12 lipca, 2017

O Katyniu Sarmackim opowieści continuum...

   Na uroczysko pod Batohem nie dotarły żadne nowo zaciągane wojska, bo sejm na nie nie uchwalił pieniędzy o czym żeśmy już w częściach uprzednich (IIIIIIIV , Vpisali. Nie stawiło się i wielu z tych, co pomimo braku żołdu się stawić winni, bo wciąż byli w służbie, ale też i - to już tylko domniemanie moje - i tacy co pozór choroby czyniąc, woleli pod Kalinowskim nie służyć... Nie chcę tu krzywdzić nikogo, dowodu najmniejszego nie mając, aliści prawdy się pewnie już nie dowiemy nigdy, czy przyszły Jan III iście był aż tak cierpiącym, że się stawić nie mógł, choć brat jego, Marek, mógł... 
   Summa summarum stanęło tam tego wojska jakie dwanaście tysiąców, w tem zadziwiająco dużo jak na stosunki nasze piechoty, głównie cudzoziemskiego autoramentu, co wynikało nie tyle z jakich szczególnie onej wielkich zaciągów, ile z tego, że nie przybyło sporo jazdy, za to piechota karnie niemal cała, bo owa cudzoziemskiego autoramentu... Nad nią komendy trzymał wojennik doświadczony i roztropny, jenerał Zygmunt Przyjemski, cóż z tego, gdy jako Kalinowskiego podkomendny, dodatkiem z autoramentu cudzoziemskiego, najdrobniejszego nawet nie mógł wydać ordonansu nikomu z towarzyszy wojsko narodowe składających.
   Mieśćca nad Bohem wpodle Batohu Kalinowski wybrał niegłupio, bo to raz, że się tam w starych obwałowaniach po dawnem obozie szło leżem rozłożyć, secundo, że dla mnogości brodów tamecznych byłoż to miłem wojsku każdemu, któremu mus się przeprawić wypadło to i pewnie Chmielnickiemu, tertio nareście, że po prostu tamtędy Chmielowi najkrótsza droga na Jassy hospodarskie wypaść musiała. Tyle, że na tym się roztropność hetmańska skończyła... Szańców stareńkich nie przepatrzył i wzmocnić nie kazał, podjazdów nie wysłał, okolicy nie przepatrzył, języka nijakiego nie wziął, to i nawet nie wiedział, że z Chmielem Tatarowie idą, a tych Chmielnicki do kompanii uprosił takoż i dla tej przyczyny, że owych już i ręce świerzbiały od chętki, by gdzie pohulać i połupić, tandem jakoby ich Chmiel nie uprosił do swego towarzystwa, poszliby najpewniej łupić na moskiewskie ziemie, a to akuratnie było Chmielowi potrzebne jak psu piąta noga, iżby mu sojusznik kruche i wątłe podstawy do zamierzonej gry politycznej rujnował...
   Ano i przyszli pierwsi Tatarowie, którym nikt drogi nie zabiegł, Bohu forsować nie przeszkodził i nagle oto się wojsko, samo nie wiedząc kiedy i jak, okrążonym zostało, ani znając jeszcze, że za Tatarami Chmiel idzie z ze swemi, tandem wrychle dwanaście tysiąców naszych sprawę miało z dwakroć liczniejszym przeciwnikiem, co samo w sobie nie było nijakim do trwogi powodem, bośmy przecie i na siedmiokroć liczniejszych nacierali udatnie, a i w obronie byli nie gorsi*... Tyle, że tym razem Kalinowski tak był własnym podkomendnym obmierzłym, że przyszło do rzeczy zgoła w wojsku naszem niesłychanej: że oto się w bitwie, w obliczu nieprzyjaciela część jazdy naszej po prostu zbuntowała i walki odmówiła! Pomimo tego pozostali poradzili Tatarów odeprzeć, choć trzy chorągwie przepadły, zapędziwszy się zanadto w pościgowej gorączce i w pułapkę wpadłszy... Być i może, że już wówczas od jakich brańców naszych wywiedzieli się wrogowie, wieluż nas i jakie w obozie nastroje, a i między wodzem a wojskiem relacyje...

