28 lutego, 2015

O po trzykroć niedoszłem spotkaniu Ichmościów kontradmirała Nelsona i jenerała Bonaparta...III

  Dopotąd żeśmy w notach I i II odprowadzili bohatyrów naszych ledwo z Tulonu do Malty i jak tak dalej pójdzie, to będzie to najwolniejsza w dziejach z Francyi do Egiptu podróż, bo Napolionowi zeszło wszystkiego (ze zdobyciem Malty) dni jakich czterdzieści, a nam od noty pierwszej już dwóch zeszło miesiąców, a gdzież nam do końca...:((
  Nim przecie rzec co przyjdzie o rzeczach zdarzonych, przyjdzie krzynę zmitrężyć na jakiem objaśnieniu taktyki ówcześnej morskiej i sygnalizacji, bo bez tego przyczyn kolejnego niedoszłego spotkanie może kto w tem mało wpraktykowany nie pomiarkować należycie. Z czasów, gdy okrętów wiosłami pchanemi zastąpiły pełnomorskie żaglowce, pomiarkowali żeglarze, że to uwolnione od wioseł i wioślarzów na burtach miejsce idzie wyzyszczeć na postawienie tam pierwotkiem katapult jakich, zasię harmat, coraz i przecie doskonalszych. Effecta zaś tego takowe, że batalija morska oznaczała, że się wojujące korabie ku sobie burtami zwracały, by tym, co tam miały pomieszczone przeciwnika ostrzelać, poniszczyć, co się da; ludzi ubić, nim się do abordażu zbliżą i w ręcznej walce nie zdobędą.
   Dział coraz większa celność i doniosłość k'temu przywiodła, że coraz i częściej można było przeciwnika i bez abordażu zatopić, co marynarze wszystkich flot świata za najbardziej przykrą mięli ostateczność, bo z zatopionego jeno pusta chwała i może czasem jakie oficyjerom awanse, a zdobytego szło złupić, co brytyjska admiralicja cokolwiek ucywilizowała wprowadzając obyczaj wypłacania tzw. pryzowego*. Aliści by zgnieść oporu przeciwnika byłoż potrzeba go jednak tem ogniem z harmat potraktować tęgo. Wraz zatem poczęto koncypować wedle uwiększenia liczby dział, luboż ich mocy, co się pokazało nieprostem, bo wprawdzie rychło konstruktorzy wpadli na to, że okrom dział na pokładzie, idzie pod niem drugiego przeznaczyć (a potem i trzeciego) pokładu na harmaty, aliści znowuż oznaczało to coraz i większy ciężar harmat i do nich prochu czy kul, takoż i to, że do większej liczby dział potrzeba więcej ludzi do ich obsługi, ergo znów potrzeba więcej dla nich zapasów jadła i wody, czyli potrzebny jest coraz to i większy okręt...:(
   Większy znów okręt, by się nie stał beznadziejnie powolną i niezdolną do manewrów krypą, wymagał więcej i większych masztów i żagli, zatem i więcej żeglarzy do ich obsługiwania, zatem więcej zapasów jadła i wody i tak dalej w koło Macieju... Pokazało się, że i w tem się nie da przesadzić i że nadmiar harmat może być dla manewrowości zgubnym, ergo stanął jaki taki praktyczny kompromis, którego owocem był szczyt ówcześnej techniki morskiej, czyli okręt liniowy z zazwyczaj 74 działami na trzech pokładach. Czemuż liniowy ? Ano bo skoro największa siła ognia była na burtach, a wojować przychodziło ostrzeliwując przeciwnika gdy się przepływało wpodle niego i waląc doń z dział danej burty, to i rychło pomiarkowano, że jako przepłyną za sobą dwa okręty kolejno, to siła ognia będzie dwakroć większa, a najlepiej jakby dziesięć czy dwadzieścia, ową liniję bojową tworząc, której poszczególnemi cząstkami byłyby właśnie owe liniowe już okręty... 
