31 marca, 2015

O roztropności trzciny pod wiatrem się uginającej...

 W notach, o których przypomnienie sobie żem Was suplikował przed tegorocznymi Mieszka i chrystianizacji Polski się tyczącemi, pozwoliłem sobie o Mieszku pisać cokolwiek bezczelnie jako o kacyku ludem własnym (luboż podbijanym) kupczącym na podobieństwo afrykańskich takich, sześćset-siedemset lat później wyłapujących w okolicy wszystko, co uciec nie zdołało i dających solidne podstawy pod narodziny pojęcia "afroamerykanin", tudzież rozważania o naturze tychże połapanych w kinematografii polskiej . Pisałem tam wówczas, że jeśli co w tej postaci jest dla mnie ciekawym, to proces uświadomienia sobie przez Mieszka, że mimochodem, w tych za niewolnikiem pogonią, stworzył może i co większego, bardziej wartościowego, czego strzec i chronić się godziło... Słowem: proces dojrzewania w nim władcy i państwowca, który zaczyna rozumieć rzeczy ważniejsze od doraźnej korzyści.
   Ano i jak powiadają ludzie, że się człek całe życie uczy i że tylko krowa zdania nie zmienia, to przyjdzie tu Wachmistrzowi za żywą (póki co) prawdziwości tych słów posłużyć reklamę... Przemyślawszy rzecz bowiem głęboko, doszedłem do konkluzji, że luboż to dojrzewanie Mieszkowi wyjątkowo chyżo szło, luboż też raczej było udziałem przodków jego, on zaś był już i za młodu wielce politycznie uformowanym i zręcznym graczem. Doliczyliśmy się bowiem (com w jednej z not tegoż odświeżonego cyklu - V, VI, - uprzednich wystawiał), że w chwili, gdy doń zjechała Dobrawa, liczyć by musiał lat około trzydziestu pięciu. Zatem na przełomie lat 50-tych i 60-tych X stulecia miałby ledwo trzydziestkę, a właśnie wtedy dał dowód wyjątkowej mądrości politycznej i przezorności, co w tem wieku, przyznacie, częstem nie jest... O co mi idzie?
   O ekspansję tego Mieszkowego państwa poza granice Wielgiej Polski, gdzie przyjmuje się, że za żywota swego przyłączył, czy w takiej lub inszej formie zhołdował Mazowsza, Kujaw, Małej Polski, Pomorza Zachodniego, zasię i Śląska, aliści na ten moment najwięcej nas zajmować będzie ekspansja ku zachodowi: na ziemię Lubuszan, dość powszechnie (choć nie zawsze zgodnie:) przez historyków kojarzonych z zapisem "Licikaviki" u Widukinda z Korbei . Większości z Was zapewne nazwa Lubuszan kojarzyć się będzie, i słusznie, z Ziemią Lubuską, aliści Ziemia ta, to jeno część ich historycznego dziedzictwa... Reszta bowiem, łącznie z historyczną stolicą, Lubuszem, który dziś zwie się Lebus, leżała za Odrą, na ziemiach dziś niemieckich, a ówcześnie aspirujących do tego, przynajmniej w rozumieniu Niemców, a ściślej margrabiego Marchii Wschodniej * Gerona. Tejże Marchii (czasem też i Saską zwanej) bowiem na toż właśnie był cesarz Otton I Wielki stworzył Anno Domini 937, by ziem słowiańskich podbijała i włączała onych w obręb tak Cesarstwa jak i chrześcijaństwa, choć troski o to wtóre poruczono powołanemu w 948 roku arcybiskupstwu magdeburskiemu. 
