20 listopada, 2012

O niedoszłem patronie chwast-foodów...


   Bywalcom tutecznym wiedzieć, że Wachmistrz rozkosze stołu ceni wysoko (no... niechybnie nie tak jeszcze jak łoża, aliści zapewne z wiekiem jakże to będzie, któż to wiedzieć może...:)), tedy wszelka barbaria nad jadłem się gdziebądź odprawująca, onemu obrazą czystą, osobistą i wołaniem do Boga o pomstę na wszelkich, coż one chwast-foody wykoncypowali i ludzi w nich trują... Sam Wachmistrz osobą własną w tych przybytkach nie gości i prędzej z głodu paść gotów, niźli się paść temi jadła namiastkami... Nie odmieni i osądu tegoż nawet i persona historyczna arcysłynna, co dla obyczajów swoich i jadła pogardy, powinna, zamiast tych wszytkich złotych łuków czy jakich pułkowników, coż ich jedyną zasługą panierka na kurczaka,  na tych wszytkich chwast-foodach, jako patron jadła bylejakiego się naleźć...
  A o kimże to Wachmistrz tak pomstuje zajadle? Ano... ni mniej, ni więcej jeno o cesarzu Francuzów, Napoleonie! Zdałoby się, że ów w epoce wykwintu żyjąc i trendów nowych, smakoszem być winien extraordynaryjnem. Nawet i jako się na konterfekta onego wejrzy, ode młodości poczynając, sądowi pochopnemu zdałoby się, że owe krągłości z wiekiem się coraz i więcej objawiające przy stole się przecie narodzić musiały... Ano, rozczarować Lectorów miłych przyjdzie, aliści Bonaparta przy stole utrzymać, trza by było go do siedziska przybić, luboż do onego stołu uwiązać.
  Czemuż to tak? Ano, może to i w naturze samej onego, może i wychowania na Korsyce przyczyna, gdzie więcej mu się pewnie radować było nie potraw wykwintością, a tem, że głód w ogóle nasycić zdołał. W wieku dojrzałem, jako go kto o kulinaria z domostwem związane pytał, jeno czereśni spominał, któremi się ongi uraczył do woli. Widno to jedno, czego mu nikt nie wyliczał, luboż się na owe czereśnie może i gdzie do sąsiada był wybrał:) We szkole dla młodzi szlacheckiej nie nadto zamożnej w Brienne, niechybnie jadał niewyszukanie, a i też nie sądzę, by do syta. W szkole kadetów z tym już i lepiej być musiało, choć i tam niechybnie jadło było proste. Wiedzieć nam też i o tem, że wino tam chrzczono niemiłosiernie, ciekawość jeno czy dla kabzy intendenta uciechy, czyli też w trosce o trzeźwość umysłów oficyjerów przyszłych.
  Wiedzieć nam, że jako ociec Napolionowi obumarł, całaż familija w wielgiem żyła niedostatku, temuż i sam cesarz przyszły, grosz macierzy śląc z pensyi porucznikowskiej, sam się jednem jeno posiłkiem na dzień kontentował, a i to takiem, gdzie mięso wytropić, sokolego by oka potrzeba... Ciekawość, czyli też to w onym czasie przywykł na jadło uwagi nie zwracać, czyli też prawdziwie zawżdy mu ono jeno zawadą w pracy ustawicznej było? Z lat już późniejszych Constant, kamerdyner, spomina, że mu na obiad ośmiu minut starczyło... najdalej w kwadrans się ze wszytkiem uwijał i od stołu wstawał, otoczeniu swemu niewymownych tem czyniąc katuszy... Po prawdzie bowiem nie zwykł ci on nikogo ode stołu za przykładem swojem porywać, przecie mało kto śmiał przy stole ostać, jako cesarz wstawał... Pomnijże przy tem, Czytelniku Miły, że wszytkie potrawy cesarzowi jako najpirwszemu serwowano, temuż jako ostatni biesiadnik przy stole swego dostał, niewiele miał czasu, luboż i wcale, by się smakiem kontentować...