   No ale przeciwnik przecie nie w ciemię bity i też tego samego dorozumiał, takoż i tego, że płynące mu naprzeciw te dwadzieścia okrętów w linii za swoim admirałem jak kaczęta po stawie za swoją panią matką, najlepiej będzie przywitać samemu w takiejże samej linijej się uszykowywując i podobnie odpowiadając... Przyszło zatem k'temu, że lwia część bitew morskich ośmnastego wieku to takie właśnie były zmagania, a ściślej próby doprowadzenia do onych, bo to przecie jeszcze nie było obojętnem, skąd względem wiatru która flota nadpływa i jak tejże przewagi dobrego wiatru wyzyszcze... Ano i paradoksalnie, coraz lepsza znajomość morskiego rzemiosła wśród marynarzy i kapitanów, jako i okrętów usprawnienia, przyszły do cyrkumstancyj cokolwiek podobnych naszym dzisiejszym wyścigom bolidów Formuły I, gdzie czołówka onych, nie odstając zanadto względem siebie pod względem technicznym, czy umiejętności kierowców, zamienia widowisko w długą, żmudną i monotonną walkę o wyzyskanie jakich setnych części sekundy na kolejnym wirażu, najdrobniejszego błędu przeciwnika, by nareście po iluś godzinach wypracować sobie pozycji do ataku dobrej... Z tem, że w Formule I czas tejże zabawy jest ściśle określony ilością okrążeń danego toru, a kapitanowie i admirałowie osiemnastowieczni potrafili się ganiać po morzach całymi nawet i dniami, próbując jeden drugiego przechytrzyć i zająć lepszej od wiatru pozycji.
   Naturalną rzeczy koleją effecta tegoż były takie, że wielkie bitwy stały się prawdziwą rzadkością i dopieroż napoleońska epoka przyniosła pewien przełom w tej mierze, głównie właśnie dzięki Nelsonowi, który jako jeden z pierwszych jałowość taktyki liniowej zrozumiał i swoje największe sukcesy tam odniósł, gdzie od niej mniej lub bardziej świadomie odstąpił.
  Szyk liniowy miał jednak dwie ogromne zalety, których nawet Nelson nie mógł zignorować. Primo, że chroniły najsłabsze na każdem okręcie punkta, czyli dziób i rufę, secundo, że przy niedoskonałościach ówcześnej sygnalizacyi morskiej ograniczało ilość możebnych nieporozumień do prostego "płyń za mną i rób to, co ja". Moc przecie była batalij, w których wiktoryja zniweczona została przez ordonansów niewykonanie, luboż ich wykonanie złe**. Nibyż były flagi sygnalizacyjne do wywieszania na masztach, ale na to potrzebny był i czas do ich wywieszenia a i do odczytania, jako i jaka taka choć przejrzystość powietrza, iżby ich prawidłowo odczytać i zinterpretować. A o to już w warunkach jakiejkolwiek niepogody było trudno, nie mówiąc już o dymie prochowym, czy z płonących okrętów w czasie bitewnym... Insza inszość, że sygnały owe nadawali zazwyczaj młodzi kandydaci na oficerów, tzw. midszypmeni, którzy nieraz w nadmiarze emocyj nie to co trzeba nadali. Insza znów możność, by podejść do się na tyle blisko, by przez tubę móc krzyczeć, znów wymagała aury niepodłej, sprawności manewrujących a i tak dawała jedynie możność przekazania rozkazu czy wieści z jednego tylko okrętu na drugi. Jeszczeć gorzej z umyślnym łodzią posłanym, bo to znów oznaczało eskadry znaczne spowolnienie, bo najwięcej silni wioślarze z obsady łodzi przecie liniowca czy fregaty pod żaglami nie dogonią... Jak mniemam Nelson oddałby wszystko, co miał, za jaką krótkofalówkę, czy choćby najpodlejszy telefon komórkowy:)
   Pora najwyższa by po tym krótkim wstępie przejść do rzeczy meritum:) Otóż Nelson owych ograniczeń próbował przełamywać w ten sposób, że ze swemi podkomendnemi kapitanami spotykał się najczęściej jak tylko można o tem myśleć na morzu, upraszając onych już to na obiad, już to na wieczerzę, w czasie której cokolwiek skąpiono na napitkach, by łbów nie zaprószyć przesadnie, ale nie żałowano niezgorszego jadła, w tem świeżych jakich mięs czy nowalijek, o które zawżdy przecie na admiralskim okręcie, ustawicznie przecie pocztę z lądu odbierającym, łacniej niźli na inszych. Ano i wiedli owi kapitanowie za stołem nibyż swobodne pogwarki, dzieląc się doświadczeniami, ale i dysputując o możebnych jakich na morzu sytuacjach przyszłych, gdzie nierzadko zapał przychodził i k'temu, że uprzątano półmiski, a rozkładano mapy, a jakie orzechy czy kieliszki poszczególne symbolizowały okręty, czy eskadry... 
