W ostatniej notce cyklu naszego (I, II, III, IV, V, VI, VII , VIII , IX,) żeśmy rozprawiali o niesnaskach w cesarstwie pomiędzy młodziutkim cesarzem Ottonem II i bawarskim książęciem Henrykiem, przezwanym dla tegoż sporu Kłótnikiem. Wspomnieliśmy o spisku, w którem uczestniczyć mięli Kłótnik, książęta polski i czeski oraz biskup Fryzyngi, Abraham. Pokończyliśmy konkluzją, że wszytkich ich (okrom Mieszka) Otton w taki czy inszy sposób pokarał i postawiliśmy kwestyją zali na pewno cesarz jednak i Mieszkowi nie próbował dać jakiej nauczki.
Jeśli co można jeszcze wnosić z onych przedstawionych zawirowań, bojów, klęsk i wypraw powtórnych, a potem jeszcze i powtórnych, po tych przegranych pierwszych powtórnych, to stwierdzić wypadnie, że Ottonowi z pewnością nie brakowało ani zajadłości, ani uporu (czy jak kto woli: konsekwencji). Trochę gorzej z talentem wojennym, czy też i może ze zwykłym szczęściem, ale to zdaje się cesarza w najmniejszej mierze nie zrażało... Tem więcej zatem z obrazu takiego rysowałby się człek, który by Mieszkowi nie odpuścił. A ściślej, nie odpuściłby bez jakiej po temu extraordynaryjnie ważkiej przyczyny.
Rzeczy dokładnie przemyślawszy, doszedłem ku konstatacjom, że nie było persony, która by na Ottona wpłynąć w tem duchu mogła, zatem przyczyna taka być mogła tylko polityczna dwojakiej natury. Pierwsza to taka, że były jakie wielkie nadzieje na przeciągnięcie Mieszka na swoją stronę i nie chciano by jakiem niebacznym atakiem, przyszłego być może sojusznika, zrażać. Co, jeśli miejsce miało, znakomicie by o dyplomatyce Mieszkowej świadczyło, bo wiemy, że owszem, przeszedł on do cesarskiego obozu, ale dopiero po śmierci Ottona, a i też nie od razu, bo dopiero w Roku Pańskim 985. Zatem jeśli ten się czego przez te swoje lata ostatnie spodziewał, to znaczyłoby, że mu Mieszko oczy mydlił wybornie i kręcił nim lepiej jak Zagłoba Rochem Kowalskim...:) Możność wtóra, pierwszej nie wykluczająca, a być i może że jej składową będąca, to jakie dobrowolne przez Mieszka uczynione finansowe wsparcie, czy to pod pozorem trybutu, czy darów, nieważne... ważne, że wojnę toczącemu, do której to jak wiadomo, potrzeba zawsze trzech rzeczy, czyli pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy, jawił się jako jaka dojna krowa, której pod żadnym pozorem nie należy przeszkadzać szczypać trawy i trawić... Nie bez kozery może i to, że Mieszko się zbrojnie w żaden sposób w ten konflikt nie angażował... Jeśli przy tem wszytkiem nadal jeszcze uchodził za stronnika Kłótnika, to naprawdę jako to młodzi prawią: szacun dla Mieszkowej dyplomatyki...:)
Jeśli jednak te odrzucimy koncepty, to naprawdę nie pozostaje nam chyba już nic racjonalnego, co by wstrzemięźliwość cesarską wytłomaczyć mogło, zatem wracamy do kwestii, czy aby na pewno takiej próby nie było?
Okazuje się, że jest i na ten temat niezgorzej się do logiki akomodująca teoria, dodatkiem dwoma zapisami kronikarskiemi podparta. Pocznijmyż zatem od tych zapisów. Pierwszem będzie kronika biskupów dawniejszego Cambresis, a dzisiejszego Cambrai ("Gesta episcoporum Cameracensium"), które dla roku 979 odnotowują, że był się cesarz wybrał wojennie "na Słowian", zasię powrócił dopiero w grudniu i raczej na tarczy... Dotychczas większość historyków rozumiała to w ten sposób, że na któreś z plemion Połabia, tyle że aby cesarskim pludrów przetrzepać, to jednego jakiegoś plemionka by za wątłe siły były, zatem albo w grę by wchodził Związek Wielecki, sojusz pokrewnych plemion nadbałtyckich i związanych z niemi inszych (tyle, że o działaniach Wieletów mamy całkiem sporo relacji i wszystkie o tej wojnie milczą), albo jakiś doraźnie sklecony sojusz innych Słowian, gdzie w grę wchodzą nam nibyż podbici, ale przecie ciągle groźni, Łużyczanie, albo plemiona znad Soławy, Sprewy i Haweli, czyli nasi starzy znajomi: Stodoranie, Doszanie i insi, być i może, że Lubuszanie takoż...
Znając znów, że Mieszko między temi plemionami ostro lawirował i ku jakiej jedności już to nakłaniał, już to przymuszał, nie zdziwiłbym się w tem jakiej jego ręki, a może i osoby własnej na czele wojska własnego, widząc... Czemuż tak sądzę? Ano i tu się kłania źródło wtóre, czyli kolejny stary znajomy: Thietmar, który o wojnie oczywiście milczy, ale to nam jakby u tego kronikarza nie nowina, że jak mu co było nie w smak, to przemilczał, albo wykręcał się sianem. Aliści napisał coś o drugim Mieszka małżeństwie, co by sugerowało, że jednak nie upilnował języka:)
Otóż drugą żoną Mieszka została Niemka Oda, córka margrabiego Marchii Północnej, Dytryka... Tak, tak! Tego samego, co d... nie ruszył, gdy się Hodon na Mieszka wyprawiał, by baty pod Cidini dostać! Sęk w tem, że Oda była już mniszką w klasztorze w Kalbe! Zatem, żeby jej z tego klasztoru wydostać, konieczną była zgoda biskupa, a tej wiemy, że biskup Hildiward nie tylko nie udzielił, ale i rzecz całą napiętnował jako skandal, pogwałcenie prawa kanonicznego i nie wiedzieć jakich jeszcze praw boskich... Nawiasem, nie on jeden przeciw temu małżeństwu pyskował...
