Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
29 czerwca, 2013
Polecam...
Arcyważkiej treści tekst Bexy Lemon, który choć stylem nielekki (... i kto to mówi?:)), to przecie zda mi się, że zdałby się każdemu z nas ku przemyśleniu... http://slowgarnek.blogspot.com/2013/06/o-to.html
1. Nasz stosunek do słabych, starych, niepełnosprawnych i odmiennych świadczy o naszym człowieczeństwie. 2. Może być tak, że ubóstwo wpływa na wrażliwość wobec takich osób, ale przecież nie musi i nie ma tu jasnych wskazówek. Znajomy Senegalczyk opowiadał mi, jak to normalnym jest tam, że rodzina wynosi zdziecinniałego dziadka nad morze (czy na skraj pola), żeby sobie popatrzył na fale (ptaki etc.) i był szczęśliwy. Ktoś go pilnuje (rodziny są zwykle duże i wielodzietne), żeby sobie krzywdy nie zrobił. I wszyscy uważają to za normalne. A, z kolei, podczas kilkuletniego pobytu w Chinach widziałem razem raptem może dwie - trzy osoby niepełnosprawne. Inne zapewne siedzą w domu. Pozdrawiam
Ad.1 Kwestyję postawię: Któż jest niepełnosprawnym? Bo jeśli ten, co bez bólu się po co upadłego nie schyli, po co wysoko sięgnąć nie poradzi, a i sam sobie już tam czego nie domyje, to prędzej czy później jesteśmy lub będziemy nimi wszyscy... A myśmy nawykli dzielić się na jakich "nas" i na "onych" co cokolwiek więcej upośledzeni dziś już potrzebują wózków, kul, aparatów etc.etc.... Rok temu z górą żem tam sobie palców był w stopie połomił i przyszło niedziel parę za kulawca robić, tom pomiarkował tych wszystkich paści schodowych, kwestyj rąk wolnych braku przy opieraniu się na kulach etc. I, nie życząc nikomu źle, aliści zda mi się, że ten, co jak Bexa pisze, ją w drzwiach obrotowych na wózku jadącą po prawej wyprzedza, w pełni na takie doświadczenie dla zmądrzenia własnego zasłużył... Ad.2 Co być i może efektem cudnym onych obyczaju się gimnastykowania gromadnie po parkach i placach, ale i może jakiej inszej sekretnej przyczyny, co nie wiem, zali bym chciał dociekać, ledwo co trochę wiedzy liznąwszy, cóż owi potrafią na woku w jadło przemienić...:(( W jednem z Cejrowskiego Jegomości programów żem w którem z biednieńkim miast nad Amazonką bodaj poznał obrazka, gdzie staruszka już ledwo chodzącego rodzina wystawia z krzesełkiem przed domek, gdy owi za jakim zarobkiem się idą zakrzątnąć... Ów tam ma na stole czego uzbieranego czy nagotowanego na sprzedaż, którego gdy kto kupi, to wartość jest dodana, bo nie o nią idzie, jeno o to, że ów nie zamknięty w domu, jeno między ludźmi, pogwarzy co z sąsiadem, nawet jako się oba nie dosłyszą, a i by może upadł, to są wkoło ludzie, co pomogą... Kłaniam nisko:) Kłaniam nisko:)
1. A toś bardzo delikatnego tematu poruszył, który może być drażliwym. Niepełnosprawnym jest ten, kto ma owej przypadłości świadectwo przez komisję wydane, bo organizm mu w jakiś sposób od średniej z populacji poza odchylenie standardowe się przesunął. Cała reszta (których a to coś strzyknie, a to się po coś innego nie schylą przez pewien czas) to osobnicy słabi lub starzy. 2. Ze statystyki wynika, że wszędzie (a więc i u Chińczyków) jakiś tam procent społeczeństwa nie ma szczęścia i zdrowie ich, w mniejszym lub większym stopniu, zawiedzie. Nawet jeśli założymy, że tam (a) prowadzą higieniczny styl życia, (b)kuchnia jest zdrowsza, niż u nas, (c) miejscowa medycyna czyni istne cuda - to wciąż jeszcze ludzie o kulach, na wózkach itp. powinni być dość liczni. Zwłaszcza, że tam zanurzamy się w społeczności wielomilionowe. A nic takiego nie ma miejsca i dlatego tak mnie ten fakt zastanawia. Pozdrawiam
