Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
12 kwietnia, 2013
O starciu golizny z techniką...
Rzecz się tyczy włościan podhalańskich, góralami potocznie zwanych. Ongi, za łaską cesarsko-królewskiego dworu wiedeńskiego w osobie JMCi Namiestnika wykoncypowano, że dla postępu ułatwienia kolej żelazną należy z Nowego Targu ku Zakopanemu przeprowadzić. Zamierzenie inżynieryjne niebanalne, aleć nie o urok prospektu Bukowiny i Poronina z okien pullmanów oglądanych tu idzie, jeno o kabzę góralską, która na tej inwestycyjej utracić miała wiele. Prawim tu nie o tych, co za ledwo jakiej izby z gruba ochędożonej najmując kwot o pomstę do nieba wołających żądają, jeno o tych co nim kolei czas nastał ceprów wszelakich furkami i fiakrami z owego N.Targu ku Zakopanemu wozili...
Za pierwszym (25.10.1899r.) wjazdem pociągu na dworzec zakopiański, gazdowie tameczni powitali go bez nijakiego dla notabli nim jadących respektu, stojąc gromadnie na torach i ku parowozowi, podróżnym zacnym i personelowi c.k. kolei żelaznej pośladki swe obnażone wypinając. Uroczystość szykowana podniosła o włos niemal skandalem się nie skończyła, takoż i sprawami karnemi o obrazę publicznego porządku, a i majestatu może, boć przecie na parowozie godło Najjaśniejszego Pana było... Dziś by może policyja jakich negocjatorów ściągała; owi by z pół dnia z góralami o ustąpieniu z torów gwarzyli, zaczym by pewnie wezwano antyterrorystów czy jeszcze jakie insze siły, zasię sprawa by pewnie przed sądy trafiła i prokuratorów... Anno Domini 1899 rzecz całą zakończył w pół pacierza niejaki Wojciech Błoński, maszynista rzeczonej lokomotywy. Ów mąż przytomny, niewiele dumając, szlaucha do kotła parowozowego podpiąwszy, gorącą wodą jeno raz po sempiternach wypiętych śmignął... i byłoż po protestacyi...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńHi, hi...
Wielce pomysłowy ów maszynista.
Pozdrawiam wiosennie.
Ano przecie...:)Musiał być rezolutny jegomość, bo na tamte czasy mniemam, że wielekroć więcej poradzić sam musiał umieć, niźli my w czasach serwisów wszelkich żyjący...
UsuńKłaniam nisko:)
Można by mniemać, że owym był zabieg higieniczny potrzebny, co też i zadość uczynił ów maszynista zacny. Z drugiej strony domniemywać też można, że jako to owi włościanie mało zwyczajni takim zabiegom, uznali je za nadto szkodliwe dla zdrowia, stąd i szybko tyłów poddali, a w zasadzie nie tyle poddali, co schowali :P
OdpowiedzUsuńRzecz owa o tyle wielce się prawdopodobną wydaje, jako to po dziś dzień bywa ona przyczyną rozwodów w małżeństwach mieszanych z ceprami, którzy zdzierżyć vaporów specyficznych z tegoż powstających, nie mogą. Potomkowie owych włościan wody zażywają bowiem w sposób nader oszczędny i skrzętny, co może być i tradycyją od onej traumy, przez domyślnego maszynistę zadanej.
Z samej daty zdarzenia wynika, że to ani Wielkanoc, ani nie Gody, to i na kąpiel za wcześnie:)) Wątek przecie przez WMPana podniesiony z ową traumą po przodkach dziedziczoną zdałby się może i badania dalszego godnem, jeno mnie się mało możebnem widzi, bo tłomaczyłby jeno zachowania plemion wkoło Nowego Targu i Zakopanego osiadłych, a przypadłość owa zda się być powszechną, jako Karpaty długie i szerokie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Powyższa nota przywodzi na myśl sprawę Imci Skiby sprzed lat... Tamten też poślady na notabli wypinał, jako ci gorole... Nie wiedziałem wszakże, iż chodzi tu o swego rodzaju tradycyję :)))
OdpowiedzUsuńBłoński zasię arcyzgrabnie rzecz całą załatwił... Skandalowi zapobieżono, parowóz ruszył w dalszą drogę bez nijakich przeszkód, zasię protestujący darmowej kąpieli zażyli... :o)))
Pozdrawiam!!
