11 grudnia, 2014

O urządzaniu Niepodległej część VII...

   Opisawszy w częściach I i II zdarzenia zaszłe przed jeszcze rządu lubelskiego z Daszyńskim premierem proklamowanie, jako i rządu tegoż początki, dokonania i rolę, zasię w III, IV i V cyrkumstancyje uwolnienia Piłsudskiego i onegoż po drodze ku Polsce negocjacyj (IIIIIIIVV , VI ), przyjdzie nam dziś te persony niejako zderzyć ze sobą i ukazać cóż z tej konfrontacji wynikło...
   Rząd lubelski realnej władzy miał tyle, co i gdzie mu się udało komisarzy naznaczonych na powiaty które powołać i wprowadzić, luboż jakie tereny insze, jako to rewoltujące się już Zagłębie Dąbrowskie, choć częścią podporządkować. Któreż zatem to ziemie, okrom Lublina samego? Ano powiaty biłgorajski, radomski, opatowski, ostrołęcki i łomżyński. Do tego jeszcze by przypisać należało część struktur samorządowych z Łodzi i Płocka i wielce skomplikowane cyrkumstancyje w Kielcach, gdzie się podobnie miejscowe władze ku rządowi garnęły, ten nawet i komisarza naznaczył w osobie znanego tam wielce działacza socyalistycznego Franciszka Loefflera*, który jednak wobec oporu jeszcze wiernych Radzie regencyjnej oddziałów Polnische Wehrmacht urzędu objąć nie zdołał i dopieroż z mandatu rządu Moraczewskiego się ta rzecz udała, gdy za rządem tem stał Piłsudski, z ramienia Rady Regencyjnej całością wojska już zawiadujący. Przecz się o tem drobiazgu rozwodzę? Ano po to właśnie by Wam wykazać, ku czemuśmy zmierzać mogli, mając ośrodków władzy kilka i ku różnym aspirujących programom. Szczęśliwie się w Kielcach nie wzięli za łby, ale zbrakło niewiele, by popłynęła tam krew, a wtenczas zapewne ta iskra zapalna podpaliłaby region, a może i kraj...
   Temuż się nie dziwcie Piłsudskiemu, że wspominanemi już tu serdecznemi słowy inicjatywę socjalistów i Daszyńskiego powitał... Spominaliśmy rozmowy, których wiódł z regentami o władzy przekazaniu, podkreślając, że forma tegoż przekazania została dopiero 14 listopada obustronnie zaakceptowana i podpisana. Nie spomnieliśmy w jakich to się odbywało okolicznościach. Otóż 11 Listopada w Warszawie stronnictwa rząd lubelski składające potężnej zorganizowały manifestacyi, co pochodami licznemi się w jedno zlewając, zyskała potem miano "gwiaździstej". Okrom tego strajk generalny przez PPS proklamowany miał rozmiar tegoż poparcia wszystkim unaocznić, zaś jeśli dodamy do tego faktyczny bezrząd i rozpoczętą akcję przez POW, Milicję Ludową PPS (dawne Pogotowie Bojowe), akademików, skautów a i wreście spontanicznie działający lud uliczny, by Niemców rozbrajać, ogrom chaosu zda się chyba pełny... 
   Deputacyja manifestujących** przyszła do Piłsudskiego, by mu wręczyć czerwonego sztandaru w tejże manifestacyi niesionego, aliści ów odmówił przyjęcia tego daru, argumentując, że "ma obowiązek działania w imieniu całego narodu". I w tych słowach widzę dowód najlepszy na koronną między Daszyńskim i jego kolegami, a Piłsudskim różnicę: oni uważali, że szczęście narodu i pomyślność państwa zależy od uszczęśliwienia warstwy społecznej, którą reprezentowali, zaś on miał pełnię świadomości, że tego lekceważyć nie można, ale że państwa na tym zbudować się nie da.