Ad.1 Pojmuję ja, że się do formalnej strony zagadnienia odwołujesz, aliści mnie się to widzi uproszczeniem okrutnem i niejakim zrzuceniem ze społeczeństwa ciężaru współodpowiedzialności na instytucje państwowe... Primo, że o tenże glejt występują ci, co im renta z tem związana potrzebna, a jest przecie grupa niemała przez familije utrzymywana, gdzie dla zwykłej niechęci czy traumy przed orzecznictwem stawania, nie decydują się oni na formalizowanie tejże kwestyi. Pewnie, że to nieliczni, bo mało kto ma tak zamożnej i ochoczej do pomocy familii, przecie tacy ludzie są... Na biegunie wtórem ludzie, co im owi orzecznicy z uporem godnym feldkuratów w "przygodach dobrego wojaka Szwejka" opisanych symulanctwo powszechne wmawiają i praw takowych odmawiają, co bynajmniej nie jest rzadkiem... Słynna przecie historia jegomościa, co w katastrofie jakiej nóg przetracił, a rok w rok go wołają obadać zali mu nie odrosły i może się renta nie należy... I tych, co im odmówiono dla jakich przyczyn drobnych, nie znaczy, że ozdrowieli cudownie... To zresztą mniejsza, bo mnie najmniej o formalne szło sprawy, a najwięcej o to, jakże się do narodu z tem przebić, by w powszechnej było świadomości, że pomóc wózek do tramwaju wnieść jest obligiem człeka przyzwoitego, a nie wyczynem, który nawet jeśli na mnie padnie, nie jest powodem do wiekuistej chwały i miejsca po prawicy... Ad.2 Nie szło mi o kuchnię uzdrawiającą, ale dalej tą drogę brnął już nie będę...:) Natomiast zda mi się, od kiedym ongi japońskiego obrazu kinematograficznego oglądał o górze Narayama zwanej, na którą wioskowi wynosili starzyków w jaką zadymkę najsroższą, że owe nacyje dalekie kwestyję eutanazji dawno juz rozwiązały po cichu i bez wielkich sporów... Kłaniam nisko:)
To mówimy o przyzwoitości ludzkiej, a nie o niepełnosprawności. I znowu wrócę do Chin, gdzie jak na dłoni było widać rzecz zdumiewającą: ludzie byli życzliwi i pomocni jedynie dla swoich, zaś zupełnie obojętni na zdarzenia, które przytrafiły się obcym. Nie rozumieliśmy takiego zachowania i z tym uczuciem opuściliśmy ten kraj. Zacytuję sam siebie, bo mi nic innego do głowy w tej chwili nie przychodzi:
„Zdarzenie miało miejsce w pobliskim spożywczym sklepie samoobsługowym, gdzie wszystko można było spokojnie wziąć do ręki, pomacać i sprawdzić, co to właściwie jest. Pewnego razu ta sama para dzikich (to znaczy autor i jego małżonka) zapłaciła już za swoje zakupy i stała przy oknie, kilka metrów od kas, żeby lepiej upakować swoje siatki. Od jednej z tych kas odchodziła właśnie starsza pani, która, tak na oko, wyglądała na jakieś sto dwadzieścia lat z okładem, ale pewnie to tylko życie jej nie pieściło, bo ludzie przecież tyle nie żyją. Siatka wypadła jej ze zreumatyzowanych rąk, na podłogę poleciały jakieś zakupy - jedno z czterech jajek się zbiło, jakaś torebka rozerwała i bliżej nieokreślony żółtawy proszek częściowo wysypał, a jakieś okrągłe warzywa potoczyły po okolicy. Małe torebki z nieznanymi nam przysmakami ułożyły się we wcale nowoczesny wzór. Nie były to szczególnie dostatnie zakupy, a jeszcze część się od razu zmarnowała. I wtedy zapanowała nagle atmosfera znana autorowi z zamierzchłej przeszłości, ze wspomnienia z pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy ktoś stłukł doniczkę, a wszyscy zaczęli krzyczeć: 'oj, dobra, oj dobra, powiemy pani!'. Roześmiani od ósemki do ósemki współkupujący zaczęli babinę pokazywać palcami, coś tam przy tym nieomal skandując! A ona stała jak oniemiała i za nic nie było wiadomo, czy nie może się schylić, bo ją tak stawy bolą, czy chwycił ją żal nad straconymi zakupami, czy też nie była przyzwyczajona do bycia ośrodkiem zainteresowania i zwyczajnie ją to krępowało. No to kto rzucił się na kolana, by wszystko zbierać, pękniętą torebkę jakoś upchać w mały foliowy woreczek, warzywa z kąta powyciągać itd.? Ech, ten rys Chińczyków wcale nie jest przyjemny, a objawia się nad wyraz często. Może to nadmierne zagęszczenie tak uodparnia na krzywdę bliźnich?”