Skoro zatem rzecz do skutku przyszła, musiały się za nią wstawić potencje od biskupa wyższe, czyli wydawałoby się, że arcybiskupie, ale że Thietmar pisze, że się to w ogóle bez zgody Kościoła odbyło, tedy najpewniej to sam dwór cesarski za tem obstawał... A czemuż by miał tego pragnąć, to nam właśnie mimochodem zdradza Thietmar, pisząc, że to oczywiście naganne, ale że zważyć trzeba jak wiele się dzięki temu poświęceniu Ody dobrego stało, a to mianowicie:
"Kiedy matka Bolesława [Dobrawa-Wachm.] umarła jego ojciec poślubił bez zezwolenia Kościoła mniszkę z klasztoru w Kalbe, która była córką margrabiego Dytryka. Oda – było jej imię i wielką była jej przewina. Albowiem wzgardziła Boskim oblubieńcem, dając pierwszeństwo przed nim człowiekowi wojny (…). Z uwagi jednak na dobro ojczyzny i konieczność zapewnienia jej pokoju, nie przyszło z tego powodu do zerwania stosunków, lecz znaleziono właściwy sposób przywrócenia zgody. Albowiem dzięki Odzie powiększył się zastęp wyznawców Chrystusa, powróciło do ojczyzny wielu jeńców, zdjęto skutym okowy, otwarto wrota więzień przestępcom."
Są próby czynione, by tego inaczej rozumieć, niźli w ten najprostszy i najlogiczniejszy sposób, czyli, że to było zawarcie niepisanego pokoju po niewypowiedzianej wojnie. Z całym szacunkiem dla tłumaczenia prof.Jedlickiego, idę o zakład (mimo, że nie mam pod ręką łacińskiego oryginału), że Thietmar nie pisał o jeńcach, tylko o więźniach. Samo pojęcie "jeniec" w rozumieniu wziętego do niewoli żołnierza zrodziło się gdzieś dopiero w XV wieku, zatem takie tłumaczenie to ahistoryzm, choć zrozumiały u profesora Jedlickiego, pragnącego oddać czytelnikowi współczesnemu właściwy sens. Myślę, że najwłaściwiej byłoby tu mówić o brańcach, czyli o szeregowych wojownikach bez majątku i zamożnych rodzin, którzy by ich z niewoli wykupić mogli oraz o ludności najzupełniej cywilnej, w wyniku danej wojny pochwyconej i pognanej na ziemie zwycięzcy. Ci ostatni rzec by można, że w zasadzie robili to samo po owym porwaniu, czy zawłaszczeniu, co dotychczas, czyli uprawiali rolę tudzież pełnili inne powinności służebne, ale już na rzecz innego pana.
Otóż przyjmując, że Mieszko brał Odę z pełną wiedzą i aprobatą jej ojca, a nie mamy żadnego powodu, by o tym wątpić, a co więcej, widziałbym w margrabim jednego z głównych architektów tego porozumienia i pokoju opartego na owem małżeństwie, to Mieszko był winien Dytrykowi wiano, którego u saskich możnych na tamte czasy przyjmowano zwyczajowo na jakie trzysta solidów. Mógł naturalnie Mieszko tego wypłacić w gotowiźnie, czy w jakich dobrach, ale mógł i postąpić tak, jak tego uczynił jego prawnuk, Kazimierz Odnowiciel, gdy brał siostry ruskiego kniazia Jarosława Mądrego(1039), któremu zwrócił 800 brańców, pojmanych jeszcze przy kijowskiej wyprawie dziadka, Bolesława Chrobrego(1018). Pewno, że ci postarzali w niewoli nieszczęśnicy już nie mogli być w cenie równi niewolnikom młodym i zdrowym, których w czasach Mieszkowych ceniono nawet i po dziesięć solidów od łba, ale dla trzydziestu uwolnionych ani by Thietmar sobie głowy taką nie zawracał argumentacją, ani by też i Dytryk tych bojów o wydostanie córki z klasztoru nie wszczynał! Tandem odnotowujemy tejże teoryi z kronikarskiego obowiązku, ale i z punktu ją odrzucamy, bo iżby to sens miało, to tych uwolnionych być musiały setki, a może i tysiące...
Jeśli przyjmiemy, że to małżeństwo w rzeczy samej służyło zawarciu pokoju i zwolnieniu tych setek brańców, to z punktu się rodzi kluczowe pytanie: z jakiejże, na Miły Bóg, wojny by mieli być ci brańcy, skoro niby żadnej nie było, a w każdem razie oficjalna historiografia albo milczy, albo powątpiewa o tem? Jeszcze spod Cidini? Przecież sam Thietmar pisał, że stamtąd żywa noga (okrom tych dwóch najważniejszych grafów, w tem i jego rodzonego tatusia:) nie uszła! No to skąd ci jeńcy? Z potyczek przygranicznych jakich by się tego miały setki nazbierać i nagle to dla Dytryka taki problem, że nie inaczej tylko córkę z klasztoru porywać? Nie sądzę... Podobnie jak dla tej samej przyczyny nie sądzę, by to o kmiotków z osad pobranych szło... osobliwie, że ci by najwięcej być musieli Słowianami, zatem ani by za niemi tak Dytryk nie obstawał, ale i pytanie, czy by się Mieszko poważył onych łapać, na szwank swoje narażając tameczne układy i sojusze...