  Dlatego właśnie, zrugawszy delegatów rządu lubelskiego, zasię przybyłego 12 Listopada do Warszawy samego Daszyńskiego z częścią rządu***, zażądał odeń ustąpienia. Daszyński oponował tęgo, zatem Piłsudski uciekł się do sposobu nie nazbyt wybrednego, choć skutecznego wielce. Wezwał mianowicie Rydza-Śmigłego, w tymże rządzie ministra spraw wojskowych (nawiasem od początku deklarującego objęcie tegoż ministerium w zastępstwie... jeszcze nieobecnego Piłsudskiego:), by się określił względem lojalności własnej. 
   Rydz, co było nietrudnem do przewidzenia, strzelił kopytami i zdeklarował, że się zawsze uważał za podkomendnego Piłsudskiego i takim chce pozostać. Jak to dziś młodzi mówią: "krótka piłka"... Rozgoryczony Daszyński, świetnie rozumiejąc, że bez oparcia w wojsku niczego nie zdziałają, brakiem tegoż oparcia uzasadnił swoją i rządu tego dymisję. 
  Obiecywałem wyłożyć, czemuż uważam, że rząd Daszyńskiego i rząd Moraczewskiego, nieledwie z tych samych ludzi złożony, uważam za dwa niemal przeciwne sobie światy... Technicznie jednak powinniśmy mówić o rządzie lubelskim Daszyńskiego, czy jak kto woli: o "pierwszym" rządzie Daszyńskiego i owe przeciwieństwa, do których zaraz przejdę, w równej mierze tyczą się rządu Moraczewskiego, co rządu Daszyńskiego "drugiego", czy jak znów kto woli: "warszawskiego". Ten pierwszy zakończył żywot 12 Listopada bezapelacyjnie, zatem Daszyński na kolejnej kilkudziesięciotysięcznej manifestacji 13 Listopada przemawiający, występuje jako persona zgoła prywatna, polityk socjalistyczny, aliści bez władzy jakiejkolwiek. Dzień później już by sobie na to pozwolić nie mógł... bo znów był premierem...:)
   Tych opisanych dni kilka manifestacyj, rozbrajań, nastrojów coraz więcej rewolucyjnych, to są prawdziwe argumenty, które do członków Rady Regencyjnej przemówiły, by Piłsudskiemu co rychlej tejże władzy oddać, która, zda się, coraz im więcej zdawała się być tem ziemniakiem gorącym z ogniska wyciągnionym, co to dziatki ongi się niem przerzucały, utrzymać nie mogąc... I nie bez kozery tu jedna rzecz właśnie będzie: owo przywołanie Daszyńskiego do Warszawy i złożona przezeń dymisja, która pokazała, że coś, co się regentom zdawało nie do opanowania, Piłsudski okiełznał w jednej godzinie...
   Rząd Daszyńskiego "lubelski" był rządem rewolucyi, prawda że w intencjach miarkowanej (co podług mnie tylko naiwności inicjatorów dowodzi), ale jednak to był bunt! Próba przewrotu, zamachu, zwijmy to jak chcemy, ale tytułem swoistej uzurpacji sobie praw do przemawiania w imieniu narodu. Ten bunt i ta niepokorna zuchwałość, taka romantyczna, taka piękna w swem szlachetnem porywie... Naprawdę, to był ten moment, co go byśmy mogli zwać zdobyciem Bastylii naszej... I cóż mamy potem? Pokorne podporządkowanie się człowiekowi, którego władza w danym momencie była tylko władzą zwierzchnika sił zbrojnych****, co gdyby analizować na zimno bez odniesień do nazwisk i konkretów, brzmiałoby jak relacja z jakiegoś latynoamerykańskiego operetkowego puczu, zdławionego wolą kandydata na dyktatora... doprawdy nie dziwię się, że apologeci tegoż rządu nie chcą o tem końcu mówić żałosnem...
   Ale 14 Listopada cyrkumstancyje się zmieniają diametralnie. Piłsudski, legalnie co najwyżej dowódca sił zbrojnych, otrzymuję z rąk Rady Regencyjnej pełnię władzy państwowej... w państwie, którego wciąż jeszcze przecież nie ma:) W jurydycznym sensie tworzy nam się tu przedziwna miszkulancja, aż dziw, że się okazała strawną... :)
       