Drogi dalszej być już nie mogło, bo Zakopane po dziś dzień stacyją jest końcową, przecie o dostęp do peronu swobodny szło... I słusznie Waść prawisz, że rzecz arcyzgrabnie złożoną, bo wejrzawszy chocia na Haszkowego Szwejka przypadki, a osobliwie karczmarza Palivca, co za muchy na portret Najjaśniejszego Pana srające siedzieć poszedł, tu wielekroć przecie groźniejsze przy złej woli konsekwencyje być mogły. Owi się przecie na parowóz z godłem Najjaśniejszego Pana otwarcie wypinali... A Imci Skibie by trzeba antenatów przepatrzeć, zali on nie nie z górali...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Owy karczmarz za to siedzieć poszedł, iże o muchach złośliwych wyższej instancyi doniósł, ta zaś pomyślała, że jegomość jakieś nieprzyzwoite żarty sobie z władzy stroi? Dobrze zrozumiałem? :)
UsuńSzwejka niestety nie czytałem jeszcze.
Kłaniam niziutko!!
To, jak mniemam, strata dla Waszmości nieoszacowana:) Tu go Waść najdziesz:
Usuńhttp://republikaczeska.republika.pl/index_pliki/pdws.pdf
a o sprawie, do której piłem, starczy że rozdziału Waszmość przeczytasz pierwszego... wszytkiego stroniczek dziewięć...:)
Kłaniam nisko:)
Patrząc teraz na protesty górali z Poronina w sprawie drogi zauważam że niewiele się w tej ich mentalności zmieniło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie będę ich bronił, choć ich akurat rozumiem... Idzie przecie o drogę na której nie oni skorzystają, a Zakopane i gminy tradycyjnie narciarskie. A po wykonanej już do Lubnia zakopiance jawnie widać, że ci wszyscy, co po drodze jakich handelków mięli, czy zajazdów, dziś - płotem, podobnie jak i w przypadku gościńca przez Knezia opisanym, oddzieleni - ledwo dyszą i nijakiego pożytku z tej drogi nie mając, jeno w szkodę popadli... To i któż by się na taki sam los godził po dobrej woli? A i każdy z nas ich potępia, że to prywata przeciw narodowej sprawie, a pytanie jako byśmy ku rzeczy przyszli, jakoby to za naszem płotem i pod naszemi oknami iść miało? Insza, że pazerność góralska niemała jest i w tem bym niejakich też widział zaszłości w lękach podskórnych przed powrotem czasów, gdzie dopokąd cepry nartowania nie wymyśliły i nie ulubiły, to w każdej krainie góry były synonimem biedy nad biedami...
UsuńKłaniam nisko:)
Dzisiaj, na szczęście, nie do pomyślenia. A prawa obywatelskie do wyrażania opinii, godność osobista, swoiste nieposłuszeństwo obywatelskie, nietykalność cielesna, związek zawodowy łupienia przyjezdnych, kultura lokalna i prawo do manifestowania niezadowolenia, badanie opinii, konsultacje społeczne, referendum w sprawie budowy kolei, zagadnienie jej wpływu na ekologię itp. Są jeszcze sądy w Berlinie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A dlaczego w Berlinie akurat?
UsuńKłaniam nisko:)
1. Skoro jesteśmy kondominium, to chyba lepiej iść, w razie czego, do sądu w Berlinie niż w Moskwie.
Usuń2. Sądy są zawalone różnymi głupimi sprawami, więc i taka o 'naruszenie miru spodniowego' też by pewnie przeszła.