   Bywali i tacy, jako pasierb Bonapartowy, Eugeniusz de Beauharnais, co w desperacyję dla tej przyczyny popadłszy, jednego obiadu jadał ZANIM jeszcze na obiad do "Boga Wojny" przybył! Sam Napolion poniekąd pochwalał tych praktyk, w każdem bądź razie miał Eugeniuszowi rzec: "Jeśli chcesz zjeść szybko, stołuj się u mnie, jeśli dobrze, idź do drugiego konsula, jeśli źle - do trzeciego".
  Dygresyją czyniąc, godzi się o owym wtórym konsulu tu spomnieć, bo jako bym Bonaparta miał za patrona jadła arcychyżego i bylejakiego, tak ów Cambacares prawdziwie by zasługiwał na to by protoplastą być coraz i dziś modniejszych stowarzyszeń w rodzaju "Slow food"... Na ucztach u onegoż, wydawanych nieodmiennie we wtorki i soboty dla pół setki dostojności, podawano do stołu czterokroć, w sumie jakie szesnaście luboż i ośmnaście dań, nie tolerując nijakich spóźnień i tłomaczeń... Nawet xiążę Wilhelm bawarski, jako był powozem utknął gdzie w tłoku paryskiem, do stołu już dopuszczonym nie został i pospołu z gminem pośledniejszem się musiał zakąskami z bufetu kontentować, czekając godzin parę nim się goście pryncypalni obiadem ukontentowali. Arcycenną osobliwością na owe czasy było, że Cambacares rozmów przy stole o polityce i interesach nie tolerował. Słynnaż jego kwestyja, gdy kto ze spółbiesiadników nadto głośno perorował: "Błagam, proszę mówić ciszej, bo przestajemy pojmować, co jemy"...
  Dopełniali się obadwa z Napoleonem w tem względzie tak wybornie, że gdy cesarz, uczt nie znoszący, miał jakie poselstwo tak właśnie uraczyć, najochotniej to na Cambaceresa zrucał, luboż i na wtórego ze stołem niepogniewanego: Talleyranda. Ano i pewnie słusznie, boć Napoleon sam manierami swemi przy stole prawdziwie zaszokować potrafił... Pośpiech był mu jedyną wytyczną, temuż i nieraz garścią do półmiska sięgał, ani dbając o obrusy (których dla tej przyczyny nie znosił), ani o przyodziewę własną, temuż i Constant często wtóry mundur miał uszykowany, by się cesarz w uniformie sosem uwalanem nad mapami nie pochylał, luboż i gości w niem nie przyjmował. Sceny prawdziwie histeryczne się działy, gdy Napoleon dla chyżości jaki mięsa kawalec, niemal bez gryzienia był połknął, a jeszczeć i więcej, jako ów jeszcze i gorącem był...:((  Nieborak dostawał wrychle tak strasznych boleści, że się po dywanie tarzać potrafił, nogami wierzgając, wyklinając i womity prowokować probując...
   Ano i nie dziwota temuż, że się z czasem był przyzwyczaił jadać śniadania samotnie (częstokroć nad raportami, luboż i w wannie:). Najczęściej to jajka były gotowane luboż sadzone, czasem omlet... Południową porą zaszczycał swą uwagą ulubioną sałatkę z ziemniaków, soczewicy, fasoli lub zielonego groszku z przymieszką sałaty włoskiej i jajec, tem razem na twardo warzonych. Nawiasem, to w tejże sałatce bym się doszukiwał przyczyn nadto częstych u cesarza obstrukcyj, dla których znowuż spędzenia często sobie "zupę królowej"* ordynował.
