u jednych, a niższości u drugich...
   Iżby rzeczy skomplikować jeszcze bardziej, po pokończonej wojnie bolszewickiej, gdy przydzielano pułki do terytorialnych Dowództw Okręgów Korpusów (odpowiednik dzisiejszych okręgów wojskowych), jakiś geniusz w ministerstwie umyślił, by numeracyi tych pułków ujednolicić z numerami tych okręgów i tak pułk, co już miał numeru 3-go, za przydziałem do Tarnowa, czyli V DOK, sam też i nowego numeru 5-go Pułku otrzymał, a w jego miejsce właśnie 27 kwietnia 1922 w Białymstoku nowego 3 Pułku sformowano, aleć właśnie z pojedyńczych szwadronów i dywizyjonów, coż dla braku czasu na pełne pułków uformowanie, w bój były posyłane, jako się tylko gdzie który utworzył, przecie same dla siebie sławy niemałej szablami wyrąbały… 
   Pułk, formowany pierwotkiem w Białymstoku, wrychle do Wołkowyska przeniesiono, co mało pochlebne  żurawiejki natychmiast strzelcom wypominać poczęły*.
  Być może i tą lokalizacją, która nie zapewniała jakichś szczególnie wyszukanych rozrywek, sprawiono, że kadra pułkowa skupiła się na sporcie i przez wiele lat ekipy z 3 Pułku zdobywały laury w w przeróżnych zawodach hippicznych, ale i w dorocznym ogólnowojskowym biegu zwanym "Militari". Gdyby sporządzano jakąś ogólną klasyfikację sportową tych pułków, na podobieństwo ligi piłkarskiej, to 3 Pułk Strzelców Konnych byłby przez wiele lat trzecim także w rywalizacji na ilość zwycięstw i pucharów:)
  Małą osobliwością pułkową było to, że służyło tu ochotniczo kilkoro podoficerów i oficerów Osetyńców (m.in.Znaur Gagjew, Ewgraf Cucite), którzy w czasie wojny walczyli najpierw u Denikina, a po jego klęsce, ramię w ramię z Polakami i w Polsce po wojnie zostali czasowo internowani.
   Kampanię wrześniową pułk rozpoczął w składzie Suwalskiej Brygady Kawalerii, tocząc potyczki w Czerwonym Borze pod Łomżą, Osowcem i Hodyszewem, gdzie zostaje czasowo od brygady odciętym. Przeszedłszy Narew, strzelcy dotarli do Hajnówki i tam ich doszły wieści o wkroczeniu Sowietów. Z jednostek w Puszczy Białowieskiej się znajdujących (pułki Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Kawalerii) jenerał Podhorski tworzy Zgrupowanie Kawalerii "Zaza", i temu to zgrupowaniu 3 Pułk Strzelców Konnych w ciężkich bojach pod Kalenkowiczami (21-22.IX) otwiera drogę na południe, ku przeprawom przez Bug i dalej ku rumuńskiej granicy, do której nigdy się już im dotrzeć nie udało. 28 września, po nieudanej próbie bojowego sforsowania Wieprza, pułk, jak i całe Zgrupowanie "Zaza" podporządkowuje się dowódcy Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" jenerałowi Franciszkowi Kleebergowi, z którym walczą do końca, a nawet dłużej, bo do pułku nie dotarł rozkaz generała o kapitulacji i maszerujące w szpicy ku południowi oddziały dostały się w nocy z 5 na 6 października w zasadzkę we wsi Malinowy Dół** i tam zostały rozbite :(( Paradoksalnie jednak, wielu żołnierzy ocalało dzięki koniom, które, by ich jeszcze bardziej nie przemęczać, prowadzono "w ręku" i to one, w ogniu karabinów maszynowych złożyły najkrwawszą ofiarę, zasłaniając zarazem swoimi ciałami strzelców konnych...:(
__________________________
* "Kawał d... zamiast pyska, 
    to są strzelcy z Wołkowyska!"
   "Tyle zysku, ile w pysku,
     mój "ułanie" w Wołkowysku!" 
** - Anonimowy Czytelnik, prostujący przed rokiem moje (i nie tylko moje) myłki w tymże tekście, twierdzi (i najpewniej ma rację), że miejscowość ta nosi naprawdę nazwę Kalinowy Dół. Ja mogę tylko powtórzyć, com rzekł wówczas w responsie, że błędu powtórzyłem za, poświęconym pułkowi, 33 tomikiem Wielkiej Księgi Kawalerii Polskiej (s.55, tekst najprawdopodobniej Lesława Kukawskiego)


