23 września, 2013

O śmierci jenerała von Fritscha raz jeszcze...

Zrezygnowałżem wrześniem z noty święta pułkowe zbiorczo wspominającej, bo nam
raptem jednegoż tego święta obchodzić wypadnie, właśnie  5 Pułku Ułanów Zasławskich 
w rocznicę ich niebywałej zgoła pod Zasławiem szarży, która słusznie do legend jazdy
naszej już przeszła...:))

Suplikowałżem Lectorów Miłych za lekturą noty wczorajszej o uwagę w kwestii cyrkumstancyj śmierci jenerała von Fritscha. Dziś Wam inszą chcę o tem, zgoła odmienną, wystawić opowieść, a by lektury zdaniem własnem przedwcześnie nie mącić, najpewniej się może k'temu gdzie potem w dyspucie odniosę... Póki co, upraszam tutaj:
http://szymon.kazimierski.w.interia.pl/fritsch.htm


Post Scriptum z 24 września wieczorem:
Z burzliwości dysputy wnoszę, że pora nam się czem rychlej za insze brać zagadnienia:) Aliści, żem obiecował własnych o tych wszystkich kwestyjach myśli parę, to i dotrzymam przódzi, com i był obiecał, bo kobyłka u płota nóźką grzebie i przejść dalej nie daje... Pozwólcie jednak, że się do obu nowych wersji śmierci von Fritscha odniosę, tandem zacznę dziś od tej, którą cytowałem przódzi za Lisem Jejmością, ale od czasu noty poprzedniej żem dzięki Krzysiowi Jegomości już w tę księgę („Generałowie Hitlera” E.W.Harta )zbrojny, a dzięki Vulpianowi Uczynnemu, co moją tu kulawą angielszczyznę wsparł tłomaczeniemi profesjonalnem fragmentów najpryncypalniejszych, mogęż się już i ja do oryginału odnieść.
Podług niej miałżeby być jenerał von Fritsch zastrzelonym przez esesmanów na to specyjalno posłanych, by go raz na zawsze uciszyli i by już więcej Hitlerowi turbacyi nie sprawiał. Spór miał między niemi iść nie tylko o to, że von Fritsch w sukces w nowej światowej wojnie nie wierzył, ale miał i z Hitlerem na pieńku o najbliższych führerowi komiltonów, z których miał się domagać natychmiastowego oddalenia Himmlera, Göringa, Goebbelsa i Heydricha, przy czem ten pierwszy miał być jeszcze natychmiast oddanym pod sąd, a ten ostatni nawet i bez sądu z punktu rozstrzelanem.
Cóż tu rzec...? Jeśli nawet von Fritsch formułował tego typu żądania, to można to chyba tłomaczyć tylko na dwa sposoby... Pierwszy, że się już zupełnie w rzeczywistości swej ojczyzny pogubił i zawiodła go umiejętność oceny rzeczywistości, drugi, zupełnie przeciwny: że formułując nierealne żądania świadomie kopał między sobą a Hitlerem przepaść nie do zasypania i poniekąd się zabezpieczał przed możliwością, że zostanie przez Hitlera powołany do pełnienia jakiejś roli, której by nie zaakceptował... O ile upublicznienie tych żądań jest w rzeczy samej prawdą, bo ja mam pewność tylko w stosunku, do tego, że krytykował wobec Hitlera jego plany wojenne, bynajmniej nie z jakichś moralnych zresztą wychodząc przesłanek, a rozumiejąc, że Wehrmacht jest do tej wojny jeszcze niedostatecznie gotowym.