Podług mnie Dytryk najgorliwie wkoło tegoż pokoju chodził, bo zdaje się, że i sam nie był prawdziwie Mieszkowi wrogim, ale że cesarz wyprawy zarządził, to iść musiał. I najpewniej najwięcej w owych jeńcach sam poszkodowanym tam został, co by i tę gorliwość tłomaczyło, ale i pośrednio wskazywało na miejsce konfliktu, czyli na ziemie Słowian pod Dytrykową Marchię Północną podpadających, czyli znów wracamy do naszych Stodoran (Hawelan), Doszan i innych...
Podług mnie rzecz się rozegrała tak: przyszło do jakiegoś pomiędzy Słowianami tamecznemi zawirowania, przy czem nie wiadomo, czy już do otwartego buntu, czy też cesarz zamierzał ich pacyfikować profilaktycznie. To by tłomaczyło brak tej wyprawy w większości kronik, skoro to w zamyśle być miała nie tyle wojna, co ekspedycja karna... Być też i może, że w pamięci kronikarzów późniejszych zlało się to powstanie z wielkim powstaniem Słowian Połabskich o parę lat późniejszym (983), które wstrząsnęło posadami cesarstwa*. To by też i tłomaczyło enigmatyczność zapisu kroniki z Cambresis, wspominającej o wyprawie ogólnie "na Słowian". Gdzieś nam się tu w tej wojnie pojawia Mieszko ze swoimi ludźmi, ale czy był w niej już od początku i czy był być może tegoż zamieszania spiritus movens, tego się rozstrzygać nie podejmę.
Czy cesarz, podejmując wyprawę, wiedział, że przeciw Mieszkowi idzie, czy się tego wywiedział już w jej trakcie, tego też się możemy tylko domyślać. W każdym razie zamiarów nie odmienił, być i może mniemając, że dwie pieczenie na jednem upiecze ogniu, czyli Słowian poskromi, ale i tego ostatniego niepokaranego stronnika Kłótnika rzuci na kolana.
Znowuż możemy jedynie spekulować o przebiegu tej wojny i czy do jakiej walnej bitwy w ogóle doszło. Są oponenci, co twierdzą, że nie mógłby Mieszko stawić czoła cesarskiej potędze w polu i że rzecz się odbyła tak, jak tego późniejsze pokazują doświadczenia Chrobrego... że się Niemiaszków włóczy po polach i lasach jak długo się da, by się wymęczyli i wymordowali, że się im tęgie grody szykuje, by się wykrwawili w szturmach i oblężeniach i wrócili jak niepyszni z niczem...
Teoria znakomita i sam bym jej przyklasnął, gdyby nie jeden drobiazg: w ten sposób wojując się setek jeńców nie zdobywa! Zatem być musiała jakaś, kompletnie nam nieznana, wielka bitwa, coś na podobieństwo rangą nieledwie Grunwaldu, gdzie pod Mieszkowym dowództwem stanęły plemiona z niemałej części Połabia. Uważcież, że za lat kilka ci sami Słowianie wielkiego swego powstania poczną od zajęcia swej dawnej Brenny, ninie Brandenburgiem zwanej, z której ledwo nadąży dać nogi biskup Folkmar i... markgraf Dytryk:) A Mieszko jakoś z pomocą teściowi nie pospieszy...:) Ciekawość czemu? Sentymenty wobec niedawnych sojuszników i podkomendnych?
I jeśli taki przyjmiemy scenariusz, to nam się zaczynają te rzeczy do kupy składać: ten gorączkowy pośpiech w załagodzeniu sporu, ta Oda, nieledwie wykradana z klasztoru**, Mieszkowe profilaktyczne działania obronne***, a przede wszystkim to późniejsze wielkie uszanowanie na cesarskim dworze, jakim się Mieszko cieszył, gdy do aliantów cesarskich przystał. Bo też i ciężko nie szanować wojownika, co by po dwakroć Niemcom tęgo skóry przetrzepał i był w ich oczach niepokonanym...:) Uważcież na to, jak go nazywa tu Thietmar: "człowiek wojny". A przecie my go kojarzymy z chrystianizacją i kraju budowaniem:) A że tam jakieś utarczki na pograniczach, to jakoś nam narodowej świadomości nie za bardzo zajmuje...:) A przecie nie zbudowałby tego państwa inaczej jak krwią i żelazem, czego mu nie pamiętamy, lub nie pamiętać wolimy...
Zamyśliłem na tej nocie cyklu tegoż kończyć, ku niemałej zapewne uldze Lectorów (z wyłączeniem Jaśnie Wielmożnej Pani Grażyny, której to czasy i thema umiłowana, i Torlina, który nam nowych wątków przyłożył:)), ale nie sposób jej w nieskończoność ciągnąć, tandem o tych aliansach Mieszkowych późniejszych, z przydatkiem paru refleksyj własnych o pierwszych Piastach, napiszę w nocie kolejnej i tem razem już z pewnością ostatniej...:)
______________________________
* - powstańcy m.in. zdobyli i spalili Hamburg
** - nawiasem chyba przypadła Mieszkowi do gustu, skoro żyjąc z nią jakieś 10-11 lat spłodził trzech synów, a być i może i więcej, przyjmując, że w tamtych czasach poronienia i martwe porody były może i od żywo urodzonych częstsze, zaś za tyleż samo lat z Dobrawą przepędzonych jeno jeden Bolko i siostra jego Świętosława, która posłynąć miała jako skandynawska Sygryda Storrada, żona i matka królów, a jeśli Jasienica ma rację, to i jako ta, co zgubiła ichniego herosa nad herosami, Olafa Tryggvasona...
