"Życie na Wybrzeżu i w Gdyni było latem bardzo ożywione. Letnicy z całej Polski roili się i każdy mundur marynarski był dla nich wielką atrakcją. Ale jesienią zimą i wiosną budująca się Gdynia nie była tak atrakcyjna, (...) najczęściej szło się do kasyna oficerskiego na Oksywiu. Grało się w bilard albo w brydża, a potem pan Józef robił kolację, przeważnie kaszankę z kiszoną kapustą. Jeśli do kolacji zasiadało nas mniej niż czterech, zapraszało się portret jednego z naszych przodków morskich z kolekcji wiszącej na sali balowej. A więc kapra Dickmana** albo dowódcę armady Krzysztofa Arciszewskiego. Popiersie zaproszonego gościa stawiało się na krześle i wtedy wyglądał on jak żywy. Myśmy do kolacji pili wódkę, a zaproszony dostawał kieliszek kolorowego likieru. Przyjemnie było patrzeć jak Krzysztofowi Arciszewskiemu likier skapywał z brody na dublet..."
________________________________
________________________________
* - W chwili wybuchu wojny zastępcy dowódcy ORP"Wilk", niemniej później wsławionego komandora Bolesława Romanowskiego, którego najsłynniejsze dokonania jednak przypadły na okres dowodzenia przez Romanowskiego ORP"Dzik". Po stracie ORP "Orzeł" Royal Navy postanowiła przekazać nam nowy okręt podwodny, właśnie ORP"Sokół" i powierzono go Karnickiemu. Obydwaj, i okręt i jego kapitan przeszli do legendy, a za atak na włoską bazę w Navarino Karnicki otrzymał Virtuti Militari (dekorujący go Sikorski uczynił to własnym krzyżem, z własnej piersi odpiętym).
** - (właśc.Dickmanna), uznawanego za dowódcę naszej floty w bitwie pod Oliwą w 1627 roku.
** - (właśc.Dickmanna), uznawanego za dowódcę naszej floty w bitwie pod Oliwą w 1627 roku.
Do boju Polsko! Bo jak nie nie Ty..to kto??
OdpowiedzUsuńWachmistrzuniu,Zawisza jam Ci jest i ZAWSZE Z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńWaści sława, czy raczej osława Cię na tyle daleko poprzedza, bym wiedział, że nie będziesz tu mile widzianym gościem... Nie zmuszaj mię zatem, bym Ci rzekł jako Klarka...
UsuńOśmielę się rzec, że piloci większą mieli fantazję. W kasynie posiadali "bibliotekę" - czyli likwory do wyboru, do koloru, ale uporządkowane wg alfabetu. Zabawa polegała na tym, że jeden z nich wymyślał jakieś słowo - np. "mama", drugi mieszał n.p. m-alinówkę, a-roniówkę, m-etaxę i a-nyżówkę, a trzeci to wypijał i próbował odgadnąć zadane słowo. Ponoć jeden z oficerów zgadł słowo "Nabuchondozor".
OdpowiedzUsuńCzytałem i ja ów fragment memuarów Meissnera:) I pomnę, że to jednorazowa była pokazówka na użytek jakiegoś wizytującego jenerała, nieprzesadnie bystrego, i to onemu się który z lotników z tem "Nabuchodonozorem" chwalił, nie bacząc na rozpaczliwie gestykulującego Meissnera, który struchlał na myśl, że jenerał mógłby tego chcieć powtórzyć i skąd tu wziąć alkoholi do czterech "o", a jeszcze jak tylu kartek zza pleców jenerała pokazać:)))
UsuńKłaniam nisko:)
Oficerowie! Im tylko w głowach baby, alkohol i hazard. Lud musiał faktycznie kochać swoją armię, żeby na takie ekscesy patrzeć przez palce, a właściwie z zachwytem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie sądzę, by lud był proszony do kasyna:) A memuary swoje spisał był Karnicki wiele lat później, dodatkiem na emigracji.
UsuńKłaniam nisko:)
Ale że jak? To oni tak po portrecie lali, dobry trunek marnując i portret paskudząc?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Na to wychodzi...
UsuńKłaniam nisko:)
Marynarze z... ułańską fantazją? :)
OdpowiedzUsuńMożna tak chyba powiedzieć...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Heheh, świetne! Dobre lekarstwo na samotność!
OdpowiedzUsuńPS. Udało mi się skomentować - nie jestem techniczna, ale tłumaczę się tym, iż jestem z wykształcenia historykiem, a więc Humanistką z Bożej Łaski ;))
Pozdrawiam!
Dziubasowa
Coś podobnego?:) Gdzie to też tych historyków nie narozsypywało....:))
UsuńKłaniam nisko, wielce WMPani obligowany:)
Witam.
OdpowiedzUsuńKolorowym likierem płóciennego współbiesiadnika raczyli?
Gdyby nie sam Szanowny Pan Wachmistrz za komandorem Karnickim powtarzał - nie uwierzyłabym, że tak okrutnym być można. Choćby i wobec podobizny.
Przypominam sobie tylko jednego mężczyznę (a i to wymyślonego), który tego typu trunek (creme de cassis)dobrowolnie pijał - niejakiego Herkulesa Poirot'a:)
Pozdrawiam:)
No cóż, przyjmując, że advocat to też likier, to i jam się nie wymawiał, gdy postawili na stole... A amaretto rad szczyptę w kawie znajduję...:) Przy tem zda mi się, nie iżbym Karnickiego i kompanionów jego bronił, bo widzę, że nic już im chyba nie pomoże:)), że nasz stosunek do płócien malarskich, pełen szacunku i rewerencji, cokolwiek by na niem namalowane nie było, wynika poniekąd ze świadomości powszechnej strat narodowych naszych w wojnach światowych i w żałośnie małej liczbie domostw, gdzie jeszcze prawdziwe obrazy wiszą na ścianach i człek z niemi obcuje na co dzień, nie poprzez muzea...
UsuńRzecz wtóra, która mi się nasunęła na marginesie tych tu rozważań naszych, to myśl o tem, co o tem myślałby sam Dickmann czy Arciszewski... I myślę, że byliby w pewnej może i dumie, że w kilkaset lat po śmierci ich portrety wiszą w kasynie oficerskim naszej tak naprawdę pierwszej poważnej marynarki wojennej, a oni są postrzegani przez młodych jako idole i patroni... a że swawolnie nieco to już rzecz insza...
Kłaniam nisko:)
Jakże to, Panie Wachmistrzu, z charteruse'ów żadnego nie wymienić? A toż i kolor(y) od nich nazywają nieraz, o: https://en.wikipedia.org/wiki/Chartreuse_(color).
UsuńWymieniać można...:)) Byle do picia nie przymuszać...:) Osobliwie osobnikom płci męskiej, co jeno trzy rozróżniają kolory...
UsuńKłaniam nisko:)
Ja naprawdę od tych upałów rozeznanie tracę, bo przeczytałam,że o zabawach klawesynowych rzecz będzie:-(
OdpowiedzUsuńZa jedną nie tak dawno zamieszczoną gdzie indziej dotąd nie było okazji podziękować, nawet anonimowo: https://www.youtube.com/watch?v=tyXjX-IOP6s
UsuńPojmuję, że głodnemu chleb na myśli...:)) Może być i klawesyn...:)
UsuńKłaniam nisko:)