"Dobrowolne poddanie się martyrologii powoduje karlenie myśli, ale też i marzeń. Cierpienie podniesione do rangi niby-religii nie pozwala zauważyć, jak świat się zmienia."
Tym, którym się zdaje, że te słowa miały, w intencji autora, mieć jakie ku nam dziś, czy w przeszłości odniesienia, rzeknę, że macie rację: zdaje Wam się... To myśli Raji Shehadeha**, z książki "Obcy w domu", w całości o spółcześnych Palestyńczykach traktującej i o życiu wygnańców. Książka, która w zamyśle autora zapewne miała być Izraela oskarżeniem, ale równie wiele w niej bolesnych myśli o rodakach własnych...
_____________________________________
* Cytat nie jest absolutnie dosłownym, bo xięgi tej dziś nie mam, a przepisuję za recenzentem, do którego mam w tej mierze cokolwiek zaufania: Pawłem Smoleńskim z GW...
** syna Aziza Shehadeha, adwokata i polityka palestyńskiego, który bodaj jako pierwszy Palestyńczyk, po wojnie 1967 roku przedłożył swoiste memorandum, w którem proponował uznanie przez swoich rodaków państwa Izrael, ale i powołanie obok niepodległego palestyńskiego państwa... co jego rodacy nieomal wówczas za zdradę uznali...
Za moich młodych lat było takie powiedzenie: "Wiecie, kto to powiedział? Dziewczęta są coraz to swobodniejszych obyczajów, noszą za krótkie spódniczki i biorą używki". Odpowiedź brzmiała - faraon jakiś tam ileś tam setek czy tysięcy lat przed naszą erą". Wszystko już było, rzekł Ben Akiba.
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie, bym o jakiembądź w dziejach świata pokoleniu nie czytał, czy słyszał, któreby za młodu nie wyrzekało na skostniałość form i obyczajów starszych, zasię przyszedłszy ku dorosłości, zasię ku starości, by nie sarkało na młodych nadto swobodne obyczaje... Najbardziej zaś w tem wszystkiem optymistycznem jest to, że pomimo tego, świat jakoś trwa i ma się niezgorzej, a zdaniem niektórych jednak nieustannie nawet coś tam po trochu ku lepszemu zmierza...:)
UsuńKłaniam nisko:)
1. Jak tu przejść spokojnie nad konstatacją, że zły świat wcale nas nie docenia? Ani naszej wyjątkowości, ani naszego najstraszniejszego ze wszystkich narodów cierpienia? Chcą nam odebrać nawet to, że mamy najgorszy na świecie rząd, że najboleściwiej ze wszystkich bierzemy w du..., że nie ma drugiego takiego tak okrutnie doświadczonego miejsca i ludzi!
OdpowiedzUsuń2. No i przy życiu trzyma nas tylko ten swoisty, polski optymizm - wbrew bałamutnym opiniom zdrajców, mówiących, że nie może już być gorzej, optymistycznie im odpowiadamy: może być i będzie, bo ogromem cierpień swoich Polak zadziwia inne nacje.
Pozdrawiam
Jak tu nie zgodzić się z Autorem tekstu jak i z komentującym go Volpianem. I co? i ja biorę i się zgadzam
UsuńPozdrawiam
Ad.1 No, nie wiem... Ja bym przechodził z niejaką radością, choć wiem, że to podłe: radować się z tego, że insi mają gorzej...
UsuńAd.2 To już Haszek ustami dobrego wojaka Szwejka powiedział, że jeszcze nigdy nie było tak źle, zeby nie mogło być jeszcze gorzej... A z zadziwianiem świata, to z punktu mi się Mrożek przypomniał z "Monizą Clavier", gdzie bohater na jakim przyjęcia usiłuje okcydentalnych zainteresować gości, gmerając paluchami w gębie i bełkocząc "O tu, panie... Wybili..." I bardzo chciałem, za lekturą tegoż pierwszą, nie być nigdy w życiu świadkiem sceny podobnej, a zda mi się, że ją nieustająco oglądam...