  Z zup inszych wielce poważał rosół z makaronem, takoż wszelkie jarzynowe wywary. Z mięs na cesarskiem stole rządziła wołowina, baranina i czasem drób, a kto by się z wieprzowiną był cisnął, utratą posady kuchmistrza ryzykował:), podobnie zresztą gdyby niebacznie w fasolce szparagowej "wąsów" ostawił, co w furię Napoleona wprawić potrafiło...:) Z rybami Napoleon się zabawiać nie lubił, choć nie dla przyczyn smakowych, jeno temuż, że czasu mitrężyć na zabawę z ośćmi nie cierpiał. Osobliwością w tem człeku to, że czosnku pono nie znosił, co wielu zgodnie przytwierdza. Ciekawym tedy, jakże mu bez tegoż czosnku kucharz kurczaka po prowansalsku, ponoć ulubionego, przyrządzał, boć podług mnie nie sposób tegoż dokonać... Widno może jaki koncept bezczosnkowy to był, dziś już przepomniany... Z serów kontentował się parmezanem i rokforem, takoż olęderskiemi serami twardemi, uwielbiał owoce, choć ich nigdy nadto wiele nie zjadał (zaliżby jakie z temi czereśniami za młodu jadanemi spomnienie przykre?:), a prawdziwie dogadzał sobie przy deserach. Może i owych zaokrągleń na figurze trza przyczyny w tych nugatach, migdałach i ciasteczkach z lubością pogryzanych szukać?:)) Na heleńskiej insuli, gdzie o frukta świeże nader ciężko było, deserem najulubieńszem stał się banan w cieście,  przódzi w rumie marynowany.
   Nawiasem: jakoż cesarza na ową insulę odległą wieziono, admirał Cockburn miał sobie to za honor, by nudę podróży więźniowi, prawdziwie przezeń szanowanemu osłodzić. Temuż i sadził się biedak na uczty i biesiady, któremi jako mniemał, Bonapartowi czas umila... Gdybyż nieborak wiedział, że to w umyśle Korsykanina za jeszcze jedną torturę "perfidnego Albionu" poczytane mu będzie...:)
_________________________
* ordynowana na zlecenie lekarza przybocznego, Corvisarta, mieszanina cukru, żółtek kurzych i mleka.

44 komentarze:

  1. Vulpian de Noulancourt20 listopada 2012 12:35

    Aż mnie zaciekawiło, kim byl Trzeci Konsul, który miał źle jadać. Już teraz wiem i podziwiam, że znalazł czas na poważne tłumaczenia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem gdzieżeś się wywiadywał, ale jeśli w Wikipedyi, to owa cależ i milczy o tem, że w Egipcie wojował, a za cesarstwa był onegoż głównym skarbnikiem. I rzeczywiście idzie się nad tem zadumać, jak przy tejże robocie miał jeszcze czas na Tassa...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Ciekawa jestem, czy wtedy ktoś pisał na ten temat coś w rodzaju kroniki czy przekazy te przetrwały w innej formie (bo prasy brukowej jeszcze wtedy nie bywało).
    Pozdrowienia!

    p.s. myślę, że zwyczaj nie gadania za dużo, a szczególnie nie o polityce, przy stole, jest bardzo dobry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tem poglądem , że nie o polityce, tom się zgodzić gotów, atoli już biesiadowanie w milczeniu najzupełniej jest obce mojemu wyobrażeniu o tejże biesiady celu, którem jest się z familijantami czy przyjacioły radować i towarzystwem zacnem i dysputą zajmująca, jako i jadła, czy napitku walorami...:)Natomiast co się kronik tyczy, to nikt raczej biuletynów o tem, co jada, nie publikował i część tych przekazów pryncypalną memuarom zawdzięczamy, których na szczęście w tej epoce spisywać była moda wielce powszechna:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. I Jadwiga o kuchni i potrawach, i tutaj o jedzonku!... Popieram Korsykanina, na delektowanie się jedzeniem szkoda życia. No, może nie do tego stopnia, żeby obstrukcji dostawać, ale mój rekord obiadowy (w czasie studiów, między wykładami to było) wynosi 5 minut! I chyba do dziś mi zostało, że albo zjadam szybciej niż wszyscy dookoła, albo wcale, bo uprzejmie prowadząc konwersację niepolityczną, zapominam, co mam na talerzu.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ja w tejże materyjej się nie zgodzę, co nie znaczy, że żywota przy stole przepędzam:) Ale jak już mam zasiąść w jakiem gronie zacnem do stołu i pobiesiadować to niechajże i potrawy tego będą godne, a i atmosfera przy stole miła:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Też nie lubię długo siedzieć nad obiadem, choć w moim domu są najwyżej dwa dania bez deseru, więc nie czym zbytnio się delektować.
