29 listopada, 2015

O po trzykroć niedoszłem spotkaniu Ichmościów kontradmirała Nelsona i jenerała Bonaparta...IV

    W części tegoż cyklu trzeciej ( I , II , III ) podrwiwałem sobie sam z siebie, że dłużej ja do tego Egiptu płynę, niźli Napolion z Nelsonem, bo Bonapartowi zeszło na wszystko, włącznie z Malty zdobyciem, dni czterdzieści, a kiedym ja sobie z tego dworował, cykl miał już dobrze dwa miesiące... Tyle, że było to w lutym, dobrze jeszcze, że bieżącego choć roku...:((
   Będzie zatem zadosyć już tych sumitacyj i płyńmy do brzegu, bo nam bohaterowie tej opowieści z głodu pomrą na morzu. Ostawiliśmy ich jako Bonapart z Malty odpłynął i się mozolnie ku Egiptowi kwapił, zasię Nelson, zamiarów jego nie znając, naradę zwołał kapitanów swoich, której dla trudności zorganizowania w warunkach morskich ważniejszą widział, niźli pogoń za raportowanemi mu mijanemi paroma francuskiemi fregatami. Poniechawszy onych fregat, ani się domyślał nieborak, że oto się mija z przednią strażą całej francuskiej armady...
   Neptun był łaskaw Nelsonowi nadgrodzić uprzednie liche wiatry i zesłał mu teraz całkiem wydatnych, tandem Brytyjczycy ruszyli ku południowemu wschodowi nader szparko, ani miarkując, że się znów z Francuzami, wielekroć wolniej płynącemi, na morzu rozchodzą. Dodatkiem jeszcze Nelson pchnął przodem szybkiego brygu, by jegoż kapitan się z kosulem brytyjskim w Aleksandrii był spotkał, ostrzegł onego i nakazał wieści zbierać skąd się ich jeno by udało powziąć, tak by, gdy eskadra główna w porcie stanie, mógł się wszystkiego wywiedzieć najświeższego najakuratniej...
   Nelson stanął pod Aleksandrią 28 Iunii o zachodzie i nie nalazłszy w porcie, ni na redzie napolionowej armady, ni najmniejszej wieści o nich, popadł w rozpacz, że zamiary Francuza odczytał błędnie i że ten zatem ani chybi umyślił gdzie lądować na wybrzeżu Palestyny, czy Libanu dzisiejszego. Angielski admirał miał tu z Napoleonem jedną przynajmniej cechę wspólną: podobnie jak Bonaparte nie znosił bezczynności i poczucia bezradności. Popadłszy ze stanu gorączkowej nadziei na dopadnięcie Francuzów pod Aleksandrią w stan głębokiej frustracji i rozczarowania, zdecydował się wypłynąć ku wybrzeżom Lewantu, by tam szukać Napoleona, francuskich okrętów wojennych i transportowców z  wojskiem. Te tymczasem przypłynęły pod Aleksandrię dwadzieścia pięć godzin po odpłynięciu Anglików...
   Napolion, gdy mu doniesiono jak niewiele zbrakło, by się na Nelsona nadział, najpewniej dopiero teraz pomiarkował jak tragiczną by taka być mogła ewentualność... Że oto niczego jeszcze nie dokonawszy, tonie wraz ze swojem wojskiem, statek po statku, wśród okropieństwa rzezi, jakiej by mu brytyjskie mogły uczynić okręty. Oddajmyż znów głos de Bourienne'owi:
   "Bonaparte, jak się można domyślać, pod wrażeniem wieści od francuskiego konsula, postanowił natychmiast lądować. Admirał Brueys przedłożył mu trudy i niebezpieczeństwa z tym związane: stan morza, odległość od brzegu - i to usianego rafami - zapadający zmierzch i zupełna nieznajomość miejsc dogodnych do desantu. Zaklinał go, aby zaczekać na ranek; dowodził, że to tylko dwanaście godzin i że Nelson nie może wrócić z Syrii przez następne kilka dni [wrócił, nie tyle z Syrii, co z myszkowania po całym wschodnim Morzu Śródziemnym, po miesiącu - Wachm.]. Generał słuchał go ze zniecierpliwieniem i w złym humorze. Przerwawszy mu w pewnej chwili, rzekł: "Admirale nie mamy czasu do stracenia, los daje mi tylko trzy dni. Jeśli ich nie wykorzystamy, będziemy zgubieni"