U nas nie jest z bezinteresowną pomocą bliźnim najlepiej, ale uwierz, że może być znacznie, znacznie gorzej.
A pewnie, że o przyzwoitości... Przynajmniej takiej, jak ja ją rozumiem... I w kontekście niepełnosprawności innych, którym ta nasza przyzwoitość powinna żywota choć krzynę ulżyć... A że być zawsze może gorzej to wiem już od bardzo, bardzo dawna... I dziękuję za to, że nie jest... Kłaniam nisko:)
Oj, oj,oj, Panie Wachmistrzu, gdzie też bexie..? Ale nie byłaby sobą, gdyby samą tylko radość (uzasadnioną, a też i zasłużoną, że napisze nieskromnie) odczuwała, która, rozum jej zmąciwszy... I nie napisała, że tekst podany przez Pana Wachmistrza jest trzecim opublikowanym w danym dniu, nieledwie uzupełniającym w stosunku do pierwszego, od którego wszystko się zaczęło, zatytułowanego "chociaż każdemu według jego zasług, niektórym jednak według cudzych", oraz drugiego, który jest najważniejszy. Ten drugi właśnie to ten. Co wyjaśniam dla wygody Ewentualnych Czytelników do układu garnka nieprzyzwyczajonych, ani do panujących w nim obyczajów.
Bexo Miła, wiem ja, że nie wyglądam najbystrzej, przecie i mnie się zdaży myłek własnych dopatrzeć i na czas poprawić:) Tandem text linkowany w rekomendacyi mojej jest tem co trzeba, właściwym...:) Kłaniam nisko:)
No i mam za swoje. Na usprawiedliwienie (oczywiście) tyle mogę napisać, żem na link do własnego wpisu prowadzący nie klikała. Myśli Pan Wachmistrz, że to właśnie skromnością się nazywa :D?
Mam nadzieję Zacny Wachmistrzu, że nie będziesz miał mi tego za złe ale jeśli pozwolisz, wolę pozostać przy lekturach Twoich tekstów. Kłaniam z zaścianka Loch Ness
Z pewnością mieć za złe nie będę, aliści zważ jak rzadko czego podobnego czynię, tandem może to i potraktuj jako przesłanie niejakie poboczne, że może to nie ze stratą nijaką lektura, a przeciwnie...:) Kłaniam nisko:)
W sposób oczywisty zajrzałem, a rzecz cała i sposób pisania najmniej o trzy głowy przerasta poziom blogowych prezentacji, zatem nie miej Zacny Wachmistrzu blogera z Loch Ness za osobę upośledzoną w stopniu głębokim :-) Babrając się każdego dnia i to po łokcie w błocie tego świata, czasami chce się odetchnąć najzwyczajniej, wręcz uciec od problemów ważkich, społecznie nośnych itd., itp., a na dodatek etc. :-) Nie oznacza to, że rekomendowany tekst i blog w jakiś sposób deprecjonuję. Wprost przeciwnie, będąc najbliższym prawdy. Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Trzy głowy to trzy głowy, że pozwolę sobie wtrącić - nie przelewki. Tyle widocznie mając w standardzie, czwartej potrzebowałabym co najmniej, żeby tamtych się pozbyć - a aż tyle to na pewno za dużo. Czasami chce się uciec, ale mnie na to akurat przyszło, żeby tematu dosiąść i za rogi go chwycić (nawet jeśli takie figury to nie w dosiadaniu). Za usiłowanie dziękuję, i za nie(z)deprecjonowanie. Pozdrawiam!
Pisać każdy może, jeden lepiej drugi gorzej, przy czym w realiach polskich blogowisk trudno nawet o poprawność językową, że o tematach poruszanych przez autorów nawet nie wspomnę. Rekomendowany przez Wachmistrza blog wyrożnia się z tego wszystkiego i jednym i drugim, stąd pozwoliłem sobie na powyższe uwagi. Pozdrawiam z zaścianka Loch Ness :-)
Imaginujcież sobie szanowni Panowie, że znajomość moja z Cytrynową Płaczką zaczęła się od tego, że ta zechciała moją wypowiedź zjechać tak, że i jednego słowa poprawnie użytego w niej nie znalazła. Potem coś po łacinie napomykała, czego zrozumieć nie mogłem, dopokąd jakimś cudem do "Lasu" Bexy nie trafiłem, co przez jakiś czas na zrozumienie niewiele mi pomogło, aliści pomimo tego usilnie się starałem i zostałem. Pozwalam sobie zaznaczyć, że poczytuję sobie za duży zaszczyt tę znajomość. O poziomie i wartości bloga, czy osoby, nie koniecznie licznik świadczy.