Otóż przyjmując, że Mieszko brał Odę z pełną wiedzą i aprobatą jej ojca, a nie mamy żadnego powodu, by o tym wątpić, a co więcej, widziałbym w margrabim jednego z głównych architektów tego porozumienia i pokoju opartego na owem małżeństwie, to Mieszko był winien Dytrykowi wiano, którego u saskich możnych na tamte czasy przyjmowano zwyczajowo na jakie trzysta solidów. Mógł naturalnie Mieszko tego wypłacić w gotowiźnie, czy w jakich dobrach, ale mógł i postąpić tak, jak tego uczynił jego prawnuk, Kazimierz Odnowiciel, gdy brał siostry ruskiego kniazia Jarosława Mądrego(1039), któremu zwrócił 800 brańców, pojmanych jeszcze przy kijowskiej wyprawie dziadka, Bolesława Chrobrego(1018). Pewno, że ci postarzali w niewoli nieszczęśnicy już nie mogli być w cenie równi niewolnikom młodym i zdrowym, których w czasach Mieszkowych ceniono nawet i po dziesięć solidów od łba, ale dla trzydziestu uwolnionych ani by Thietmar sobie głowy taką nie zawracał argumentacją, ani by też i Dytryk tych bojów o wydostanie córki z klasztoru nie wszczynał! Tandem odnotowujemy tejże teoryi z kronikarskiego obowiązku, ale i z punktu ją odrzucamy, bo iżby to sens miało, to tych uwolnionych być musiały setki, a może i tysiące...
Jeśli przyjmiemy, że to małżeństwo w rzeczy samej służyło zawarciu pokoju i zwolnieniu tych setek brańców, to z punktu się rodzi kluczowe pytanie: z jakiejże, na Miły Bóg, wojny by mieli być ci brańcy, skoro niby żadnej nie było, a w każdem razie oficjalna historiografia albo milczy, albo powątpiewa o tem? Jeszcze spod Cidini? Przecież sam Thietmar pisał, że stamtąd żywa noga (okrom tych dwóch najważniejszych grafów, w tem i jego rodzonego tatusia:) nie uszła! No to skąd ci jeńcy? Z potyczek przygranicznych jakich by się tego miały setki nazbierać i nagle to dla Dytryka taki problem, że nie inaczej tylko córkę z klasztoru porywać? Nie sądzę... Podobnie jak dla tej samej przyczyny nie sądzę, by to o kmiotków z osad pobranych szło... osobliwie, że ci by najwięcej być musieli Słowianami, zatem ani by za niemi tak Dytryk nie obstawał, ale i pytanie, czy by się Mieszko poważył onych łapać, na szwank swoje narażając tameczne układy i sojusze...
Podług mnie Dytryk najgorliwie wkoło tegoż pokoju chodził, bo zdaje się, że i sam nie był prawdziwie Mieszkowi wrogim, ale że cesarz wyprawy zarządził, to iść musiał. I najpewniej najwięcej w owych jeńcach sam poszkodowanym tam został, co by i tę gorliwość tłomaczyło, ale i pośrednio wskazywało na miejsce konfliktu, czyli na ziemie Słowian pod Dytrykową Marchię Północną podpadających, czyli znów wracamy do naszych Stodoran (Hawelan), Doszan i innych...
Podług mnie rzecz się rozegrała tak: przyszło do jakiegoś pomiędzy Słowianami tamecznemi zawirowania, przy czem nie wiadomo, czy już do otwartego buntu, czy też cesarz zamierzał ich pacyfikować profilaktycznie. To by tłomaczyło brak tej wyprawy w większości kronik, skoro to w zamyśle być miała nie tyle wojna, co ekspedycja karna... Być też i może, że w pamięci kronikarzów późniejszych zlało się to powstanie z wielkim powstaniem Słowian Połabskich o parę lat późniejszym (983), które wstrząsnęło posadami cesarstwa*. To by też i tłomaczyło enigmatyczność zapisu kroniki z Cambresis, wspominającej o wyprawie ogólnie "na Słowian". Gdzieś nam się tu w tej wojnie pojawia Mieszko ze swoimi ludźmi, ale czy był w niej już od początku i czy był być może tegoż zamieszania spiritus movens, tego się rozstrzygać nie podejmę.
Czy cesarz, podejmując wyprawę, wiedział, że przeciw Mieszkowi idzie, czy się tego wywiedział już w jej trakcie, tego też się możemy tylko domyślać. W każdym razie zamiarów nie odmienił, być i może mniemając, że dwie pieczenie na jednem upiecze ogniu, czyli Słowian poskromi, ale i tego ostatniego niepokaranego stronnika Kłótnika rzuci na kolana.
Znowuż możemy jedynie spekulować o przebiegu tej wojny i czy do jakiej walnej bitwy w ogóle doszło. Są oponenci, co twierdzą, że nie mógłby Mieszko stawić czoła cesarskiej potędze w polu i że rzecz się odbyła tak, jak tego późniejsze pokazują doświadczenia Chrobrego... że się Niemiaszków włóczy po polach i lasach jak długo się da, by się wymęczyli i wymordowali, że się im tęgie grody szykuje, by się wykrwawili w szturmach i oblężeniach i wrócili jak niepyszni z niczem...