   Ano, cóż było robić... To Bonapart był wodzem, tandem de Brueys słuchać musiał. Poczęto wyładunek, który szedł okrutnie niesporo, bo podejść do brzegu się dla płycizn wpodle plaży Marabout nader licznych nie dało, tandem żołnierzów wsadzano do szalup dobre półtorej mili od brzegu. Zaczym znów tych szalup wszystkich poopuszczano, obsadzono i załadowano, godzin zeszło kilka ładnych, a znów nim się pierwsi Francuzi na brzegu znaleźli, jeszczeć i następnych. Ci, co na lądzie stanęli nareście, najczęściej byli ledwie żywi od morskiej choroby, wyczerpani do cna i po większej części przemoczeni, bo mało która z łodzi się nie wywróciła od fali luboż na mieliznę nie wpadła i jej spychać z niej nie było potrzeby... Bonapart pisał potem w raporcie do Barrasa, że mu tam naówczas dwudziestu ludzi potonęło, aliści znając jak się z prawdą mijał, choćby przy raportowaniu wieleż złota na Malcie narabował, mniemam, że śmiało możem tej cyfry potroić, abo i jeszcze może uwiększyć...
  Takimże to trybem całej armii wysadzano przez dni dwa, ale Napolion tego nie czekał i o świtańcu 2 lipca z pierwszemi pięcioma tysiącami pociągnął na miasto, by je zająć i obsadzić. Nibyż to jeno było mil parę, aliści dla wymęczonych żołnierzy się to okazała okrutna przez mękę droga, a ściślej nawet to i takiej brak, bo tam najpodlejszego nie uświadczył gościńca. Brnęły nieboraki przez piach, a przy tem wszytkie po drodze studnie im Beduini na złość co rychlej zasypali i uprzykrzali życie, jak jeno umięli. Którykolwiek z francuskich żołnierzy ustał z utrudzenia i się od oddziału odłączył, już się z niem nigdy nie złączył, a dopieroż maszerujący w drugim rzucie mięli możność pogrzebać okrutnie storturowane ciała. 
   Dobrnąwszy do Aleksandryi rankiem całego szturmu było ledwo ze trzy godziny, co nie tyle dowodzi słabości obrony, choć i ta w rzeczy samej marną była, co desperacyi Francuzów, której w liście do domu jeden z oficyjerów był opisał: "Powiem wam w sekrecie, że pragnienie było dla naszych żołnierzy głównym motywem zdobycia Aleksandrii. W naszej sytuacji wybór był prosty: albo znajdziemy wodę, albo padniemy".
   Bogiem a prawdą, po dziś dzień mię nurtuje pytanie, czegóż tak prawdziwie Bonapart w tem Egipcie szukał. Powiedzmy sobie szczerze, że opisujemy niczym nie sprowokowaną napaść na neutralny, bardzo daleki od Francji kraj, który jej w niczym nie zagrażał, a którego zdobycie niczego szczególnego jej też nie dawało. W oficjalnie głoszoną potrzebę ratowania ludu egipskiego od jarzma mameluków, Egiptem w imieniu sułtana rządzących, tom nawet jako dziesięcioletnie nie wierzył pacholę. W zamiar zdobycia drogi do Indii dziś już też nie wierzę i co więcej, nie wierzę w to, żeby Napoleon w to wierzył. Czem zaś dłużej o tem myślę, to mniemam, że mu ten Egipt był potrzebnym jako coś w rodzaju Sulejówka dla naszego marszałka Piłsudskiego: gdzie by zażywał może jakich zwycięstw i związanej z tym chwały, ale nie ponosił odpowiedzialności za nic, co się w tem czasie we Francyi by zdarzyło, za to z daleka był od jakichkolwiek możności uczynienia mu przez Dyrektoriat czegokolwiek niemiłego. On zaś za to mógł czekać, aż owi będą słabnąć i słabnąć, poparcia tracąc, by powrócić, tak jak tego uczynił, na to jedynie, by władzy przejąć...
  Póki co, armijej na trzy podzieliwszy korpusy, Napolion pomaszerował mameluków szukać, a Nelson po bezowocnych poszukiwaniach zawrócił na Sycylię, do Syrakuz, dla zaopatrzenia swych okrętów i wypłynąwszy ponownie, dopiero 29 lipca, u brzegów Grecyi powziął pewnych i sprawdzonych wieści, że francuska armada przy Aleksandrii kotwiczy... Aliści o tem, co wynikło z czwartego, tym razem skutecznego, spotkania się floty Nelsona jegomości z armadą francuską, opowiemy w części następnej, da Bóg, tym razem nieodległej...
                                                                  .