  Nie wiem jak na Was, ale na mnie owa pospieszna niezdarność tegoż dokumentu i forma zgoła nie przystająca do wagi, niemałego uczyniła wrażenia. A przecie ta niepozorna kartka z jedną zaledwie pieczęcią ma w historii naszej wagi równej konstytucjom i traktatom! Wagi praktycznej, bo o samem dokumencie niemal nikt nie pamięta, co znakomicie zresztą z jego charakterem koresponduje...:)
   Zaraz po tem, zwierzchnik sił zbrojnych obdarzony pełnią odpowiedzialności i władzy państwowej nominuje Prezydenta Ministrów, bo tak się wtedy premiera nazywało, w osobie... dwa dni wcześniej zdymisjonowanego Daszyńskiego. Ten rządu nie tyleż formuje, co zatrzymuje stary swój i podejmuje rokowania z endekami o stworzenie tegoż Rządu Narodowego, wszystkim Polakom wspólnego, do powołania którego oba dokumenty Rady Regencyjnej Piłsudskiego obligowały.
  Mamy tu zatem pełnię legitymistycznej ciągłości, gdzie niewiele zostaje z lubelskich porywów rewolucyjnych... Kajzer niemiecki powołał Radę Regencyjną do czasu aż nam wyznaczy króla, ale sam był upaść zdążył, nim tego dokonał. Rada, formalnie pełnię władzy mająca i wobec upadku Cesarstwa aspirująca do władzy niezależnej w kraju niepodległem, przekazuje ją brygadierowi Piłsudskiemu, a ten powołuje drugi, "warszawski" rząd Daszyńskiego, z nadzieją na jego rychłe rozszerzenie się w Rząd Narodowy.
  Ex definitione zatem nie mógł ten rząd nadto broić wiele, by endeków i inszych do cna nie zrazić. Zatem mamy w miejsce buntu i rewolucji pełen legitymizm i samoograniczenie się... które się zdaje psu na budę, bo endecy z Daszyńskim rozmawiać nie chcą, a Thugutt w Lublinie wydaje imieniem Daszyńskiego dekret o ośmiogodzinnym dniu pracy i ustanawia „Warunki służbowe minimalne dla niższej służby fol­warcznej (parobków)". Dla endecji to płachta na byka, zatem Piłsudski, żeby było jeszcze śmieszniej, Daszyńskiego w tym drugim rządzie zarazem zwierzchnik i podwładny (jako minister spraw wojskowych), musi jakiejś znów wolty wykonać.
   Proponuje mu jej sam Daszyński, który się decyduje ustąpić dla dobra sprawy i na swoje miejsce proponuje Jędrzeja Moraczewskiego, inżyniera kolejowego z Galicji i socjalistę z PPS-u***** . Piłsudski tego akceptuje i w nocy 17 Listopada powstaje rząd nowy (Daszyński w pamiętnikach twierdzi, że to on go jeszcze przygotował), pod Moraczewskim, któremu nominację Piłsudski miał przekazać temi słowy:
 "Panie kapitanie, ma pan zostać prezesem ministrów, ale pod dwoma warunkami: pierwszy, by pan nie wkraczał swymi zarządzeniami w jakiekolwiek stosunki społeczne, drugi [w tym momencie Piłsudski podniósł głos], wypracuje pan w ciągu jednego tygodnia ustawę wyborczą, i to tak, jak gdyby pan miał budować okopy"
   Ordynację Moraczewski rzeczywiście przygotował tak, jakby kopał transzeje pod ogniem: w ciągu trzech dni! Czemu to było tak extraordynaryjnie pilnie potrzebnem? Bo ordynacja ta być miała niejako załącznikiem do ostatniego przygotowanego dekretu rządu poprzedniego: „Dekretu o najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej", który ogłoszono 22 Listopada już jako dekret Tymczasowego Naczelnika Państwa, gdzie określano tymczasowe władze państwowe, ich zależności i kompetencyje, jako i przyszły ustrój państwowy. No i też Naczelnik Państwa być nie mógł własnego premiera podwładnym, tandem Piłsudski nie mieszkając, z tąż samą datą dymissyi z funkcji ministra składa...
   Co się drugiego warunku Moraczewskiemu postawionego tyczy, to luboż ów go miał za nic, luboż też wiedział, że przyjaciel tak rzec musiał, ale przymykać oko będzie, dopóki będzie mógł, luboż też to i od początku była jeno pro publico komedia... Ale o tem to już w nocie tegoż cyklu kolejnej...
_____________________
- wybrany w styczniowych wyborach 1919 roku jako poseł do Sejmu, przyjąć już mandatu nie zdołał, bo od tyfusu pomarł. Nawiasem, nosząca dziś jego miano kielecka ulica, nieuctwu władz miasta urąga, bo go tam piszą "Leoffler"...
** - m.in. z Zygmuntem Zarembą, przyszłym działaczem socjalistycznym, organizatorem Robotniczych Batalionów Obrony Warszawy w 1939 roku i jednym z filarów Rady Jedności Narodowej (podziemnej namiastki parlamentu) i Tadeuszem Szturm de Sztremem, w przyszłości znanym ekonomistą, jednym z twórców Instytutu Gospodarstwa Społecznego , który to Instytut przez lat kilka będzie de facto utrzymywał ze swej pensji w redakcji "Ekonomisty", inicjator wydawania Małego Rocznika Statystycznego, przy którym i udziału mieć niemałego będzie jego brat Edward, dyrektor Głównego Urzędu Statystycznego w latach 1929-39.
*** Thugutt z częścią rządu do samego końca jego istnienia pozostawał w Lublinie.
**** Na mocy odnośnej deklaracji Rady Regencyjnej z 11 jeszcze Listopada.
***** oficera z I Brygady Legionów... i przyjaciela Piłsudskiego:), o którego nieprzecenionej czynności jako późniejszego ministra robót publicznych pewnie jeszcze pisał będę, tu jeno dodam, że w dwudziestym roku znajdzie się znów jako ochotnik na froncie i niebywałą odwagą na krzyż Virtuti Militari zasłuży. I straci też na tej wojnie szesnastoletniego syna, również ochotnika... Sam zginie od kuli sowieckiego żołnierza, ale dopiero 5 sierpnia 1944 roku...
   I jeszcze coś, co te relacje z Piłsduskim w pełni ukaże: willę "Milusin" w Sulejówku, którą powszechnie się z Piłsudskim kojarzy, Piłsudzcy nabędą, poinformowani o jej okazyjnej cenie i namawiani tęgo przez tejże willi sąsiadów, od 1920 roku właścicieli pobok stojącego dworku, Zofii i Jędrzeja Moraczewskich...