Przyjmijmyż jednak na chwilę, że iście coś takiego formułował i że to do otoczenia Hitlera dotarło. Mogę zrozumieć, że Hitler zrozumiał, że będzie w niem mieć wiecznego oponenta i że potrzeba go będzie się jakoś pozbyć, ale nie pojmuję dlaczego byłoby go trzeba aż zabić, skoro dwóch innych, znacznie ważniejszych przeciwników z generalskich kręgów zdymisjonowano i zmuszono do siedzenia w zaciszu własnych willi, co nawiasem nie uchroniło von Blomberga przed sądem w Norymberdze, a Ludwiga Becka przed śmiercią, gdy się ze spiskowcami von Stauffenberga był związał. Przyjmijmyż jednak na chwilę, że to może urażony Himmler pomsty szukał, wymógłszy wreszcie zgody na to, by gdzie przy jakiej sposobności jenerała ubić. No i tu się pojawia pytanie, co chcięli przez to zabójstwo osiągnąć? Bo jeśli tylko szło o jenerała uciszenie, to można było uczynić jak rzekłem, można było sfingować samobójstwo w jego własnem domu, jak słusznie zauważa Vulpian, w co wielu by uwierzyło, skoro powszechnie po śmierci komentowano, że von Fritsch sam śmierci szukał... Nawet i na froncie pod Warszawą szło wszystkiego urządzić dyskretnie, dajmyż na to detonując kilka ładunków w okolicy, w tem ten jeden kluczowy, pod generalskim łóżkiem, krzesłem czy samochodem w czasie, gdy polska artyleria strzelała do jakichś celów w okolicy. Wszystko, tylko nie scenę przez Harta opisaną... Ta miałaby sens, gdyby tą śmierć zamierzano nagłośnić, jako przykładną wobec wszelkich jawnych i ukrytych oponentów Hitlera...
Przyjmijmy jednak i tego, że tak się iście nieudolnie za rzecz zabrano. Hart pisze o czterech esesmanach w mundurach armii, czyli po prostu przebranych za żołnierzy. Dodajmy od razu, że to być nie mogli zwykli żołnierze, bo gdyby się w okolicach dowództwa pułku artylerii zaczęło kręcić kilku nikomu nieznanych żołnierzy, to pierwszy lepszy feldwebel by ich przegonił, jeśli nie zatrzymał do wyjaśnienia, czy to aby nie maruderzy jacy, dezerterzy, czy jeszcze gorzej: polscy dywersanci w zdobycznych mundurach. Musieli być zatem oficerami i mieć za kamuflaż jakie niezgorsze papiery, że im się tam kręcić pozwolono... Przypuśćmyż, że udawali jakich ze służb kartograficznych ludzi, czy z jakiego kwatermistrzostwa. Tak czy siak mieć mogli jedynie pistolety, bo oficer z karabinem czy pistoletem maszynowym wzbudzałby sensację, której by z pewnością uniknąć woleli.
Na rozum samego zabójstwa dokonać powinni, w czasie gdy jeden jako tam uwagi jenerała i inszych odwraca, dwóch doń strzela, a czwarty ubezpiecza, by się nikt do tego nie wtrącił poboczny... Tem zaś czasem jeden miałby strzelić i to tak fatalnie, że oto ubił adiutanta płaszcz niosącego (co nawiasem mogłoby przestrzeliny na płaszczu w okolicy serca tłomaczyć, gdy śmierci przyczyną miała być przestrzelona aorta udowa) i pomiędzy tem jego strzałem a kolejnym, jego niedoszła ofiara, starszy pan, zdąży się odwrócić, wyciągnąć broni własnej, odbezpieczyć, przeładować, wycelować i ubić po kolei wszystkich esesmanów, w tem i zabójcy własnego, leżąc już i będąc odeń trafionym w głowę i w serce... Litości!
Już mi ani nie idzie o to, że z pociskiem 9 mm w sercu i drugim takim w głowie raczej się już nikomu żadnego nie sprawia kłopotu. Idzie mi o tych niezgułów z SS, których jak rozumiem, wybierano kierując się jakimś kryterium. Skoro to SS, to raczej nie szło o bezwzględną lojalność, bo tam każdy taki, zatem pewnie wybierano strzelców... A za przeciwnika mieli podstarzałego generała, co z pewnością na strzelnicy nie trenował, bo tamtym czasem ani tego od oficerów nie wymagano, ani to w kręgach generalicji nie za bardzo uchodziło. Co innego zabawy myśliwskie z dubeltówką czy sztucerem, ale przecie nie o tym rozprawiamy... I jeszcze coś: generał miał wyciągnąć broni