   Nocą byłaż w obozie narada między starszyzną, gdzie jenerał Przyjemski Kalinowskiemu przedkładał, by na czele jazdy się przebił przez okrążenie, podczas gdy on z piechotą i z artylerią, z którą uważał, że długo bronić się może, poczeka aż hetman wróci z odsieczą. Rada była niegłupia, a przedkładając jej miał z pewnością Przyjemski w memoryi hetmana Chodkiewicza, co się w podobnych cyrkumstancyjach niemal miesiąc pod Chocimiem w 1621 roku bronił i upornością tej obrony wymusił na Turczynie odstąpienie. Profit z tegoż konceptu i ten był, że Chmiel by czas darmo pod Batohem (i ludzi) mitrężył, a miraż maryjażu z hospodarówną i sojuszu by się oddalał...
   Kalinowski przecie tejże myśli odrzucił, być i może temuż, że ta by chwały Przyjemskiemu przynosiła, nie jemu, a być i może się lękał, że nie sprosta zadaniu wojsk większych dla odsieczy zgromadzeniu. Przypomnę, że wszczynał całą zabawę po sejmie, co grosza na wojsko nie dał, przeciw wyraźnemu królewskiemu zakazowi, no i jeśli miał kiedykolwiek złudzenia, że go wojsko poważa i szanuje, to chyba się go dnia tego wyzbył ostatecznie.
  Nazajutrz, 2 czerwca stanęli do walki oba na czele swoich odddziałów, z tem że Przyjemski bronił obozu od tyłu, zaś Kalinowski od frontu. Kozacy jednak uznali, że dla nich ważniejszy ten odcinek, gdzie piechota stała, zaś Kalinowskiemu przyszło mieć z Tatarią sprawę. Chorągwie zaś, co walczyć nie chciały, postanowiły się z obozu wydostać i, sforsowawszy Boh, uchodzić co rychlej. Ano i tu znów się Kalinowski popisał, nakazując piechocie by do własnych jezdnych strzelała...
   Strzelali zatem, najwięcej Panu Bogu w okno, przecie tam kogo poranili i ubili, za coż się jazda zemściła, puściwszy na piechotę tabunem spłoszonym luzaki swoje. Nie wierę ja, by to choć na szyku spoistości nie zaważyło... Na piechotę Przyjemskiego przyszły ciężkie termina, tandem ów do hetmana o wsparcie słał, którego już jednak nie dostał, bo i sam hetman był zatrudniony srodze. Komunikacyja między niemi, jeśli była, i tak wrychle przerwaną została, bo Tatarowie strzałami ognistemi podpalili ogromne stogi siana, które dla koni nagromadzono. Stanęłaż między oddziałami ściana ognia, która Przyjemskiego odcięła... Kalinowski, sam już ranionym będąc, podobnoś jeszcze na koniec próbował się z częścią piechoty przy nim stojącej przebijać, ale zawrócił na wieść o pochwyceniu syna Samuela, którego jeszcze próbował salwować... Zginął podobno do końca nad podziwienie mężnie wojując, cóż na tem, gdy armii przetracił... Wziął po nim komendy Marek Sobieski i to pewnie jego była decyzja, przynajmniej wobec tych, z któremi walczył, by broni złożyć...
   Uszło z bitwy może jakie dwa tysiące jazdy, piechotę wybito do nogi, ale w niewoli się znalazło jakie trzy i pół tysiąca towarzystwa, którego na dzień następny po bitwie Chmielnicki kazał wymordować... Rzecz to nawet na tamte czasy była niesłychana, iżby brańców ścinać, co nie wynikało nawet z jakich konwencyj, bo tych przecie nie było, aliści primo, że niepisane prawo wojny zakładało odwet adekwatny do postępków własnych, secundo byłoż to, osobliwie dla Tatarów, najczystsze marnotrawstwo, bo za jeńców brano sowity okup od rodziny, czasem od przyjaciół, a czasem od czegoś, co bym pierwowzorem naszych fundacyj widział, gdzie się kto zaufany, najczęściej jaki duchowny,  tem trudnił, by grosz na wykup zebrać i na Krymie wykupić tych, za których nie miał kto zapłacić.
   Spór o to właśnie, między Chmielnickim a Tatarami, przywódca kozacki rozstrzygnął, płacąc Tatarom równowartość owych spodziewanych okupów, co go kosztować musiało niemało, ale i dowodziło jakiej był w tej myśli determinacyi! Pytanie: czemu?
   Pomijając własną jego do nas nienawiść, najmniej kilka tu by szło dostrzec powodów wcale pragmatycznych... Primo, że najpewniej Tatarowie obciążeni jeńcami by dalej już iść nie chcieli, a woleliby wracać z łupem na Krym, czemu tym sposobem zapobiegał, secundo, że czynił tym coś w rodzaju spalenia swoich okrętów przez Corteza po wylądowaniu w Meksyku: pozbawiał i siebie, i swoich ludzi możliwości odwrotu z obranej drogi... odtąd już tylko w krwawem zwarciu mogliśmy iść przeciw sobie, a każdy trzeźwiejszy polski głos bywał zakrzykiwany, że jest oto zdrajcą pamięci pomordowanych na Wołyniu pod Batohem... No i droga przez Chmielnickiego obrana tam właśnie, musiała go odtąd prosto prowadzić w ramiona moskiewskie, bo alternatywę właściwie jedyną właśnie zniszczył... Czego jakoś i dziś nawet historycy ukraińscy, a i ludzie zwyczajni tameczni przyznać nie za bardzo umieją...