3. No i to była reminiscencja mojej wiary w istnienie sprawiedliwości. A konkretna scenka odnosi się do sytuacji, kiedy Wielki Fryc chce kupić ziemię młynarza, którego młyn do jego parku przylega. Młynarz nie chce o tym słyszeć, władca zaczyna go straszyć możliwością innych działań, na co jego poddany odpala "są jeszcze sądy w Berlinie". Morałem z tego jest fakt, że władca (pewnie niezadowolony) zostawił młynarza w spokoju.
Pozdrawiam
Ad.1 O wieleż mię poczucie rzeczywistości nie zwodzi, to kondominium istnieje jedynie na Żoliborzu, a i to zdaje się w jednej jedynej łepetynie...
UsuńAd.2 Sądów przewina w przewlekaniu bodaj wszytkiego, aliści na toż są i jeszczeć współwinowajcy w osobie rządzących, co tego urządzić, jak się patrzy, od lat nie umieją, aleć i naszej tradycji pieniaczej, na którą po prawdzie by jedno było remedium: opłat od spraw takich, co jawnie pieniacze, luboż jawną się zdają obstrukcją, podnieść by i pięciokrotnie nawet, co by się i z pożytkiem dla budżetu obeszło, a i dla kolejek po sądach....
Ad.3 Anegdota znana, choć mnie akurat czeguś się nie skojarzyła i żem po manowcach błądził, dumając czemuż sprawa z Galicji akurat by miała iść do Berlina, a nie do Wiednia...:) Widno nadtom już umęczony, by myśleć prosto...
Kłaniam nisko:)
1. Wczoraj był dzień św. Sabby, który był tak we wzroku umęczon, że nigdy nie podnosił go na osoby płci przeciwnej. Jeśli dobrze rozumiem, spoglądał na wszystkie samki z góry.
Usuń2. Może czas na jakiś odpoczynek?
Pozdrawiam
Ad.1 Hmmm... i to tem sobie na świętość zasłużył?
UsuńAd.2 Myśl może i przednia, tyle, że nierealna...
Kłaniam nisko:)
Chciałem napisać to, co napisał Antoni Relski. Górale świadomie budują drogi w pasie autostradowym, a samorząd wydaje im na to zgody.
OdpowiedzUsuńDrogi?
UsuńDomy - sorry.
UsuńUff...:) Tom odetchnął, bom już myślił, że o czym z tym związanym ważkim nie wiem...:) Co się domostw tyczy, to jakem to już i elai, i Antoniemu pisał, a co też i Kneź z własnych okolic przyświadcza, nie wygląda to tak jako się w pierwszej chwili sądzi. Są racje, i to niemałe, za słusznością onych myślenia przemawiające... A że się, jak umieją, starają podnieść wartość tego, za co się odszkodowań spodziewają, to nas dziwi? Dziewięciu na dziesięciu z rodaków na ich miejscu będących, byle sposobność miało, postąpiło by podobnie...
UsuńKłaniam nisko:)
Hm... Z tymi drogami to ja mam pewien problem, bo niby wiadomo, wygoda, komfort, przepustowość, okno na świat, rozwój.... zaraz, zaraz - rozwój? Rozwój czego i czyj?
OdpowiedzUsuńOtóż od paru ładnych lat przemieszczam się pojazdami różnymi na działkę na wsi, pod Lublinem. Droga była czterojezdniowa, zużyta, z masa ograniczeń, kolein i tirów. Uciążliwa była dla kierowców, uciążliwa dla pieszych i mieszkańców okolicznych, ale też lepsza była niż inna, gorsza, bo można było rozwijać jakiś biznes mniejszy lub większy - dojazd jednak jakiś był i reklama niedroga bo widoczna wartość interesu i działek rosła, było jakieś tam zabezpieczenie na przyszłość i perspektywy.
