Kulig Polakowi spółcześnemu jeno już znaczy sannę jaką, czasem przy tem i biesiadkę przy ognisku w lesie niedużą, w każdem bądź razie w takiem kształcie nam to imaginacyja podsuwa, a i wszelkiej maści macherzy od "spotkań integracyjnych", czy wywczasów za grosz słony, co tego jednem tchem w ofercie swej wyliczają pomiędzy bilardem jakiem, sauną, czasem basenem i spa dla niewiast (jeśli hotel czy pensyonat zasobniejszy), cokolwiek by to ostatnie znaczyć przy tem miało...
Jeno, że taka kuligu wizja tak się ma do dawniejszych kuligów staropolskich jak kondel po śmietnikach myszkujący do charta łowczego z magnackiej psiarni! Śmiech mię brał pusty przed laty, gdym czytał w recenzyjach jakich, że Imć Hoffmann w początkowych "Potopu" obrazach scenę kuligu pono wybornie odmalował... Pewnie o te sceny szło, gdziem ja jeno przejażdżki widział saniami w arcyurodnych, przyznaję, plenerach...
A przecie kulig to obrzędowość cała! To punkt arcyważki i nie dowolnie byle kiedy w roku czyniony, choć i bywali magnaci, co dla pustoty i wysadzenia się na zbytek sztuczny kuligu latem czynili jako Radziwiłł po drodze solą sypanej, luboż jak Sułkowski, co jeszcze Augusta III na tę sannę uprosił, po gościńcu na milę tłuczonym cukrem posypanym...
Primo, że kuligiem poczynano przedostatni tydzień zapustny i jeno one do Wstępnej Środy trwać miały prawo, secundo, że z niemi się i moc inszych tradycyją i obyczajem trwale zapisanych elementów wiązało, z których nam dziś już jeno śnieg i sanie ostały, a dobrze jeszcze jak konie przed niemi, bom już i karykatur kuligowych za automobilem czy traktorem widział...:(((
Przyjdzie najprzód etymologijej kuligowej (czy kulikowej, jak jeszcze u Wacława Potockiego* najdziem) objaśnić, a to mianowicie się stąd wzięło, że całe to z pochodniami się po lesie czy polach uganianie, to rzekomo wszytko kulika-ptaszka błotnego szukanie:)) Że o niego tąż porą roku w Maghrebie może łacniej, niźli na ziemiach naszych, to mi się widzi, że szlachcie naszej na poczuciu humoru Monty Pythonów godnego nie zbywało...:) Najkrócej rzekłszy kulig dawniejszy to cosi na kształt obwoźnego balu maskowego było, gdzie przy muzyce się szlachta poprzebierana za Cyganów, Żydów, kramarzów wszelkiej maści, dziadów proszalnych i teorbanistów od dworu do dworu woziła, nieuchronnie po antrakcie w danem dworze dłuższem, gospodarzów ze sobą do następnego uwożąc... Skretarzowi królowej Marysieńki, Imci Clermontowi, zawdzięczamy opisu kuligu, co go jutro mieć będziem właśnie rocznicy.
20 bowiem Januara Anno Domini 1695 zjechało się towarzystwo zaproszone do pałacu Daniłłowiczów i trzeciej popołudniowej godzinie wyruszono na trębacza znak kawalkadą przez 24 Tatarów otwieraną**, zasię za niemi dziesiecioro sań czworokonnych, w szydło zaprzężonych***, a na każdych muzyka insza... Tu Żydzi z cymbałami, zasię po nich Kozacy z teorbanami, janczarowie z piszczałkami i której tam jeszcze jaki magnat z zaproszonych nie miał kapeli, wszytko to na saniach korowód poprzedzających gościom sannę graniem umilało... Dalej sto siedm sań z gośćmi płci obojga, ustrojonemi jak najbarwniej i najstrojniej, gdzie piór i czubów mnogość niezliczona, a sań niemal widać nie było spod futer i kobierców. Bokiem przy saniach, osobliwie tych, gdzie płci nadobnej przewaga, kawalerowie co więcej ogniści konno, przy tem choć nie za tąż okazyą, ale znane byłyż i popisy młodzieńców winem podochoconych, by z wierzchowca między panny na saniach skakać i, nibyż za pozorem salwowania się od upadku, obłapiać je nielutościwie...:))
Kończyły zaś kawalkadę sanie w kształcie Pegaza uformowane, z których młodzieńce śród gawiedzi ciskali nadrukowanych kart z poezyjami Ustrzyckiego i Chrościńskiego...