Panie Wachmistrzu, pięknie dziękuję za zaszczytną dla mnie rekomendację, wartą co najmniej tuzin garnków z wyściółką tak zaawansowaną technologicznie, że jeszcze niewymyśloną. Niby licznik nieważny, ale nawet wołający na puszczy po to nieraz krzyczy, żeby go kto usłyszał. I jak tak stoi i wrzeszczy, nie to ma przecież na myśli, iżby ludzkość w wykrzykiwanym dosłuchała się strofy alcejskiej (zwłaszcza, gdy nie alcejska). Co z zaścianka Loch Ness tu zechciano napisać, z tym większą zatem przyjmuję pokorą i choć od razu w życie nie wprowadzę, bo najpierw muszę zinternalizować, to jednak dobrze sobie zapamiętam oraz z wdzięcznością. Skoro o wdzięczności mowa, raz jeszcze o niej zapewniam, dla Pana Wachmistrza mojej wielkiej. Za to polecenie, ważne dla mnie ze względu na różne względy. I tyle, bo przecież zaraz poniedziałek, więc mi trzeba do garnka.
Kneziu :) Akurat ani Szczurkowi z Loch Ness, ani mnie o liczniku prawić nie musisz... Obaj od lat uprawiamy coś, co można by nazwać świadomym sabotowaniem licznika i stawianiem na... hmmm... różne rzeczy, ale z pewnością nie na ilość:) Miła Bexo, przy sympatii całej nie czyniłżem tego ani dla wdzięczności, ani dla persony, jeno dla sprawy, którą widziałem ważką, dotatkiem foremnie i z emocjami spisaną... Tandem nijakich mi podziękowań nie należy czekać, a już najmniej w tem się zaszczytu doszukiwać jakiego, bom ani z Akademii, ani od Noblów czy Goncourtów... I na licznik upraszam nie oglądać, bo pogderanki splendoru ni popularności nie przyczynią - to pewna...:) Pogderanki same zabytkiem, przeżytkiem, reliktem i artefaktem, ale za to zaglądają tu niemal wyłącznie ludzie, co nie darmo łeb na karku noszą... Kłaniam nisko:)
Wiem... Zarówno dla honoru z Waszmością znajomości, jako i tego jak pięknie i prosto o tem pisać potrafisz, afektu tkliwego ślady cokolwiek nieudolnie maskując:) Kłaniam nisko:)
Czytałam na Kneziowisku i tutaj. Mam w rodzinie kogoś kto po operacji móżdżku ma niesprawną prawą połowę ciała. To już trwa ponad 20 lat. Chodzi o kuli i bardzo powoli, ale radzi sobie. Zawsze gdy się z nim spotykam mówi, że niczego od nikogo nie chce... tylko zrozumienia. A mnie zawsze pęka serce jak to słyszę. Był kompozytorem, grał na fortepianie, świat mu się zawalił. A zaczęło się wszystko od stanu zapalnego w zębie... Przepraszam że tak się wywnętrzyłam. Serdecznie pozdrawiam BEXĘ LEMON, Wachmistrza i wszystkich którzy się tu wypowiedzieli.
Świat pełen jest takich, niewyobrażalnych dla przeciętnych ludzi, tragedyj... A mnie się widzi, że pomimo tego, że niemal każdy z nas w bliższej lub dalszej familii, czy znajomych kręgu, zna kogo mniejszą czy większą niemocą dotkniętego, przecie wciąż ogólna w społeczeństwie wiedza o ich potrzebach, czy o podstawach zachowań względem nich jest niemal żadna... Kłaniam nisko:)
Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)
1. Nasz stosunek do słabych, starych, niepełnosprawnych i odmiennych świadczy o naszym człowieczeństwie.
OdpowiedzUsuń2. Może być tak, że ubóstwo wpływa na wrażliwość wobec takich osób, ale przecież nie musi i nie ma tu jasnych wskazówek. Znajomy Senegalczyk opowiadał mi, jak to normalnym jest tam, że rodzina wynosi zdziecinniałego dziadka nad morze (czy na skraj pola), żeby sobie popatrzył na fale (ptaki etc.) i był szczęśliwy. Ktoś go pilnuje (rodziny są zwykle duże i wielodzietne), żeby sobie krzywdy nie zrobił. I wszyscy uważają to za normalne.