   Można by rzec, że oto właśnie Otton I uruchomił ten wielki niemiecko-chrześcijański walec do miażdżenia Słowian i że temu oto walcowi gdzieś około roku 963 stanął na drodze Mieszko, gdy owi podbili Łużyce, a on podporządkował sobie Lubuszan. I co? Ano właśnie... w tem sęk, że nic...:) Kto by tu oczekiwał jakiej rozprawy krwawej, bojów sławnych pieśniami tysięcznymi opiewanych, tego mi rozczarować przyjdzie srodze. Ani przeciwko Mieszce nie ruszyła jaka wyprawa zbrojna**, a małoż na tem wrychle będzie on postrzegany na cesarskiem dworze wielce życzliwie ("amicus imperatoris"). Czemu? Ano i tu nam się przyjdzie do Thietmara odwołać, kronikarza wielce nam i Mieszkowi nieżyczliwego, którego i ja zatem nie za bardzo lubię, aliści w przeciwieństwie do bardzo wielu historyków polskich, ja onemu wierzę (przynajmniej w tej sprawie:). Twierdzi bowiem nam Thietmar, że płacił Mieszko cesarzowi trybut z ziem aż po Wartę, ergo był cesarskim wasalem. Ze względów, które bym nazwał ideologicznymi, było to nie do przyjęcia dla władców peerelowskich, zatem odrzucano to całkiem, twierdząc, że się tu Thietmar pomylił.
   Mnie jednak się zdaje, że myłka Thietmara jest możliwa w odniesieniu do obszaru, bo w rzeczy samej nie znajduję przyczyny, dla której to Warta akurat, dzieląca Wielką Polskę nieledwie na pół, miałaby tu być jakąś logiczną i sensowną granicą, natomiast można byłoby względnie logicznie założyć, że szło o ziemie podbite Lubuszan. Co więcej, wydaje mi się, że Mieszko postanowił ów trybut płacić dobrowolnie, nie będąc do tego przymuszonym żadnym podbojem czy klęską... I że takie rozwiązanie zostało przyjęte na obu dworach z niejaką ulgą...
    Nie pamiętam już ani gdziem to widział, czy czytał, ale mam w oczach taką scenę, gdzie jaki stary szaman***, wróż czy doradca pokazuje młodemu kandydatowi na wodza czy księcia, złamane wichurą drzewo i trzcinę na jeziorze przybrzeżną... I radzi mu, by się nauczył, kiedy trzeba stanąć niczem drzewo twardo, a kiedy to jest zbyt ryzykowne i póki co lepiej, trzciny naśladując, się wiatrowi dać ugiąć, a nawet i przygiąć do ziemi, byle wichury przeczekać, a potem się podnieść i czynić swego... I zda mi się, że tak się właśnie wówczas był Mieszko zachował... Z czego to wnoszę? Z uwikłań władców obu, którym każdy nowy front i nowe wojny byłyby ówcześnie nie na rękę... 
   Mieszko właśnie począł z Wolinianami i Wieletami wojny o Pomorze. Dodajmyż: wojny w której właśnie w roku 963 idzie mu nader kiepsko. Dwukrotnie bowiem pokonuje go przewodzący Wieletom Wichman, a w jednym z tych starć ginie nieznany nam z imienia brat Mieszkowy. W dodatku Wieleci są w sojuszu z Czechami, którzy nader łacno mogą od południa wbić nam nóż w plecy w czasie najzaciętszych na północy bojów i zrobić nam o tysiąclecie wcześniejszy "17 Września"... Potrzebny Mieszkowi ten nowy konflikt z cesarzem i jego grafami jak psu piąta noga...
   A cesarz? Ledwo co (955) pokonał nad rzeką Lech Madziarów, usuwając jedno z największych zagrożeń, jakie dla Zachodu wyrosło od czasów Hunów Attyli... W latach 955-957 mamy pierwszą falę powstań Słowian połabskich, przeciw temu niemieckiemu walcowi tęgo wierzgających. W samych Niemczech ma przeciw sobie, przymuszonych mieczem do posłuszeństwa, ale przecie ani odrobinę przez to nie życzliwszych, książąt Saksonii, Bawarii, Frankonii i Lotaryngii, czyli właściwie większości królestwa:) W Roku Pańskim 962 **** ośmielił się w Rzymie koronować na cesarza, czego w Bizancjum z pewnością nie powitano mile, a ów się czuje na tyle słabym, że woli nie używać tytułu "rzymski" by Bizancjum nie drażnić i dopiero Otton II będzie się czuł dość mocnym, by tego tytułu używać.