Kłaniam nisko:)
Przypomniałżeś mi, Drogi Antoni, ów szmonces o rabinie, co wysłuchawszy jednej strony sporu, przyznaje jej rację, by za chwilę przyznać ją drugiemu sporu uczestnikowi. I gdy oburzony tym uczeń rabina zwraca mu uwagę, że przecież obaj nie mogą mieć racji, rabin mówi do ucznia:
Usuń- Wiesz co? Ty też masz rację...! :)
Kłaniam nisko:)
Córka moja rozczytuje się w literaturze tego typu, ja na stare lata lżejszą treść wybieram. Dziękuje Wachmistrzu, że porażkę moją przeniosłeś do podziemi.Wdzięczna jestem ogromnie, bo wstydu się najadłam, jako żywo. Jeżeli zdarzy mi się coś równie strasznego, zgadzam się ponieść karę i możesz Waćpan wydać mnie za pułkownika o urodzie Dzwonnika z Notre Dame, a Szanowny Pan Torlin świadczyć będzie. Serdeczności zostawiam.
OdpowiedzUsuńNigdy w życiu! Bym potem pretensyj wysłuchiwał, że pułkownik pijanica? No bo jak tu nie pić, będąc tak urodnym...? :)
UsuńKłaniam nisko:)
Łagodnego usposobienia Waćpan jesteś. Na pewno widziałeś w tytule mojego postu słowo "Wokingów", czyli musiałabym szykować ślubne ubranie, gdybyś tylko chciał być srogim człowiekiem.
UsuńWiosna, może zakochana jestem?... muszę to zbadać. Serdeczności zostawiam.
Wachmistrz łagodny? To chyba wtedy, gdy bez ducha leży...:)) Ale na tyle rozumny, by głupotkami bliźnim życia nie uprzykrzać, osobliwie jak te drobnostki z tych, co każdemu, zatem i jemu, przydarzyć by się mogły...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Owy cytat tu pomieszczony, jak i Waszmości słowa pod nim, dobitnem są dowodem na to, iż głos rozsądku zawżdy był i nadal może być zagłuszany przez większość rozkrzyczaną...
OdpowiedzUsuńKłaniam niziutko!!
Nader często, po latach, okazuje się, że ów głos był w tem tumulcie i wrzawie jedynym uwagi godnym... I tym nam się pocieszyć wypadnie, że nie próżny to trud...
UsuńKłaniam nisko:)
Problem trudny ale nie beznadziejny :-) Zacny Wachmistrzu. Otóż, nadzieja umiera ostatnia, jednakowoż psychologia poucza, że to odczucie zaliczane do destrukcyjnych i oznaczające tak naprawdę rezygnację. Awantury Arabskie na tyle się zawikłały, że mało kto już zastanawia się, że problem czy ktoś ma na imię Izak, czy też Ismael jak to nazwano w alternatywnej Księdze, pisanej w innym języku albo że posłaniec Allacha ma na imię Gibril, a nie Gabriel nie ma już znaczenia.
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Akurat TEN problem uważam za beznadziejny... I wielcem rad temu, że to nie ja muszę wpodle niego koncypować, jakże z tej obieży wyleźć... A prawyś, Waszmość, że najmniejsze dziś to, żeśmy pono wszytcy młodszymi, czy tam starszymi braćmi w tejże samej, w gruncie rzeczy, wierze...
UsuńKłaniam nisko:)
Kolejny dowód na to, że czas nie płynie prosto, ale zatacza kręgi. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy bym aż tak był gotów skrajnych wyciągać wniosków, ale tego, żeśmy nie jedyni, co cięgiem i ustawicznie do tej samej rzeki wchodzić gotowi, na experiencyje uprzednie własne i cudze nie bacząc, tom pewny...
UsuńKłaniam nisko:)
Nic nie zrozumiałam, bo mnie komary i meszki straszliwie pogryzły na działce. I straszliwie cierpię. Ale nie będę tego za długo rozpamiętywać, najwyżej do jutra rana.
OdpowiedzUsuńI z pewnością od jutra zacznę marzyć i działać.Może nawet myśleć...
Może jakąś zupę ugotuję. Pomidorowa może być???