A, z kolei, podczas kilkuletniego pobytu w Chinach widziałem razem raptem może dwie - trzy osoby niepełnosprawne. Inne zapewne siedzą w domu.
Pozdrawiam
Ad.1 Kwestyję postawię: Któż jest niepełnosprawnym? Bo jeśli ten, co bez bólu się po co upadłego nie schyli, po co wysoko sięgnąć nie poradzi, a i sam sobie już tam czego nie domyje, to prędzej czy później jesteśmy lub będziemy nimi wszyscy... A myśmy nawykli dzielić się na jakich "nas" i na "onych" co cokolwiek więcej upośledzeni dziś już potrzebują wózków, kul, aparatów etc.etc.... Rok temu z górą żem tam sobie palców był w stopie połomił i przyszło niedziel parę za kulawca robić, tom pomiarkował tych wszystkich paści schodowych, kwestyj rąk wolnych braku przy opieraniu się na kulach etc. I, nie życząc nikomu źle, aliści zda mi się, że ten, co jak Bexa pisze, ją w drzwiach obrotowych na wózku jadącą po prawej wyprzedza, w pełni na takie doświadczenie dla zmądrzenia własnego zasłużył...
UsuńAd.2 Co być i może efektem cudnym onych obyczaju się gimnastykowania gromadnie po parkach i placach, ale i może jakiej inszej sekretnej przyczyny, co nie wiem, zali bym chciał dociekać, ledwo co trochę wiedzy liznąwszy, cóż owi potrafią na woku w jadło przemienić...:(( W jednem z Cejrowskiego Jegomości programów żem w którem z biednieńkim miast nad Amazonką bodaj poznał obrazka, gdzie staruszka już ledwo chodzącego rodzina wystawia z krzesełkiem przed domek, gdy owi za jakim zarobkiem się idą zakrzątnąć... Ów tam ma na stole czego uzbieranego czy nagotowanego na sprzedaż, którego gdy kto kupi, to wartość jest dodana, bo nie o nią idzie, jeno o to, że ów nie zamknięty w domu, jeno między ludźmi, pogwarzy co z sąsiadem, nawet jako się oba nie dosłyszą, a i by może upadł, to są wkoło ludzie, co pomogą...
Kłaniam nisko:)
Kłaniam nisko:)
1. A toś bardzo delikatnego tematu poruszył, który może być drażliwym. Niepełnosprawnym jest ten, kto ma owej przypadłości świadectwo przez komisję wydane, bo organizm mu w jakiś sposób od średniej z populacji poza odchylenie standardowe się przesunął. Cała reszta (których a to coś strzyknie, a to się po coś innego nie schylą przez pewien czas) to osobnicy słabi lub starzy.
Usuń2. Ze statystyki wynika, że wszędzie (a więc i u Chińczyków) jakiś tam procent społeczeństwa nie ma szczęścia i zdrowie ich, w mniejszym lub większym stopniu, zawiedzie. Nawet jeśli założymy, że tam (a) prowadzą higieniczny styl życia, (b)kuchnia jest zdrowsza, niż u nas, (c) miejscowa medycyna czyni istne cuda - to wciąż jeszcze ludzie o kulach, na wózkach itp. powinni być dość liczni. Zwłaszcza, że tam zanurzamy się w społeczności wielomilionowe. A nic takiego nie ma miejsca i dlatego tak mnie ten fakt zastanawia.
Pozdrawiam
Ad.1 Pojmuję ja, że się do formalnej strony zagadnienia odwołujesz, aliści mnie się to widzi uproszczeniem okrutnem i niejakim zrzuceniem ze społeczeństwa ciężaru współodpowiedzialności na instytucje państwowe... Primo, że o tenże glejt występują ci, co im renta z tem związana potrzebna, a jest przecie grupa niemała przez familije utrzymywana, gdzie dla zwykłej niechęci czy traumy przed orzecznictwem stawania, nie decydują się oni na formalizowanie tejże kwestyi. Pewnie, że to nieliczni, bo mało kto ma tak zamożnej i ochoczej do pomocy familii, przecie tacy ludzie są... Na biegunie wtórem ludzie, co im owi orzecznicy z uporem godnym feldkuratów w "przygodach dobrego wojaka Szwejka" opisanych symulanctwo powszechne wmawiają i praw takowych odmawiają, co bynajmniej nie jest rzadkiem... Słynna przecie historia jegomościa, co w katastrofie jakiej nóg przetracił, a rok w rok go wołają obadać zali mu nie odrosły i może się renta nie należy... I tych, co im odmówiono dla jakich przyczyn drobnych, nie znaczy, że ozdrowieli cudownie... To zresztą mniejsza, bo mnie najmniej o formalne szło sprawy, a najwięcej o to, jakże się do narodu z tem przebić, by w powszechnej było świadomości, że pomóc wózek do tramwaju wnieść jest obligiem człeka przyzwoitego, a nie wyczynem, który nawet jeśli na mnie padnie, nie jest powodem do wiekuistej chwały i miejsca po prawicy...