   Mordu samego dokonywano na majdanie w obozie kozackim, wyprowadzając po kilku, by się jaka większa grupa w desperacji nie porwała do jakiej szaleńczej ostatniej walki. Mordowali Kozacy i Tatarzy Nogajscy, największa między Tartarią dzicz, przez inszych zwykle pogardzana, ergo więcej na komitywę z kozactwem podatna. Tatarzy w zbrodni, okrom tego, że brańców wydali, udziału brać nie chcieli, a co więcej niejeden "swego" Polaka w swem namiocie utaił, żywota mu w ten sposób ratując, czego exemplum najlepszem sam Stefan Czarniecki ** choć jeszcze i nazajutrz Chmiel kazał namioty tatarskie przepatrywać w poszukiwaniu niedobitków. 
  Kozacy wyprowadzonych na majdan, skrępowanych ścinali, luboż im gardeł podrzynali, a czasem i zakłuwali spisami. Taki, zdaje się, los właśnie spotkał Przyjemskiego, który do końca błagał Chmielnickiego, by rzezi poniechał, a zrozumiawszy, że nic nie wskóra, rzucił nań jakie srogie przekleństwo... Czego by nie rzec, zginął tam kwiat naszego ówcześnego rycerstwa, wymordowano nam z premedytacją wojskową elitę i to właśnie daje assumpt do zasadności nazywania tej rzezi Sarmackim Katyniem....
  Z pewnością nie byłżem pierwszym tak rzeź jeńców naszych pod Batohem sprawioną zwącym, przecie z pewnością przed wieloma dziś publicystami tak właśnie rzecz tę nazywającemi... I oto owa nieoczekiwania miana tego popularność zdała mi się pewnem nadużyciem, czy i może za sensacją gonitwą, niegodną pamięci tych, co tam wtedy na Batohowym uroczysku położyli głowy. Uznałem rzecz za wymagającą namysłu głębokiego, poniekąd i przeciw sobie i owym odczuciom niechętnym , prowadzonego...
  Konstatacyje, do których mię to przywiodło, samego mnie zaskoczyły, a to temu, że przyszło się zgodzić z myślą pierwotną, bo paraleli takie miano uzasadniających wielekroć więcej, niźli tej, że mordu jednego jak i drugiego na uroczysku dokonano... Tak w jednem, jako i we wtórem przypadku był tejże masakry celowy zamysł i nie stało się to nijakim przypadkiem, jak wiele w historii masakr, które od jednego niebacznie wznieconego płomyczka rozgorzały... Tak jedna, jak i wtóra rzeź nas na dany czas pozbawiła elity, przynajmniej wojskowej, i jakem w nocie post mortem prezydenta Kaczyńskiego protestował przeciwko nad miarę wysadzonemu twierdzeniu zwolenników religii smoleńskiej, mówiąc o czasach, gdzie nam wielekroć potężniejszego ciosu zadano, a przecie i naród, i Rzeczpospolita to przetrwać poradziły, tom właśnie, między inszemi, i Batohu, i Katynia miał na myśli. Obie były też w pierwotnem zamyśle zemstą najczystszą, choć już dalsze tu intencyje się różnią... Chmielnicki z rozmysłem chciał między Lachami i Kozakami owem morzem krwi przelanej stworzyć przepaści nie do zasypania, Stalin mordował sekretnie i po żywota kres nie przyjął na się za to odpowiedzialności, mimowolnie zapewne w tem porównaniu czyniąc Chmielnickiego choć o to jedno uczciwszym, że swych przewin na nikogo inszego zrzucać ani myślał... Summa summarum: jest tych paraleli zadosyć, byśmy miano to słusznym widzieli, pomimo wątpień moich, które być i może z alteracyi się wiodą, że oto leda kto sobie tem gęby wyciera, ani wnikając w splot zdarzeń, planów i rojeń statystów wielkich ówcześnych, zwyczajnych ludzkich namiętności, uraz i złości jeden na drugiego mającej, przez które przyszło cierpieć ogółowi, i wcale niekoniecznie głównie Rzeczypospolitej... To ukraińscy historycy okres po śmierci Chmielnickiego nazywają "Ruiną", dowodnie wykazując do czego to wszystko doprowadziło...
  Godzi się na koniec dwóch słów rzec o owej hospodarskiej córze, mimowolnej przyczynie całego nieszczęścia: do ślubu wymarzonego przez Chmielnickiego przyszło, aliści nie przyniósł on szczęścia młodemu Chmielowi; odwrotnie nawet, wplątany w mołdawskie waśnie i zatargi sam musiał się w obronie teścia angażować i tak też i zginął wrychle (pomarłszy od ran w oblężonej Suczawie w październiku 1653 roku). Wiele bym dał, by znać myśli ojca, gdy mu o tem wieści przyniesiono i czy mu tam choć na chwilę myśl zaświtała, że oto sam syna mimowolnie zabił polityką swoją... 
  Rozanda miała urodzić Timofiejowi bliźniaków, zasię pomieszkiwać w jednem z majątków teścia do swej śmierci około 1686 roku. Jest pomiędzy Ukraińcami i insza legenda, że jej wziął jaki francuski oficyjer, co się na prawosławie nawrócił i między kozactwem żył, ale jest i mołdawska jaka wersja, podług której do ojczyzny wróciła i mięli jej właśnie w zemście za Batoh ubić polscy żołnierzy, którzy zamku w Neamt zdobyli...
__________________