   Dwa wieki niemal miną, nim to, co robił Nelson zostanie nazwane grami sztabowymi, czy ćwiczeniami z mapą, ale cel był ten sam: zgranie podległych ludzi w jeden zespół, jedną drużynę, która myśli podobnie, umie przewidzieć zachowania pozostałych i samemu się do nich akomodować, bez czekania na sygnał czy rozkaz, a w ostatniej ostateczności działać samemu, improwizując i wiedząc, że ich admirał ich za to nie zgani... I teraz może, Czytelniku Miły, zrozumiesz, że jako 22 czerwca Angielczyki mijały południowo-wschodniego cypla Sycylii, a trapiący się brakiem wieści o przeciwniku Nelson umyślił zaprosić do swej kajuty czterech najdoświadczeńszych kapitanów z inszych liniowców, by się naradzić nad świeżo pozyskaną wieścią, że Francuzików widziano trzy niemal niedziele przódzi wpodle Sycylii, nibyż ku wschodowi płynącym, przecie kierunku docelowego nie precyzującą, to znaczyło to dla całej eksadry niemałe logistyczne wyzwanie, by tych czterech tam dotarło, gdzie dotrzeć miało...
   I że jako w tem czasie zameldowano Nelsonowi, że widać jakie cztery okręty po prawicy, to ów po chwilowem wahaniu z narady zamierzonej nie zrezygnował, a jeno posłał ku południowi "Leandra", by się onym bliżej przyjrzał... I gdy kapitanowie kolejno na pokład flagowego "Vanguarda" przybywali, nie odstąpił od tego, nawet gdy "Leander" zasygnalizował, że te cztery to fregaty, najpewniej francuskie. Najpewniej Nelson uznał ich za jaką flotyllę pomocniczą, czy czego inszego szukającą po morzu... Być i może, że uznał iż nie ma się co bawić w ściganie liniowcami znacznie szybszych fregat, bo i tak ich nie doścignie, dość, że odwołał "Leandra i nad pościg daremny przedłożył możność naradzenia się z kapitanami, ani świadom, że przepuszcza właśnie straż przednią całej francuskiej wyprawy...
____________________________
* Zdobyty okręt lub statek admiralicja najpierw przed specjalnym sądem pryzowym sprawdzała od strony legalności ataku i zajęcia (zdarzało się, że nadto chciwi lub będący w tarapatach finansowych kapitanowie zbyt pochopnie oceniali statek neutralny jako przemytnika lub podejrzanego o piractwo i potem trzeba było nie dość, że zwracać zdobycz, to jeszcze wypłacać zasądzone odszkodowania), zasię oszacowywała co do wartości onego, jako i ładunku (rzeczy osobiste marynarzy nie były uważane za zdobycz i ich zabór przez zwycięzcę, jakkolwiek dość powszechny, był uważany za hańbiący) i zazwyczaj podejmowała decyzję o włączeniu okrętu wojennego do służby po niezbędnych naprawach (czasami właśnie zbyt wielkie szkody na zdobytym okręcie sprawiały, że od tego odstępowano), zaś statek albo włączano do służby pomocniczej jako transportowiec, czy statek pocztowy, albo przedawano na jakiej aukcyi, podobnie jak ładunek, chyba że ładunkiem był materiał stricte wojskowy. Z oszacowanej kwoty proporcjonalnie dostawali wszyscy od najostatniejszego majtka po admirała, któremu podlegała jednostka zdobywająca pryz, nawet jeżeli ten ostatni w tym czasie siedział za biurkiem setki mil od pola bitwy. Zasadą było też dzielenie tej kwoty równo przez załogi wszystkich okrętów będących w chwili zdobycia pryzu w zasięgu wzroku, nawet jeżeli to były tylko widoczne zza horyzontu czubki masztów. Nieraz się i w tem zdarzały wielgie spory i swary, a z bohaterów naszej opowieści właśnie Nelson jak i jego zwierzchni admirał, lord St. Vincent (tytuł ten Jarvis uzyskał od bitwy u przylądka Świętego Wincentego, w której zwycięstwo właściwie zapewnił mu Nelson),  posłynęli wielkim sporem sądowym, ostatecznie na rzecz Nelsona szczęśliwie rozstrzygniętym.
** Siła by o tem mógł co opowiedzieć francuski admirał de Suffren, który pomarł w 1788 roku, wywołując po latach zgoła dziecinny żal u Napoleona, "że nań nie zaczekał", bo może i miałby wówczas Bonapart własnego "Nelsona". Mało której z toczonych przez Suffrena bitew mu nie sp...lili jego właśni podkomendni, a pomimo to uzyskanymi efektami budził powszechny podziw...