33 komentarze:

  1. Vulpian de Noulancourt11 grudnia 2014 21:39

    "W Twoje ręce..."? Myślę, że gdybym miał taki dokument napisać, to wybrałbym jednak zwrot "w Pańskie ręce". Wtedy była taka moda, czy ja jestem szczególnie sztywny przy próbie przestrzegania form?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W Twoje ręce" byłyby tu dla mnie śladem jakiejś powitalnej oracji, coś jak przy wręczaniu symbolicznym kluczy do miasta... Pamiętaj, że oni trzeci dzień siedzieli przy łóżku chorego Ostrowskiego i negocjowali, zatem pewna zażyłość się i tak pewnie pomiędzy nimi zrodziła...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. "... w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco" - forma jak najbardziej zachowana, z wszelkimi wzorcami dobrego zachowania i szacunku. Nie masz racji Vulpianie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, gdy Ryszard Kaczorowski, prezydent na uchodźstwie, przekazał insygnia urzędu prezydentowi Wałęsie. To był gest, ale jakże ważny dla ciągłości, tradycji i legitymizacji państwa. Przekazał nie uzurpatorowi, ale wybranemu legalnie prezydentowi, zgodnie ze spuścizną prezydenta Mościckiego i Konstytucją RP (kwietniową). W pewien sposób była to kontynuacja tej tradycji od czasu Rady Regencyjnej. Dzięki temu wszelkie brednie o "uzurpatorstwie" aktualnego prezydenta nie mają racji bytu i najmniejszego pozoru realności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że mnie ta troska Piłsudskiego, konspiratora, terrorysty i buntownika o legalizm i zachowanie ciągłości władzy prawnie umocowanej, zawsze zdumiewała... Ale też widzę w tym dowód Jego wielkości, że czuł, że teraz jest to absolutnie koniecznym i pilnował tego z żelazną konsekwencją i zegarmistrzowską precyzją...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A ja Kneziu nie przepadam za takim przekazywaniem. To jest takie charakterystyczne dla prawicy, jedynie my mamy moralne prawo itd. Strasznie się czuję w obronie PRL-u, ale do jasnej ch..... nie było tych lat? Nie żyliśmy? Nie uczyliśmy się na uczelniach, nie chodziliśmy z dziewczynami, nie mówiliśmy po polsku i nie oglądaliśmy polskich filmów? Dla mnie to nie była żadna podniosła chwila, tylko żenująca próba podniesienia swojej pozycji przez ludzi, którzy w stosunku do rzeczywistej Polski nie tylko, że mało znaczyli, ale w ogóle nie funkcjonowali w odbiorze społecznym.

      Usuń
    3. Cokolwiek by nie mówić, to tamta władza była uzurpatorska i wroga społeczeństwu. Owszem, tamten okres był, ale lepiej żeby go nie było. Chwila była podniosła, dla każdego kto o tym pamiętał i dla każdego komu ta władza doskwierała, czyli dla absolutnej większości mieszkańców tego kraju w tamtym czasie. Ty zapewne chcesz wykluczyć z naszego życia i historii całą sferę emigracji niepodległościowej, represji, działań na rzecz odzyskania niezależności i zachowania suwerenności, nie mówiąc o odkłamywaniu historii i pielęgnowania kultury?!
      Wtedy, tym gestem, bardzo symbolicznym i wzruszającym, Prezydent na Uchodźstwie dokonał połączenia wszystkich polskich nurtów niepodległościowych, wolnościowych i społecznych. Kto tego nie rozumie dużo traci z naszej historii i świadomości.
      A okres komunizmu w Polsce zapisał się i pozytywami - nie, nie dlatego że miał zasługi, tylko dlatego, że społeczeństwo pomimo niego zdołało się urządzić jakoś i rozwinąć - wbrew wszystkiemu. To ma być ta zasługa?