    Nie wiem, czy czasami się nie mylę, ale Napoleon zainspirował kucharzy do stworzenia margaryny i konserw, co jest jego wielką zasługą.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arcywyborną szkołą nader chyżego jedzenia są poligony wojskowe, osobliwie zimą, gdzie zupa, jeśli jej w minucie nie zjeść, już potrafi być zimną, a we wtórej zamarzać...:(( Babcia moja powiadała, że dziedzic parobków do roboty wybierał, przódzi ich do stołu posadziwszy i uczęstowawszy, bacząc pilno kto jak je i brał jeno tych, co się z jadłem uwinęli chyżo. Lękam się, że mnie by natenczas od roboty to i puścić nie chcieli, aliści szczęściem okrom tego, że jak muszę to się iście w dwa pacierze z jadłem uwinę, a czasem i na stojąco nieledwie... Ale jak mogę posiedzieć i się biesiadą w gronie zacnem i z jadłem niepodłem nacieszyć, tom bynajmniej nie od tego...:)
      Margaryny wykoncypowano dobre pół wieku po Napoleona skonie, tandem trudno mi tu jakich inspiracyj się dopatrywać, natomiast konserwy iście obmyślił Francuz Appert, który pierwszej fabryki uruchomił w 1802 i jaka tu może zasługa napoleońskiej intendentury, że w rzeczy samej wynalazkiem była wielce zainteresowana, takoż produktami. Czy jednak to z własnej czyniono inicjatywy kwatermistrzów, czyli też iście były jakie Pierwszego Konsula wskazówki, rzec mi ciężko...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Dokładnie nie pamiętam, bo dawno czytałam, ale wiem, że chodziło o to, iż masło dla żołnierzy było za drogie i szybko się psuło, więc kucharze wymyślili coś w rodzaju margaryny, oczywiście było to poślednie smarowidło. Co do konserw to też chodziło o to, jak można długo przechowywać mięso, a więc w jaki sposób je konserwować. Oczywiście można je było solić lub suszyć, ale wtedy nie było tak smaczne.