Orszak ów, za koleją nawiedziwszy warszwskie pałacyki Radziwiłłów, Sapiehów, Potockiego wojewody i kasztelana lubelskiego Lubomirskiego, przez Ujazdów na koniec w Wilanowie u Ichmościów Króla i Królowej stanęli. Wszędzie zaś, gdzie się nibyż dla popasania zatrzymano, pito i tańcowano ochotnie, a ośm setek pochodni blask niczym za dnia uczyniło...
Na koniec z Xiędza Kitowicza cytacikiem się wesprę, by person drobniejszych zabawy w tej mierze opisać, aliści nim Dobrodziejowi głos oddam, suplika ku Lectorom pokorna, by o experimentum z czcionką zmajoryzowaną co rzec raczyli, bo mię ona się arcyosobliwą zdaje, ale że mię głosy doszły, że dawniejsza się niektórym nadto mikrą widzi, tedym gotów jej na jakie vox populi powszechniejsze odmienić i samemu się w niej wprawiając, z czasem może i nawet akomodować...:)
" Niższej zaś fortuny szlachta wyprawiała kuligi, które były takowe: dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się z sobą, zabrali z sobą żony, córki, synów, czeladź służącą i co tylko mieli w domu dorosłego, nie zostawując w nim, tylko małe dzieci pod dozorem jakich dwojga osób, mężczyzny i niewiasty. Sami zaś wpakowawszy się na sanki albo gdy sanny nie było, na kolaski, karety, wózki, na konie wierszchowe, jak kto mógł, jachali do sąsiada pobliższego ani proszeni od niego, ani przestrzegłszy go, żeby się im nie skrył albo nie ujechał z domu. Tam go zaskoczywszy, rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez wszelkiej ceremonii, właśnie jak żołnierze na egzekucji, póty u niego deboszując, póki do szczętu nie wypróżnili mu piwnicy, szpiżarni i szpichlerza; gdy już wyżarli i wypili wszystko, co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobneż pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej, aż póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli. Ci zaś, że pospolicie byli najmniej majętni, a do tego garłacze koronni, nie mający zaległych trunkami piwnic ani zapaśnych szpiżarniów, niedługo w domach swoich kompanią zabawili, ile już deboszami w innych domach dostatniejszych znużoną.
Poczynały się te kuligi zwyczajnie w przedostatni tydzień zapustny i trwały do Wstępnej Środy. Że takowe kuligi najwięcej bawiły się pijatyką i obżarstwem, przeto mniej dbając o tańce, przestawali na jakim takim skrzypku, czasem z karczmy porwanym albo między służącą czeladzią wynalezionym; chyba że gospodarz miał swoją domową kapelę albo też rozochocony posłał po nią gdzie do miasta. Najsławniejsze co do pijatyki i brawury te kuligi były w województwie rawskim, gdzie się nieraz krwią oblewały, a jeżeli się kto obcy przez niewiadomość wmięszał do tego kuligu, a nie podobał się mu albo nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu, zbili jak leśne jabłko, suknie w płatki na nim podrapali i wypędzili, jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii."
________________________________________
* W "Marii" Malczewskiego mamyż i takiej strofy:
"My sobie jedziem kulikiem;
I w noc, i we dnie,
Maska nas kryje - a kto chce wiedzieć,
Skąd my i czyje, to odpowiedzieć,
Śmiechem i krzykiem.
Szczera ochota
Otwiera wrota..."
** w służbie u królewicza Jakuba pozostających
*** w szydło czyli koń za koniem... Koń obok konia to zaprzęg "w poręcz"...
1. Waćpan jakimś innym kalendarzem się posiłkuje i sporo do tyłu wobec ogólnie przyjętej daty został.
OdpowiedzUsuń2. Poezyje rzucane gawiedzi to piękna metafora, do czego i komu owa poezyja służy.
Pozdrawiam
Ad 1. Za okno zerknąwszy, doprawdy można się omylić ;)
UsuńAd 2. Słuszna uwaga, bo przecie nie tylko gawiedź ówczesna niewiele poezyą zainteresowana, ale i małoż który z niej czytać umiał. Może oni jakie łakocie rozrzucali, co smakiem tak poetyckie się zdały? ;)
Kłaniam WMści :)
Może dało się w ten papier coś zawijać, mimo że zadrukowany? Albo do rozpałki używać?