      Usuń
    4. W stylu lewicy to jak rozumiem pod lufą karabinu ze składanym bagnetem??? I na kolanach? Ewentualnie jeszcze z kulą w potylicy i zbiorowym grobie? A insygnia ukradzione przez bandę zbirów wysłanych nocą i w przebraniu?
      Ech te prawicowe zwyczaje, wybory, uroczystości, ceremonie... przecież to takie wstecznictwo i zabobon!
      O to Ci chodziło Torlinie? No chyba nie?

      Usuń
    5. Tylko proszę nie zrób ze mnie zaraz UBeka. Nigdy nie byłem członkiem partii, a w "Solidarności" i Unii Demokratycznej byłem od samego początku. W Twoich słowach właśnie brzmi ta nuta, której ja nie znoszę, tak mówi prawica Kaczyńskiego. My tutaj, ruch niepodległościowy, demokracja, odnowa moralna, my dopiero możemy namaścić nowy rząd wybrany w pięcioprzymiotnikowych wyborach, bo bez tego placetu wybór będzie nieważny, bo historia, Prezydent na Uchodźstwie.
      Ja nic nie chcę wykluczać, bo sam czytałem pisma wychodzące za granicą, tylko po prostu nie znoszę tej mitomanii, podniosłego tonu, my tu, moralna prawda powiemy wam wszystko, jak macie żyć.

      Usuń
    6. Wprawdzie w drugiej swojej części zaczynasz insynuacje, zaraz napiszesz, że to ja zabijałem strzałem w potylicę polskich oficerów w Katyniu. O to Ci chodziło?
      Otóż podział jest w Polsce - jak chyba wiesz - nie na lewicę i na prawicę, tylko bardziej na liberałów i prawicę. My bardzo sobie cenimy historię, chyba nie powiesz, że ja jej nie lubię. Ale nie znoszę idealizowania historii, jej wzniosłości, wielkich aktów, i to zawsze okraszone takim tonem wyższości, jaki zabrzmiał w Twoim komentarzu. Najlepiej jest napisać o mnie: "Tacy jak ty rozstrzeliwali" itd.

      Usuń
    7. Nie jest moja winą, że byle chmyz deprecjonuje to co wartościowe i nie musisz mi wciskać Torlinie rzeczy, o których nawet nie pomyślałem, bo nie zasłużyłem sobie w żaden sposób. To że się na ogół nie zgadzaliśmy, to jeszcze nie powód żeby mnie obrażać.

      Usuń
    8. Co Kneziu wybierasz: szpady czy pistolety? ;)

      Usuń
    9. To tylko mi odpowiedz na moje pytanie, kto to jest "byle chmyz" w podstawowej notce Gospodarza i w komentarzach? Bo jeżeli nie ja, to kto?

      Usuń
    10. Byle chmyz to np. Kaczyński jego z przydupasami i hordy narodowej hołoty, która nawet historii nie zna.
      Co wybieram? Ponieważ jesteś człowiekiem sprawnym fizycznie, to może być na pięści! Ewentualnie topory. :D :D :D

      Usuń
    11. Pax Kneziu, pax, pax. jeżeli Cię uraziłem, to bardzo przepraszam.

      Usuń
    12. OK, pozabijamy się przy innej okazji! :D :D :D

      Usuń
    13. Pozabijacie się, jak Wam na to pozwolę! A teraz podać sobie rączki jeden z drugim i przeprosić kolegę, bo wyślę do kąta klęczeć na grochu! Jakem Wachmistrz...

      Usuń
    14. Przyszedłeś po wszystkim, wiec apel i groźby niepotrzebne - grochem możesz sobie do wróbli postrzelać! :D :D :D

      Usuń
    15. Napisałeś: "przy innej okazji", czyli jak rozumiem kiedy indziej, w przyszłości, więc jakie to jest "po wszystkim"? A jak mi który spróbuje, to najpierw ze mną mieć będzie to czynienia... Za starym już i nie stać mnie, by przyjaciół darmo tracić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    16. ... i dodałem emotkę - nie traktuj tego dosłownie - jak będzie trzeba, to sobie znajdziemy inny kawałek "udeptanej ziemi"! :P :)

      Usuń
    17. Nie, nie znajdziecie, boście się poswarzyli u mnie i jeśli ma z tego przyjść do szabel, do dawnym gospodarskim prawem Wam tego wzbraniam, a kto by temu się śmiał przeciwić, iżbym pod dachem swojem własnych gości przeciw sobie bronił, ten musi przódzki z gospodarzem mieć sprawę, aliści natenczas to już tego można było do trybunału podać jako napaść pospolitą, a nie honorową sprawę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    18. Reprymendę przyjmuje z pokorą, bom też i może nazbyt wyrywny, aczkolwiek nasze z Torlinem swary mają dość długą tradycję. Tuszę, że nie raz jeszcze dane nam będzie poróżnić się i stanowiska uzgadniać, bo Kneź od zawsze zwolennikiem chaosu i swobody był, a Torlin spokoju i usystematyzowania.