      Jeszcze raz powtarzam, że czytałam o tym w ubiegłym stuleciu, ale na pewno sprawa dotyczyła Napoleona.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    3. Trochę zeszło, alem odnalazł to, co jak sądzę WMPani assumpt dało do twierdzeń swoich i rzecz się z grubsza zgadza, jeno nie ten to Napoleon:)
      http://www.unilever.pl/nasze-produkty/odzywianie/gotowanie-i-jedzenie/wiecej-artykulow/jak_wynaleziono_margaryne.aspx
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. ja tam jadam bardzo powoli. od dziecka. moja mama mówiła, ze jaki kto do jedzenia to i do roboty. chyba jednak sa wyjatki. a cesarz, mąż wzrostu nikczemnego to i zjeść mało potrzebował. ukłony:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomka żem miał ongi, co go zwać żarłokiem byłoż niczem, boć ów niemal od stołu nie wstawał. A mikry przy tem był nad podziwienie i bynajmniej nie otyły, choć też i chudzielcem go zwać nie sposób. Nawet żeśmy o jakiem u niego sublokatorze sądzili, aliści badał się i nic z domysłów naszych... Po prostu: ten typ tak miał:)
      Tandem ni uogólniałbym niczego z wzrostu mikrego:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Otóż, nota arcyciekawa, jak zwykle zresztą, a i ku refleksji poczyniona, bowiem kuchnia francuska słynna na całym świecie ma i swoje wady wstydliwe, że dość wspomnieć o wynalazku margaryny :-) Jak to powiadają, ci jeść i pić będą, którzy jedzenia i picia dostąpią, a jeśli do Grodu Kraka nawiązywać, to restauracja "Groszek z marchewką" na stałe zapadła mi w pamięć :-)
    Kłaniam nisko Waszmości z zaścianka Loch Ness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarówno groszek, jak i marchewka mają się niezgorzej, choć duch odkrywczy by może na raz następny jakich nowości suponował?:)) Okrom margaryny ja bym tam jeszcze najmniej kilku był inszych wynalazł, ale co tam będziemy o ślimakach żabić po próżnicy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Zawsze jem najwolniej z dorosłego towarzystwa :D Jedynie mój syn mnie prześciga w tej dziedzinie.
    A i w wannie czytanie w moje gusta utrafia i nad książką takoż ;) Bo i po co marnować czas, jak można połączyć przyjemne z pożytecznym, czy przyjemne z przyjemnym? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to mi się zda podejściem do życia nader słusznym:) No, chyba, że się gdzie pilnie śpieszyć potrzeba...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nad talerzem miało być, nie książką ;)

      Usuń
    3. No czytałem, czytałem...:)) Nad pustem w dodatku...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Piękny tekst i z zainteresowaniem przeczytałem.
    Bywa, że trzeba szybko zjeść i do tego fast food jest dobry. Miałem okazje obserwować przy pracy ekipy w knajpach i we wszystkich pracowników rozliczano ze strat, które były niemiło widziane, co powodowało podawanie na stół dosyć wątpliwej jakości jadła.
    W fastfoodzie (wiodącym najbardziej) pracuje dwójka moich potomków i trzeba sobie powiedzieć, że owszem żarcie podłe, spod sztancy, mrożone, smażone, tłuste i smakowo mało wyrafinowane ale ze strat ich nie rozliczają, tylko z jakości tego co podają - nie do pomyślenia jest otarcie potu z czoła i nieumycie po tym rak, o tym, że co z podłogi podniosą to i nawet pomyśleć nie wolno, a zimne ląduje w koszu, podobnie jak przypalone czy niedogrzane. I teraz najważniejsze - nie wolno pracownikom liczyć strat na zmianie, bo to mogłoby wpłynąć na próby przemycania podlejszego żarcia klientowi. Tak więc gdy muszę szybko, to wiem że w wiodącym fastfoodzie, bo owszem jest to, czego się spodziewam, ale raczej nie dostane czego nie wolałbym nie oglądać nawet - aczkolwiek i tam zapewne zdarza się różnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam, Kneziu Drogi, próby wybielenia onych przybytków, aliści jam ich bynajmniej o nieochędóstwo, luboż niecnotliwość w czystości nie oskarżał:) Starczy mi ich grzechów w tem, że jadło podając nijakie, dary Boże marnują i tyle...:)A z tego, co Waść piszesz, wychodzi, że skoro nawet jadło zimne wyrzucić potrafią, miast tem choćby kundle jakie skarmiać, to mi u nich za grzech będzie jeszcze jeden więcej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Ależ nawet polemizować nie próbuję, tylko napomykam, że i w nich można jakiś pozytyw znaleźć :D

      Usuń
    3. Temu nie zaprzeczę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Ma trochę podobnie do Napoleona, jem szybko i nie lubię rodzinnych przy stole nasiadówek, chociaż dobrą kuchnię cenie, to wolę czas spędzić np. przy ognisku w ogrodzie. Bo wszystko mi lepiej smakuje na swieżym powietrzu. Paczucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojmuję zatem, że to dla takich jak Waćpani, ogródki przy restauracyjach wykoncypowano, co i sam sobie chwalę wielce, aczkolwiek nie porą akurat zimową czy zimnojesienną...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. O tak, wszystko poza domem lepiej mi smakuje, nawet wówczas gdy jest to bar szybkiej obsługi, bo łatwiej mnie nakarmić niż ubrać. Pokłony wieczorne.