- w roku 1652 nawet się jeszcze nie porodzili zapewne w większości przyszli obrońcy "husarskich Termopil", czyli wioszczyny w Hodowie, gdzie w 1694 roku secina usarzów i trzy seciny pancernych, koni poniechawszy, zabarykadowało się we wiosce i przez sześć godzin stawiali skuteczny opór nieznanej liczbie Tatarów (szacunki wahają się między 25 a 70 tysięcy; sam Sobieski pisał o 40 tysiącach) przymuszając onych na koniec do odstąpienia tak dla bezskuteczności szturmów swoich, jako i dla strat rosnących własnych (naszych poległo niespełna stu, a drugie tyle rannemi z tej obieży wyszło, ale Tatarów legło z górą tysiąc, a może i do dwóch)
** - najogólniej rzekłszy miał Czarniecki w podobnych zdarzeniach szczęścia nieskąpo, o czem żem w trzeciej części opowieści o hetmanie był pisał: z klęski nad Żółtymi Wodami ocalał, choć miał tam być prawą hetmanowica Potockiego ręką, jak raz na pertraktacyje posłany i wiarołomnie przez Tuhaj-beja uwięziony; podobnie z Kudakiem, do którego dozwolono mu dotrzeć z ciałem Stefana Potockiego, a którego obrońców po większej części zmasakrowano, choć im obiecano kapitulacyi honorowej z możnością odejścia swobodnego... Ocalał wtedy także i Kudaku komendant, wielce zacny i mężny żołnierz, Krzysztof Grodzicki, którego i pod Batohem podobnie Fortuna ustrzegła...