22 komentarze:

  1. No i nareszcie się doczekałem, że nasz bohater ruszył do tego Egiptu!!! Jak rozumiem, teraz będzie o różnych masakrach? :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masakrach? Panowie tylko wymieniali poglądy... A że armatami...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Panowie wymieniali poglądy, a ich armie kładło pokotem od tych pogaduszek! :)

      Usuń
    3. Na razie floty...:) A wiesz, że na armatach często ryto napis:"Ultima ratio regni" ("Ostatni argument króla")?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. A nie wiem, ale to ma sens! :D

      Usuń
    5. W kwestii formalnej: nie króla, lecz królestwa / władzy. Króla byłoby regis.

      Usuń
    6. Bo bywało i "Regis" (a nawet podobno i "Christi" na armatach wojsk cesarskich z protestantami w Niemczech walczącemi), co oczywiście mej myłki nie tłumaczy... Moja łacina widać zardzewiała więcej, niźli te armaty:)
      Kłaniam nisko, wielce za sprostowanie obligowany:)

      Usuń
  2. A ja czekam z utęsknieniem na odcinek pewnie już pod koniec - o tym, jak Napoleon z Egiptu wracał, a większość swojej armii tam zostawił. Bo tak chyba było (albo na tej lekcji nie uważałem i temat mylę z jakimś innym). Gdyby jednak rzeczywiście zostawił żołnierzy w Egipcie, to bardzo mnie historia tej porzuconej armii ciekawi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczekaj chwilkę - jeszcze te masakry małe!!! :D :D :D

      Usuń
    2. Owszem, Vulpianie, tak właśnie było... Dojdziemy i do tego, o ile nam wcześniej tej armii Kneź Krwiożerczy nie unicestwi...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. szczur z loch ness29 listopada 2015 20:45