      Usuń
    3. No cóż... to już dociekał nie będę, któż w domu gotuje...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Zacznę od końcówki przedostatniego akapitu...
    Jak kiedyś byłam na międzynarodowym sympozjum dot. "czegoś tam" w Krynicy Górskiej... to wiadomo, panowie których było 97% zajmowali się głównie piciem /i nie była to herbata ani kawa/, a dla Pań /których było tylko dwie/ to przewspaniała kucharka upiekła przepyszne rogaliki z nadzieniem migdałow-czekoladowo-jakimśtam. Było to już ze 20 lat temu, a ja do dziś pamiętam smak tych rogalików. Więc myślę, że nie mogłabym z Cesarzem przy jednym stole usiąść, bo wszystkie by mi zjadł.
    Coby tu jeszcze napisać, żeby chociaż trochę na temat było...
    Że tekst jest urody niesamowitej i wartości nadzwyczajnej to nie wypada mi pisać, bo wyjdzie na to, że się podlizuję autorowi, albo przekupiona zostałam...
    A ja mam zawsze własne zdanie i własnymi drogami chodzę...
    Więc pozwolę sobie zwrócić Wachmistrzowi uwagę, że czytają Jego teksty głównie białogłowy czy też niewiasty, więc może lepiej byłoby zwracać się do Lektorek, a nie do Lektorów /czy jak to sie tam pisze/...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że Cesarz mógłby być współbiesiadnikiem w tem względzie niebezpiecznym, to i może słusznie, że się z niem WMPani stołować nie myślisz:) O przekupstwie nie ma co głośno gwarzyć, bo się wszyscy insi tych samych poczną domagać stawek:))) A co do Lectorek to rzecz przemyślę, choć przyznam, że nie nadto mi się ten koncept widzi, bo podobnie jak kto woła "Rodacy!" to przecie nie idzie mu o jeno męskich współplemieńców, a jest to jedynie pewien skrót myślowy, wszystkim zrozumiały, a i zarazem pewna utarta już figura retoryczna... Lata całe temu żem stosował własnego pomysłu spolszczenie na "Czytaczy", które się wielce powszechnie przyjęło, a mnie właśnie dla tejże powszechności cokolwiek się mniej miłym zdało, ale może i to pora przemyśleć i powrócić k'temu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Najsympatyczniejszy opis Napoleona u Tarlego to to nie jest: "W szkole wojskowej w Brienne Napoleon się nie zmienił: pozostał ponurym i unikającym innych dzieci; łatwo i na długo wpadał w gniew, nie szukał towarzystwa, nikomu nie okazywał szacunku, przywiązania ani współczucia i mimo swojego małego wzrostu i młodego wieku był bardzo pewny siebie. Koledzy próbowali go obrażać, przedrzeźniać i wyśmiewać jego korsykański akcent. Jednak kilka gwałtownych bójek, z których mały Napoleon wyszedł zwycięsko, choć nie bez szwanku, przekonało jego towarzyszy, iż nie jest zbyt bezpieczne z nim zadzierać".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie jest on sympatyczny, aliści zda mi się nader celnym i we wszystkim zawierający prognostyki Napoleona przyszłego...:) Osobliwie te bójki, które przekonały innych, "iż nie jest bezpieczne z nim zadzierać":))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Tylko że ten opis wypisz - wymaluj pasuje do Kaczyńskich.