    A Otton ma plany i ambicje niemałe, także względem dynastyi własnej, jeno że ta ledwie raczkuje (w 963 roku przyszły Otton II ma dopiero osiem lat), tylko, że iżby tego wszystkiego dokazać potrzebuje się z Bizancjum dogadać. Do tego cięgiem ustawiczne z Rzymem i papieżami turbacyje ("pornokracja")
   Niezadługo będzie cesarz zabiegał o koronację syna swego na cesarza *****, jeszcze za swego żywota, która to praktyka, z łacińska zwana "vivente rege", gdziekolwiek była stosowaną, nieodmiennie znaczyła jedno: kłopoty... Nasz Zygmunt Stary koronując tak Zygmunta Augusta wzburzył tem masy szlacheckie, ustępstw potem czynić musiał niechcianych, a i to poruszenie z pewnością się do narodzin ruchu egzekucji praw przyczyniło. Gdy sfrancuziały Jan Kazimierz za poduszczeniem francuskiej swej szwagierko-żony, zaczął wkoło elekcyi vivente rege francuskiego zabiegać Kondeusza, rzecz koniec końców do rokoszu Lubomirskiego przyszła... Tak czy siak, jeśli jest gdzie monarchia de facto elekcyjna, a panujący się o elekcyję vivente rege stara, znaczy to, że albo poddanym nie dowierza na tyle, że mu syna obiorą, albo sam się już jedną nogą widzi w grobie i chciałby pomierać spokojnie... Z pewnością nie są to cyrkumstancyje, których bym komukolwiek zazdrościł...
   Zda mi się zatem, że cesarz, gdy mu doniesiono, że oto straże przednie Gerona się gdzieś tam w borach nad Odrą spotkały z przednimi Mieszkowymi i musiało owemu pierwotkiem nową zapachnieć wojną, to gdy po czasie jakich zapewne wzajemnych sondowań i pertraktacyj się pokazało, że ten nowy (a być może już i przódzi jakoś tam znany) bynajmniej po oręż sięgać nie myśli, cesarskość cesarza uważa i szanuje i jeszcze jest to gotów poprzeć hołdem i tem, co władcy kochają najbardziej: pieniędzmi... to, że Otton mógł być temu tylko rad, że choć na tem jednem froncie ma spokój.
    A co do trzciny, to dokażemy jeszcze, że jak było potrzeba, to umiała być nie tylko twardym drzewem, ale nawet i skałą, o którą się te sztormowe wichry rozbijają... A uległość chwilowa za lat kilka zaprocentowała jak bodaj nigdy w dziejach naszych, ale o tem to już popiszemy w nocie tegoż cyklu kolejnej...:)
 _____________________________________________
* jest pod tem linkiem i mapa, której tu ani załadować, ani przekopiować nie potrafię, a której gorąco Lectorom ciekawym dedykuję. 
** - z kronikarskiego obowiązku odnotować wypadnie, że są i teoryje, że Geron Mieszka jednak najechał i cała ta nasza chrystianizacja jest tego najazdu wymuszonym pokłosiem, dodatkiem dokonanym po niewoli, aliści nijaka niemiecka kronika czegoś takiego nie potwierdza, a dla mnie najpoważniejszem dowodem na bzdurność tejże myśli jest milczenie o tem Thietmara, który niepodobieństwem, żeby o takiem fakcie nie wiedział, a znów wiedząc, iżby tego nie opisał... Ba! Ów jakby takie coś do opisania miał, to tem by pewnie swej kroniki zaczął, na tem pokończył, a całość wokół tego, nie wiedzieć ile razy i na ile pięter, obudował...:)
*** - bo głowy nie dam, czy to nie o Indian jakich szło...
**** - poprzedni cesarz, Berengar z Friulu (słyszał kto o takim?) pomarł (a ściślej został zamordowany) w 924 roku, mamy zatem niemal czterdzieści lat przerwy w ciągłości cesarstwa, jak i samej jego idei... Zaiste wielkim był Otton śmiałkiem, że się znów na to porywał...
***** - co ostatecznie nastąpi w 967 roku