UsuńCzy wówczas już robiono skręty? Bo może tu leży tajemnica popularności poezyi?
Pozdrawiam
Ad.1 Jeśli Waści o teoretyczne post-zimie idzie, to będę przy swojem obstawał, że nota wielekroć jest więcej stosowną do aury niemiłościwie nam panującej...
UsuńAd.2 Fragmentum cytowane głosi jedynie, że te poemy między lud ciskano, a nie, że ja tam zaraz wyrywano sobie i czy w ogóle podnoszono... Jeśli nie, to rzecz w kategoriach wielkopańskich fanaberyj rozpatrywać idzie, choć ja mniemam, że jednak podnoszono, nie tyleż może dla rozpałki, czy tytuniu użycia, bo na pierwsze zbyt to kosztownem było, a na drugie śródzi gminu jeszczeć chyba nadto wcześnie... O inszą rzecz iść mogło, a taką, by się kartą taką można było przechwalać gdzie później, nie znów dla poezji walorów (choć i to czasem przy pannach przydatne w kręgach, co czytać umieją), jeno w tem, że właściciela na to stac było, by kupić niby... Zawszeć to groszy parę, których przecie po domostw większości nigdy nie zbywało...
Kłaniam nisko:)
No to, żeby nie było żadnego niedopowiedzenia: do wszystkiego mogła gawiedzi owa poezyja służyć, tylko nie do czytania. Ergo - nic się nie zmieniło przez wieki. Poezyja jak była, tak pozostała stratą czasu.
UsuńPozdrawiam
Co też Waszmość powiadasz? Jakże to czasu mitręga? Toć po dziś dzień niczego lepszego do bałamucenia dziewek i niewiast nie obmyślono...!:)
UsuńKłaniam nisko:)
Poszła Kaśka do piekarni,
UsuńA Stach do niej: wpuść, przygarnij,
Kochana!
Bo śnieg pada, a wiatr wieje,
Gdzie ja się biedny podzieję,
Do rana!
Tę piosneczkę z ust pana Zagłoby po raz kolejny propagując,
Pozdrawiam
Chłopięta, o ziemię czołem,
UsuńDrudzy śpiewajcie pod stołem
A my (z) swojej powinności,
Pijmy za zdrowie jejmości.
A ona za te przysługi,
Niech pozwoli raz i drugi.
Wtenczas i dziewki z piekarnie
Niech nie trawią czasu marnie.
I mamka w taniec z pastuchem
Niech skacze diabeł z złym duchem.
Nie bronić im wtedy skoku,
Raz tylko tego do roku.
A tak wielką sztukę zimy
Wesoło sobie strawimy. :)
Stary miał priapismum nieukładną mękę,
UsuńLecz była młodej żenie ta niemoc na rękę,
Bo się pan często parzył w przyrodzonej wannie,
Co więcej niźli jemu pomagało Hannie.
Potem go uleczyli mądrzy doktorowie,
A pani w płacz nieboga...
Było nie było - Kochanowski.
Pozdrawiam
Mówiłam ja, stary, tobie,
UsuńAbyś równej szukał sobie.
Boś ty nieborak zrobiony,
Nie pojmuj tak rześkiej żony.
Nie chciałeś mi dać w tym wiary:
Nie dogodzi młodej stary!
Nie ta to poprawdzie, co Kochanowski, liga, bo Jan z Kijan, przecie też niegłupi:)
Kłaniam nisko:)
Różyczko rozwita,
UsuńBądźże mi użyta.
Nie trap służeczki swego,
Wpuść do pokoju twego.
Anonim z XVII w.
Pozdrawiam
Uroda, darskość, bieg rączy, obroty
UsuńI któe dobry koń miewa przymioty,
Wszystko masz w sobie, dziewko urodziwa;
Cóż, gdy żaden koń bez wady nie bywa,
Jejśca nie cierpiąc, koń w cenie nie będzie;
Tak i ty, poko kto cię nie dosiędzie.
Wespazjan Kochowski(1633-1700)
Kłaniam nisko:)
po chwili zastanowienia stwierdzam - nie mam zdrowia na taki tradycyjny kulig, a i regularne zatrudnienie jest mi na przeszkodzie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże choć jaką wersję light?:))
UsuńKłaniam nisko:)
Wersja light czyli degustacja bez sanny?