18 komentarzy:

  1. Przeczytałam. No cóż, skłoniło mnie to do niezbyt ciekawych refleksji na temat natury ludzkiej i skłonności człowieka do przemocy i okrucieństwa...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym dodał, że skłonność ta chyba poczęła wzrastać z wiekami, bo - pomijając okres, powiedzmy umownie, jaskiniowy - dzieje konfliktów ludzkich to raczej były dzieje jeńców przedstawiających konkretną wartość gospodarczą, jako niewolników, zatem ich mordowanie było zwyczajnym marnotrawstwem... Rzekłbym nawet, że odmieniać to się poczęło za powiązaniem się polityki z religią...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. 1. Zacząłem czytać w wikipedii artykuł "Ruina" i, przyznaję, wymiękłem. Ledwo ktoś się pokazał, to już go zabito, zasiekano, zdradzono lub rozdarto. Meandry polityki kozackiej zdały mi się tak nieprawdopodobne, jak w marnej powieści. Tymczasem to faktycznie miało miejsce. Może kiedy indziej wrócę do lektury, bo, na razie, jakoś mi nie szła.
    2. Co dla jednych jest powodem do smutku, to dla drugich do radości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 To już może oszczędzę powtórek z czasów Petlury, Machny i Skoropadskiego, kiedy to działo się tam tak samo, tylko kołowrót czasu mielił jakby jeszcze szybciej...
      Ad.2 No właśnie... tym bardziej nie pojmuję dlaczego to my mamy, w imię dobrosąsiedzkich stosunków, unikać poruszania tematów drażliwych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Kiedy czytałam tę kartę dziejów, dech na chwilę zaparło, bo też tak przedstawione, że dreszcz przeszedł po plecach. Talent w opisach, a dygresje przednie, choć niewesołe przecież. Szacunek, Wachmistrzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewielka tu zasługa moja, bo to Historia sama pisze... A ja bym dał wiele, by takich zdarzeń nie było i bym się nad niemi pochylać nie musiał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mam rzec? Powtórzyć coś, w co się nie wierzy? Poprosić o komentarza głębsze przemyślenie ?
      Kłaniam nisko

      Usuń
  5. Zaiste, historia nie tylko niewesoła, a wręcz tragiczna, o ile tragicznym w ogóle można nazwać ludzkie zamiłowanie do okrucieństwa. Wojna... straszne słowo. I straszna rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że bardzo zasadnie możemy o tragedii mówić... W wielu zresztą aspektach tej nieszczęsnej wyprawy, nie tylko rzeź jeńców na myśli mając...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. O, a widzę, że Wachmistrz zdjęcie "paszportowe" uaktualnił ;-)

      Usuń
    3. A to już z tydzień bodaj...:) Za Vulpiana Jegomości sprawą, któremu czeguś długobrodzi niemili...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Zaraz się okaże, że chłopy z zarostem to leją pod kioskiem i w ogóle są obleśne. :D :D :D

      Usuń
    5. Mości Dreptaku... naprawdę byłbym zobowiązany za komentarze na ciut wyższym poziomie:) Stać Cię z pewnością...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Słucham i jestem posłuszny. Skasować?

      Usuń
    7. Czyli tradycyjne "warczenie" Wachmistrzowo-Dreptacze.:)))
      A ponieważ w niektórych miejscach dodatkowo Kneź się... zdreptaczył, to zaczyna być coraz ciekawiej.:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    8. Dobrze wiesz, żem - podobnie jako i Ty - wszelkiemu kasowaniu przeciwny... I znam ja Twą tramwajarską przeszłość, ale żeby od razu się bawić w kasownik?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    9. Jako to między Wachmistrzem i Dreptakiem zwyczajnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)