                                           .
                 

36 komentarzy:

  1. Czołem Waszmości

    Jakiś czas temu oglądałem w internecie wyklad pewnego profesora*, który opowiadał o czasach Mieszka I udowadniając (wykazując), że był on wielkim władcą o międzynarodową pozycję naszego kraju dbającym. Dość powiedzieć, że panowanie zaczynał ok. 960 roku jako władca małego kraiku na końcu znanego świata a kończył ok. 990 jako nieledwie równy królom, o ugruntowanej pozycji międzynarodowej, co zresztą późniejszy zjazd w Gnieźnie (w roku 1000) potwierdził.
    Ergo, proces dojrzewania władcy oraz przemyślnych posunięć politycznych zasługuje na opowiedzenie i rozpropagowanie lectorom!

    Kłaniam nisko

    Krzysztof z Gdańska

    *"profesor" jest tu tytułem zwyczajowym nadawanym wykładowcom, gdyż nie wiem dokładnie jaki tytuł naukowy nosił prowadzący wykład ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy porównać rozmiary księstw niemieckich z włościami Mieszka (że już o Chrobrym i jego ambicjach nie wspomnę:) i łatwo zrozumieć, że musiał być na dworze cesarskim traktowany z szacunkiem i że o takiego sojusznika zabiegano. I z całą pewnością jeszcze będziem o tej rosnącej roli mówić...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Trzeba jeszcze cały czas pamiętać o tych "trzech tysiącach pancernych, z których setka znaczyła tyle co dziesięć setek" - bardzo konkretny sojusznik i niebezpieczny przeciwnik, z realną siłą. :)

      Usuń
    3. Trzeba też pamiętać, że Ibrahim najpewniej u Mieszka nie był, a co najwyżej w Pradze i tak relacyj o krainie sąsiedniej spisywał. Niewykluczone, że mu teść Mieszkowy jakich bajek naopowiadał, by samemu się przez to wydać potężniejszym:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. 1. Czekam na ciąg dalszy.
    2. Mapę polecaną obejrzałem i zauważyłem tam Limes Saxoniae. Czy ja Cię już o tę granicę kiedyś pytałem? Bo zda się, że to był jakiś europejski mur chiński? Ale były też przecie inne umocnienia (Limes Sorabicum?), z tym, że nie wiem, czy wcześniejsze, czy późniejsze.
    3. Los Słowian Połabskich jest dobrym przykładem, co się dzieje z ludami, które nadto chcą się tradycji trzymać, podczas gdy pojawia się już w okolicy nowe.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Nastąpi...:)
      Ad.2 Nawet jeśliś pytał, to nie pamiętam:) Limes Sorabicus to granica łużycka. Obie, tj.saską (żeby było śmieszniej to na terytorium dzisiejszego Szlezwiku-Holsztynu) i łużycką wzniesiono za Karola Wielkiego i miały one ochraniać ziemie cesarstwa przed najazdami Słowian, zatem analogie do muru chińskiego, jak najbardziej słuszne. Za Ottona I oba limesy najpewniej były tylko częściowo obsadzone jakimiś załogami w warowniach, bo inaczej ciężko byłoby wytłumaczyć łatwość z jaką je Słowianie przekraczali, a czynili to właściwie kiedy tylko chcieli...:)
      3. Prawda, choć znów mimo braku zjednoczenia i nieumiejętnego posługiwania się swoją siłą, powstania o których wspominałem i to największe, które dopiero nadejdzie, opóźniły podbój tych ziem przez Niemców o niemal dwa wieki...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. A lokalizacja ówcześnej Saksonii Cię nie zadziwiła?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. 1. Toć tam teraz jest Niedersachsen, Dolna Saksonia.
      2. Doczekałem momentu, że czegoś nie pamietasz? To chyba niemożliwe, bo to tylko moja przypadłość. Za to wzrok mam świetny, czego nie omieszkam i tu podkreślić.
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Nie bójmy się tego słowa: wyborny:) A co do mojej pamięci, to niestety starość nie radość. Notorycznie na przykład zapominam PIN-u do szpadla, co uniemożliwia mi pomoc w pracach ogrodowych:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Mam wrażenie, mości Wachmistrzu, że w owych czasach 30 lat było już wcale dojrzałym wiekiem, w odniesieniu do średniej długości życia. A 35-ciolatek, to już prawie sędziwa dostojność, nieporównywalna ze współczesnymi młodymi ludźmi w tym wieku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz słuszność, choć myślę raczej o dobiegającym trzydziestki, niż o 35-latku. Trzy przy sposobności uwagi:
      Primo, że w warstwach rządzących (pomijając trucizny, wojny i wypadki losowe:) generalnie żyło się lepiej i dłużej; secundo, że głoszona niedawnym jeszcze czasem teza o krótkości ówcześnego życia nie za bardzo się potwierdza w pochówkach i mniemam, że jej nadmiernie extrapolowano, przyjmując być może niską średnią wynikającą z wysokiej śmiertelności kobiet przy porodach i po nich; tertio, że nie wiemy dokładnie kiedy Mieszko władać począł, czyli kiedy dokładnie pomarł Siemomysł(przyjmuje się, że między 950 a 960) i czy ów go na jakiś sposób do władania wdrażał. Równie dobrze możemy mówić o 30-latku zaprawionych już prawie dwudziestoletnimi rządami, jak i o człowieku, który ledwo co na tron postąpił i niewielkiej jest experiencji...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czołem Waszmościowie