Drogę przebudowano. Wszyscy ochoczo zgodzili się na udostępnienie działek, ich okrojenie, niedogodności i uciążliwość prac, bo przecież miała być NOWA DROGA!!! No i jest. Tragedia - jadąc tą nową drogą mamy po lewej barykadę, po prawej barykadę i żadnego widoku na boki - nic, zero, null!!! Dojazdu do działek z tej nowej drogi nie ma innego jak tylko po serwisówkach i lokalnych drogach odgrodzonych wielkimi ekranami, w których tylko co i rusz migną drzwi z sylwetką umykającego człowieka i napisem "wyjście ewakuacyjne". Co chwila ograniczenia szybkości nawet do 70 km/h, z powodów bliżej nieokreślonych, ale chyba zrozumiałych, gdy mijamy kolejny tajny radiowóz z upolowanym delikwentem co "przekroczył". Dojazdu do stacji serwisowej co był kiedyś, nie ma, do punktów gastronomicznych nie ma, do młyna nie ma, do piekarni nie ma, nawet do zakładu wulkanizacyjnego nie da się zjechać - zagrodzone nawet pola z kartoflami!!! Suuuper! Wizja jak z koszmaru sennego - się naiwni doczekali, teraz nawet nie bardzo sobie mogą pomarudzić, mają co chcieli - przecież wszyscy widzieli że chcieli!!! Tak? Niby tak, ale zdaje się, że nie całkiem tego co otrzymali.
Powiedzmy sobie szczerze, że nie tego oczekiwałem ja i nie tego ci biedni ludzie, pokrzywdzeni przez władzę, której zawierzyli - Górale nie wierzą i dobrze - może nie całkiem dadzą się tak zgnębić?
Jest coś na rzeczy, bo i ja podobnego oglądam effectu nową "zakopianką", co jej już do Lubnia dociągnęli, jeżdżąc... Wszytkie te zajazdy, co poboczem stały i sławy niemałej zażywały, dziś się mija mimo, ani wiedząc, gdzież by do nich zakręcić, by nawet kto pamiętał i chciał... A jako się zajedzie, to tam takie święto, że gość, że nim kucharza obudzą i człek czego doczeka, to już z tysiąc razy tą przeklął chwilę, gdy umyślił czar wspomnień przywołać. Słowem: upadek... I cóż to? Poronińscy aby tem gościńcem nie jeżdżą i tego nie widzą, cóż ich czeka, jako się na toż samo zgodzą? Przecie nie durni...
UsuńKłaniam nisko, wielce za ten głos obligowany:)
Bajka mnie w oczach staje - niejakie "Auta" i ichnia Chłodnica Górska :D
UsuńTu akurat najmniejszego nawet pojęcia o czem WMPani pisać raczysz...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Maszynista medal jakowyś dostał? Lub chocia premię? :D
OdpowiedzUsuńNiestety, źródła wszelkie milczą o tem...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Zgadzam się z p.Antonim, że nic się w tej materii nie zmieniło.Górale wciąż protestują przeciwko jakimkolwiek nowoczesnym rozwiązaniom, zwłaszcza komunikacyjnym. Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńNie iżbym ich bronił, choć i tu by wejrzeć trza w szczegóła, bo społeczność ta sielnie podzielona w każdej niemal kwestyi. Insza, że konserwatywna okrutnie, aliści po niektórych przyjdzie przyznać przypadkach, jako chocia z Geotermią Tatrzańską, gdzie na żywej góralskiej tkance tego experimentum poczęto, w efekcie czego oni go rozumieją jako rozwiązania może i ekologicznego, ale okrutnie drogiego, że nie mięli za bardzo sposobności się na jakiem nowem nie zawieść i poglądów odmienić...