      Usuń
    19. Z pokorą Ci nie do twarzy, to i zbastuj...:) Osobliwie, że na się bierzesz i przewiny nie swoje, boście pogrzeszyli oba, ale że Torlin mądry, to pod miotłą siedzi, a Tyś wyrywny, to i bierzesz za nie swoje...:) A przyprowadzić Was obu do jakiej zgody jest niemałem marzeniem mojem, bo nie może to być, by persony tak mądre i doświadczone o podobne się swarzyły, excusez le mot, pierdoły... A że exemplum Szczurka, Vulpiana i legendarnej już dziś bułgarskiej Wikipedii ku optymizmowi skłania, to i ja nie tracę nadziei:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Jeżeli chodzi o Moraczewskiego. Wachmistrzu Drogi, ja nie piszę po to, aby udowadniać, że Ty nie masz racji. Masz, i to w 100 %. Tylko, że...
    Tylko że źle kładziesz akcenty. Zatrzymałeś się na sprawach rządów, podpisanych dokumentów, personaliów, tymczasem to wszystko Piłsudski traktował od niechcenia. Jak sam mówił, że premier: "najlepiej, gdyby nie był członkiem PPS, ale był do przyjęcia dla PPS, i nie był endekiem, ale był do przyjęcia dla endeków". Moraczewskiego pewnie znał jeszcze z Legionów, tego nie wiem, ale najbardziej przypadli sobie do gustu jeszcze z czasów Konwentu Organizacji A, Piłsudski wprawdzie rugał bez przerwy Moraczewskiego, ale miał do niego pełne zaufanie. Ciągle mi się wydaje, że Naczelnik podchodził do tych spraw jakby z takim malutkim roztargnieniem, lekkim lekceważeniem, jakby to były błahostki niewarte uwagi, ot, brzęcząca mucha, której nie można odgonić.
    Przecież popatrzmy na pucz ze stycznia 1919 roku, który stał się kabaretem, żałosną farsą, ale przecież mógł zdezorganizować państwo. Przecież pułkownik Marian Januszajtis-Żegota oraz książę Eustachy Sapieha zdołali aresztować - i to kogo? Zdołano uprowadzić ministra spraw zagranicznych Wasilewskiego, komendanta Milicji Ludowej kpt. Ignacego Boernera, uznawanego za czołowego ideologa PPS Witolda Jodko- -Narkiewicza i ministra spraw wewnętrznych Thugutta. Według Wikipedii porwany został również sam Moraczewski, według moich informacji - nie. Spiskowcy padli przy próbie aresztowania szefa Sztabu Generalnego Stanisława Szeptyckiego, bo ten po spostrzeżeniu się, co się dzieje, wycedził przez zęby: „Ja wam ten cały zamach zlikwiduję bez strzału”. I kazał wojskom spiskowców stanąć na baczność i wykonywać jego rozkazy. I było po buncie. A Piłsudski po dowiedzeniu się o puczu puścił puczystów wolno, więcej powiem - książę Sapieha już w kwietniu tego roku zostaje ambasadorem Polski w Londynie, a Marian Januszajtis-Żegota już po roku został dowódcą 12 dywizji piechoty z Tarnopola. Dlaczego tak Piłsudski postępował? Czyżby chciał dać przysłowiowe: świeczkę i ogarek?
    Otóż nie, te wszystkie sprawy nie zaprzątały głównie głowy Komendanta. Dla niego podstawowym bólem była armia, i to zajmowało go przede wszystkim. 1918 - 5.000 żołnierzy, po włączeniu POW - 20 tys, 1.I. 1919 roku - 100.000 liczyła polska armia. Brakowało jej wszystkiego, uzbrojenia, amunicji, mundurów, wyżywienia, węgla, koni, już nie mówiąc o bardziej wyrafinowanym uzbrojeniu. A jeszcze większym problemem okazały się różnice pomiędzy byłymi zaborami, i ludźmi wprawdzie z tego samego zaboru, ale pozostających w strasznym konflikcie. Dowódcy z tym nie dawali sobie rady. Mówił na ten temat Piłsudski do Władysława Baranowskiego: "Kotłuje się w Poznańskiem i że w Warszawie ciągle się burzy. To jeszcze są rzeczy drugorzędne. Ale mnie chodzi o wojsko, którego tak naprawdę jeszcze nie mam. Przecież widzieliście, jak trudno ze Lwowem i co z Wilnem... (Baranowski był u Komendanta z Witoldem Jodko - Narkiewiczem). Sprawy wewnętrzne załatwi Sejm, który na to właśnie zwołuję.jaki będzie: lewy czy prawy - zobaczymy. Wszystkie moje wysiłki muszą iść w kierunku armii. (...) Gdy będę miał wojsko, będę miał wszystko w ręku".