własnej, czyli najpewniej służbowego pistoletu, którym w tamtych czasach z pewnością był Pistole 08, czyli po ludzku mówiąc osławione Parabellum Luger, broń świetnie wyglądająca we wszelkich filmach i pasująca Klossowi do koloru oczu, ale w codziennej praktyce, to kawał ciężkiego żelastwa, wprawdzie bardzo celnego, ale też i bardzo nieporęcznego, zwłaszcza dla mało wprawionego użytkownika. Już nie idzie o to, że nie tolerował najdrobniejszych nieczystości i często się zacinał, ani o to, że dużą muszką i szczerbinką o wszystko zaczepiał (jeden z polskich konspiratorów w czasie akcji nie potrafił go wyszarpać z kieszeni!), ale o to, że miał niezwykle mały kabłąk spustowy, w który doprawdy bardzo ciężko było wcisnąć palec w rękawiczce*. A że generał miał rękawiczki, bo taka po prostu była wśród wyższych oficerów Wehrmachtu moda, to na to jestem gotów postawić orzechy przeciw kasztanom...
Przypuśćmy jednak, że tak się to wszystko odbyło, jak Hart to opisał. I co dalej? Co robi dowódca tej 2-giej baterii, w którego obecności się to wszystko odbyło? Nawiasem, zdumiewające, że i on po broń nie sięgnął, ani nikt z żołnierzy czy oficerów w pobliżu będących. Przecież ich pierwsza myśl być winna taka, że to polscy przebrani dywersanci zaatakowali sztab artyleryjskiego pułku! Dobrze, przyjmijmyż że to fajtłapa i po prostu nie zdążył, ani nikt z ludzi jego. Cóż zatem on teraz czyni? Na wszelką logikę, po próbach opatrywania generała, alarmuje swoich zwierzchników, że oto na stanowisko dowodzenia 12 regimentu artylerii meklemburskiej napadli Polacy w niemieckich mundurach i w strzelaninie zginął generał von Fritsch. Do godziny, najdalej dwóch, ma u siebie pół sztabu dywizji, ze dwie kompanie grenadierów mających zabezpieczyć miejsce przed nowymi atakami, a meldunki o tym zdarzeniu z pewnością przeszły już przez sztaby korpusu i armii i pewnie docierają do Oberkomando der Wehrmacht w Berlinie. Już jest to zatem najmniej z pół tysiąca ludzi, w tem wielu na poważnych stanowiskach, którym zwyczajnie zamknąć gęby już nie sposób!
Chyba że... że oprócz tych czterech zastrzelonych przez von Fritscha był tam jeszcze jakiś piąty. Najpewniej na tyle wyższy rangą, że dowódcę baterii powstrzymał od takich działań i sprzątnąwszy ciała swoich ludzi, rzecz pod dywan zamiótł. Musiałby zatem być nie sam, a mieć najmniej jeszcze kilku ludzi do pomocy, zatem mała dyskretna akcja w celu uciszenia jednego generała, zamienia nam się powoli w wieloosobową wyprawę, przy czym powstaje tu najpryncypalniejsze pytanie: dlaczego tych kilku, czy kilkunastu ocalałych świadków z punktu nie uciszono, dozwalając, by szerzyli wieści o tem, co się stało?
Ano i taż właśnie, summa tych wszystkich sprzeczności wątpić każe o tem, że ta scena jak z kiepskiego westernu jest w ogóle prawdziwą... Ale nie odrzucałbym jej ze szczętem, bo jest w niej coś, co mogło się jej autorom na coś jednak przydać. A mianowicie, jeśli przyjmiemy, że ten nonsens miejsca nie miał, ale że został wymyślony post factum i drogą „propagandy szeptanej” kolportowany, jakieś trzy, cztery lata później, gdy generalicję znów zaczęło ogarniać zwątpienie... I wtedy taka właśnie wersja śmierci dawno zapomnianego von Fritscha miała może na celu uświadomienie wątpiącym, że Hitler i jego SS się z takimi nie patyczkuje...