UsuńKłaniam nisko:)
Ale zanim jeszcze tę kolej żelazną do Zakopanego z Chabówki doprowadzili to musieli się z góralami dogadać i wytłumaczyć im, że będzie ona tuz koło ich chałup przechodzić, albo jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńWięc przychodzą do jakiegoś tam Marduły i delikatnie mówią, że właśnie tutaj, gdzie stoi jego chałupa to ma kolej przejeżdżać.
- A często? - pyta Marduła?
- No na początek to ze dwa razy w tygodniu, potem częściej, a potem to parę razy dziennie - odpowiedzieli.
- O NIE!!!!! - zdenerwował się Marduła..... To ja im drzwi od chałupy nie będę ciągle otwierać....
P.S. Pewnie wszyscy to znają, a może nie wszyscy???
:-)
Ja akurat nie:) A przecie miał chłopina słuszność, bo nawet jakoby miał dźwierzy dwoje na przestrzał, to sam nie poradzi jednych i drugich otwierać i trzymać otwartych dopokąd ostatni nie przejedzie wagon...:)
UsuńKłaniam nisko:)
czy Ci górale są rzeczywiście tacy jak potoczna opinia o nich? z przeróżnych opowieści mało sympatyczny obraz się wyłania ...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam słonecznie :)
Opowieści są (jak zwykle) podbarwione mocno...:) Na ogół to ludzie uroczy, jeno nie trzeba z niemi pijać zbyt długo, a już, Boże Broń, w zwadę jakąkolwiek wchodzić...:) Kupczyć z niemi też by się wielce ostrożnie zdało, a i jadać, jak kto żołądka delikatnego, nie polecam nadto wiele kuchni tamecznej...:)No i jeszcze może poprzestać na znajomości i w amory się nie wdawać, a już w matrimonium... Boże zachowaj!:) Poza tym sam cud, miód i orzeszki, jako pewna ciotunia moja prawiła...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Pazerność, która potrafi być hamulcem postępu, paradoksalnie potrafi przyczynić się do ochrony tego, co ochrony wymaga, choć nie o tę ochronę idzie.
OdpowiedzUsuńCzasem nie potrafię w czambuł potępić, choć wiem, że motorem jest pazerności i nie ją chwalić chcę.
Swoją drogą - tyłki pokazują zwykle ci, który właśnie w tyłku nie mają, bo jakiej trzeba desperacji w sprawie jednak, żeby ten tyłek jako manifestację pokazać.
Historia świetna;-)
Ja tego też potępić do końca nie potrafię, choć nie z szacunku akurat do chronionego... Po prostu zawsze się staram imaginować sobie, cóż by było, gdybym musiał być na ich miejscu? Jakoż bym czuł, myślił i czynił? I doprawdy nie wiem...
UsuńKłaniam nisko:)
Podpowiedź metody protestowania przekażę niegodzącym się na wiatraki energetyczne nad morzem:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, zali to roztropne, bo skoro tam tak wieje, że wiatraki stawiają, to owi stojący w proteście nader łacno nerek przeziębią, a nie wiem, czy co wskórają i czemuż im akurat wiatraki przeszkadzają... Lękają się najazdu Don Kichotów?
UsuńKłaniam nisko:)
Pani Czesi powiem, że wiatraki spod Wolina, z odległości 35km z okna widzę, przy dobrej widoczności. Nie "wypnę", bo uważam, że stać powinny i dostawiać należy.
OdpowiedzUsuńLudzie od zawsze walczyli z maszynami. Pamiętam początek lat pięćdziesiątych na Grodzieńszczyźnie. Protestowały kobiety przeciwko kombajnom wjeżdżającym na pole, bo przez nie kobiety "trudodni" nie mogły wyrabiać, maszyny zabierały im pracę. Moja matka o mało na Syberię przez taki protest nie trafiła. Rzuciła sierpem w przewodniczącego, który Rosjaninem był i nadcięła mu ucho, aż polała się krew. Nie wiadomo skąd pojawiły trzy samochody wojska i chcieli kobiety aresztować, a że Polki charakter miały, to trzymały się dzielnie. Przewodniczący okazał się człowiekiem i nie wydał mamy, wiedział dobrze, że sama wychowuje troje dzieci. Tak to bywało dawniej. Zostawiam moc serdeczności i wiosenne pozdrowienia.