                                           .                   

16 komentarzy:

  1. Notka piękna, niech będzie ku chwale szwoleżerów, ale tego "tfurcę tytubowego" co wrzucił ten stylizowany, skaczący obraz, niech szlag trafi!!! Oczy od tego bolą! Co za durna maniera!!! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No żeby tak zaraz szlag? Tolerancji trochę...:))Może by tak Dreptak się trochę przyuczył jednakowoż kultury od Knezia, hę?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Tu dla Dreptaka specjalnie obraz jak brzytwa...:)) Za to z fonią trochę po bandzie...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. A wiesz, że tego nawet się daje słuchać! Pan rotmistrz co prawda oficerem został już długo po wojnie, ale przecież życiorys ma niezwykły i warty uwagi!
      A Knezia wzywać nadaremnie, to jak wilka z lasu - lepiej nie! :D :D :D

      Usuń
    4. Temu nie przeczę:) Ale na przewodnika chóru bym go nie najął...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Jednak słychać w tym echa dawnej świetności i nawet talentu! :)

      Usuń
  2. Panie Wachmistrzu!

    Oświecił mnie Waść w materii numeracji pułków. Mędrole ministerialne to jednak były tęgie głowy. Wpaść na taki koncept, to nie w kij dmuchał. Ale też, myślę sobie, że owych "miszczów" nigdy głowa nie bolała. Z prostego powodu - próżnia nie boli. Aktualnie mamy lepszy sort geniuszy, ale oni podpadają pod śląskie gwarowe określenie " gizdy", znaczy się - wszarze. Natomiast przed ułanami, w dniu Ich Święta, pochylam nisko głowę.

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gizdy, godocie? No jo nie wiym, czy jeszcze nie lebry, chachory i szprykanty...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Na przyszłość będę wiedziała: najpierw całość przeczytać, a potem toast wznosić. Nie odwrotnie, bo pogubiłam się totalnie...:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje szkoła nawołująca do równoległego i równorzędnego tych rzeczy traktowania...:))))))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Kojarzy mi się to tylko z Wenecją: pięknie jest być tam chwilę, ale nie daj Pan Bóg zamieszkać na stałe. Tak i z wojskiem: czyta się o nim miło, ale przecież za nic w świecie nie chciałbym tam znowu trafić, bo jestem cywilny w przekroju, a nie tylko po wierzchu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie takim wojsko dawało radę...:) A nawiasem toś mi ciekawą refleksję nasunął, że wszelki przecie odbiór nasz jakichś dawnych opowieści wojennych ex definitione skażony jest po primo tem, że ich słuchamy od tych, co przeżyli, zatem pokolenia kolejne kodują w sobie, że nie taka ta wojna straszna, skoro dziadzio był i wrócił... Secundo, że owi z latami owe opowieści ubarwiają, wyżywają się w nich, z czasem mając ich za jedyne, co młodemu pokoleniu zaoferować mogą, konfabulują już na potęgę, by nie rzec, że prosto łżą jak psy, przy których każdy wędkarz to uosobienie uczciwości i szczerości...
      Raz jeden uczestniczyłem w spotkaniu z weteranami powstania warszawskiego (całymi trzema) i z ich opowieści wychodziło mi, że to oni natłukli lwią część z tych półtora tysiąca zabitych w powstaniu Niemców. Podejrzewam zresztą, że tylko dlatego, że całe spotkanie trwało zaledwie godzinę (co nawiasem wielkiej dowodzi roztropności organizatorów, bo dziadki się rozkręcały i najpewniej w drugiej godzinie to by już sami całej wojny wygrali, a w trzeciej to kto wie, co by i ze Stalina zostało...)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Do Wołkowyska być przeniesionym dyshonor... A mój teść tamże urodzony, tylko w 1927 roku,i mieszkający również tam do końca II wś, tak Wołkowysk wychwalał ;-)