    Piszę to wszystko nie po to, Wachmistrzu, aby zdeprecjonować Twoje wywody, tylko chciałbym podkreślić, że wiele posunięć Marszałka lepiej się rozumie, gdy człowiek przypomni sobie rzecz zasadniczą, która najbardziej zaprzątała jego głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najchętniej bym Ci odpowiedział, że "Masz rację... i zarazem nie masz racji...":) O rozkładaniu akcentów mógłbym Ci odpowiedzieć dokładnie tymi samymi słowy. Oczywistem jest, że dla nowo powstającej państwowości armia, czyli możliwość obronienia świeżo zdobytej, czy zdobywanej niepodległości przed nader silnymi wrogami, jest podstawą i w najmniejszej mierze się tu Piłsudskiemu nie dziwię, że tak do rzeczy podchodził... Tyle, że Ty uważasz, że armia była dla Niego celem, ja znów, że tylko środkiem dla zdobycia i ugruntowania niepodległości i że wówczas bynajmniej o wykorzystywaniu jej do innych celów nie myślał, choć Ty, jak rozumiem, już patrzysz na to przez pryzmat przewrotu majowego... Zgadzam się, że Piłsudski nie znał się na mnóstwie spraw związanych prozaicznie z administrowaniem, czy gospodarką, nie rozumiał tego i nie czuł, kierując się tu zazwyczaj intuicją i od siebie dodam, że jak na brak w tej mierze wykształcenia i wiedzy, to zdumiewająco dobrze... Piszesz o kryteriach wyboru premiera i, jak dla mnie, to właśnie wspaniale opisałeś podstawowy Naczelnika dylemat: zadowolić najważniejsze strony na politycznej scenie i uniknąć wojny domowej... Piszesz o nieukaraniu sprawców tego operetkowego puczu (nawiasem dzięki, bo opisałeś to tak znakomicie, że ja sobie już ten wątek pewnie daruję w rozważaniach dalszych:). Być może to Ciebie oburza, ale dla mnie to jest taka właśnie "gruba kreska" Mazowieckiego w wydaniu Anno Domini 1919! Pomyśl, co by było, gdyby puczyści zostali ukarani i pytanie: jak? Na podstawie jakiego aktu prawnego czy kodeksu, skoro takiego jeszcze właściwie nie było? Na podstawie jedynego chyba istniejącego w tej mierze aktu prawnego, czyli regulaminu wojskowego? Wolne żarty... Ale przypuśćmy, że by ich ukarano: prawica by zaraz miała swoich męczenników i naród już miałbyś podzielony, nieomalże jak dzisiaj w sprawie Smoleńska... Tyle, że dzisiejsi krzykacze nie wyjdą na ulice z bronią i tak naprawdę nie wywołają niczego naprawdę groźnego... Zneutralizowanie przez ośmieszenie było zdecydowanie bardziej skuteczne, a potem znów zauważ, że nikt nie mógł szat rozdzierać, że jest prześladowanym, ale dowództwo w Tarnopolu, to bardzo od Warszawy daleko i w zasadzie jest to zesłanie dla człowieka, który by miał jakieś ambicje większe, a z ambasady w Londynie też wiele w Warszawie nie naszkodzisz...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czytam grzecznie, bo niewiele na ten temat wiem, ale ta "gruba kreska" Mazowieckiego mi nie pasuje, bo sugeruje jej inne znaczenie niż miała faktycznie, a raczej takie jakie jej nadano, wypaczając kompletnie sens.