Poruszająca historia... Jak niemal wszystkie z tego czasu i z tej ziemi... Z serca za nią dziękuję:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak się później okazało, górali przegrali z postępem, choć ani na jotę nie zrezygnowali ze swej pazerności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie i słonecznie.
Łacno osądzać w wiek cały później, ani probując tamtocześnych zrozumieć. A przecie to czasy, co ich w "Na skalnym Podhalu" Kazimierz Przerwa-Tetmajer opisywał... Z Torlinowego blogu, z noty:
Usuńhttps://torlin.wordpress.com/2008/03/12/glodowka-i-nedzowka/
pozwoliłem sobie cytatu zapożyczyć: "W XIX wieku wsie podtatrzańskie cierpiały niewyobrażalną wprost biedę. Bardzo mało urodzajne gleby, surowy klimat, krótki okres wegetacji, wszystko to powodowało, że jedzenia było za mało na wyżywienie wszystkich, łącznie ze zwierzętami hodowlanymi. Górale potrafili nie ścinać owsa, tylko go wyrywali, a później obcinali korzonki, aby mieć więcej słomy. Przednówki były co rok straszne, ale w niektórych latach lato na dodatek było często zimne i deszczowe, co skutkowało katastrofalnymi wprost klęskami głodu. Zjadano korę z drzew, warmuz (jak nazywano lebiodę), bryjkę uwarzoną z chwastów (mlecza, podbiału, skrzypu), pieczono placki z otrąb i trocin. Tak potworne klęski głodu spadły na Tatry w 1847, 1864, 1892 i w mniejszym stopniu 1912. Ta ostatnia nie miała tak strasznych skutków, gdyż Górale gremialnie zaczęli wyjeżdżać do Stanów Zjednoczonych.
Na Górali spadały również inne nieszczęścia. Z powodu chronicznego niedożywienia cholera w 1873 roku zebrała krwawe żniwo i to właśnie wtedy narodziła się legenda wśród Górali Tytusa Chałubińskiego, który z wielkim poświęceniem leczył chorych, uczył walczyć z chorobą, a przede wszystkim z rezygnacją. Rok później spadła na Tatry epidemia tyfusu.
Następnym kataklizmem były powodzie, najgorsze były w latach 1813 i 1884. Ale to, co dotknęło Górali w 1934 roku, to się nie mieści w głowie – woda zalała 36 wsi i 7 tys. hektarów pól i łąk.
Ja wiem, że nazwy Głodówka i Nędzówka pochodzą od góralskich nazwisk Głód i Nędza, ale mnie przypominają czasy, w których tak ciężko było im żyć. Wystarczy poczytać „Heidi”, jak się żyło Góralom Alpejskim, poczytać o Bretanii i głodzie wśród ludności, przypomnieć sobie emigrację irlandzką. Dlatego tak się cieszę, że przyjeżdża do nich dużo turystów, że budują nowe pensjonaty, zajazdy, restauracyjki. Niech będą szczęśliwi"
Ci, którym w 1899 roku, kolej odebrała zarobku na tych nielicznych jeszcze turystach, musieli się wtedy czuć w najwyższym stopniu oszukani i zdradzeni. Śmiejemy się dziś z nich trochę i z tego szlaucha maszynisty, ale im z pewnością nie było do śmiechu, że stracili jedyne dodatkowe żródło zarobku, które ich może i od głodu ratowało. I choć czasy dzisiejsze z pewnością już inszych przynoszą cyrkumstancyj, to mnie się zdawa, że za ową pazernością dzisiejszą jest gdzie podskórna górali tamtych klęsk i głodów pamięć...
Kłaniam nisko:)