    Luty 2015 roku, powiadasz Imć Wachmistrzu. Toż muszę po raz wtóry przeczytać części wcześniejsze, aby w ogóle ową perełeczkę smakować. Co oznacza, że z pewnością nie dziś, bo dziś pracowita niedziela, co nie wyklucza jednakowoż dnia jutrzejszego. W tym momencie oczekuję jakie obrazki będą ukazane aby komentarz wpisać i mam nadzieję, że wreszcie jakies gołe baby hehehehehehe :-)
    Kłaniam z zaścianka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę zapałów ostudzać, ale w lutym to była tylko część ostatnia...:(( Pierwszej trzeba rok temu jeszcze szukać... Obrazków postaram się poszukać, choć golizny nie obiecuję, chyba że mówimy o stanie moich finansów...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Wachmistrzu arcymądry historycznie i politycznie, wytłumacz mi proszę w sposób prosty, czy bez tego Trybunału, o który obecnie toczy się spór związany z zatrudnieniem, nasze państwo nie mogłoby funkcjonować? Utrzymanie siedziby i pracowników generuje olbrzymie koszty, czy to naprawdę niezbędne? Ciociunia Kaliny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najmniej mam powodów, by się za mądrego uważać, a już z pewnością nie politycznie. Gdybym bowiem w rzeczy samej jakoweś posiadł w tej mierze mądrości, z dawna bym wiedział, jak ojczyźnie dopomóc, by dobrą szła drogą, a przy tem się chmary obsiadających ją pasożytów pozbyła...
      Co do Trybunału, to ja teo rozumiem tak, że na to go mamy i na to doń wybieramy fachowców, by pieczę nad tem mieli, jakież uchwalamy prawa i czy one nie są z konstytucją sprzeczne. Złego prawa mamy aż nadto, to bym i ostrożnym był z likwidowaniem tego, co je jako choć tako jeszcze w karbach dzierży. Pewno, że ich można w jakim baraku trzymać, ale przecie o Rzeczypospolitej świadczy... To już bym prędzej był za tem, by Senatu na cztery wiatry rozgonić, bo ten się w roli stróża prawa i naprawiacza bubli w Sejmie niebacznie uchwalanych zupełnie nie sprawdza, a tylko legislacyjną wydłuża drogę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo Panu, o Senacie mam takie samo zdanie, pogonić bandę darmozjadów. Jesteś wyjątkowy Wachmistrzu, mówię Ci to ja, która stoję na skraju drogi do wieczności. I pozostań takim. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Żem jest wyjątkowym to się zgodzę bez sporów:)) Wszyscy lekarze mi to to samo mówią...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. W kwestii finansów - wyprawy kosztują. Rozumiem Napoleona, który planuje zdobycie Egiptu dla własnej sławy, ale już ludzi, którzy służą jako mięso armatnie i ludzi, którzy finansują kampanie (nie tylko egipskie) nie rozumiem.
    Wyprawa Napoleona to wielka ekspansja militarna. Wielki wódz myślał, że Egipcjanie są naiwni i uwierzą, że on i jego żołnierze przyjmą islam, zrezygnują z alkoholu, nikogo nie zamordują, a nawet obrzezają się dla czyjejś sławy?
    Obawiam się, że wnioski z wyprawy nie zostały wyciągnięte, skoro ekspansje dalej modne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci, którzy służyli zanadto wielgiego wyboru nie mieli, ci co grosz wyłożyli (po największej części państwowy) widać uważali, że cena za pozbycie się Bonaparta z Paryża i za nabrużdżenie Brytyjczykom widać nie jest wygórowana... Nic nie wiem o przekonywaniu Egipcjan do podobnej wizji francuskich najeźdźców i raczej podejrzewam, że Napoleonowi w gruncie rzeczy było obojętne, co tubylcy o nim myślą, choć z pewnością nie spodziewał się aż tak powszechnego oporu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nie jestem pewna, ale czytałam prawdopodobnie w książce Paula Stratherna pt."Napoleon w Egipcie" o tem, jak Napoleon namawiał swoich żołnierzy do przyjmowania religii, zwyczajów Egipcjan. Złudnie myślał, że zaasymilują się, ale natrafił opór ze strony Egiptu. Żołnierze francuscy ginęli, ale sam Napolion czuł się dobrze w tym kraju, nawet otrzymał nałożnicę, którą potem ścięto za zdradę. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Bonapart był chutliwy okrutnie, to i gdziekolwiek dłużej jak trzy dni popasał, zaraz i jakiej niewiasty szukał, luboż mu jej szukano... Tem bym się nie kierował, natomiast namawianie żołnierzy do pewnych gestów wobec tubylców mogło być zwyczajnie próbą rozbrojenia tegoż oporu, z którym zetknął się już w pierwszych godzinach po lądowaniu, zatem trudno nawet sugerować, że wywołało go postępowanie francuskich żołnierzy, z pewnością też nie nazbyt mile widziane...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. To teraz będą jatki armatnie w cieniu piramid? Jak na czasy przed epoką telefonów komórkowych i tak te opóźnienia duże nie były, a akwen spory ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie zmierzamy pod Abukir, czyli do jatki na morzu, choć rzeczywiście przy użyciu armat...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)