Teoria znakomita i sam bym jej przyklasnął, gdyby nie jeden drobiazg: w ten sposób wojując się setek jeńców nie zdobywa! Zatem być musiała jakaś, kompletnie nam nieznana, wielka bitwa, coś na podobieństwo rangą nieledwie Grunwaldu, gdzie pod Mieszkowym dowództwem stanęły plemiona z niemałej części Połabia. Uważcież, że za lat kilka ci sami Słowianie wielkiego swego powstania poczną od zajęcia swej dawnej Brenny, ninie Brandenburgiem zwanej, z której ledwo nadąży dać nogi biskup Folkmar i... markgraf Dytryk:) A Mieszko jakoś z pomocą teściowi nie pospieszy...:) Ciekawość czemu? Sentymenty wobec niedawnych sojuszników i podkomendnych?
I jeśli taki przyjmiemy scenariusz, to nam się zaczynają te rzeczy do kupy składać: ten gorączkowy pośpiech w załagodzeniu sporu, ta Oda, nieledwie wykradana z klasztoru**, Mieszkowe profilaktyczne działania obronne***, a przede wszystkim to późniejsze wielkie uszanowanie na cesarskim dworze, jakim się Mieszko cieszył, gdy do aliantów cesarskich przystał. Bo też i ciężko nie szanować wojownika, co by po dwakroć Niemcom tęgo skóry przetrzepał i był w ich oczach niepokonanym...:) Uważcież na to, jak go nazywa tu Thietmar: "człowiek wojny". A przecie my go kojarzymy z chrystianizacją i kraju budowaniem:) A że tam jakieś utarczki na pograniczach, to jakoś nam narodowej świadomości nie za bardzo zajmuje...:) A przecie nie zbudowałby tego państwa inaczej jak krwią i żelazem, czego mu nie pamiętamy, lub nie pamiętać wolimy...
Zamyśliłem na tej nocie cyklu tegoż kończyć, ku niemałej zapewne uldze Lectorów (z wyłączeniem Jaśnie Wielmożnej Pani Grażyny, której to czasy i thema umiłowana, i Torlina, który nam nowych wątków przyłożył:)), ale nie sposób jej w nieskończoność ciągnąć, tandem o tych aliansach Mieszkowych późniejszych, z przydatkiem paru refleksyj własnych o pierwszych Piastach, napiszę w nocie kolejnej i tem razem już z pewnością ostatniej...:)
______________________________
* - powstańcy m.in. zdobyli i spalili Hamburg
** - nawiasem chyba przypadła Mieszkowi do gustu, skoro żyjąc z nią jakieś 10-11 lat spłodził trzech synów, a być i może i więcej, przyjmując, że w tamtych czasach poronienia i martwe porody były może i od żywo urodzonych częstsze, zaś za tyleż samo lat z Dobrawą przepędzonych jeno jeden Bolko i siostra jego Świętosława, która posłynąć miała jako skandynawska Sygryda Storrada, żona i matka królów, a jeśli Jasienica ma rację, to i jako ta, co zgubiła ichniego herosa nad herosami, Olafa Tryggvasona...
*** - archeologowie dość zgodnie twierdzą, że co najmniej Gniezno i Ostrów Lednicki zostały potężnie ufortyfikowane właśnie w ostatnim ćwierćwieczu X wieku, czyli, że te decyzje o rozbudowie musiałby Mieszko podjąć w tych właśnie, lub niewiele późniejszych latach, najpewniej licząc się z możliwością niemieckiego odwetu.
.
.
Czołem mości Wachmistrzu
OdpowiedzUsuńZapewniam, że nie tylko Waćpanna Grażyna i w.p. Torlin z zainteresowaniem śledzą losy naszych piastów. Ja również czytam i analizuję Twoje informacje. Tym bardziej, że stawiają one w innym świetle nasze początki państwowości, nasze korzenie, jak mógłby ktoś napisać!
Dlatego chętnie poczytam dalszy ciąg Twych opowieści.
Mam zresztą nadzieję, że pozwolisz się ubłagać i pociągniesz jeszcze ów cykl. :)))
Na marginesie, sądzę, że Jasienica był w błędzie i Olaf Tryggvason nie miał romansu z naszą Świętosławą/Sygrydą chociaż fakt, że Olaf spędził dzieciństwo na Rusi czyli, zapewne znał język słowiański mogło dać pewną płaszczyznę porozumienia z piastówną na tronie szwedzkim ;)
Kłaniam nisko
Krzysztof z Gdańska
Nader to miło czytać, aliści z zasady żem tu jaki preferował płodozmian:), a gdy nadto długo się w jednej themie ugrzęźnie, to i mnie już się to przykrzy czasem, a cóż dopiero Lectorom części pryncypalnej... Co do Jasienicy, to nie wiem, skąd ów tej wieści był powziął, osobliwie, żem się spotkał był z opiniami kompletnie przeciwstawnemi, zali to on ją rzucił, czy też ona jego odtrąciła... Tandem spomniałżem o tem dla zasady, ale na tom Jasienicy spomniał, iżby to na jego odpowiedzialność było... Osobliwie, że i ów nie bez grzechu, a z latami jego fobie i coraz wyraźniej widać, jak to, że Piastów wielbił, a Jagiellonom był niechętny, temuż i różne opinie o nich...
UsuńKłaniam nisko:)
Ja też czytam, ale się nie wypowiadam, bo nic nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że się rozwinę, więc nadal czytam.
:-)
To pozazdrościć nadziei, bo ja już co do siebie złudzeń nie mam:))
UsuńKłaniam nisko:)
O tym, że musiała być jakaś większa wojna, to było za naszych czasów w jakimś podręczniku, chyba do liceum, ale to zdaje się dla profilu humanistycznego, a może to w którejś książce Jasienicy? Dość, że przytaczano ów fragment o wymianie jeńców. Uzasadnienie było podobne - musiało to być pokłosie większej wyprawy na zachód, lub dużej klęski wyprawy na teren państwa Mieszka.