                                                 .                                  

26 komentarzy:

  1. Może geniusz admirała mieścił w sobie umiejętność przewidywania błędów jego podwładnych? Wybacz, że komentarzem do głównego tematu się nie odnoszę, ale... nie wiem, ku czemu rzecz cała prowadzi, czekam na ciąg dalszy ;-) Ale czytałam z zainteresowaniem, jak niegdyś książki awanturnicze o korsarzach ;-) Pamiętam taką jedną, o piracie królowej, nazwiskiem Francis Drake, książkę o nim napisał Bidwell :-))

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może rzeczywiście miarą prawdziwego geniuszu przywództwa, niekoniecznie tylko wojskowego, jest summa osiągnięć tegoż przywódcy, dokonana pomimo mniej lub więcej licznych błędów jego podkomendnych... Tyle, że sama świadomość istnienia tego zjawiska być musi potwornie frustrująca...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. szczur z loch ness28 lutego 2015 14:28

    Nie trudno odnotować Zacny Wachmistrzu, że zrobiłem sobie urlop od blogów, przy czym szczerze przyznam, że powinieneś Waszmość otrzymać Złoty Talon na Balon albo insze Grand Prix, za tekst niniejszy, że o całym cyklu nie wspomnę. I po prawdzie głównie wyczyny Waszmości skłaniają do odwiedzania blogowiska niejako w ogóle, a nawet do rozważenia jakiegoś powrotu do pisania, za czas jakiś, rzecz jasna.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej absencję Waszmości dało się zauważyć...:) Nie wiem natomiast za co żeś, WMść tak dla mnie za tekst ten łaskaw, bo ja w niem niczego nie znajduję szczególnego...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. szczur z loch ness1 marca 2015 10:54

      Niezależnie od tego co Waszmość sam na ten temat sądzisz, w Pogderankach upatruję waloru dydaktycznego (szczęśliwie nie kaznodziejskiego), co sprawia że tematyka dotyczy przede wszystkim historii rodzimej (i słusznie dadajmy). Niemniej ciasto bez bakalii, tym różni się od ciast innych, że szybko powszednieje. Stąd, w mojej subiektywnej ocenie, teksty o dawnych kopalniach, lodówkach, polskich wyprawach na Czarny Ląd, czy też traktujące o konstrukcji kopii rycerskich lub jak ten ostatni o bitwach morskich pełnią rolę owych rodzynek, na dodatek we właściwych proporcjach dodawanych.
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    3. Nie wiem, czy WMiłość nie zanadto podnosisz w sumie dość przypadkowe decyzje o tematach kolejnych moje... Pewnie, że z rozmysłem o zróżnicowanie dbam, temuż i ustawiczna przeplatanka tematyczna służy, alem nigdy tu jakich nie czynił analiz co do proporcyj, a już na pewno nie o tem, czy tego lub owego co może już i za dużo, tandem pora na owamto...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt28 lutego 2015 15:50