UsuńAd.2 Nie szło mi o kuchnię uzdrawiającą, ale dalej tą drogę brnął już nie będę...:) Natomiast zda mi się, od kiedym ongi japońskiego obrazu kinematograficznego oglądał o górze Narayama zwanej, na którą wioskowi wynosili starzyków w jaką zadymkę najsroższą, że owe nacyje dalekie kwestyję eutanazji dawno juz rozwiązały po cichu i bez wielkich sporów...
Kłaniam nisko:)
To mówimy o przyzwoitości ludzkiej, a nie o niepełnosprawności. I znowu wrócę do Chin, gdzie jak na dłoni było widać rzecz zdumiewającą: ludzie byli życzliwi i pomocni jedynie dla swoich, zaś zupełnie obojętni na zdarzenia, które przytrafiły się obcym. Nie rozumieliśmy takiego zachowania i z tym uczuciem opuściliśmy ten kraj. Zacytuję sam siebie, bo mi nic innego do głowy w tej chwili nie przychodzi:
Usuń„Zdarzenie miało miejsce w pobliskim spożywczym sklepie samoobsługowym, gdzie wszystko można było spokojnie wziąć do ręki, pomacać i sprawdzić, co to właściwie jest. Pewnego razu ta sama para dzikich (to znaczy autor i jego małżonka) zapłaciła już za swoje zakupy i stała przy oknie, kilka metrów od kas, żeby lepiej upakować swoje siatki. Od jednej z tych kas odchodziła właśnie starsza pani, która, tak na oko, wyglądała na jakieś sto dwadzieścia lat z okładem, ale pewnie to tylko życie jej nie pieściło, bo ludzie przecież tyle nie żyją. Siatka wypadła jej ze zreumatyzowanych rąk, na podłogę poleciały jakieś zakupy - jedno z czterech jajek się zbiło, jakaś torebka rozerwała i bliżej nieokreślony żółtawy proszek częściowo wysypał, a jakieś okrągłe warzywa potoczyły po okolicy. Małe torebki z nieznanymi nam przysmakami ułożyły się we wcale nowoczesny wzór. Nie były to szczególnie dostatnie zakupy, a jeszcze część się od razu zmarnowała. I wtedy zapanowała nagle atmosfera znana autorowi z zamierzchłej przeszłości, ze wspomnienia z pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy ktoś stłukł doniczkę, a wszyscy zaczęli krzyczeć: 'oj, dobra, oj dobra, powiemy pani!'. Roześmiani od ósemki do ósemki współkupujący zaczęli babinę pokazywać palcami, coś tam przy tym nieomal skandując! A ona stała jak oniemiała i za nic nie było wiadomo, czy nie może się schylić, bo ją tak stawy bolą, czy chwycił ją żal nad straconymi zakupami, czy też nie była przyzwyczajona do bycia ośrodkiem zainteresowania i zwyczajnie ją to krępowało. No to kto rzucił się na kolana, by wszystko zbierać, pękniętą torebkę jakoś upchać w mały foliowy woreczek, warzywa z kąta powyciągać itd.? Ech, ten rys Chińczyków wcale nie jest przyjemny, a objawia się nad wyraz często. Może to nadmierne zagęszczenie tak uodparnia na krzywdę bliźnich?”
U nas nie jest z bezinteresowną pomocą bliźnim najlepiej, ale uwierz, że może być znacznie, znacznie gorzej.
Pozdrawiam
A pewnie, że o przyzwoitości... Przynajmniej takiej, jak ja ją rozumiem... I w kontekście niepełnosprawności innych, którym ta nasza przyzwoitość powinna żywota choć krzynę ulżyć... A że być zawsze może gorzej to wiem już od bardzo, bardzo dawna... I dziękuję za to, że nie jest...