OdpowiedzUsuńNo to chwała temu autorowi podręcznika, bo najczęściej ten wątek jest pomijanym, nawet i w podręcznikach akademickich. Teorie na ten temat zebrane na ogół mówią o odparciu wyprawy najeźdźczej na naszej własnej ziemi. Jeśli zatem żem tu jakiegokolwiek novum popełnił, to jeno tego, że wiążąc w kupę znane i domniemane działania Mieszka na Połabiu, domniemaną ale logiczną bitwę pod Cydzynkiem i widząc całość jako ciągłość i konsekwencję w polityce zachodniej Mieszka, dopuszczam możliwość, że się losy tegoż najazdu rozstrzygnęły z udziałem Mieszka i jego drużyny, ale gdzieś na Połabiu...
UsuńKłaniam nisko:)
Jaśnie Wielmożny Wachmistrzu. Pobieram nauki od Waszmości w materii dawniejszego rozumowania. Najsampierw wytłumaczże mi onegdaj, czemu te dywagacje , spory, rozmaite teorie i spekulowania służą, jeśli lud nie wyciąga wniosków, nie analizuje, jak zapobieżeć bitwom i wojnom, jeno o uszy kołem się toczy w XX wieków nazad: krew i żelazo?
OdpowiedzUsuńSalve
UsuńJeśli mogę się wtrącić.
Lud "nie wyciąga" bo jest prosty, ale elity mogą z dywagacji wyciągnąć wnioski (dlatego podobne dywagacje mają sens dla elity) dzięki czemu mogą ów lud ukierunkować aby nie popełniał tych samych błędów.
Warunek, że elita zechce czytać dywagacje specjalistów a lud zechce słuchać elit...
Krzysztof z Gdańska
Dziś lud ma dostęp do ksiąg i wiedzy, chodzi do szkół, umie czytać, nawet magistrów mamy pod dostatkiem. I to my - lud-wybieramy garstkę rządzących nie zawsze najwyższych lotów, ale z najwyższym ego. To my z elit uczyniliśmy łże-elity, pozwoliliśmy na "zepsienie" dziennikarstwa, komercjalizm mediów, gdzie prym wiedzie cyrk i polityczne show. Ubaw po pachy za nasze pieniądze, bo przecież płacimy abonament. Ponieważ daliśmy przyzwolenie na pandemię nonsensów, na wieczyste przyklejenie polityków do stołków, mamy co mamy. Nie widać elit piszących , protestujących, podpisujących się- jak to niegdyś bywało- jeno lud wali w trąby, piszczałki, bo pragnie zmian na lepsze. Panie Wachmistrzu, wróć, bo już jesteśmy we współczesności. Kawał historii za nami, a co przed nami?
UsuńZa młodu sam żem tęgo wkoło tego się kręcił, by kraju tego odmienić, czego nie iżbym żałował, Boże broń, ale ze smutkiem ku konstatacyjom JMŚci Krzysztofa żem bliski, co mnie tak od bieżącej odstrychnęło polityki, że od lat uprawiam, jak ja to nazywam "mentalne Bieszczady". To się łatwo mówi, żeśmy temu złu całemu winni sami, ale któż z nas je widział, gdy pełzało, nim głowy podniosło? Przy tem wszystkiem i nie brak jeszcze wszelkiej maści proroków, z których niejeden jest wielce przekonywującym, a ja się takowych lękam więcej, niźli marazmu ludu...
UsuńCo się wojen tyczy, to to naszych czasów jest wymysł, że ludzkość żyć bez nich może. Ja takich złudzeń ani nie mam, ani ich głosił nie będę. Owszem, wierę, że moglibyśmy ludzkość oduczyć wojowania, gdybyśmy umięli podróżować w czasie i zawczasu pokazać masom skutki każdej z wojen, do których parły w naiwnej wierze, że "Gott mit uns" w dowolnym zresztą języku świata...
Kłaniam nisko:)
Wiedzże Waszmości, że to my z racyji doświadczeń życiowych możemy wiele. Młodzież zachłyśnięta, towarami na półkach, wyjazdami zamorskimi, przyklejona do laptopów i korporacyj, niczego nie widzi. Ino myślą, iże samo słowo demokracja załatwi wszyściutko. Znowuż o uszy mi się obiło, że zamiast dyskurs prowadzić, kulturalny środek Europy do wojen się szykuje..Może czas zacząć podróżować w przeszłym czasie.
UsuńMłodzieży, tej, co ją widzę wokoło mojego własnego potomstwa, bym i tak nie deprecjonował, bo wiele mam onej szlachetności dowodów i owej świeżej gotowości serca, jako i niejakiej niezgody na świat w kłamstwie i niesprawiedliwości. Co cieszy, aliści jeno podług tejże zasady, której ongi Bismarck (choć i Piłsudskiemu tego przypisują proverbium) wyłożył, że kto za młodu nie był socjalistą (a ja w to miejsce dziś podkładam ideowcem na krzywdę i niesprawiedliwość czułym), ten na stare lata będzie skurwysynem... A z wtórej znów strony, jako historyk, śmiem twierdzić, że jeszcze nie było w dziejach świata pokolenia, co by za młodu nie sarkało na zacofanie starszych, a dojarzawszy, na obyczaje i pochopną popędliwość młodszych... A świat, Bogu dziękować, jakoś to wszystko znosi i przetrwa jeszcze niejedno takie pokolenie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Cny wachmistrzu, tym razem z innej beczki...