      Usuń
    3. Naprawdę wierzysz, że którykolwiek z nich w dzieciństwie potrafił się bić i wygrywać w bójkach z rówieśnikami?:) I z tą pewnością siebie to też bym się mocno nie zgodził, bo dla mnie obaj bracia to kwintesencja zakompleksienia...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Z Talleyrandem to koniecznie na kawę, on doskonale wiedział jaka ma być.
    Krąży ten jego opis dobrej kawy to tu to tam
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym był stanu innego, to rzekłbym że jeszcze i na co insze by z niem można, bo wielki był to tematu znawca, nawet jak na biskupa doby Rewolucji:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Nie tylko Ty Mości Wachmistrzu pomstujesz nad tym podłym, szybkim jedzeniem. Przecież jedzenie to wielka przyjemność (nie mówię tu o wysiadywaniu godzinami przy stole), sama rozkosz i trzeba się nim delektować, a aby dobrze go strawić trzeba je przeżuwać, a nie połykać. Przez takie połykanie właśnie można się nabawić różnych niestrawności, a także w przypadku Napoleona - hemoroidy, dzięki to którym Napoleon przegrał bitwę pod Waterloo. A dlaczego? A dlatego, że straszliwy ból (hemoroidy) tak go przeszył, tak dokuczał, że Napoleona za groma nie mógł siąść na konia, z którego zawsze dowodził swoją armią. Niby nic wielkiego, a jak potrafi zmienić bieg historii ...

    Serdeczności zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klęski pod Waterloo bym znalazł przyczyn najmniej kilkunastu i nie wiem zali w tem akurat boleści Napolionowe najpryncypalniejsze, choć znów z wtórej strony wejrzawszy, to już pod Borodino ów z namiotu właściwie dowodził i konia nie pragnął...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Pono, jak kto z Towarzystwem wypić nie chce, kapusiem jest. Wychodzi na to, że kto do stołowych uciech nieskory, tyranem zostaje. Nie chcę ja tu stereotypów powtarzać, aliści coś w tym jest, że człowiek, któremu ludzkie przyjemności udręką, nie do końca jest normalny, co najróżniejsze, nieraz tragiczne wielce, ciągnie za soba skutki. Tedy cieszy mnie niezmiernie, że Wasze i od stołu, i od kielicha, i od łoża nie stronisz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drzewiej tak i mniemano, aliści to było w czasach, co okowity z Czech żeśmy nie znali:) A i ja po prawdzie wina, miody i piwa wolę:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Jako i ja, aliści śliwowicą przednią, ni rumem złotym nie pogardzę :)
      Piórami zamiatam ;)

      Usuń
    3. Rumu nie tykam... ale śliwowicy zacnej nie odmówię:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  15. Mam bliską koleżankę ,która pochłania potrawy w ekspresowym tempie.Jej mąż dworuje , że ona tak je jakby jej pociąg uciekał. Ja wole przypatrywać się temu co tkwi na widelcu ,bądź łyżce. O tym , że dawnymi czasy robotników najpierw karmiono , by sprawdzić szybkość pochłaniania potraw słyszałam od mojego ojca. Ja miałabym z głowy każda posadę...Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro pociąg już ucieka, to się go żadną miarą nie dogoni, to i gonić nie warto:) Ja tam przyglądać się nie mam zwyczaju, może z obawy bym czego za dużo nie dojrzał:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  16. Dobre i zdrowe jedzenie to grunt, szczególnie w tych czasach, gdzie króluje hamburger obrzydliwy. A my nawet chlebek systematycznie pieczemy własny, na zakwasie. Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My może nie nazbyt systematycznie, ale również pieczemy:) Z tem, że z tem z punktu ten jest frasunek, że chcą go familijanci wszyscy, tandem jak już się piecze, to na cztery domowe gospodarstwa od razu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)