    Walka w linii wydaje mi się kwintesencją wojskowości (nic to, że morskiej) w ogóle: płynąć, robić dokładnie to, co ten przed nami i tyle. Od myślenia jest dowódca. Mam jakieś takie niedobre wspomnienia z mojej służby wojskowej, że tamten styl niewiele się przez stulecia zmienił.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieją różne rodzaje wojskowości, także i te oparte na samodzielności, myśleniu i inicjatywie... Ale w rzeczy samej szyk liniowy zdaje się być morskim odpowiednikiem szkoły musztry lądowej pt."Słoma, siano!"
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Widok takiej morskiej bitwy w linii musiał być fascynujący. Oczywiście z odpowiedniej odległości... :))
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upewniam, że parada płynących w linii i NIE strzelających żaglowców również robi gigantyczne wrażenie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bo żaglowce mają w sobie "to coś". Na pewno piękno i majestat.
      Ale na strzelające też bym chętnie popatrzyła... :))) Czy to znaczy, że ze mną coś nie tak? :)))
      Bogowie! 04:09! Naprawdę?! W niedzielę?!
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Bo mają...:) Nie przypadkiem zrównują je z koniem w galopie i piękną dziewczyną...:) A że czwarta...? Cóż, miałżem pewnej roboty zaległości niemocą moją ostatnią sprawionych, to i popracować przyszło...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Czekając na ulubiony ciąg dalszy, sobie podsłuchuję. :)
    24 Lutego Bijatyka
    Coś na kształt takich spotkań musiało odbywać się również i w naszej armii, szczególnie husarii, z tym ze na poziomie chorągwi, gdzie każdy pocztowy był zorientowany w sytuacji i zamiarach dowódcy. Ponieważ każda strzelba wisząca na ścianie filmowej dekoracji musi wypalić, to tuszę, że i ów drobny szczegół będzie miał doniosłe znaczenie w dalszych częściach - byle nie w odstępach dwumiesięcznych! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzam ukrywać, że zmierzamy pod Abukir, jeden z tych przykładów, gdzie właśnie szyk liniowy poniósł sromotną klęskę, zaś odwaga i inicjatywa zatryumfowały... Tylko, czy to wypełnia już domniemywaną misję strzelby, to osądzić nie umiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Scena z klipu, jakby żywcem do następnego odcinka? :D :D :D
      24 lutego

      Usuń
    3. Można by tak mniemać, z tem, że raczej jeszcze nie do następnego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. A to i dość pocieszająca obietnica. :D

      Usuń
    5. Miło wiedzieć, że są tacy, co ich byle co cieszy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Napisz gniota to zobaczysz, czy aby na pewno tak jest?! :D :D :D

      Usuń
    7. Trzymam za słowo...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Wielkie dzięki za wyrozumiałość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... A wobec kogo i w czym?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Panie Wachmistrzu

    Taktyka roju, stosowana w bitwach od 16 do połowy 17 wieku polegała na uderzeniu na przeciwnika zwartą masą( z wiatrem), oddać salwy z burty,a potem dochodząc do abordażu. Ciężko było w takim roju dowodzić, stąd rój zastąpiono szykiem linii ( torowym). Żaglowce szły gęsiego i każdy okręt wykonywał manewry poprzednika,co pozwalało prowadzić bitwę całej eskadrze. Początkowo w tej taktyce dużą wagę przywiązywano do tzw. manewru. Dowódca mógł zmniejszyć odległości między swoimi okrętami w linii , koncentrując się na części floty przeciwnika. Tyle, że to wymagało dużych umiejętności samego dowódcy, ale i wysokiego wyszkolenia załóg, ale pozwalało pokonać silniejszego przeciwnika. Jednak najczęściej załogi się nie rozumiały, stąd podczas ataku szyk się łamał. Od połowy 18 wieku w taktyce liniowej wprowadzono szereg zakazów . Szyk linii to była świętość, a jej opuszczenie groziło sądem morskim. Walczyć mógł równy z równym, a słabsza flota napotykając silniejszego przeciwnika, miało obowiązek unikać bitwy.