UsuńKłaniam nisko:)
Oj, oj,oj, Panie Wachmistrzu, gdzie też bexie..?
OdpowiedzUsuńAle nie byłaby sobą, gdyby samą tylko radość (uzasadnioną, a też i zasłużoną, że napisze nieskromnie) odczuwała, która, rozum jej zmąciwszy...
I nie napisała, że tekst podany przez Pana Wachmistrza jest trzecim opublikowanym w danym dniu, nieledwie uzupełniającym w stosunku do pierwszego, od którego wszystko się zaczęło, zatytułowanego "chociaż każdemu według jego zasług, niektórym jednak według cudzych", oraz drugiego, który jest najważniejszy.
Ten drugi właśnie to ten.
Co wyjaśniam dla wygody Ewentualnych Czytelników do układu garnka nieprzyzwyczajonych, ani do panujących w nim obyczajów.
Bexo Miła, wiem ja, że nie wyglądam najbystrzej, przecie i mnie się zdaży myłek własnych dopatrzeć i na czas poprawić:) Tandem text linkowany w rekomendacyi mojej jest tem co trzeba, właściwym...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No i mam za swoje.
OdpowiedzUsuńNa usprawiedliwienie (oczywiście) tyle mogę napisać, żem na link do własnego wpisu prowadzący nie klikała.
Myśli Pan Wachmistrz, że to właśnie skromnością się nazywa :D?
Może tak i być...:) Aliści jest i wytłomaczenie prostsze, bo kiedyś Ty komentarza pisała, jam w jednym czasie już linku poprawiał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Cóż, zamiast komentarza: moja córka ma zespół Downa.
OdpowiedzUsuńW rzeczy samej: słowa każdego szkoda...
UsuńKłaniam nisko, współczując dnia każdego...
bo warto!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Takiej żem i ja jest nadziei...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Mam nadzieję Zacny Wachmistrzu, że nie będziesz miał mi tego za złe ale jeśli pozwolisz, wolę pozostać przy lekturach Twoich tekstów.
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness
Z pewnością mieć za złe nie będę, aliści zważ jak rzadko czego podobnego czynię, tandem może to i potraktuj jako przesłanie niejakie poboczne, że może to nie ze stratą nijaką lektura, a przeciwnie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
W sposób oczywisty zajrzałem, a rzecz cała i sposób pisania najmniej o trzy głowy przerasta poziom blogowych prezentacji, zatem nie miej Zacny Wachmistrzu blogera z Loch Ness za osobę upośledzoną w stopniu głębokim :-) Babrając się każdego dnia i to po łokcie w błocie tego świata, czasami chce się odetchnąć najzwyczajniej, wręcz uciec od problemów ważkich, społecznie nośnych itd., itp., a na dodatek etc. :-) Nie oznacza to, że rekomendowany tekst i blog w jakiś sposób deprecjonuję. Wprost przeciwnie, będąc najbliższym prawdy.
UsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
Nawet nie wiesz, jakem rad temu, żeś to takiem właśnie był znalazł:)
UsuńKłaniam nisko:)
Trzy głowy to trzy głowy, że pozwolę sobie wtrącić - nie przelewki. Tyle widocznie mając w standardzie, czwartej potrzebowałabym co najmniej, żeby tamtych się pozbyć - a aż tyle to na pewno za dużo.
OdpowiedzUsuńCzasami chce się uciec, ale mnie na to akurat przyszło, żeby tematu dosiąść i za rogi go chwycić (nawet jeśli takie figury to nie w dosiadaniu).
Za usiłowanie dziękuję, i za nie(z)deprecjonowanie. Pozdrawiam!
Pisać każdy może, jeden lepiej drugi gorzej, przy czym w realiach polskich blogowisk trudno nawet o poprawność językową, że o tematach poruszanych przez autorów nawet nie wspomnę. Rekomendowany przez Wachmistrza blog wyrożnia się z tego wszystkiego i jednym i drugim, stąd pozwoliłem sobie na powyższe uwagi.
UsuńPozdrawiam z zaścianka Loch Ness :-)
Imaginujcież sobie szanowni Panowie, że znajomość moja z Cytrynową Płaczką zaczęła się od tego, że ta zechciała moją wypowiedź zjechać tak, że i jednego słowa poprawnie użytego w niej nie znalazła. Potem coś po łacinie napomykała, czego zrozumieć nie mogłem, dopokąd jakimś cudem do "Lasu" Bexy nie trafiłem, co przez jakiś czas na zrozumienie niewiele mi pomogło, aliści pomimo tego usilnie się starałem i zostałem. Pozwalam sobie zaznaczyć, że poczytuję sobie za duży zaszczyt tę znajomość. O poziomie i wartości bloga, czy osoby, nie koniecznie licznik świadczy.