* wszelkie sceny filmowe, gdzie ktoś tak właśnie strzela z Parabellum, nie wyłączając Ryszarda Pietruskiego w rodzimym westernie „Prawo i pięść”, możecie z punktu między bajki włożyć.

11 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt23 września 2013 12:39

    To widzę, że wszystkie drogi prowadzą w to samo miejsce, bo i ja, nie chwaląc się, tam trafiłem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem myśl żeś moją wyprzedził, tandem ciekaw żem Twojej o tej sprzeczności myśli...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt24 września 2013 08:41

      1. Wizja Niemców z poważnymi minami używających nieaktualnych polskich map tak mnie zafrapowała, że właściwie widzę te ich niedowierzające spojrzenia i rodzącą się w głowach myśl: unmoeglich, unmoeglich.
      2. Trudno mi uwierzyć w mordowanie generała na oczach świadków. No i chodzi mi o tych świadków i wynikające z tego pogłoski, bo sama idea eliminacji generałów (osób niewygodnych) w imię racji stanu wydaje mi się do zaakceptowania. Jednak gdyby chciano go usunąć, to przecież można było to samo zrobić w zaciszu willi w Berlinie, pozorując samobójstwo.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Nie odpowiadałem już tutaj, bo się to w rozmiarze szykowało niemałem, tom i wolał w nowej tego upublicznić nocie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Kawał dobrej roboty odwalił p. Szymon Kazimierski - tylko że nadal nie rozumiem po co Niemcom te mistyfikacje były potrzebne? Tylko dlatego żeby móc zmarłemu jeszcze szkodzić? A do szturmu Warszawy nie doszło bo nie było odpowiedniego dowódcy? Niedługa przyszłość pokazała, że byli i to wielu. Nadal mam niedosyt wiedzy w tym względzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę ja psuć inszym jeszcze Czytelnikom lektury, tandem wybaczenia proszę, że się jeszcze z własnemi myślami w tejże materyjej wstrzymam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. To kto Cię tak z tymi świętami spacyfikował, że z nich rezygnujesz? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. do linkowanego tekstu - jedno czepliwe pytanko - którzy to ci prawdziwi Polacy? Bo jeśli Kaszubi są osobno, to i Mazurzy i Ślązacy i Górale i...cała reszta :D

      Usuń
    2. No jak można nie wiedzieć kim są Prawdziwi Polacy?:)) To ci, którzy się takimi nominowali, w przeciwieństwie do tych, którym wystarcza bycie Polakami:)
      Co się świąt pułkowych tyczy, to najwięcej mi tu gardłował przeciw temu Szczurek Jegomość, aliści nie onego to chęciom żem tu był powolny, jeno sam po statystykach miarkując, że to czasem dla dwóch trzech person ciekawem się zdaje, nowej po temu poszukuję formuły, takiej by ich i upamiętnić, ale i by Czytelnika nie znużyć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Wychodzi więc na to, że przyczyną śmierci von Fritcha był przypadek i dziadowska polska mapa, która go wraz ze świtą wyprowadziła na manowce pod polskie lufy.
    Reszta była dorabianiem mitów wg uznania i potrzeb?
    Pozostaje już tylko pytanie, cóż on do cholery robił w ogóle na pierwszej linii???
    No i o co chodziło z tym szturmem, którego rzekomo bez von Fritcha nie można było przeprowadzić, chociaż można było? I dlaczego nie wykonano rozkazu Hitlera o szturmie? I pomimo tego tak to sobie przeszło bez echa? Czyżby planowano wtedy zamach i do tego tak naprawdę była ta cała mistyfikacja o szturmie Warszawy? Do tego była ta koncentracja Wehrmachtu? Tylko przywódcę zamachowców ubili Polacy???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytań moc i nie na wszystkie respons możebny... Te, których mogłem, w nowej już nocie zebrałem, bo tu bym nie zmieścił...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)