:-)
A to nie lepiej tych pytać, co by jej jeść mięli?:))
UsuńKłaniam nisko:)
Umyśliłam sobie Wachmistrzowi garnek zupy przesłać. Ale jak nie to nie :-)
UsuńDodam jeszcze, ze ten mój pierwszy komentarz miał być pewnego rodzaju metaforą.
UsuńPozdrawiam.
Przyjdzie obejść się metaforycznym smakiem...:) Osobliwie, ze Wachmistrz zup nie jada, za wyjątkiem barszczu ukraińskiego, a i to w zasadzie tylko na złość Vulpianowi:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z bólem serca potwierdzam - gdyśmy już wiele spraw podobnie widzianych skonstatowali, wydało się, że w tej beczce miodu jest też i łyżka dziegciu: Wachmistrz okazał się zadeklarowanym barszczofilem, podczas gdy ja pozostaję zdecydowanym barszczofobem.
UsuńDo dzisiaj pojąć mi to trudno, ale cóż począć?
Pozdrawiam
To rozumiem, że Wachmistrz ten barszcz ukraiński przyrządza /zapewne bez cebulki/ i częstuje nim wszystkich gości. I trafił na kamień jako ta kosa, bo Vulpian barszczu nie jada. Dobrze zrozumiałam? Bo rozum mi się skurczył w związku z nagłym oziębieniem się w rejonach stołecznych.
UsuńA jeśli chodzi o tę metaforę /kiepściutką zresztą/ to chciałam tylko zasygnalizować, że swojego cierpienia pokomarowego nie będę roztrząsać, opłakiwać, przedyskutowywać i głowy nim wszystkim zawracać. Tylko się wezmę do roboty, na przykład zupę pomidorową ugotuję.
Już ją zresztą ugotowałam.
Pozdrawiam zarówno barszczofila jak i barszczofoba.
Barszcz przyrządza Pani_Wachmistrzowego_Serca, bo nie masz barszczu nad Jej barszcze, natomiast - czego pojąć nie potrafię, ale cóż począć? - omal mi przez ten barszcz Vulpian Jegomość nie odwołał wizyty z dawna planowanej... No, ale rada w radę uznaliśmy w końcu, że spóbujemy dni kilka przeżyć bez barszczu, czego niektórzy - nie wytykając tu palcami - do dziś nie wiedzą, jakiego wymagało poświęcenia...
UsuńKłaniam nisko:)
Większości nam sie wydaje , ze jesteśmy odkrywczy tymczasem zawsze gdzieś wyskoczy jakiś chochlik i zaśmiewa się z naszej naiwności lubo pewności siebie. Gorąco pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Sedno sprawy, ale coś w tym musi być. Bo sens w tym by godnym być przeciwnikiem słów kalekich z męskościom mądrość nastawiać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHmmm... przede wszystkim witam w moich skromnych progach, bom - zda się - dopotąd nie miał przyjemności...;) Co się sedna tyczy, to jeśli iście nim jest, obroni się samo...
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńWreszcie Cię widzę w całej krasie :)
Co do tematu posta, cytat ów muszę dogłębnie przemyśleć.
Wracam powoli do blogowego świata, po krótkiej przerwie, czego powodem było...zapraszam na bloga.
Pozdrawiam tymczasem bardzo serdecznie :)
Krasa nie takaż znowu, by się przyglądać było czemu...:) Bóg Zapłać za inwitacyją - zawitam niechybnie za chwilą sposobniejszą:)
UsuńKłaniam nisko:)
Cytat ów choć nie skierowany do naszego Narodu to jednak bardzo do niego pasuje. Zwłaszcza niektórzy nasi politycy zatracają się w tej martyrologii, zmuszając nas do ciągłych obchodów bardzo smutnych rocznic. A ja bym chciała, aby choć jedna z nich była radosna i obchodzona na wesoło...Pozdrawiam prawie weekendowo:)))
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego mię ta myśl tak uderzyła, że niemal jakoby wypisz-wymaluj u nas i dla naszych, pożal się Boże, polityków, pisaną była... I w rzeczy samej wygląda na to, że rocznice radosne to sobie trzeba privatim, we familijnym gronie urządzać, dla familijnych rocznic czczenia...:)
UsuńKłaniam nisko:)