      Ze średnią długością życia w średniowieczu to jest tak:
      Jak człowiek wyrósł z dzieciństwa to miał szansę dożyć ok. 60 - 70 lat. Czyli wiek porównywalny z wiekiem wspólczesnych ludzi. Różnicą (w porównaniu z obecnymi czasami) była ogromna śmiertelność wśród niemowląt i dzieci, oraz zarazy cyklicznie pustoszące ogromne polacie Europy.
      W efekcie STATYSTYCZNIA średnia życia (uwzględniająca śmiertelność niemowląt, wojny oraz zarazy) wynosiła ok. 30 lat!
      Jak to mówią znamy 3 rodzaje kłamstw:
      1) kłamstwo,
      2) wielkie klamstwo
      3) statystyka ;)

      Pozdrawiam

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    3. To jeszcze bym do tego wielkiego statystycznego kłamstwa dorzucił zbiorcze omawianie przeciętnej długości życia niewiast i mężczyzn, podczas gdy było to czas, gdzie najstarsze niewiasty to zwykle były zakonnice dzieci nie rodzące, a poród i połóg były loterią, gdzie nie wiem, czy liczenie szans pół na pół nie jest zbyt optymistycznym... I dlatego, pomimo wysokiej śmiertelności mężczyzn w wojnach (też więcej od chorób i ran źle leczonych, niż poległych w boju), był to chyba jedyny czas, gdy mężczyźni żyli od niewiast przeciętnie dłużej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Mmmm... No i to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. :) Kilka odcinków mile widzianych. :)
    Zgadzam się z Tetrykiem: 35 lat to był już w tamtych czasach wiek poważnie dojrzały.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co mogę z czystym sumieniem dwa zapowiedzieć, ale czy to się pod piórem nie rozrośnie?:)) I ja się z Tetrykiem zgadzam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A niech się rozrasta, wszak wiosna jest. :) No aura iście wiosenna, pomijając sporadyczne śnieżyce, burze z gradem i poranne przymrozki. :)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. I powietrzne trąby... taaa, w rzeczy samej, iście wielkanocna to aura, choć po prawdzie węszę w tem oszczędności niejakie, że miast po niedzieli samemu z cebrzykiem biegać i krzyże nadwyrężać, starczy panny chwilę za drzwi wystawić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Dziwny był władca i zadziwiająco skuteczny. Musiał mieć informatorów i przedstawicieli w różnych miejscach i dworach - bez tego i bez sprawnej komunikacji decyzji podejmować nie mógł.
    Mnie jeszcze jedna rzecz u niego zadziwia - współdziałanie z braćmi - z tym jego następcy mieli już duże problemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i przypis z noty kolejnej, gdziem o tej braci zgodności pisał mogę już sobie darować:) Dzięki, Kneziu:)) Swoją drogą to zaszczyt mieć komentatorów, co myśl autora wyprzedzą:)) Informatorów miał z całą pewnością, ale po prawdzie to ja podejrzewam, że i on czas jaki na dworach niemieckich przepędził, bo zadziwiająco dobrze się orientował w subtelnościach kultury i obyczaju zachodniego... A i nie wierzgnął, gdy przyszło Bolesława dać na zakładnika, jak by pewnie wielu ojców zrobił, snadź znał, że nie taki diabeł straszny... Może i sam za młodu w tem charakterze pobywał, o czem przecie najmniejszych nie mamy wiadomości...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. szczur z loch ness1 kwietnia 2015 08:15