    Oczywiście spotkało się to z krytyką co mądrzejszych dowódców, koniec końców z szyku torowego zrezygnowano, powracając do taktyki manewrowej. Pierwszym, który zerwał z rygorami, był rosyjski admirał Fiodor Uszakow. Uznał, że taktyka ma odpowiadać konkretnej sytuacji i warunkom bojowym i mieć cel. Taktyka ma być ofensywna, polegać na rozbiciu przeciwnika na części, atakowaniu jego skrzydeł itp. W bitwie pod Teodozją ( 1788r) jako dowódca straży przedniej ( eskadra rosyjska liczyła 2 liniowce i 11 fregat), został zaatakowany przez 15 tureckich okrętów liniowych j 8 fregat. Na załogi Uszakowa przypadało po 5 jednostek tureckich, a jednak po 40 minutach walki, kiedy Uszakow przerwał szyk linii i zastosował manewry, najpierw uszkodził turecki okręt flagowy, a potem zaatakował. Byłoby pełne zwycięstwo, ale głównodowodzący rosyjski nie trzymał się sztywno starych zasad. Koniec końców manewr Uszakowa uratował rosyjską eskadrę przed zagładą, bo Turcy się wycofali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się jednak upierał przy pierwszeństwie Suffrena przed Uszakowem:)A znów i czasy wcześniejsze dowodzą, że roztropniejsi dowódcy potrafili działać elastycznie: np. szyk Dickmanna wychodzącego do boju na wody Zatoki Gdańskiej, który do historii przeszedł jako bitwa pod Oliwą, nazwałbym "rogami byka":)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. ciąg dalszy wątku

    8 lipca 1790 r, w Cieśninie Kerczeńskiej gdzie Turcy mieli przewagę w artylerii , zamiast przyjąć bitwę na kotwicy ( zgodnie z zasadami), nawiązał walkę w ruchu, by korzystać z manewrów. Z linii wycofał fregaty, tworząc z nich odwód, a w bój posłał tylko liniowce. Wieczorem flota turecka wycofała się z walki. Dnia 28.08. 1790 na mierzei pod Odessą Uszakow zaatakował z marszu zakotwiczone jednostki tureckie. Ci poprzecinali liny rzucając się do ucieczki. W czasie bitwy Uszakow znów wycofał kilka okrętów jako odwód ( gdyby Turcy przerwali jego linię), rozwiązał cały swój szyk liniowy, e efekcie liniowiec turecki trafił do niewoli, dwa inne zatopiono.

    Ostatnia bitwa Uszakowa to starcie koło przylądka Kaliakra ( 31.07.1791), gdzie z 16 liniowcami, 2 fregatami i 21 innymi jednostkami zaatakował Turków na kotwicowisku ( 18 liniowców. 17 fregat i 42 mniejsze jednostki). Idąc w szyku, w 3 kolumnach, ustawił się po nawietrznej przeciwnika j ( czyli po tej, z której wiał wiatr), przeszedł między brzegiem z okrętami tureckimi, odcinając przeciwnika od brzegu. Turcy sformowali linię ( po przecięciu kotwic), więc Uszakow też się tak ustawił. Kiedy dostrzegł. że straż przednia chce obejść czoło rosyjskie, by przejść na stronę nawietrzną, zaatakował swoim okrętem flagowym turecką straż przednią. W efekcie oba tureckie okręty zostały uszkodzone i wycofały się z walki. Walka trwała 3,5 godziny, a Turków ścigano aż do zapadnięcia zmroku. Ten sam manewr, atak od strony brzegu zastosował 7 lat później admirał Nelson pod Abukirem.

    Nelson z taktyką liniową zerwał ostatecznie, po bitwie koło przylądka Finistere ( 1.06.1794). Taktycznie wygrali Anglicy, ale francuski konwój zbożowy dotarł do celu. W dniu 14.02.1797 pod St.Vincent ,widząc co się dzieje, Nelson złamał reguły taktyki, wyszedł z szyku, zaatakował czoło hiszpańskie, powstrzymał je dając czas dowódcy całej eskadry angielskiej na to, by dogonił i zaatakował tyły kolumny hiszpańskiej. Manewr Nelsona zapewnił wygraną, mimo że stosunek sił ( 24 hiszpańsko-holenderskie przeciwko 15 angielskim) przemawiał za innym rezultatem.

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcówce osiemnastego wieku flota turecka to już raczej cień dawnej potęgi i na zwycięstwa rosyjskie nie tylko nowatorstwo Uszakowa wpływ miało, choć wielcem Waszmości obligowany za onego przywołanie i oddanie mu sprawiedliwości...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)