OdpowiedzUsuńMiło się gawędzi ale na mnie pora
UsuńUkłony z Loch Ness :-)
Panie Wachmistrzu, pięknie dziękuję za zaszczytną dla mnie rekomendację, wartą co najmniej tuzin garnków z wyściółką tak zaawansowaną technologicznie, że jeszcze niewymyśloną. Niby licznik nieważny, ale nawet wołający na puszczy po to nieraz krzyczy, żeby go kto usłyszał.
UsuńI jak tak stoi i wrzeszczy, nie to ma przecież na myśli, iżby ludzkość w wykrzykiwanym dosłuchała się strofy alcejskiej (zwłaszcza, gdy nie alcejska).
Co z zaścianka Loch Ness tu zechciano napisać, z tym większą zatem przyjmuję pokorą i choć od razu w życie nie wprowadzę, bo najpierw muszę zinternalizować, to jednak dobrze sobie zapamiętam oraz z wdzięcznością.
Skoro o wdzięczności mowa, raz jeszcze o niej zapewniam, dla Pana Wachmistrza mojej wielkiej.
Za to polecenie, ważne dla mnie ze względu na różne względy.
I tyle, bo przecież zaraz poniedziałek, więc mi trzeba do garnka.
Kneziu :) Akurat ani Szczurkowi z Loch Ness, ani mnie o liczniku prawić nie musisz... Obaj od lat uprawiamy coś, co można by nazwać świadomym sabotowaniem licznika i stawianiem na... hmmm... różne rzeczy, ale z pewnością nie na ilość:)
UsuńMiła Bexo, przy sympatii całej nie czyniłżem tego ani dla wdzięczności, ani dla persony, jeno dla sprawy, którą widziałem ważką, dotatkiem foremnie i z emocjami spisaną... Tandem nijakich mi podziękowań nie należy czekać, a już najmniej w tem się zaszczytu doszukiwać jakiego, bom ani z Akademii, ani od Noblów czy Goncourtów... I na licznik upraszam nie oglądać, bo pogderanki splendoru ni popularności nie przyczynią - to pewna...:) Pogderanki same zabytkiem, przeżytkiem, reliktem i artefaktem, ale za to zaglądają tu niemal wyłącznie ludzie, co nie darmo łeb na karku noszą...
Kłaniam nisko:)
Naprawdę? Kneziu, zawstydzasz mnie, nie pamiętam. I nie tylko z tego powodu zawstydzasz - i nie tylko tego nie pamiętam D.
OdpowiedzUsuńCzytałem na Kneziowisku.
OdpowiedzUsuńDla mnie z żoną to codzienny problem
Pozdrawiam
Wiem... Zarówno dla honoru z Waszmością znajomości, jako i tego jak pięknie i prosto o tem pisać potrafisz, afektu tkliwego ślady cokolwiek nieudolnie maskując:)
UsuńKłaniam nisko:)
Czytałam na Kneziowisku i tutaj.
OdpowiedzUsuńMam w rodzinie kogoś kto po operacji móżdżku ma niesprawną prawą połowę ciała. To już trwa ponad 20 lat. Chodzi o kuli i bardzo powoli, ale radzi sobie. Zawsze gdy się z nim spotykam mówi, że niczego od nikogo nie chce... tylko zrozumienia. A mnie zawsze pęka serce jak to słyszę. Był kompozytorem, grał na fortepianie, świat mu się zawalił. A zaczęło się wszystko od stanu zapalnego w zębie...
Przepraszam że tak się wywnętrzyłam.
Serdecznie pozdrawiam BEXĘ LEMON, Wachmistrza i wszystkich którzy się tu wypowiedzieli.
Świat pełen jest takich, niewyobrażalnych dla przeciętnych ludzi, tragedyj... A mnie się widzi, że pomimo tego, że niemal każdy z nas w bliższej lub dalszej familii, czy znajomych kręgu, zna kogo mniejszą czy większą niemocą dotkniętego, przecie wciąż ogólna w społeczeństwie wiedza o ich potrzebach, czy o podstawach zachowań względem nich jest niemal żadna...
UsuńKłaniam nisko:)