      Usuń
    3. Kneziu, premier powiedział: "Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania".

      Usuń
    4. Wiem Torlinie co i dlaczego powiedział premier Mazowiecki, stąd moja uwaga. Jego wypowiedź nie dotyczyła ścigania przestępców.

      Usuń
    5. Może wyjaśnię, co ja na myśli miałem, zanim znów się o interpretację tego posprzeczacie na dobre... Faktycznie pewnego skrótu myślowego tu użyłem. Kiedy Mazowiecki o tej grubej kresce mówił, to mnie krew nagła zalała... Lat potrzebowałem, by zrozumieć, że gdybyśmy wtedy poszli w ten proces jakby swoistej debolszewizacji na wzór powojennej niemieckiej denazyfikacji, to - pomijając ówcześne uwarunkowania nasze zagraniczne z Sowietami dość jeszcze mocnemi na czele - byśmy podzielili naród w sposób, przy którym dzisiejsze Kaczyńskich pęknięcia są tylko mało śmieszną zabawą... Jak nie patrzeć partia miała trzy miliony członków, co z rodzinami dawało najmniej dwakroć tyle ludzi, którzy by się nagle znaleźli za nawiasem społeczeństwa. Nie sądzę byśmy mówili o realnej groźbie jakiejś wojny domowej, ale o daleko posuniętych wrogościach i antagonizmach, dzięki którym we wszelkich dokonanych transformacjach bylibyśmy pewnie ładnych parę, czy paręnaście lat do tyłu... I stąd świadome odcięcie przeszłości widziałbym jako chęć tego podziału uniknięcia... Podobnie w przypadku Piłsduskiego z Januszajtisem i Sapiehą. Pewnie, że można byłoby ich nawet pod mur i rozstrzelać... Tylko w efekcie całe ziemiaństwo będzie ten rząd co najmniej sabotować, a nie wyobrażam sobie wyekwipowania i wyposażenia wielu jednostek wojskowych, w tem przynajmniej połowy pułków kawaleryjskich bez ofiarności ziemiaństwa naszego... Podobnie z naszym rodzimym kupiectwem, tradycyjnie prawicowym... Poza tym Januszajtis był z Legionów, to już groziło podziałami we własnym gnieździe! Naprawdę to, co zrobił Szeptycki było genialne zarówno taktycznie, jak i - najpewniej przezeń zupełnie nieświadome i niezamierzone - politycznie... No bo jak może przeciętny Polak stawiać na środowisko polityczno-wojskowe, które nawet władzy przejąć nie potrafi i której nawet zamach stanu rozłazi się w szwach? Ośmieszenie jest czasem skuteczniejszą bronią niż represje...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Ustalmy Wachmistrzu jedno - Mazowiecki mówił o "grubej linii" w kontekście budżetowym, ekonomicznym i społecznym, a nie jako o abolicji dla komunistycznych przestępców. Jego wypowiedź środowiska zarówno prawicowe jak i lewicowe potraktowały w sposób nieuprawniony, jedne uznając że to dobrze, inne że zdrada. Całość zakłamały kompletnie media i nikt już Go nie słuchał, gdy usiłował wyjaśnić, że nie to miał na myśli i że wyrwanie tego fragmentu wypowiedzi z kontekstu kompletnie ją wypaczyło.
      Pozwolę sobie przytoczyć Jego wypowiedź z wywiadu z T. Torańską:
      Tadeusz Mazowiecki — Starsi synowie pomagali mi także przy pisaniu pierwszego mojego wystąpienia w Sejmie z 24 sierpnia. Było w nim zdanie, że przeszłość odkreślamy grubą linią. Byliśmy w Laskach. Czytaliśmy zdanie po zdaniu. Przypomnę. „Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”. Wojtek zapytał: „Z tą grubą linią, czy jesteś pewny, że chcesz to powiedzieć?”. „Pewny – odpowiedziałem – musi zostać”. Przestrzegł, że z tych zdań mogą wyniknąć kłopoty. Józio Duriasz też mnie przestrzegał. Powiedziałem cytatem z Ewangelii: „Com napisał – napisałem”.

      Teresa Torańska — Inni ich nie przewidzieli?

      Tadeusz Mazowiecki — Nie. Proszę przejrzeć ówczesną prasę. Przez wiele miesięcy nikt z tego akapitu nie robił żadnego problemu. Dopiero na wiosnę 1990 r. pojawiło się określenie grubej kreski, choć ja mówiłem o linii, ale to szczegół, nieważny. Gorzej, że przeinaczono jej sens i posłużono się nią w zniekształconej postaci i interpretacji do wywołania tzw. wojny na górze.


      Możemy oczywiście tamten spór interpretacyjny ciągnąć, ale dla mnie sporu nie ma.
      Natomiast o chęci łagodzenia i niezaostrzania konfliktów świadczą raczej zaniechania i ustępstwa Jego rządu. I tu już jestem skłonny się zgodzić, że analogie są.

      Usuń
    7. Podoba mi się ten punkt widzenia, mości Wachmistrzu!

      Usuń
    8. Tetryku, ciężko mi się odnieść, bo nie wiem do którego konkretnie... I czy rzecz notki tyczy, czy któregoś z tu, w dyspucie, podniesionych głosów...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    9. Kneziu, dla uproszczenia kwestii: przyjmuję, żem i ja sobie dał potoczny w tem względzie punkt widzenia narzucić i tak też go dopotąd rozumiałem, tandem za błędnego rozumienia naprostowanie obligowany jestem...Możem i pochopnie tej użył paraleli, skoro ona niezbyt adekwatna, ale pisząc to, dokładnie to miałem na myśli, co ogół o tej kresce pospolicie przyjmuje...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)