    Próbuję się rozeznać w tych konnych wojakach, przez sentyment, a może i miłość wnuczyną do mego stryjecznego dziadka kpt. Mieczysława Sokołowskiego "Dakowskiego", który służył w 1dak im. Bema w Warszawie. I nachodzi mnie rozterka, czy konni artylerzyści byli uznawani za "gorszych" od kawalerzystów?

    Serdeczności załączam szczere :)
    BB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze pytanie przez kogo i kiedy?:)) Dla mnie konni artylerzyści, jeszczeć wojujący w stylu Bema, o czem tu już zresztą pisałem) to absolutny szczyt kunsztu wojennego w połączeniu z brawurą. Ale, że każdy kawalerzysta miał ego niepomiernie wysokie, to i swój pułk i siebie zazwyczaj miał na miejscu pierwszem, potem długo, długo nic i ewentualnie może jacyś inni:) Zwyczajna to rzecz przy pułkach tradycjami obrosłych i przy ambicjach wybujałych. Podziały na "lepszych" ułanów i szwoleżerów i "gorszych" strzelców konnych dzisiaj może już bardziej śmieszą i z pewnością nie miały żadnego merytorycznego uzasadnienia w ostatnim dziesięcioleciu przed wojną, ale sami zainteresowani uważali inaczej i oficer przenoszony ze strzelców konnych do ułanów uważał, że dostał awans, a odwrotnie czuł się upokorzony... Artyleria konna okresu Międzywojnia to piękna i osobna thema, wiecznie przeze mnie pomijana, co mam sobie za winę... Tu tylko powiem, że odgórnymi, nie nazbyt rozsądnymi decyzjami, zmarnowano ogromny potencjał w niej tkwiący, co niestety, zaowocowało też i we Wrześniu...
      Zaś garnizon w Wołkowysku, ani lepszy, ani gorszy od Nieświeża, Baranowicz, czy Prużan, gdzie Mój Dziadek stacjonował:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czytałam o wrześniowych zmaganiach 1 dak-u, zwłaszcza pochłonęłam losy 3 baterii, którą nasz Mietek dowodził i rzeczywiście często trudno dostrzec planowanie, częściej grozą wieje, ale ja oczywiście strategiem nie jestem, i nie mnie sądzić.

      Aaaa, Dziadek imć Wachmistrza też wachmistrz :))) Tak to jest, jak się na czyjegoś wpadnie nie od początku :(

      Serdeczności pozostawiam,
      BB

      Usuń
    3. Widzę, że WMPani not o Dziadku moim doczytała:)) Ale i ja nie gorszy, bom nalazł był WMPani biogramy "Dakowskiego", podobnie jak i Jego familijantów... Mam rozumieć, żeś WMPani w prostej linii z tej trójki dziatek osieroconych przez poległych w powstaniu Zygmunta i Hannę, czy był jeszcze i trzeci brat?
      Nawiasem: wielce fantazyjna czapeczka u WMPani:)
      Wracając do Mieczysława Sokołowskiego: doprawdy nie wiem, czy on sam, mając w perspektywie męczeństwo w ubeckiej katowni, czy by nie wolał był we Wrześniu zginąć, jak dwóch innych bateryjnych dowódców, kolegów Jego...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)