    Jak mogę jedynie zgadywać najciekawsze dopiero nastąpi, co skłania do cierpliwości w oczekiwaniu, a zarazem podpowiada aby wejść z ową trzciną na poletko Imć Vulpiana i dodać, że w Chinach młode pędy tejże są używane jako jarzyna do surówek i sałatek.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na poletko Vulpiana Jegomości wejdziemy, wejdziemy...:) Zaraz z noty kolejnej początkiej, aliści nie dla Onego kitajskich zamiłowań, jeno że swego czasu o istotnej dla naszej chrystianizacji wycieczce kniazia kijowskiego do Bułgarów pisał:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czołem Waszmości

      U nas też korzenie trzciny (lub tataraku) są jadalne (polecam podręczniki survivalu) ;)

      Klaniam niskoi

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    3. W smaku to podłe, a tatarak, dodatkowo jeszcze nie bardzo wiadomo jak działa na człowieka - można tego nie przersurvivalować. :D

      Usuń
    4. Na pokrętnych ścieżkach Wachmistrzowego żywota trafił się i kurs "korzonkowy" w ramach szkolenia dowódców gs-ów. I tam nie tyle tatarakiem, przed którym instruktor przestrzegał, że zdradliwy, bo jakąś tam toksynę zawiera, co tzw. pałkami wodnymi (a ściślej porozgniatanymi młodymi częściami kłączy) żeśmy zagęszczali polewkę. Smakowało toto trochę jak kartoflanka, choć dużo bardziej mdłe i zdarzyło się, że któryś z nas się po tym, za przeproszeniem, porzygał, aleśmy to kładli na karb tego, że niedogotowane części tych kłączy faktycznie drażniły w przełyku. Inna sprawa żeśmy ten kurs odchorowali gremialnie, ale dla dziesiątków paśkustw przeróżnych orzec trudno, cóż nam tak naprawdę zaszkodziło najbardziej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    5. Akurat z pałki wodnej to sam rdzeń młodej łodygi jest jadalny i nawet odżywczy, chociaż w smaku właśnie mdły - jadałem dla ciekawości to i wiem - nie szkodzi na zdrowie, nawet na surowo. Z tataraku można podjadać też ów rdzeń, chociaż jest obrzydliwy, ale kłącza bym się nie odważył, bo efekty mogą być paskudne. :D

      Usuń
    6. Wachmistrzu, ale te gs-y to nie były Gminne Spółdzielnie, nieprawdaż? ;-)

      Usuń
    7. szczur z loch ness1 kwietnia 2015 22:51

      Przyznam, że z przerażeniem to wszystko czytam, a zwłaszcza o zakąsce z tataraku :-( Tym bardziej, że z dawien dawna jestem na jedynie słusznej diecie wykluczającej, tzn. nie jem byle czego :-) Wymaga to oczywiście poświęceń hehehehe :-)
      Klaniam z zaścianka Loch Ness
      :-)
      Kłaniam zebranym z zaścianka Loch Ness

      Usuń
    8. Tatarak jest dobry jako składnik dobrego szwajcarskiego absyntu! :D

      Usuń
    9. Tetryku, wbrew temu, co Vulpian o mnie rozpowiada, to z pamięcią u mnie coraz gorzej, przeciem jednak pewny, że to z pewnością nie były Gminne Spółdzielnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    10. Szczurku, możesz to sobie za sukces zapisać niebywały, żeś jest pierwszą w dziejach osobą, co Wachmistrza do jakiej diety przekonała:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    11. Kneziu, rozumiem, że dbasz o reputację tego, co to upędzi nawet z deski, ale na Miły Bóg, Watrowisko się zbliża... Naprawdę chcesz ludzi wystraszyć?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    12. W takiej konfiguracji tatarak jest bardzo zdrowy! :D :D :D

      Usuń
  7. Podoba mi się ten proces odbrązawiana historii.
    A prawda jak to prawda czasem zaboli.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podług mnie: lepsza jaka bądź prawda, niźli samooszukiwanie się mitami...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Ja to tylko o trzcinie z Pascala wiedziałam, i z Izajasza, to o tej Mieszkowej doczytać muszę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawniej była jeszcze i po szkołach, w rękach bakałarzy, ale ta była strasznie ciężkostrawna...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)