OdpowiedzUsuńCzy byli znani jeszcze inni władcy słowiańscy o wdzięcznym imieniu Dobromir oprócz księcia Stodoran?
Imię wydaje mi się typowo słowiańskie, jednak nie zetknąłem się z nim nigdzie indziej (poza, oczywiście, kreskówką telewizyjną :) )
Kłaniam nisko
Krzysztof z Gdańska
W zasadzie nie, bo niemal za każdym razem się okazuje, że to kolejna teoria tejże samej persony się tycząca, czyli teścia Bolesława Chrobrego, którego piszą już to księciem Milczan, już też i Wiślan, czem się tłomaczy, że w czas spisywania Dagome iudex, miałby być Bolesław już w przejętej po teściu Małopolsce i rządzić tam samodzielnie...
UsuńKłaniam nisko:)
Mości Wachmistrzu, waść się chyba od ichmości Vulpiana zaraził manierą modestii demonstrowanej! Nieś Wasze kaganiec oświaty, bo choć czasem w palce parzy nieco przy braku ostrożności, to chwała z tego tytułu na wiele wieków się rozciąga!
OdpowiedzUsuńMam w sobie jakąś bezpardonową przebojowość wyhodować?
UsuńPozdrawiam
E, nie! Ale żeby od razu Wachmistrza zarażać?
UsuńOd tegom daleki. A nawet staram się, jak mogę, ekscytować Wachmistrza do czynu (ciekawe tylko, czy zechce posłuchać).
UsuńPozdrawiam
Pax! Pax vobiscum, Panowie Bracia!:) Najmniejsza to jest kwestia modestyi, bo tej u mnie próżno szukać... Ale jeśli samemu autorowi się już thema przykrzy, to cóż dopiero o Lectorach mówić? I byłoż na to na tem blogu z dawien dawna remedium znakomite, czyli płodozmian...I przy tem do czegóż Wy mnie, na Miły Bóg, namówić chcecie? Mieszko pomarł był raz a dobrze 25 maja 992 roku. Mam o jego życiu pozagrobowym pisać?
UsuńKłaniam nisko:)
Abstrahując od tematu, Thietmar pisze: "zadał im
OdpowiedzUsuńklęskę kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy z wyjątkiem
wspomnianych grafów", A więc, jeńcami mogliby być drobniejsi rycerze i ich pachołkowie. Zresztą może to być figury retoryczna podkreślająca ogrom strat; być może i dostojniejszych paru dostało się do niewoli, ale ci wykupili się z pewnością wcześniej.
Dlaczego "abstrahując"? Toć to jak najbardziej jest uwaga w nurcie rozważań naszych, dodatkiem głęboko słuszna... Pytanie tylko, czy by dla tych drobniejszych i tych pachołków był Dytryk skłonny córkę poświęcać i zatarg z Kościołem ryzykować, osobliwie, że to nie jego rycerze by byli, a Hodona i Zygfryda Walbecka... I czemuż z nagła miałby się ująć za niemi w trzynaście lat po bitwie?
UsuńKłaniam nisko:)
Dziwił mnie trochę ten hałas o złamanie ślubów zakonnych: czyżby to był wielki problem dla margrafa? nie wystarczyło trochę nacisnąć, trochę posmarować? W dodatku Thietmar wini samą Odę, a nie jej ojca, a jeśli Ditryk zabrał córkę z klasztoru, by ją za Mieszka wydać, to jego powinien Thietmar winić. Więc może to echo jakiegoś romantycznej historii, którą biskup merseburski taktownie przemilcza?
UsuńZdaje się, że nie jego diecezja, to się mógł był z nim biskup podroczyć krzynę...:) Przy tem nie zapominajmy, że obraz tego protestu mamy z kronik, czyli źródeł ówcześnie tworzonych przez Kościół i nie można wykluczyć, że go wyolbrzymiono w kronikach, bo tak się wypadało potomności zaprezentować, a w rzeczywistości rzecz była pro forma. W romantyczne historie powątpiewam, bo Mieszko już nie bardzo był w wieku na porywy serca młodzieniaszkom właściwe, a i całe jego postępowanie dowodzi, że przedkładał rozum nad serce...
UsuńKłaniam nisko:)
Aż sobie poszperałam więcej na temat niejakiej Sygrydy Storrady, gdyż zdała mi się postacią zupełnie nietuzinkową :D Zaś nauka, jak zwykle u Waszmości! Pozdrawiam serdecznie ;))
OdpowiedzUsuńBo i była nietuzinkowa, nawet jeśli jej Jasienica cokolwiek kolorów domalował:) Ale i tak skromnie, bo cóż mu broniło jej posłać na odkrywanie Islandii, Gotlandii i obu Ameryk...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Yuko
UsuńCzasy wtedy były ciekawe, więc i postacie barwniejsze niż teraz :)
Dla uzupełnienia proponuję poczytać historię życia Olafa Tryggvasona, domniemanego kochanka Świętosławy (wolę słowiańskie miano naszej Piastówny). Olaf był "szałaput" ale życie miał dużo ciekawsze niż przeciętna (nawet w średniowieczu).
A przy okazji pytanie do Wachmistrza (na rozruszanie szarych komórek). Dlaczego Olav Tryggvason nie został świętym, pomimo, że wprowadzał chrześcijaństwo do Norwegii?