UsuńAleż ja to praktykuję
Quot feix, faustum, fortunatumque sit!:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam, że gdy pierwszy raz czytałam opis kuligu u Kitowicza, pomyślałam "O mamo, kto by dziś to wytrzymał". Ale kto by dziś w ogóle wytrzymał magnackie biesiady suto zakrapiane? Ci to kiedyś mieli zdrowie - chciałoby się powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Kolejny to głos zatem dowodzący, żeśmy iście karłami stojącymi na ramionach gigantów...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ach, dziękuję pięknie za tę lekcję, bo sanny, wprawdzie już te nowomodne z ogniskiem, boczkiem, piersiówką, wyścigami i dziećmi uwielbiałam i doprawdy - żałuję, iż wcześniej o tradycji obiadania sąsiadów przy okazji nie wiedziałam :D
OdpowiedzUsuńTakoż nie słyszałam jeszcze o wykorzystaniu cukru, bo o żoneczce magnackiej do pałacu po soli wiezionej już mi rodzic nie omieszkał swego czasu opowiedzieć :)
Wańkowicz w amerykańskich swoich opowieściach opisywał jakiego filmowego dopustu, gdzie kręcić miano szarży kawaleryi ichniej na indiańską wioskę zimową porą. I gdy już wszytko uszykowane: plenery, statyści, konie etc., to jak na złość śniegu nie stało... Statyści się cieszą, bo za dzień każdy w tej jakiej odległej dolinie płacone mięli, konie dopóki siano miały, rzecz całą miały w... poważaniu głębokim i jeno producenci z reżyserem rwali włosy z głowy na koszta rosnące. Nareście w desperacyi okrutnej ileś tam wagonów soli zamówili, której rozrzucono wkoło owej wioski, takoż po błoniach i pagórkach wioskę otaczających i naznaczono dzień następne na zdjęć rozpoczęcie... Nocą wszakże spadło śniegu mnóstwo i rankiem byłoż go pełno wszędzie, poza jeno tym planem filmowym, gdzie się dla odmiany wszyscy zapadali w błocie...
UsuńKłaniam nisko:)
Zaiste, stosowny temat... U nas dziś znowu śnieg padał... Ale od pewnego czasu odczuwam niejaką irytację tym białym, plus pełnoobjawowe przesilenie wiosenne i niedługo zacznę chyba być niebezpieczna dla otoczenia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo bo co za dużo, to i niezdrowo... Nie dziwota, że WMPani desperujesz...:(( Za odmianę rychłą zatem przepijam!!!:)
UsuńKłaniam nisko:)
Kulig to słowo kompletnie mi obce. I od spotkania z nim się wzdrygam nieustająco. Ale poczytać o nim, inna rzecz.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że choć i do lektury nie odraza:)) Choć mniemam, że jakobyś WMPani tej zabawy w gronie zacnem pokosztowała, to byś i może zdania odmieniła:)
UsuńKłaniam nisko:)
"Kulig, to zabawa jeszcze od Popiela,
OdpowiedzUsuńMa za cel, by każdemu zalała gardziela".
Oj bywały kiedyś kuligi, o których dzisiaj możemy zapomnieć.
Ja też ten temat kiedyś poruszyłam na swoim blogu, tutaj:
http://jaga-babciaradzico.blogspot.com/2013/01/ej-kulig-kulig.html
Dzisiejsze kuligi to chyba tylko z nazwy są kuligami.
Pozdrawiam serdecznie.
Z pewnością to już jeno miano ostało i opowieści dawne:) Dobrze, że choć tyle... WMPani notkę za linkiem wskazanem żem nawiedził, czytał i wielce akuratnie kompletną znajduję:)
UsuńKłaniam nisko:)
Te kuligi dawniejsze wcależ nie były takie "lekkie, łatwe i przyjemne", jak to się dzisiaj usiłuje nam wystawić!
OdpowiedzUsuńZgroza aż człeka zdejmuje, że owe wyprawy mogły życiu biesiadników zagrażać...
Zasię z tą solą i cukrem na drogi w lecie sypanymi - toż to istne marnotrawstwo!
Kłaniam nisko, po same kolanisko!
Nam marnotrawstwo, a wielomożom? Aboż i dziś nie masz proverbium "Kto bogatemu zabroni?":(( A zkuligami prawda: zdrowia na to trza było nieskąpo...:) Insza, że cóż owi do roboty mięli, gdy internetu nie stało i telewizyi?:)
UsuńKłaniam nisko:)