Cny Wachmistrzu - Gotlandia była znana już wcześniej, więc Świetosława/Sygryda nmie musiała jej odkrywać ;)
Kłaniam nisko
Krzysztof z Gdańska
A dlaczego Mieszko nie został, choć wszędzie dookoła taka była praktyka?:) Co do Tryggvasona, to sądzę, że dlatego, że sagę jemu poświęconą, od której się powzięła dopiero tejże postaci wielka popularność, spisano bodajże w sto lat po jego śmierci, jeśli nie więcej... W tym czasie świętym już dawno został Olaf II...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Odnośnie Mieszka odpowiedź brzmi: Bo miał kiepski "PiaR" - księża go nie lubili a do tego wziął sobie mniszkę (Odę) za żonę, jak sam, słusznie zauważyłeś. Moja (prywatna) teza brzmi - bo Mieszko i Bolko za mało dawali "na tacę" co w innych kulturach (Czechy, Węgry) było przekonywującym argumentem do uznania władcy za świętego. Dobrze to świadczy o gospodarności naszych władców aczkolwiek kiepsko o ich znajomości zasad reklamy ;)
UsuńPozdrawiam
Krzysztof z Gdańska
Ja tam widzę jeszcze parę przyczyn inszych, ale żem o nich już w tej zamierzonej nocie ostatniej pisać począł, to wypadków uprzedzać nie będę...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Halo Krzysztofie z Gdańska ;) Z polecenia chętnie skorzystam, bo nordycką historię to znam głównie z "Krystyny córki Lavransa" i serialu "Vikingowie" ;) Niedługo sezon urlopowy, będzie chwila na Olafa ;) Pozdrawiam
UsuńMógłbyś cykl pociągnąć dalej, bo wielce zajmujący. Wspomnij o takich, którzy ciągi osiemnastoczłonowe tworzą i dobrze. Mam więc nadzieję, że dołożyłem się do przekonywania i że dasz się ubłagać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To nie kwestia ubłagiwania, bo nigdy po temu nie było potrzeby i jak kto prosił, a spełnić mógłbym, choć nie zawsze rychliwie, to czemu nie? Tylko, że ja po statystykach widzę, że wypowiada się wierna garstka, a reszta Lectorów głosuje nogami... I nigdym nie myślił o tem, by tu wykładu robić liniowego i chronologicznego, bo to by była śmierć dla tego bloga. I, last but not least, jeśli mnie już samego ten temat nuży, to co dopiero musi być po stronie Czytelników... A pisanie bez przekonania na pewno nie wyjdzie na zdrowie, ani mnie, ani tekstowi, a w ostatecznym rozrachunku i Wam. Jedyne co mnie pociesza, to że skoro mnie własne nużą teksty, to znak, że może jeszcze do grafomanii nie tak blisko, bo tych podobno wszystko, co spłodzą, zachwyca...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Oj! No i co ja mam teraz napisać? :)))
OdpowiedzUsuńFaktycznie, napisał Waćpan przyjemnie dużo odcinków i czyta się to wyśmienicie. Na pewno chętnie będę do tego wracać.
Mam cichą nadzieję, że jak się ten cykl skończy, to za czas jakiś znajdzie się coś, co pozwoli to tak miłego tematu wrócić. :)
No i liczę, że zapowiadane w ostatnim filmie p. Cozaca badania genetyczne Piastów też będą ciekawe i dostarczą nieco informacji. Chociaż na wyniki trzeba będzie poczekać. :)
A toast wzniosę dzisiaj, aby uczcić święto 11 Pułku. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ale do czego tu wracać? Do Bolesława w odrębnym cyklu... Pewnie, że można, choć paradoksalnie, mnie się on zdaje być postacią mniejszego, niż Mieszko formatu... O tem, co jedli i jak się odziewali, WMPani wiesz więcej ode mnie:))
UsuńKłaniam nisko:)
No bo w zasadzie, dlaczego niby państwo Mieszkowe miałoby powstać jakoś szczególnie inaczej, skoro powszechnie powstawały w wyniku krwawych starć. A może wiadomo o jakimś państwie, że powstało pokojowo? Bez walki z ościennymi siłami? Czy to plemiennymi, czy państwowymi czy jeszcze jakimiś innymi? Nawet wewnętrznymi?
OdpowiedzUsuńTrzeba by dobrze poszukać, to i by może był znalazł na wyspach jakich, ode świata dalekich... Ale znów, żeby i bez walk wewnętrznych, gdy wiadomo, że władzy ludzie najwięcej żądni, zaraz po pieniądzach...
UsuńKłaniam nisko:)
Środki dowodowe są dwa, na dodatek z dokumentu, kazdy niezależnie od drugiego wytworzonego. Brak jest przesłanek do ich sfałszowania, czy też sporządzenia niezgodnie ze stanem faktycznym, co oznacza że tezę Waszmości byłoby trudno obalić, tym bardziej że logicznie wywiedziona. Pełen podziwu, poniekąd i doprawdy, bo mijasz się Waść z powołaniem :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness
Pewno, że się mijam! Moim powołaniem jest leżeć latem w cieniu, a zimą przy kominku i zacne trunki popijać:) Niestety, jeszczem sponsora, gotowego ten sport finansować nie nalazł, to i mus samemu za groszem się kręcić...
UsuńKłaniam nisko:)
oj tam, nogami zaraz...
OdpowiedzUsuńczytam, czytam, cały czas, tylko przy tylu mądrych osobach wstyd się odezwać, po prostu człowiek ma nadzieję, że część tej mądrości i na niego się przesączy. Z komputera przez osmozę...
:-D
pozdrawiam
Wielce mi to czytać miło, za wyjątkiem - ma się rozumieć - tych słów o rzekomej mądrości tu zebranych:) Jakby to prawda była, to byśmy rządzili światem, a nie wyżywali się po blogach:)
UsuńKłaniam nisko:)